~ Rozdział 65 ~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pacnęła dłonią Lyncha, kiedy zagwizdał, gdy Snape przeszedł obok nich i spojrzał się na nich pytająco, jak i na skończonych idiotów. Usłyszała cichy śmiech przyjaciela, który musiał się dobrze bawić. Vanessie nie było do śmiechu, ale miał szczęście, że nikt nie zwrócił szczególnej uwagi. Może trochę, myśląc, że pani prefekt coś po takim czasie wykombinowała. Mogły być to ich tylko niespełnione marzenia.

- Oszalałeś.- warknęła do niego cicho, ciągnąć go stąd, jak najdalej się tylko dało.- Mało ci sensacji...

- Sztywna się zrobiłaś, czyżby kryzys w tak młodym wieku?- zapytał rozbawiony i szybko uniknął kolejnego ciosu od Vanessy, patrzącej się na niego złowrogo.- Od razu nie musisz mnie bić.- uśmiechnął się do niej szeroko, przez co ona przewróciła oczami.

- Dorosłam...

- Na gorze chciałaś powiedzieć.- parsknął śmiechem i patrzał, jak go szybko omija obrażona, że się z niej śmieje.- Oj Nes już się tak nie obrażaj.

Prychnęła cicho i szła dalej, jak gdyby nic. Usłyszała, jak do niej podbiega i dla zabawy podnosi, żeby przerzucić ją przez swoje ramię. Zapiszczała przez to głośno, czym się nie przejął i szedł dalej. Miał dzisiaj bardzo dobry humor, ponieważ dostał list od swojej narzeczonej, która miała pojawić się na trzecim zadaniu. Tęsknił za nią i był wniebowzięty, że ją zobaczy. Ona, jak i Vanessa bardzo chciały się poznać, teraz będą miały ku temu okazję.

Uderzała pięściami w jego plecy, żeby ją puścił, ale on mimo tego dalej ją niósł. Czuła się, jakby skończyła, jako worek na ziemniaków. Westchnęła cicho, wiedząc, że nic nie zdziała, bijąc go. Mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem, co brzmiało, że jeszcze jej za to zapłaci i ona będzie się z niego później śmiać. Miał szczęście, wypuszczając ją kawałek dalej. Korzystając z tej okazji, szybko mu uciekła, śmiejąc się przy tym cicho. Słyszała, jak za nią biegł, ale nie dała teraz tak szybko złapać. Byli dorośli, a w tej chwili zachowywali się, jak małe dzieci. Gdyby teraz padła, na któregoś z profesorów, zganiłby ją za jej zachowanie. Severus w szczególności, ale on miał teraz ważniejsze rzeczy do roboty, niż patrzeniem jej po rękach co robi.

- Już nie będę, obiecuję!- krzyknął za nią, zmęczony tym pościgiem. Na pierwszy rzut oka nie wyglądała na kogoś, kto mógłby biec tak szybko i na długi dystans. On miał już dość, ale nie pomyślał, że musiała ćwiczyć uciekanie z peleryną Mistrza Eliksirów, którą "pożyczyła" i do tej pory nie oddała.

Zastanowiła się przez chwilę, żeby zatrzymać się i spojrzeć na niego. Uśmiechnęła się złośliwie, widząc na jego twarzy zmęczenie.

- Nie ufam ci w tej sprawie.- odparł rozbawiona, idąc na Aidena.

Przewrócił oczami i wziął kilka wdechów, żeby powoli do niej podejść i tym razem nic nie zrobić, oprócz szturchnięcia ją ramieniem. Cieszył się, że miał taką przyjaciółkę, jak Vanessa i nie był w Hogwarcie sam. Wiele osób rozmawiało z nim ze względu na to, że jest szukającym Irlandii. Ślizgonka nie lubiła tej dyscypliny, a on kochał. Spełnił swoje największe marzenie, mogąc grać w Quidditcha zawodowo.

~*~*~

Uśmiechnęła się pociesznie do swojego brata, wraz z którym szła w stronę stadionu Quidditcha, gdzie na potrzebę turnieju stworzyli labirynt. Sama bardziej się od niego stresowała, myśląc, że ostatnie zadanie będzie o wiele cięższe. Nie pomoże mu, jak tam wejdzie. Będzie zdany na siebie, jak w dwóch poprzednich. Ścisnęła go delikatnie za rękę, czując, jak robił to samo. Miała nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze i zobaczy go z powrotem. Spojrzała się na Cedrica, idącego obok swojego ojca, z którym rozmawiał. Pan Diggory wyglądał do tej pory na dumnego, w końcu jego syn reprezentował Hogwart. Harry również, ale on nie był "prawdziwym" uczestnikiem własnego wyboru.

- Harry będzie dobrze.- odparła pewnym głosem Hermiona, idąca tuż obok nich wraz z Ronem.- Pamiętaj o różdżce.- przypomniała mu po raz kolejny, żeby nie zapomniał, że może używać magii, a wręcz musiał.

- Tak, będę pamiętać.- mruknął, biorąc kilka głębokich wdechów, bojąc się tego dnia bardziej niż poprzednich. Nie zależało mu na wygranie, chciał tylko przeżyć, to było dla niego najlepszą nagrodą. Bardzo nie chciał w tym wszystkim uczestniczyć, dlaczego choć raz nie mógł patrzeć na innych z widowni?

Dotarli po chwilę na miejsce, gdzie orkiestra grała skoczną muzykę, a uczniowie radośnie rozmawiali, zasiadając na trybunach. Mieli stąd doskonały widok na labirynt i cztery wejścia do środka, do których będą musieli wejść reprezentanci.

Powędrowała wraz ze swoim bratem w stronę profesora Dumbledore'a, który rozmawiał z pozostałymi dyrektorami szkół, jak i samym Ministrem. Przed wejściami do labiryntu nie tylko stali reprezentanci, ale i również ich najbliżsi, życzący im szczęścia, oraz wygranej. Spojrzała się w stronę trybun, gdzie Lynch trzymając za dłoń swojej narzeczonej, usiadł obok Severusa, który nie szczególnie zwrócił na nich uwagi. Nie była to żadna nowość, że tak, a nie inaczej się zachował. Uśmiechnęła się w ich stronę, teraz się nie dziwiła, dlaczego Aiden był zauroczony Marianne. Była piękną, młodą kobietą ze złotymi włosami do pasa, oraz dużymi błękitnymi oczami. Miała bardzo ładny uśmiech, który musiał zauroczyć nie jednego mężczyznę.

Widziała, jak Lynch wskazuje na nią palcem, przez co Marianne pomachała do niej radośnie. Cieszyła się, że może poznać Ślizgonkę, o której opowiadał jej narzeczony. Nie czuła się zazdrosna, ponieważ mu ufała i jak jej zdradził, młodsza dziewczyna miała już kogoś.

- Kto to?- zapytał Harry.

- Narzeczona, Lyncha.- odpowiedziała, spoglądając na brata. Zobaczyła na jego twarzy zaskoczenie, przez co pokręciła głową. Położyła dłoń na jego ramieniu.- Poćwiczyłeś jeszcze zaklęcia?

Gryffon skinął głową, nie wspominając, że miał problemy z większością zaklęć, które mu zapisała na pergaminie. Starał się tyle, ile mógł, a zapewne i tak zawali z najprostszymi zaklęciami. Nie miał tyle doświadczenia, co starsi zawodnicy, którzy znali bardzo dużo zaklęć. Sama Vanessa znała ich sporo i poradziłaby sobie lepiej od niego.

- Uważaj na siebie, Harry. Pamiętaj, że musisz mieć oczy szeroko dookoła głowy, nie wiadomo, co będzie cię tam czekać.- zaczęła powoli, wciskając mu do ręki małą kartkę, która może mu się przydać.- Zaklęć nigdy nie dosyć.- uśmiechnęła się delikatnie do niego, widząc, jak wkłada ręce w kieszenie, by nie było to podejrzane.

Chciała jeszcze mu coś powiedzieć, ale profesor Dumbledore zawołał do siebie zawodników, żeby ich ostrzec przed niebezpieczeństwem, jakie na nich czyha. Mogła podejrzewać tylko, co im mówił. Czuła skręcenie w żołądku na myśl, że zaraz Harry zniknie jej z oczu w labiryncie. Powędrowała powoli do pana Diggory'ego, który przytulił ją ponownie na przywitanie, traktując Vanessę, jak własną córkę. Uśmiechnęła się delikatnie i odsunęła kawałek, by zacząć rozmowę. Nie dało się ukryć, że po śmierci matki Cedrica, mężczyzna był samotny i nie do końca mógł znaleźć swojego miejsca na świecie.

- Ced!- zawołał z uśmiechem mężczyzna, widząc, jak jego syn podchodzi do nich. Poczochrał go po włosach, na co Vanessa się zaśmiała.

- Tato...- powiedział i odsunął się, żeby poprawić swoje włosy i spojrzał się z rozbawieniem na śmiejącą się przyjaciółkę.- Ja bym nie śmiał się na twoim miejscu, Nes.

- Ja?- zapytała niewinnie. Pisnęła cicho, kiedy teraz on zepsuł jej fryzurę za karę.- No ej!- warknęła, patrząc się na niego złowrogo, żeby z cichym śmiechem ją objął i przytulił do niej. Mruknęła coś pod nosem, co tylko go jeszcze bardziej bawiło. Oparł podbródek o czubek jej głowy, przymykając z uśmiechem oczy.

- Już się nie denerwuj, krasnalku.- mruknął miękko do Vanessy, mając nadzieję, że po zakończeniu turnieju znowu siebie zobaczą i uda mu się ją zabrać na jedno piwo kremowe. Będzie musiał ze wszystkiego odreagować, żeby znowu wrócić do zwyczajnego życia.

- Chciałbyś.- odpowiedziała, przytulając się do niego mocno.- Uważaj na siebie, Ced.- poprosiła cicho. Był jej najlepszym przyjacielem i nie chciała, żeby coś mu się stało.

Cedric odsunął się kawałek od Ślizgonki, gładząc ją delikatnie dłonią po policzku. Czuł, jak delikatnie zadrżała pod wpływem jego dotyku. Pogodził się, że ona nigdy nie będzie jego, choćby się starał z całych sił. Pochylił się ku niej i złożył pocałunek na jej czole, ciesząc się tą krótką chwilą. Dla niego największą nagrodą był jej szczery uśmiech, niż puchar i zwycięstwo.

- Wrócę, Vanesso. Choćby nie wiem co, ale wrócę.

Zacisnął delikatnie dłoń w pięść, widząc, jak stał blisko jego partnerki, trzymając ją na dodatek w swoich ramionach. Dla niego nie wyglądało to na przyjaźć, na pewno nie ze strony Puchona. Nie potrafił ukryć tego, co czuł do Vanessy, jednak ona tego nie zauważyła. Może i lepiej? Wtedy nie wiedziałby, czy historia z jego życia by się powtórzyła. Poczuł lęk na myśl, że może znowu zostać sam. Bał się samotności, która zabijała go od środka, mimo że nie było tego po nim widać. Blizny, jak i zranienia zostają już na zawsze.

Odwrócił wzrok, kiedy wystrzelił głośny huk z armaty.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro