~ Rozdział 60 ~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zarumieniła się delikatnie na twarzy, kiedy zerknęła w stronę stołu, gdzie siedział, jak zawsze opanowany Mistrz Eliksirów. Trudno było jej przestać myśleć o delikatnym, ale i czułym pocałunku mężczyzny, gdy wyznała mu miłość. Dało jej to tylko nadzieję, że może czuć to, co ona. Przez co jeszcze miała większą determinację, żeby walczyć o swoje szczęście, którym był mężczyzna. Nikt nawet nie zwrócił uwagi, kiedy zdążyła zniknąć wraz z profesorem. Lynch, co chwilę był porywany do tańca, lub do długich rozmów dotyczące planów na swoją przyszłość. Za nim zdążył się zaniepokoić jej nie obecnością, to wróciła na bal, bujając w obłokach.

Czuła na sobie pytający wzrok przyjaciół, który postanowiła zbyć, udając przeziębioną. Chciała zachować dla siebie tamten piękny wieczór, będący jednym z najlepszych, jakie kiedykolwiek ją spotkały. Cedric wiedział o jej uczuciach względem Mistrza Eliksirów, ale nie chciała tylko rozmawiać o tym. Byli przyjaciółmi i ten czas powinni poświęcić sobie, niż o swoich miłościach. Wystarczająco przez nią pokłócił się z Krukonką, że to nie z nią tańczył walca, a z Vanessą. Nie była to wina Ślizgonki, wręcz ona nie chciała tańczyć. Jednak co się stało, to się nie odstanie, a zachowanie Cho było strasznie dziecinne.

- Słyszeliście, że podobno Cormac wylądował, którąś z uczennic Beauxbatons w składziku na miotły?- zaśmiała się cicho Alex, do której dołączyło większość, patrząc się wymownie z Gryffona siedzącego przy swoim stole. Wyglądał na bledszego, niż zazwyczaj.- I przez to profesor Snape odjął, aż sto punktów.- dodała zadowolona z myślą, że ich dom miał duże prowadzenie i szansę na wygraną.

- Profesorowie musieli się spodziewać, że do takich sytuacji może dojść, to nic dziwnego, jak ktoś dostanie strzałą od Amora.- wszyscy się zaśmiali, na co Vanessa tylko uśmiechnęła, ponieważ ona sama dostała strzałą.

Teraz nie było dla niej dziwne, widząc inne zakochane pary, spędzające ze sobą czas. Ona niestety nie będzie miała takiej możliwości, w końcu zabronione były związki pomiędzy profesorami a uczennicami i na odwrót. Sama nie była pewna, czy jak zakończy Hogwart, stworzą coś więcej. Wszystko jeszcze za ten czas mogło się zmienić, skomplikować do takiego, że będą bezradni. Dla niej różnica wieku nie była ważna, ale dalej była dla niego małolatą. Młodszą o siedemnaście lat, która nie wie tyle o życiu, jak mężczyzna.

- Profesor od samego rana ma dobry humor, czyli powinien więcej punktów odejmować.- stwierdziła Elizabeth, co jakiś czas spoglądając na Mistrza Eliksirów, który pił już w tym dniu drugą kawę.

Zaśmiała się cicho, żeby następnie zająć się swoim talerzem, oraz ciepłą kawą z mlekiem, którą dzisiaj wyjątkowo się napiła. Była zwolennikiem raczej ciepłej herbaty owocowej, czy również zimnych soków własnej roboty. Zazwyczaj nie była wybredna, ale to zależało od jej samopoczucia.

- Dzisiaj się nie wykręcisz pani prefekt i idziesz z nami do Hogsmeade.- uniosła brew, słysząc, że zapraszali ją na wyjście, do którego nie była przekonana. Zawsze starała się od tego wymigiwać, ale czuła, że tym razem się nie wymiga.

Mruknęła coś pod nosem i za nim cokolwiek odpowiedziała, poczuła, jak coś miękkiego i puchatego ociera się o jej nogi. Wszyscy usłyszeli również miauczenie głodnego Samara, patrzącego się za swoją panią dużymi oczami. Nakarmiła go kąskiem szynki, widząc, jak żebrze o jedzenie i nie tylko ją.

- Pójdę, ale tylko na godzinę.- odpowiedziała, ignorując sprzeciwy znajomych.

~*~*~

Spojrzała się na różową różę z zawiązaną czarną wstążką, która leżała na szafce nocnej. Wzięła ją do ręki i usiadła na brzegu łóżka, przyglądając się jej uważnie. Przejechała palcem delikatnie po płatku, zastanawiając się, od kogo ją dostała. Rozejrzała się za jakąkolwiek karteczką, ale żadnej nie dostrzegła. Tylko jedna osoba była na tyle tajemnicza, żeby w taki sposób jej coś podarować. Na jej twarzy pojawił się delikatny, ale i ciepły uśmiech. Powąchała różę, przymykając oczy, by delektować się jej słodkim zapachem.

Sięgnęła do swojej kieszeni po różdżkę, by rzucić na kwiat zaklęcie, oraz wstawić do wyczarowanego wazonu. Był to naprawdę miły gest, dzięki któremu czuła przyjemne ciepło na sercu. Nawet nie przyszło jej do głowy, że mógłby jej zrobić, jakiś paskudny żart. Przynajmniej prezent wpadł jej w gusta, ponieważ kochała róże, a w szczególności białe. Odstawiła ją po chwili na bok, żeby przygotować się do spania. Wyciągnęła czyste rzeczy ze szafy i udała się do łazienki, gdzie napuściła do wanny ciepłej wody, oraz dolała trochę żelu. Zdjęła z siebie ubranie, które położyła obok umywalki, by wejść do wody. Westchnęła cicho, opierając głowę o brzeg, spoglądając w biały sufit.

Przy kąpieli mogła się zastanowić nad wieloma rzeczami, a tym bardziej, jak ma się zachowywać wobec Severusa. Bała się wyjść na nie dojrzałą, mimo że wiele razy jej mówił, że taka była. Co mogła jednak na to poradzić? Była po prostu sobą, panną Potter wpadającą w kłopoty, jak sam Harry. I tak nie robiła większości rzeczy, jak na początku jej przyjazdu do Hogwartu. Teraz była przykładną panią prefekt, muszącą dawać przykład innym, a nie chciała stracić tego tytułu. Zależało jej na tym i miała determinację, żeby pokazać, że coś potrafi niż robienie komuś żartów. Czuła, że i tak już za wiele by nie wymyśliła i zrobiła.

Wszystko dla Vanessy i tak wydawało się trudne, jakby choć raz nic nie mogło spaść jej z nieba i dać wszystko, co chciała. Nawet jeśli oznaczałoby to wiele wyrzeczeń. Ona nie potrzebowała tej swobody, jak inni w jej wieku. Zaczynała myśleć przyszłościowo i o tym, co chciała osiągnąć, czy robić. Dotychczasowe plany się jej nie zmieniły i od razu po skończeniu Hogwartu, składa papiery w ministerstwie, żeby móc zostać przyjętą na szkolenia Aurorów.

~*~*~

- Nie tak prędko, Potter.- zawołał za nią Severus, kiedy chciała wyjść ze sali od eliksirów, za innymi uczniami. Sam nie ruszył się ze swojego miejsca, czekając, aż podejdzie, a ostatnia osoba zamknie drzwi, by mógł je zabezpieczyć zaklęciem.- Unikanie kogoś, to raczej nie symbol twojej rodziny.

Spojrzała się na mężczyznę, milcząc, jak zaklęta. Nie unikała go, może trochę, ponieważ nie wiedziała, jak miała się zachowywać. Podeszła do niego powoli, stając obok jego biurka, przy którym siedział. Jej oddech znacznie przyspieszył, jak i bicie serca.

- Aż tak się zraziłaś do mnie po tamtym zajściu?- zapytał, patrząc na nią uważnie, szukając, jakiejkolwiek odpowiedzi. Uniósł brew do góry, a czego mógł się więcej spodziewać, po młodej dziewczynie. Może dojrzałości, ale i nieuciekania później, gdy się powiedziało o uczuciach. On nie zamierzał się bawić w kotka i myszkę, żeby ta druga osoba później uciekła, ale i ukryła się w dziurze.

- Nie.- odezwała się, patrząc na ziemię, a następnie na mężczyznę.- Po prostu nie wiem, jak się zachować...

- Normalnie, jak wcześniej.- przerwał jej. Severusowi pasowało to, jak było dotychczas. Nie oczekiwał, nie wiadomo czego, a tym bardziej popędzania. Wolał, jak wszystko działo się powoli. Był cierpliwym mężczyzną i rok, czy dwa go nie zbawi, jeśli myśli dojrzale o nich.- Jestem twoim nauczycielem, a ty uczennicą. Nie mógłbym się dopuścić do wielu szczeniackich rzeczy, muszę myśleć, żeby nikt się o tym nie dowiedział.

- Oczywiście, że nikt się nie dowie.- oznajmiła, jakby ta sprawa była czymś jasnym.- Jeszcze mam w głowie trochę dobrze pracujących komórek.

Skinął delikatnie głową, jak i wygiął wargi pod wzór uśmiechu. Cieszył się, że się rozumieją i to wszystko zostanie pomiędzy nimi. Tylko nimi, aż się to wszystko samo nie rozwiąże. Nie chciał również zmieniać swojego podejścia, może trochę, żeby dwie strony były zadowolone, nie jedna.

- Pamiętaj. Niech się wszystko dzieje powoli, ale również nic na siłę, dobrze? Nic nie będę robił, co ci się nie podoba, jednak od ciebie oczekuje jednego. Bądź ze mną szczera i zacznij myśleć o tym, czego chcesz. Od zaraz się nie zmieniaj, bo nie o to w tym chodzi, sam nie wiem.

- Dlatego musimy się nauczyć, Severusie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro