~ Rozdział 102 ~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pod peleryną niewidką obserwował swoją siostrę, siedzącą tuż przy łóżku Mistrza Eliksirów. Trzymała go za dłoń, starając się nie zasnąć w fotelu, którego sobie wyczarowała. Nie mogła położyć się obok niego, nawet bała się to zrobić z myślą, że mogła mu zrobić krzywdę. Zauważył również pod jej oczami sine wory, które były tylko dowodem na to, że czuwała nad mężczyzną. Mógł nienawidzić Snape'a, jak i twierdzić, że nie zasługiwał na jego siostrę. Bo tak właśnie było, ale nie mógł zmienić tego, co Vanessa czuła do starszego mężczyzny. Wcześniej nie widział, żeby o kogoś innego niż on, Diggory'ego, czy też Aidena się martwiła.

Przechylił głowę na bok, zauważając, jak otwiera oczy. Zasłoniła usta ręką, cicho ziewając, a następnie spojrzała się na leżącego mężczyznę. Widział jej zatroskany wzrok, gdy się na niego patrzała. Odwrócił się z zamiarem wyjścia ze Skrzydła Szpitalnego, nie był tutaj wcale potrzebny.

Vanessa nawet nie zauważyła, że była obserwowana. Zachowywała się normalnie, mimo zmęczenia po nieprzespanej nocy. Nie puściła nawet na moment dłoni narzeczonego, żeby pilnować jego stan, mimo że Madame Pomfrey cały czas doglądała jego stan. Uniosła nieco dłoń Severusa i położyła ją na swoim policzku, przytulając się do niej. Czuła, jak jej serce zawsze szybciej biło, gdy był bliska niego.

- Ile razy mówiłem, że w nocy się śpi?- usłyszała cichy, ale i zachrypnięty głos Severusa. Spojrzała na niego, dostrzegając, jak otwiera oczy, aby na nią spojrzeć. Nie czuł się za dobrze. Był cały poobijany przez tortury, jakie musiał znieść poprzedniej nocy.

- W nocy można wiele innych ciekawych rzeczy robić...

- Zboczeniec.- dodał, na co przewróciła z uśmiechem oczami.

Cieszyła się, że nic mu nie było, słysząc to po jego sarkazmie. Uśmiechała się cały czas do niego, czując, jak delikatnie dłonią, pogładził jej policzek. Przymknęła na chwilę oczy, aby je następnie znowu otworzyć, słysząc panią Pomfrey. Musiała się odsunąć, żeby pozwolić jej pracować i zająć się mężczyzną. Co jakiś czas śmiała się cicho, słysząc, jak próbował przekonać kobietę, że nic mu nie jest i chciał wrócić do swoich komnat. Nie znosił Skrzydła Szpitalnego, bo to miejsce kojarzyło mu się tylko z Huncwotami, przez których zawsze tutaj musiał leżeć. Od tamtej pory dostawał niemalże gorączki, gdy bywał w tym pomieszczeniu.

- ... Nie wypuszczę cię szybciej, niż za dwa dni...

- Wypuść mnie stąd, Poppy.- zawarczał cicho na starszą kobietę, która jak na złość go nie słuchała. Była nieugięta jeśli chodziło o tym, w jakim stanie się tutaj znalazł.- Bo sam stąd wyjdę.- zagroził. Czuł na sobie złowrogie spojrzenie narzeczonej, przez co jęknął cicho zrezygnowany.

Uśmiechnęła się zadowolona, wiedząc, że z nią nie wygra. Prędzej sama przykleiłaby go do łóżka, żeby nigdzie nie śmiał się ruszyć. Potrzebował odpoczynku, zamiast tego zapewne zamknąłby się w swoim laboratorium i ważym eliksiry dla zakonu. Nie lubił tracić czasu na coś, co może od razu zrobić.

- Dwa dni, a później osobiście cię wykopię, Severusie. Teraz życzę miłego leżenia.- odparła starsza kobieta, zabierająca eliksiry, jakie zdążyła mu podać.

- Dwa dni wytrzymasz.- odezwała się po chwili, na co zmrużył oczy.- Posiedzę tutaj z tobą.

- Lepiej idź do siebie, bo będą musieli cię zbierać z ziemi, gdy zaśniesz.- powiedział sarkastycznie, jakoś wytrzymuje te nieszczęsne dwa dni. Bardziej troszczył się o nią, niż o siebie.- Minerwa mnie zabije, jak pójdziesz niewyspana na zajęcia.

- Dała mi dzisiaj spokój.- odpowiedziała i położyła się obok mężczyzny. Dostrzegła jego pytający wzrok.- Uczniowie przynajmniej zostaną zawału, aż zrobi się więcej miejsca w zamku.

Przewróciła oczami. Nie miał, na co narzekać, gdy miał młodą narzeczoną przy swoim boku. A tym bardziej, jak wpadała na szalone pomysły i sprowadzała wiele problemów. Nie było to żadną nowością.

~*~*~

Hermiona zacisnęła delikatnie dłoń w pięść, patrząc, jak córka państwa Weasleyów przystawiała się do jej chłopaka. Nie podobało jej się to, ale nie chciała wdawać się w kłótnie, za którą później będzie obarczana winą. Siedziała na sofie tuż przy oknie, za którym było widać prószący z nieba zimny śnieg.

Każde święta w Norze nie mogłyby się odbyć bez powiększenia pomieszczeń, żeby każdy znalazł dla siebie miejsce. Mimo tego nadal było tłoczno, ale rekompensatą była świąteczna atmosfera, jaka panowała w tym miejscu. Państwo Weasley od zawsze byli bardzo gościnni i starali się, żeby każdy czuł się, jak we własnym domu. Prawdopodobnie były to ostatnie święta, spędzone w takim gronie

- Czemu nie siedzisz z Harrym?- zapytała Vanessa, kiedy usiadła obok swojej przyszłej bratowej. Obserwowała jej reakcję, jak i zazdrosne spojrzenie, którym patrzała na Ginny.- Nie masz się, o co martwić.

- Jak nie mam? Ruda małpa...- warknęła cicho, patrząc, jak młodsza Gryffonka położyła dłoń na jego ramieniu i trzepotała zalotnie rzęsami.

- Spokojnie.- powiedziała rozbawiona Vanessa, słysząc, jak przeklinała najmłodszą dziewczynę. Sama była pewna, że również zachowałaby się podobnie, gdyby jakaś kobieta próbowała podrywać jej narzeczonego.

Nie była pewna, czy Harry nie zrobi coś głupiego i zrani Hermionę, która na to nie zasługiwała. Pokazał już klasę, gdy spotykał się z Krukonką, a podobała mu się również inna dziewczyna. Sam do końca nie wiedział, czego chciał od życia, ale nie zauważyła, żeby był chętny tej adoracji. Rozglądał się za kimś i na pewno za swoją dziewczyną.

- Sama nie byłabyś spokojna, widząc profesora Snape'a w obecności innej kobiety... Czuję, jakbyśmy się oddalali od siebie. Wszystko kręci się wokół bitwy, a ja nie chce o tym myśleć. Chce być szczęśliwa, choćby miało to trwać kilka minut.- wyznała, wiedząc, że może się przed Ślizgonką otworzyć. Traktowała ją, jak przyjaciółkę, zawsze mogła na niej polegać. Zresztą, jak i Vanessa na nią.

- Od bitwy nigdy nie uciekniemy.- zaczęła powoli, słysząc w jej głosie nutkę goryczy. Była młoda i miała przed sobą niemalże całe życie, nie chciała się bać o następny dzień. Vanessa też miała nadzieję, że przyszłość będzie dla nich łaskawa, jak i sama śmierć.- Sama jej nie chce, ale co zrobimy, że żyjemy w takich czasach? Możemy zawalczyć o lepszą przyszłość dla nas i dla naszych dzieci.

- A co jeśli przegramy?- zapytała, nie chcąc myśleć, że mogłoby się tak stać. A tym bardziej że prawdopodobnie Harry nie przeżyje bitwy.

Nie zastanawiała się, jakby wyglądało życie, gdyby przegrali tę bitwę. Na całym świecie zapanowałby chaos, cierpienie i ból. Szczęście zniknęłoby po raz kolejny na wiele lat, a nawet czy nie na zawsze. Nie mogli na to pozwolić, musieli wierzyć, że wszystko będzie dobrze. "Musisz teraz być bardzo dzielna, nie zależnie co się wydarzy." Mimo że była mała, pamiętała słowa swojego ojca, za nim został zamordowany.

- Jeśli będziemy myśleć, że przegramy, to faktycznie może się tak stać. Cokolwiek się stanie, musimy walczyć do samego końca, nawet jeśli nie będzie nadziei.- odpowiedziała. Myślała pozytywnie, a co będzie to będzie.- Ludzie, czarodzieje zawsze popełniają błędy i ci, którzy przeszli na stronę Voldemorta się o tym przekonają. Nie każdy przeszedł na jego stronę z własnego wyboru, niektórzy zrobili to, aby chronić swoje rodziny lub zostali zmuszeni.

- Wiem, że niektórzy są niewinni, ale inni robią to z przyjemności. Zabijają bezbronnych, torturują ich.

- Los się kiedyś od nich odwróci, Hermiono.

- Dlaczego ty jesteś inna? Od początku ze wszystkich Ślizgonów się wyróżniałaś, nie bałaś się odrzucenia?

- Odrzucenie bardziej boli, gdy robi to ktoś najbliższy. Jestem po prostu sobą, a wujostwo mnie wychowało szacunku do innych, jakby zrobili to moi rodzice. Slytherin nie jest zły, są tam ludzie tacy, jak inni. Wszyscy jesteśmy podobni bez względu na wszystko. Odczuwamy wiele uczuć, nie tylko strachu, ale i miłości.

Hermiona miała już odpowiadać, gdy przed nimi pojawił się Harry. Wyciągnął dłoń do swojej dziewczyny i uśmiechnął się delikatnie. Nie słyszał ich całej rozmowy, oprócz końcówki, co mówiła jego siostry. Chciał, żeby Gryffonka do nich dołączyła. Ten czas był po to, aby spędzić go razem. Ze siostrą Weasley nie łączyło go nic więcej, niż zamiłowanie do Quidditcha.

Patrzała, jak młodsza dziewczyna łapała dłoń jej brata i się podniosła.

- Dołączysz do nas?

- Bawcie się, a ja i tak muszę czekać.- odpowiedziała z uśmiechem.

Oboje skinęli głową i odeszli, a Vanessa została sama. Rozejrzała się za Severusem, który zniknął jej z oczu. Miała okazję zobaczyć, jak jej chrzestny świetnie bawił się w towarzystwie Dory. Pamiętała Puchonkę jeszcze za czasów w szkolnych, ale i małej wycieczki do Zakazanego Lasu. Profesor Caleb był wariatem, jak nikt do tej pory, aż dziwne było, że poderwał Madame Pomfrey. Wpadła tak samo, jak jej chrzestny i to o dużo młodszej kobiecie od siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro