~ Rozdział 24 ~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Na pewno siedzi w innym przedziale i świetnie się bawi z Ronem oraz Hermioną.- uspokoił ją Cedric, który drapał po uchu Samara leżącego mu na kolanach. Czasami miał wrażenie, że Vanessa starała się zastąpić Gryffonowi ich matkę. Ale nigdy nią nie będzie, nawet jeśli by się starała.- Powinnaś pomyśleć o sobie, Harry da sobie świetnie radę bez ciebie.- odparł, spoglądając na Ślizgonkę, bawiącą się swoimi włosami. Miał wrażenie, że co roku stawała się w jego oczach coraz piękniejsza. Tak bardzo marzył, żeby było pomiędzy nimi coś więcej niż przyjaźń. Ale nie zamierzał na nią naciskać.

- Ty jesteś jedynakiem, w porównaniu do mnie.- zauważyła, kładąc dłonie na swoich kolanach. Spojrzała się na okno, za którym roznosiły się malownicze widoki złotych łąk. Nie zmieniło się tutaj nic, odkąd czwarty rok z rzędu jechali pociągiem do Hogwartu. Aż trudno było dla niej uwierzyć, że ten czas tak szybko zleciał.

Cedric westchnął cicho i wolał przemilczeć ten temat. Oboje mieli inne poglądy na świat, oraz sytuacje, w których się znaleźli. On nigdy nie zrozumie, jak to jest mieć rodzeństwo, bo jego matka nie mogła mieć więcej dzieci. Dlatego był jedynakiem, ale zbiegiem czasu mu to w ogóle nie przeszkadzało. Miał większe zmartwienia na głowie niż o tym myśleć. Od pewnego czasu wraz z ojcem martwili się o zdrowie kobiety, której nie wiedzieli, jak pomóc. Ale nie mówił o tym Vanessie, nie chcąc jej niepokoić bardziej. Obiecał sobie, że da radę ze wszystkim. Oparł się wygodnie o miękkie oparcie i zamknął oczu. Nawet nie wiedział, kiedy zasnął.

Zerknęła na śpiącego Puchony, któremu dziękowała, że nie drążył więcej tego tematu. Przez ich takie rozmowy, czuła, że się oddalali od siebie, czego bardzo nie chciała. Podniosła się ze swojego miejsca i cicho wyszła z ich przedziału na pusty korytarz, który był oświetlony blaskiem zachodzącego słońca. Podeszła do okna, które otworzyła i ostrożnie wychyliła się, uważając, żeby nie wypaść.

- Nie będę specjalnie zatrzymywał pociągu, kiedy będę świadkiem, jak jedna uczennica wyleciała przez okno.- odwróciła się, słysząc profesora Snape'a, którego jej bardzo brakowało przez wakacje. Ale nigdy by tego nie przyznała na głos, co by tylko innych utwierdziło w przekonaniu, że specjalnie wpadała w kłopotu, żeby iść tylko do niego na szlaban.

- Nigdy wcześniej nie wiedziałam, że by pan pilnował porządku w pociągu.- odparła, widząc, jak unosi brew do góry.

- Bo tak było, aż do teraz.- zauważył, nie będąc do końca zadowolony, że musiał za profesor Vector pilnować całego pociągu. Prędzej czy później przeczuwał spotkania ze Ślizgonką, która jak zawsze nie mogła usiedzieć w jednym miejscu. Była jedną z nielicznych osób, z którymi mógł choć przez chwilę porozmawiać.

- Mógł się pan nie zgodzić.- powiedziała, wyciągając z kieszeni małe czarne pudełko, które mu podała.- To dla pana.- dodała. Obserwowała w ciszy, jak się przyglądała, szukając postępu.- Podziękowanie za to, że mnie profesor uczył. Nic na pana nie wyskoczy, ani nie przeklnie.- uśmiechnęła się delikatnie.

- Z twoimi pomysłami, to nic nie wiadomo.- odparł ze złośliwym uśmiechem i schował jej prezent do kieszeni, żeby go zobaczyć później. Ich wzrok skrzyżował się przez chwilę, mogąc się nieco przyjrzeć i zauważyć małe zmiany. Ale odchrząknął po chwili i wskazał na przedział, gdzie zauważył jej Kuguchara, który im się przyglądał i machał ogonem na boki.- Jeśli już urządziłaś sobie mały spacer, to pora wracać do swojego pchlarza. Bo wiesz, co inaczej ci dam.

- Szlaban, jak co roku. Ale to już profesora i moja tradycja.- powiedziała rozbawiona, ruszając w stronę przedziału, ale za nim weszła do środka, spojrzała na niego.- Najlepiej teraz zostawić swoją frustrację na profesorze Lockharta.

- Racja, Potter... Jeszcze coś. Masz siedzieć na tyłku aż do końca uczty powitalnej, bo inaczej pożałujesz.- zagroził.

~*~*~

Wyrwała z rąk Draco gazetę, gdzie na pierwszej stronie było zdjęcie latającego Forda Anglia państwa Weasleyów. Dla siedmiu Mugoli może i było to spektakularne zjawisko, ale dla czarodziei już nie. Każdy poczuł obawę, a także strach, że ich istnienie może zostać ujawnione, do czego nie mogli dopuścić. Nawet Vanessa była tym wszystkim poruszona, kiedy większość Ślizgonów zaczęło się śmiać cicho. Mieli nadzieję, że przez ten incydent Potter oraz Weasley wylecą z Hogwartu. Spojrzała się na nich pytająco, za nim Elizabeth wskazała jej ponownie na zdjęcie. Zmarszczyła brwi, widząc Harry'ego oraz Rona.

- Jak myślicie, wyleją ich?- usłyszała niedaleko siebie, przez co spojrzała się na starszą Ślizgonkę złowrogo. Nie widziała w tym zdarzeniu, w którym Gryffoni brali udział nic śmiesznego. W szczególnie że Ministerstwo może zainteresować się sprawami Hogwartu i wtedy nie będzie tak kolorowa dla wszystkich.

- Jeżeli Snape idzie wraz z McGonagall, to tego możemy się spodziewać.- odparł wysoki szatyn, patrząc się na profesorów, którzy wyszli tylnym wyjściem.- Nie chce obrażać twojej rodzinny Vanesso, ale prawie przez twojego brata i Weasleyów mogliśmy zostać odkryci. A to jest niedopuszczalne...

- Wiem o tym doskonale.- powiedziała, wstając z miejsca.- Zapewne musiał być powód tego zajścia.

- Nawet ty byś nigdy się do czegoś takiego nie posunęła.- zabrała głos Elizabeth, z którą dzieliła pokój i w miarę znała Vanessę, żeby być tego pewna.- Ale oni mogli poprosić o pomoc, zamiast pchać się do szalonego wynalazki pana Weasleya.- zauważyła, na co inni przytaknęli. Zgadzali się z jej słowami.- Zawsze byłoby wyjście z tej sytuacji, a ratowanie ich z tego nie jest wskazane. Muszą ponieść konsekwencje.

- I poniosą.- przyznała jej rację i po chwili odeszła od stołu, żeby ruszyć w stronę lochów, gdzie podejrzewała, że mogła być rozmowa. Sama w tej sytuacji nie mogła im odpuścić.

Nie zauważyła, nawet kiedy znalazła się pod gabinetem Mistrza Eliksirów, z którego dobiegał się donośny głos mężczyzny. Uśmiechnęła się przy tym delikatnie, wiedząc, że musiał być w swoim żywiole. Ale i nie tylko. Snape miał swoje zasady i jeżeli oboje byliby w Slytherinie, już dawno wylecieliby. Jednak po chwili spoważniała, za nim złapała za klamkę i weszła do środka.

- ... Gdybyście byli w moim domu już dawno byście pakowali swoje manatki i jechali do domu.

- Ale nie są Severusie.- powiedziała chłodno McGonagall, która zabrała po dłuższej chwili głos. Zgadzała się po części z mężczyzną, ale nie widziała sensu ich straszyć wydaleniem. Ona już miała idealną karę dla swoich uczniów.

- Potter, co tutaj robisz?- warknął Severus, widząc Ślizgonkę, która powinna siedzieć na uczcie.- Nie ty Potter, a twoja siostra!

Harry, jak i inni spojrzeli się na Vanessę, stojącą w drzwiach. Zadrżał, widząc w jej oczach złość, oraz rozczarowaniem, co nie mogło się z niczym dobrym wiązać. To nie była ich wina, że nie potrafili wejść na peron, którego mieli odjechać ekspresem do Hogwartu. A nie czekali na rodziców Rona, sądząc, że oni również nie umieli przejść na drugą stronę. Nie sądzili, że konsekwencje będą aż takie duże.

- Przepraszam profesorze, pani profesor, ale w tej sytuacji ja też muszę im dać karę.- powiedziała chłodno, ale i również przepraszająco, że się mieszała w tą sprawę.

Snape uniósł brew do góry, na co Minerwa otworzyła usta, żeby coś powiedzieć. Ale została powstrzymana przez mężczyznę, który był ciekawy, co ich uczennica miała ciekawego do powiedzenia.

Oboje Gryffonów już otwierało usta, żeby wszystko jej wytłumaczyć, co się stało. Ale szybko z tego zrezygnowali.

- Nie widzę sensu, żebyście mi się teraz tłumaczyli, a jedynie dostali porządną nauczkę.- zaczęła swój monolog, patrząc na nich, kiedy oni zrobili, to samo tylko po sobie. Nie wiedzieli, co takiego Ślizgonka wymyśliła, żeby ich ukarać.- Oboje, bez wyjątku macie zabronione wychodzenie z Hogwartu, nawet na chwilę. Chyba że wtedy macie lekcje. W dodatku widzę was obowiązkowo w bibliotece, gdzie będziecie się uczyć pod moim okiem. Oczywiście, jeżeli wtedy nie będziecie mieć szlabanu... Dwa miesiące z panem Filchem, to odpowiednia kara.- spojrzała się na Mistrza Eliksirów, który tylko przytaknął głową. Zgodził się z ostatnim zdaniem dziewczyny, że zaproponowała Filcha niż jego. On sam nie miał ochoty się z nimi użerać, miał ciekawsze rzeczy do roboty.

Minerwa zamrugała kilka razy oczami, ale również po chwili kiwnęła delikatnie głową. Mając bardzo podobny pomysł na szlaban dla Gryffonów, w którym wyręczyła ją Ślizgonkę. Ale dzięki temu miała idealnego kandydata, a raczej kandydatkę na prefekta. Zachowanie Vanessy się nieco poprawiło zbiegiem tych lat, ale ostateczną decyzję podejmie na koniec roku. Wolała mieć pewność, że dobrze wybrała. Nawet jeśli Snape, zamieniał ją w swoją ładniejszą kopię.

- Proszę, żebyś zaprowadziła ich do dormitorium. Jutro dokładniej wam powiem, jak będą wyglądać wasze szlabany u pana Filcha.- dodała tylko. Vanessa kiwnęła głową, czekając chwilę, za nim oboje się ruszą i podejdą do niej.- Panno Potter jeszcze coś.

- Tak?- zapytała, zatrzymując dłoń na klamce od drzwi.

- Następnym razem proszę zostawić nam przydzielania kar, jak i rozmowy. Chyba że pani zostanie prefektem, to wtedy inaczej będziemy na to patrzeć.

Severus spojrzał się na kobietę, jak na wariatkę. Nie wyobrażał sobie dziewczyny, żeby była prefektem, który dostanie nieco więcej władzy od innych uczniów. Wolał na jej miejsce kogoś innego dać. Odpowiedzialniejszego, żeby później nie mieli więcej problemów. On nigdy się nie zgodzi na Pannę Potter.

- Dobrze pani profesor i przepraszam.- powiedziała ze skruchą i wyszła po chwili wraz z Gryffonami, do których się nawet nie odezwała słowem. Nie spodziewała się takich słów po profesor McGonagall, jakoś nie umiała siebie wyobrazić, jako prefekta. Przecież ona nawet się nie nadawała.

- Od kiedy ty tak chętnie pozwalasz jej mówić i wyrażanie tego, co chce?

- Oj zamknij się stara poczwaro.- syknął cicho, żeby następnie wyrzucić głowę Gryffindoru za drzwi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro