~ Rozdział 53 ~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Odsunęła od siebie stary pergamin, gdzie na brudno wraz z jednym z prefektów uzgadniała wszystkie przekąski, jak i napoje, które znajdą się na zbliżających się małymi krokami balu. Każdy z nich chciał wszystko już uzgodnić, żeby na końcu zająć się dekorowaniem Wielkiej Sali, ale na razie musieli się uzbroić w cierpliwość. Niezmiernie się cieszyli z faktu, że uczniowie poniżej czwartego roku nie będą brali udziału. Nie będą musieli wtedy, aż tak bardzo zwracać uwagi na to, co robią i pilnować za każdym razem. Mogli przyjść pod warunkiem, że ktoś ze starszych uczniów ich zaprosi, ale poinformuje ich o tym wcześniej. Wszyscy podczas tego wieczoru mieli zapomnieć, choć na chwilę o otaczających ich świecie i bawić się do samego rana w tak niezwykłym towarzystwie.

Vanessa również nie mogła się doczekać tego dnia, jak i pierwszego z trzech turniejów, mającego się odbyć już niebawem. Postanowiła sobie, że złamie zasadę, jak Harry będzie miał jakiekolwiek problem. Nie mogła pozwolić, żeby coś mu się stało, a w najgorszym wypadku stracić. Miała tylko go na tym świecie.

Usłyszała pukanie do drzwi, przez co podniosła wzrok od kartki i zerknęła w stronę zegara, wskazującego wpół do jedenastej. Zdziwiła się lekko, myśląc, kogo o tej godzinie niosło. Od razu wiedziała, że nie był to Harry, czy też Cedric, ponieważ oni zawsze wołali ją z małego saloniku. Nikt nie wiedział, oprócz zaufanych ludzi, jak tutaj wejść. Sięgnęła po swoją różdżkę, żeby odsunąć się wraz z krzesłem od biurka. Szybko podeszła do drzwi, które otworzyła i nie spodziewała się zobaczyć pewnej osoby.

- Co pan tutaj robi?- zapytała, spoglądając na mężczyznę, który opierał dłoń o ścianę, pochylając się lekko do przodu. Wyczuła również po chwili woń mocnego alkoholu, przez co się odrobinę odsunęła. Od tamtej pory nie piła nic więcej, a jedynie piwo kremowe, wiedząc, że nim w ogóle się nie upije.

- Stoję, Potter.- powiedział z lekką chrypką w głosie, przytrzymując się ściany, gdy zakręciło mu się w głowie. Musiał zamrugać kilka razy oczami, żeby na nią spojrzeć i nie widzieć jedynie rozmazanej plamy.

- Tak, widzę.- zauważyła spokojnie, nie wiedząc, co miała w tej sytuacji zrobić. Myślała o zaprowadzeniu profesora do jego komnaty, ale w tej sytuacji było to niemożliwe, a nie chciała, żeby miał później przez to jakieś problemy.

Odchrząknął, zakrywając dłonią usta i wszedł do jej sypialni, jak gdyby nic. Usiadł szybko na łóżku, opierając dłonie na materacu, rozglądając się zaciekawiony dookoła. Pokój był schludny i na pierwszy rzut oka było widać, że tutaj na mniej czasu spędzała. Wygiął lekko kąciki ust, widząc, jak stanęła naprzeciwko niego. Nie odważyłby się nigdy przyjść do Ślizgonki w środku nocy, ale alkohol jedynie dodawał mu odwagi, żeby to zrobić. Może będzie na siebie zły, kiedy zrozumie, co zrobił, a jak na razie chciał się choć trochę nacieszyć. Złapał ją za rękę i wciągnął ją na swoje kolana, żeby objąć ją szczelnie. Przytulił się do niej, chowając twarz w jej długich włosach niczym małe dziecko szukające pocieszenia.

Pisnęła cicho, kiedy usadził ją na swoich kolanach i przytulił do siebie. Zadrżała lekko, czując, jak serce kołatało w piersi, będąc tak blisko mężczyzny. Dopiero po chwili również się do niego przytuliła, delikatnie gładząc go dłonią po włosach, jak i plecach. Nie będzie miała mu za złe, że tutaj przyszedł. Ona sama lepsza nie była, kiedy musiał ją, jak i Cedrica odstawić z powrotem do Hogwartu.

- Lubię cię.- szepnął do jej ucha, nawijając na swój palec kosmyk jej włosów. Uśmiechnął się delikatnie, wiedząc, że nie mogła tego dostrzec. Powąchał jej włosy, które pachniały różami, które odbierały mu wdech w piersi. Mógłby już zawsze trzymać ją w swoich ramionach.

- Wiedziałam.- powiedziała rozbawiona tym, że przyszedł do niej powiedzieć, że ją lubi.- Pan jest teraz bardzo potulny.

- Oczywiście, Vanesso.- odparł i lekko się odsunąć, żeby na nią spojrzeć. Położył dłoń na jej policzku, delikatnie go gładząc, patrząc prosto w jej oczy. Nie był na tyle jeszcze głupi, by nie wiedzieć, że zwrócił się do niej po imieniu. Wydawało mu się, że ich twarze przybliżają się do siebie, czuł jej ciepły oddech, ale zapaliła mu się w ostatniej chwili czerwona lampka. Odwrócił od niej twarz, nie chcąc robić nic głupiego.- Ja już lepiej pójdę.- dodał po chwili.

Rozchyliła delikatnie usta, żeby coś powiedzieć, ale mężczyzna ściągnął ją ze swoich kolan i posadził na łóżku. Sam zaś wstał i powoli ruszył w stronę drzwi, za którymi po chwili zniknął. Dotknęła swojego policzka, gdzie jeszcze chwilę temu spoczywała dłoń mężczyzny.

~*~*~

Podniosła wzrok znad książki, obserwując spacerujących uczniów nad jeziorem, gdzie dość często przesiadywała z przyjacielem, czy też sama. Była niebywale zaskoczona, że ktokolwiek w taką pogodę wychodził z zamku. Niebo było pochmurnie i niekiedy można było dostrzec wyłaniające się za chmur jasne słońce, ale rzadko by cieszyć swoją obecnością. Rozmowy rozchodziły się echem, jak i śmiechy, przez które nawet nie potrafiła zebrać swoich wszystkich myśli.

Dostrzegła w oddali siedzącego na trawie Harry'ego, będącego w towarzystwie Longbottoma, który stał w wodzie, aż po kostki. Nie zdziwiłaby się za bardzo, gdyby Gryffon następnego dnia chodził przeziębiony. Spoglądała jeszcze chwilę na nich, żeby wrócić do swojej wcześniejszej czynności. Udawanie, że się coś czyta i myślenie o niebieskich migdałkach było w stylu Vanessy. A tym bardziej, jak myślała o Mistrzu Eliksirów i jego bliskości. Czuła się tak bezpiecznie, kiedy ją objął i przytulił do siebie. Zdecydowanie nie było to do niego podobne, a jedynie dawało jeszcze więcej do myślenia. Czuła się głupio, że chciała wykorzystać tę sytuację i go pocałować, na szczęście szybko się zorientował i odsunął.

Czy było w tym dziwnego, że potrzebowała bliskości i choć na chwilę poczuć się, jak normalna kochana osoba? Dobrze zdawała sobie sprawę, kim był, a tym bardziej że był jej profesorem. Zakazanym owocem, którego chciała zerwać i skosztować, by później ponieść wszystkie konsekwencje.

Warknęła cicho i rozejrzała się, za czymś, co mogłaby wrzucić do wody. Złapała szybko za płaski kamień, który rzuciła przed siebie i usłyszała plusk wody. Czuła się bezsilnie, samotnie, jak i zła o wszystko. Wiedziała, że życie nie było łatwe, ale żeby, aż tak? Mogła jedynie odliczać dzień, w którym opuści raz na zawsze Hogwart i więcej nie zobaczy na co dzień mężczyznę. Nie będzie czuła motyli wirujące w jej brzuchu, ciepła na sam jego widok, czy też słuchania jego aksamitnego głosu. Jednak w tym wszystkim będzie odczuwała niebywałą tęsknotę, jakby coś drogocennego zostanie jej odebrane.

- ... Ja nie jestem sową!- usłyszała krzyk Hermiony, przez co po raz kolejny spojrzała się w stronę, gdzie był Harry. Dostrzegła nie tylko Gryffonkę, ale i Weasleya w towarzystwie swojej młodszej siostry. Podniosła się z ziemi, żeby zainterweniować, gdy dostrzegła, że odchodzą, zostawiając wkurzonego Harry'ego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro