~ Rozdział 70 ~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Sala rozpraw... numer dziesięć.- powiedziała pod nosem, rozglądając się dookoła za salą, w której miała się odbyć rozprawa. Była lekko podenerwowana tym wszystkim, w szczególności, że jutrzejszego dnia miała się odbyć rozmowa w sprawie adopcji. Obawiała się, że ta rozprawa mogła tylko ją skreślić wszystko, niczym drobny mak.

Ministerstwo mogłoby uznać, że nie poradziłaby sobie z wychowaniem Harry'ego, który sprawiał kłopoty wychowawcze, co było nieprawdą. To był jego już drugi wyskok w tym przypadku. Pierwszy był błahostką, ale drugi już nie, kiedy został wraz z ich kuzynem zaatakowany przez Dementory. Czy mu wierzyła? Tak, jak zawsze i się to nie zmieniło. Sama była zaskoczona, słysząc, że stworzenia opuściły Azkaban i nikt o tym nie wiedział. Gdzie wtedy byli Aurorzy, którzy mieli na zadanie pilnować porządku?

Stanęła przed ponurymi ciemnymi drzwiami z wielkim żelaznym zamkiem, złapała za klamkę, którą nacisnęła i weszła na salę rozpraw. Ściany były z ciemnych kamiennych bloków, oświetlonych mdłym blaskiem pochodni. Po obu stronach wznosiły się rzędy pustych ław, ale daleko przed sobą, w najważniejszej ławie, mogła dostrzec zbierające się ciemne postacie. Rozmawiały ze sobą przyciszonymi głosami. Obróciła się za siebie, kiedy ciężkie drzwi zatrzasnęły się za nią, czym zwróciła na siebie uwagę. Wyprostowała się, unosząc dumnie podbródek do góry i usiadła z przodu widowni. Czuła, jak jej dłonie lekko drżały.

Musiała teraz tylko czekać, aż Harry się pojawi i wszystko im wytłumaczy, jak było naprawdę. Miała nadzieję, że zostanie uniewinniony i będą mogli wrócić do domu. Nie zostawi go więcej u Dursleyów, aby kolejna taka sytuacja nie miała więcej miejsca. Postara się go obronić, na tyle ile będzie mogła i dadzą jej powiedzieć. Zerknęła na srebrny zegarek na nadgarstku, gdy wszyscy się zjawili oprócz Gryffona. Był już spóźniony minutę, a to pokazywało go w złym świetle.

- Spóźniłeś się.- powiedział Korneliusz Knot, gdy drzwi kolejny raz się zatrzasnęły. Podniosła wzrok na przerażonego Harry'ego.

- Przeprasza... Ja-ja nie wiedziałem, że zmienił się termin.

- To nie jest wina Wzengmotu. Dziś rano wysłano ci sowę. Zajmij miejsce.

Spojrzała się pociesznie na swojego brata, który się na nią spojrzał, widząc, że ona również uczestniczyła w rozprawie. Nie powiedział tego na głos, ale cieszył się, że nie był tutaj sam. Zasiadł po chwili na krzesło, z którego poręczy zwisały łańcuchy. Widział je już wcześniej we wspomnieniach Dumbledore'a, dotyczące skazania Lestrange'ów na karę dożywocia w Azkabanie. Uczestniczył na niej również syn nieżyjącego już Croucha, który również został skazany, za świadome wstąpienie w szeregi Czarnego Pana.

- No dobrze.- rzekł Knot, siedzący na samym środku. Na jego twarzy nie można było dostrzec, pobłażliwego uśmiechu, z którym przeważnie rozmawiał.- Mamy już... wreszcie... oskarżonego, to zacznijmy. Jesteś gotowy?- dodał głośno, spoglądając w dół, wzdłuż rzędów pustych ław.

- Tak, proszę pana.

- Dwunasty sierpnia, przesłuchanie dyscyplinarne...- zagrzmiał głos Ministra, a natomiast Percy natychmiastowo zaczął pisać na przyszykowanym pergaminie.-... w sprawie złamania przepisów Dekretu o Uzasadnionych Restrykcjach Wobec Nieletnich Czarodziei i Zasad Tajności Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów przez Harry'ego Jamesa Pottera, zamieszkałego w Little Whinging w Surrey, przy Privet Drive numer cztery. Oskarżyciele: Kormeliusz Oswald Knot, minister magii, Amelia Suzann Bones, kierownik Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów, Dolores Jane Umbridge, starszy podsekretarz w biurze ministra. Protokolant: Percy Ignacjius Weasley...

- ... świadek obrony: Albus Persiwal Wulfryk Brian Dumbledore.- rozległ się głos za plecami Harry'ego, który odwrócił szybko głowę, że aż poczuł w karku ból. Sama Vanessa lekko podskoczyła, nie wiedząc nawet kiedy starszy czarodziej się pojawił.

Poprawiła dłonią swoje satynowe czarne spodnie, oraz białą koszulę w czarne groszki, obserwując, jak profesor Dumbledore, siada na wyczarowanym fotelu. Również zamienił kilka zdań z Ministrem, za nim wrócili do rozprawy.

- Zarzuty wobec oskarżonego brzmią, jak następuje: drugiego sierpnia bieżącego roku, o godzinie dziesiątej dwadzieścia trzy wieczorem, oskarżony celowo, z rozmysłem i z pełnią świadomością łamania prawa, otrzymawszy uprzednio z Ministerstwa Magii pisemne oskarżenie przypominające mu o nielegalności takich poczynań, użył Zaklęcia Patronusa na obszarze zamieszkanym przez mugoli i w obecności mugola, co stanowi...- czytał dalej z pergaminu, który został przygotowany do tej rozprawy i przeanalizowany wcześniej przez Knota.

Westchnęła cicho, coś czując, że będzie to długa rozprawa. Nadal była przygotowana, jakby chcieli ją poprosić do złożenia własnych wyjaśnień. Była niemalże jego prawnym opiekunem, czekającym na zgodę.

~*~*~

- ... No dobrze już... dobrze... Oczyszczony ze wszystkich zarzutów.- usłyszeli decyzję Ministra, który uderzył młotkiem dwa razy w stół, zakańczając rozprawę. Nie wyglądał na zadowolonego, gdy została poruszona sprawa z powrotem Czarnego Pana. Nie wierzył w to, jak większość czarodziejskiego świata, dla których on był martwym.

- Wspaniale.- odparł zadowolony Dumbledore, żeby następnie wyjść, jak gdyby nic.

Harry odetchnął cicho, myśląc, że w końcu będzie mógł wrócić do domu, a raczej do państwa Weasley, jak na każde wakacje. Miał nadzieję, że w następne już będzie, mógł mieszkać ze swoją starszą siostrą. Będzie miał w końcu normalny dom, o jakim marzył i obiecywała mu Vanessa. Spojrzał na nią, ale wyglądała na bardziej zestresowaną od niego samego. Uśmiechnął się do niej delikatnie, na co tylko zerknęła na niego. Wiedziała, że nie powinno się chwalić dnia przed zachodem słońca.

- Chodź, Harry.- szepnęła do niego, kiedy podniósł się z krzesła. Skinął delikatnie głową, również chcąc wyjść stąd, jak najszybciej się tylko dało. W szczególności jedna z czarnych postaci, wyglądała, jakby najchętniej miała go zamknąć w Azkabanie. Był to stary podsekretarz Ministra, Dolores Umbridge.

Złapała go za dłoń, wyprowadzając ze sali rozpraw, aby udać się w stronę fontanny Magicznego Braterstwa, ale najpierw musieli wyjść z lochu. Łatwo można było się tutaj pogubić przez ilość korytarzy, a nawet drzwi, z których każde prowadziło do innego pomieszczenia. W Hogwarcie na początku również zdarzało się zgubić, gdy się nie znało dobrze starych murów. Życie było ciągłą nauką i poznawania przeróżnych nowych rzeczy, które albo się przydadzą w dorosłym życiu, albo i nie. Vanessa teraz mniej więcej chciała zapamiętać Ministerstwo, ponieważ za niecały rok do niego dołączy, kiedy zakończy swoją edukację. Nie wiedziała, czy zostanie przyjęta i wezmą na roczne szkolenia. Mogłoby się okazać, że było znacznie lepszych osób od niej samej. Wyniki ze Sumów i Owutemów były bardzo ważne, na ich podstawie było można zobaczyć, jakie postępy wykonali przez te lata.

Ministerstwo, jak zawsze było zatłoczone przez czarodziei i czarownice, którzy tutaj pracowali, czy też przychodzili załatwiać wiele spraw. Zajmowało to niekiedy wiele godzin, o czym przekonała się Vanessa podpisująca wszystkie papiery związane z adopcją. Harry również musiał, ale to niego przyszli urzędnicy. Wiedziała od niego, że już mniej więcej się go wypytywano o tym, jakie mają stosunki ze sobą i jaka była.

- Użyjemy jednego z kominków.- odparła po chwili, za nim się zatrzymała, gdy Gryffon to zrobił. Spojrzała się na niego pytająco, kiedy wyciągnął swój portfel, a z niego dziesięć galeonów. Wrzucił je następnie do fontanny.- Tak jakby zmarnowałeś pieniądze...

- To na szczęście.- odpowiedział. Obiecał sobie przed rozprawą, że jeżeli ją wygra, wrzuci na szczęście pieniądze do fontanny. Dla niego dziesięć galeonów było niczym, ponieważ nie wydawał za dużo, a po co, żeby się kurzyły.

- No dobrze.- mruknęła i ruszyli dalej, przeciskając się przez tłumy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro