~ Rozdział 58 ~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Mówiłem ci, żebyś ubrała się cieplej. Teraz byś nie marzła.- powiedział, spoglądając na dziewczynę, która ocierała dłońmi swoje ramiona, żeby się ogrzać. Przed samym spacerem, na jaki ją zaprosił, mówił, że na dworze jest zimno. Jednak Ślizgonka była uparta i wiedziała swoje. Nie chciał się przez to z nią kłócić, bo było to daremne.

Wskazał jej w stronę drzew, gdzie był powalony pień i będą mogli usiąść. Musieli iść, aż na drugi przed jezioro, żeby porozmawiać, ponieważ nie chciał sensacji i być na pierwszej stronie Proroka Codziennego pod tytułem: Romans w Hogwarcie. Skeeter była nachalną kobietą, która pisała o wszystkim, co wywołałoby burzę. Nie tylko jemu zniszczyłaby się reputacja, ale i mógłby zostać wyrzucony z Hogwartu. Przede wszystkim chodziło o Vanessę, która miała jeszcze tyle do osiągnięcia. Jeszcze dwa lata będzie miał możliwość zobaczenia jej w murach starego zamku, a później co będzie, kto wie?

Powędrowali we wskazane miejsce, gdzie mężczyzna machnął różdżką, żeby oczyścić miejsce, na którym usiądą. Bez żadnego strzeżenia złapał ją za nadgarstek i usadził na swoich kolanach, otulając peleryną.

- Znaj moją łaskę... Nie wyrywaj się.- warknął na nią, kiedy próbowała zejść z jego kolan, cała czerwona na twarzy. Nie wiedział, czy to przez ziemne powietrze, czy rumieńce na twarzy.

Zamilkła, chowając twarz w jego szacie, będąc oszołomiona jego bliskością. Czuła się beztrosko, jak i bezpiecznie w jego ciepłych objęciach, które chwilami odbierały jej zmysły. Nie wiedział, że nieświadomie, zaczęła wąchać mężczyznę, który ładnie pachniał.

Rozbawiony, patrzył, co robiła. Powstrzymując się od powiedzenia czegoś głupiego, żeby jej nie zezłościć. Pokręcił głową na boki i oparł podbródek o czubek jej głowy, spoglądając na zamarznięte jezioro, na którym można było zobaczyć odbijające się lekko zachmurzone niebo. Otulał ją peleryną, delikatnie również ocierając dłońmi o jej zmarznięte ciało.

- Ciepły jesteś.- usłyszał cichy głos Vanessy.

- Pięć punktów dla Slytherinu za spostrzegawczość.- mruknął rozbawiony, mogąc tak siedzieć i siedzieć bez końca, jakby wszystko inne nie miało teraz znaczenia.- Tylko później nie płacz, że na jutrzejszym balu będziesz przeziębiona.

Zaśmiała się tylko w odpowiedzi i zaczesała jego długie do ramion włosy, czując, jak zadrżał. Uśmiechnęła się delikatnie i przytuliła się ponownie do niego, myśląc, że nie będzie, aż taki wredny i nie zrzuci ją z kolan na śnieg. Nie chciała nawet odsuwać się o krok od mężczyzny.

- Dzień dobry profesorze Snape, Vanesso...- wystrzeżyła oczy, wraz z mężczyzną, kiedy usłyszała głos obok nich. Przerażona szybko podskoczyła i upadła na śnieg, by się szybko podnieś i patrząc cała czerwona na szukającego Irlandii. Nie wyglądał on na jakoś bardzo zdziwionego, tym co widział.- Panna Granger ciebie szukała, ponieważ się umówiliście, że przyjdzie do ciebie.

- Cholera jasna... zapomniałam.- jęknęła cicho i spojrzała na nich, a w szczególności na Severusa, by szybko udać się w stronę zamku, zostawiając ich samych.

- Dość niecodzienna sytuacja, jak sądzę?- stwierdził rozbawiony, żeby i on ruszył w stronę Hogwartu. Wykonał swoje zadanie, jakie mu powierzyła Hermiona, w znalezieniu Ślizgonki, która gdzieś zniknęła. Teraz miał odpowiedź, na nurtujące go pytanie, gdzie tak dzisiaj pędziła, a raczej do kogo. Nie widział w tym nic dziwnego, ponieważ w jego rodzinie było na porządku dziennym takie związki.

~*~*~

Muzyka smyczkowa, spokojnym brzmieniem roznosiła się echem po Hogwarcie, aż po same Błonia, zachęcając swoich gości do przybycia na uroczystość. Podekscytowani uczniowie rozmawiali ze sobą radośnie, wychwalając ciężką pracę, którą włożyli prefekci, żeby to wszystko zorganizować. Uczniowie mieli założone eleganckie szaty wyjściowe, kiedy ich partnerki miały długie piękne suknie mieniące się w świetle światełek. Każda była inna od drugiej, nikt nie znalazłby takiej samej.

Wielka Sala, jak nigdy dotąd wygląd nieziemsko chcąc nie tylko zachwycić swoich uczniów, jak i wrażenie na gościach z Beuxbatons i Durmstrangu. Ściany pokrywał rozmigotany srebrny szron, a pod rozgwieżdżonym sklepieniu biegły we wszystkie strony girlandy z jemioły oraz bluszczu. Dwanaście choinek były ozdobione różnymi ozdobami, od migoczących czerwonych jagód po prawdziwe, pohukujące złote sowy. Długie stoły zostały zastąpione mniejszymi, przy którym zmieściło się dwanaście osób. Stoły były oświetlone lampkami, a złota zastawa mieniła się przy świetle.

- Majestatycznie.- stwierdził pod wrażeniem Lynch, kiedy wraz z Harrym schodził na dół po marmurowych schodach, których kolumienki zostały ozdobione wiecznotrwałymi soplami lodu. Zbroje na korytarzach śpiewały kolędy, kiedy któryś z uczniów przeszedł obok nich.

- Tak, ale wolałbym już wrócić do dormitorium.- powiedział Gryffon, który wcale tutaj nie chciał być, ale został zmuszony. Jego wzrok po chwili powędrował w stronę uśmiechniętej Cho, stojącej obok, jak zawsze spokojnego Puchona. Nie wiedział, aż do teraz z kim szła na bal, ale mogła powiedzieć. Był pomiędzy młotem a kowadłem, jeśli chodziło o jego uczucia.- Długo jeszcze będziemy czekać?- zapytał szukającego, do którego się przekonał, mimo że na początku raczej był septyczny. Dostał wiele od niego porad dotyczących gry Quidditcha, ale nigdy nie zapytał, czy czuł miętę do jego siostry.

- Nigdy nie popędzaj płci pięknej, ponieważ zawsze może się to skończyć źle. Zaznałem to na swojej skórze...- nie dokończył, ponieważ dołączył się do nich Cedric, kiedy Cho zniknęła gdzieś na chwilę.- Miło ciebie widzieć, Cedric. Gdzie twoja partnerka?

- Musiała, gdzieś pójść na chwilę. Jeszcze nie ma Vanessy?- rozejrzał się za Ślizgonką, będąc ciekawy, jak będzie wyglądać w sukni. Przeważnie chodziła tylko w luźnych ubraniach, a na lato mógł od czasu do czasu zobaczyć w letnich sukienkach.

- Zaraz przyjdzie, jestem tego pewien.- uśmiechnął się delikatnie, za nim zajęli się rozmową, w której Lynch i Puchon dyskutowali.

Nie zauważyli, nawet kiedy Harry podszedł do Rona, będącego teraz niemałym widowiskiem, gdy był ubrane w swoją szatę wejściową. Nie miał innego wyboru, ponieważ rodzice nie wysłali mu lepszej. Wraz z głośnym biciem zegara, zjawili się obok nich siostry Patil, ubrae w tradycyjne stroje Sari. Obie trafiły do dwóch różnych domów, ale mimo tego były blisko siebie. Wszyscy spojrzeli się zaciekawieni na Wiktora Kruma, który się zjawił, wyczekując kogoś z niecierpliwością.

- O tutaj jesteście.- zawołała szybko zdenerwowana profesor McGonagall, która zjawiła się przed Harrym oraz jego partnerką. Nie pamiętała, że wcześniej nie zdążyła ich poinformować o tańcu, którym wszyscy reprezentanci, rozpoczynali bal tańcem.- Jesteście gotowi?

- Ale do czego?- zapytał zdezorientowany Harry, nie wiedząc, o co chodziło kobiecie. Parvati również nie wiedziała, ale była bardziej zainteresowała tym, kiedy jej siostra zniknęła wraz z Weasleyem.

- Do tańca.- oznajmiła, jakby było to oczywiste.- Wedle tradycji troje zawodników, a w tym przypadku czworo otwiera bal.- oznajmiła, patrząc się na nich. Nie zauważyła, jak uczeń zbladł z myślą o tańcu. Zdecydowanie bardziej wolał walczyć ze smokiem.- A teraz ustawcie się przy wejściu.- wskazała im miejsce, chcąc wszystko, żeby się zaczęło równo o ósmej wieczór.

Młody Gryffon westchnął ciężko, zdając sobie sprawę, że jak ucieknie, to dostanie szlaban do końca życia. Miał już ruszać, kiedy zaciekawiony spojrzał na dziewczynę, spoglądająca na schody.

- Wyglądają olśniewająco... - mruknęła Gryffonka, spoglądając w stronę schodów. Wszystkie pary oczu skupiły się Vanessie i Hermionie, które razem stały u szczytu schodów.

Obie były ubrane w piękne, długie suknie, które doskonale dopasowane do ich sylwetek, podkreślały dokładnie figurę. Ślizgonka uśmiechnęła się nieśmiało, delikatnie chwytając w palce zwiewny materiał białej sukni. Gorset był zdobiony złotymi wzorami na całej jego długości, które stopniowo zanikały, im bardziej w dół sukni schodziły. Ramiona i dekolt były ukryte pod delikatnym tiulem, który stawał się coraz mniej przeźroczysty, aż stał się całkiem zbitym materiałem na jej rękach, ukrywając niedoskonałości. Dół sukni był rozkloszowany, opadając delikatnymi falami. Zwiewny materiał falował delikatnie z każdym ruchem dziewczyny. Obcasy jej białych szpilek, postukiwały z każdym jej krokiem w dół schodów. Ciemne włosy Ślizgonki, skręcone w loki, opadały falami na jej plecy, a pojedyncze pasma na jej klatkę piersiową. W uszach mieniły się długie złote kolczyki, ozdobione drobnymi kryształkami, które pobłyskiwały drobnym blaskiem w ciepłym świetle świec. Jej twarz zdobił lekki makijaż, który jednak podkreślał jej piękno i dodawał uroku.

Wszystkim, aż zabrakło słów, żeby cokolwiek powiedzieć, czy też zrobić. Nie dowierzali, że były to te same uczennice, jakie widywali codziennie na korytarzach, czy też spędzali wspólnie czas. Teraz były młodymi damami, które choć przez jeden wieczór, chciały się poczuć wyjątkowe, piękne.

- Wyglądasz... wyglądasz...- Puchon jąkał się, nie potrafiąc, powiedzieć, że wyglądała przepięknie. Nawet bez tego wszystkie mu się podobała i zdobyła jego serce.

- Dziękuję.- odpowiedziała z uśmiechem, ponieważ ta sukienka była dla niej sentymentalna. Należała, kiedyś do jej matki, która poszła w niej do ołtarza, ale specjalnie dla niej ciocia ją przerobiła, by mogła cieszyć się nową młodością. Kątem oka, spoglądała na zarumienioną Gryffonkę, której dłoń ucałował Wiktor Krum na przywitanie.

- Panie Diggory, Potter proszę natychmiast się ustawić ze swoimi partnerkami!- usłyszeli i Cedric miał już ruszyć, kiedy się nagle zatrzymał, przypominając sobie, że Krukonki dalej nie było. Rozejrzał się zdenerwowany wokół siebie, myśląc, że gdzieś stała i tylko czekała.

Harry, jak i Parvati powędrowali w stronę pozostałych zawodników, czekając na Puchona, który był przed nimi i nie wiedział, co miał w tej sytuacji zrobić. Spojrzał się na nich błagająco, prosząc, o pomoc. Szukający nie musiał długo myśleć, za nim nasunął mu się pomysł do głowy. Delikatnie popchnął partnerkę w stronę Cedrica.

- Rozpoczęcie balu nie może czekać. Musisz zatańczyć, Vanesso.- odparł, zmieniając, na jakiś czas swoją partnerkę, żeby wszystko mogło ruszyć. Zauważył, jak rozchylała usta, ale jej szybko przerwał.- Chyba nie chcesz ośmieszyć całego Hogwartu, przez to, że nie potraficie się ustawić i zatańczyć?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro