~ Rozdział 54 ~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Wszystkie domy począwszy od Hufflepuff do Slytherinu, tracą po pięćdziesiąt punktów. Będzie jeszcze więcej, jeżeli wszystkie odznaki nie znajdą się w ciągu dziesięciu minut w pudełku!- krzyknęła na tyle głośno, żeby każdy mógł ją usłyszeć. Nie będzie tolerowała takiego zachowania, a tym bardziej nie rozumiała innych prefektów, którzy nawet nie zareagowali na to wszystko. Czy tylko ona ze wszystkich wierzyła Harry'emu?- No dalej, nie ociągać się.- powiedziała chłodno, patrząc, jak przestraszeni uczniowie, zaczęli wrzucać do pudełka odznaki, na których widniał czerwony napis "Kibicuj Cedricowi Diggory'emu − prawdziwemu reprezentantowi Hogwartu", a po naciśnięciu obraźliwy, zielony napis "Potter cuchnie".

- Kto nam odda za to pieniądze...

- Nie interesuje mnie to.- przerwała Ślizgonowi, który jak i inni oddali odznaki, jedynie inni byli nieugięci i myśleli, że żartuje, ale tak nie było. Była skłonna pozbawić wszystkie domy punktami i nie było żadnego wyjątku.- A teraz na lekcje, zostały wam dwie minuty na oddanie.

    Szukała wzrokiem Harry'ego, ale ten uciekł szybko bez żadnego słowa, przez co nie mogła z nim porozmawiać. Zawiązała usta w wąską linię, nie zauważając, idącego w jej stronę Cedrica, któremu zrobiło się głupio przez to, co się stało. Nie wiedział, że inni obrócą się, aż tak przeciwko jej bratu. Miał już coś powiedzieć, kiedy się zjawił, ale poczuł pieczenie na policzku, który od razu złapał. Spojrzał na nią zaskoczony.

- Wszyscy uczniowie posiadający odznaki, minus dziesięć punktów.- odparła, nie przejmując się obudzeniem innych. Odwróciła po chwili wzrok od Cedrica i podpaliła pudełko, żeby spalić wszystko, co w nim było.- Jeszcze raz się sytuacja powtórzy, to nie będę się z wami cackała. Pomieszało wam się w głowach, że zachowujecie się, jak dzieci. Resztę będę miała na oku.- odrzekła i odwróciła się na pięcie, idąc w stronę wejścia do szkoły. Zatrzymała się, widząc złego profesora, który musiał zauważyć, że jego dom stracił, aż tyle punktów. Nie zamierzała się tłumaczyć, to inni powinni. 

    Ominęła mężczyznę, ale on sam nie zareagował na nią, a jedynie poszedł wyjaśnić sprawę. Uważała, że bardzo dobrze zrobi, miał więcej praw od niej, tym bardziej był profesorem, którego się wszyscy obawiali. Weszła do środka, idąc wzdłuż korytarza, kiedy usłyszała za sobą kroki. Nie spojrzała, za siebie, po prostu szła dalej.

     Cichy jęk wydobył się z jej ust, kiedy została pociągnięta za rękę w ślepy zaułek i oparta o ścianę. Spojrzała się w czarne tęczówki mężczyzny, ale i również zobaczyć grymas na jego twarzy. Czekała na warczenie, jak i głośne krzyki, ale nie doczekała się ich.

- Wystarczyło załatwić u mnie szlaban, zamiast odejmować punkty.- odparł po chwili, opierając jedną dłoń obok jej głowy.- Zbyt bardzo jesteś impulsywna, nie uważasz?

- Nie, po prostu odejmuje punkty, by dać im nauczkę.- odpowiedziała, odsuwając się od niego. Sama nie wiedziała, kiedy przeszli na "ty", ale jakoś nie zbyt jej to przeszkadzało. Nie odczuła żadnej różnicy w ich rozmowach, może jedynie stosunki się nieco oziębiły.

- Przez ciebie będę mieć same koszmary.- wygiął lekko wargi i odsunął się, żeby przybrać po chwili na swój codzienny wyraz twarzy.- Pięćdziesiąt punktów dla Slytherinu, za odjęte wcześniej punkty domowi, a teraz możesz odejść, ja się zajmę wszystkim.

~*~*~

   Wraz z Harrym weszła na dziedziniec główny, który porośnięty był trawą i od wieków rosnącym w tym miejscu potężne drzewo. Na środku dziedzińca znajdowała się ogromna żelazna Strefa armilarna, będąca przyrządem astronomicznym, ale i modelem strefy niebieskiej. Przez uczniów było to jedne z ulubionych miejsc, gdzie mogli spędzać czas. Czuła na sobie wiele nieprzychylnych spojrzeń uczniów, którzy mieli do niej pretensje, że odjęła wszystkim, aż tyle punktów. Przecież nic nie zrobili złego, a jedynie chcieli się pośmiać. Nikt nie życzył Potterowi śmierci, ale znalazły się osoby, które tak.

    Stresowała się bardziej turniejem niż jej brat, zastanawiającego się w ciszy, jak pokona swojego smok. Nie mogła mu powiedzieć o tym, co go czekało, ponieważ była prefektem. Cedric również nie wiedział, bo dostał pozbawiony wielu przywilejów dotyczącego turniejów. Reszta prefektów również trzymała kłódkę za zębami, żeby nic nie zdradzić. Na szczęście Vanessy została wyręczona przez Hagrida, który pokazał jej smoki. Wszystkie były niebezpieczne, a w szczególności sam Rogogon Węgierski.

- Kogo moje oczy widzą.- usłyszeli, kiedy znaleźli się pod drzewem. Spojrzała się w górę, gdzie na jednej z gałęzi siedział Draco. Ślizgon zeskoczył zręcznie na dół, by uśmiechnąć się złośliwie do Gryffona.- Umyłeś się, czy dalej cuchniesz?

- Zamknij się, Malfoy.- warknął i odsunął się kawałek od swojej siostry, by w razie czego rzucić się na blondyna.

- Założyłem się z ojcem, że nawet dziesięciu minut turnieju nie przetrwasz. On twierdzi inaczej, daje ci zaledwie cztery.- zaśmiał się cicho, jak i jego przyjaciele. Vanessie, jak i Harry'emu nie było do śmiechu, a jedynie ich rozzłościł.

- Mam w nosie, co myśli twój ojciec.- za nim Vanessa zdążyła zareagować, popchnął Malfoya, który z ledwością utrzymał się na nogach. Złapała swojego brata szybko za dłoń i odciągnęła, za nim oboje wpadliby w bójkę.- Jesteś perfidny i cyniczny, jak ty!

- Nie ma co marnować czasu, Harry.- powiedziała spokojnie do niego, wiedząc, że najlepiej będzie, jak stąd pójdą i znajdą inne miejsce. Odwróciła się i trzymając brata za rękę, ciągnąc go za sobą. Nie zauważyła, jak Ślizgon wyciągnął swoją różdżkę, chcąc rzucić w nich zaklęcie z zaskoczenia. 

- Ani mi się wasz!- ryknął głośno profesor Moody, który zręcznie rzucił zaklęcie na Ślizgona, przemieniając go w białą tchórzofretkę, za nim on sam to zrobił. Vanessa, jak i Harry odwrócili się szybko, patrząc, co profesor wyprawia. Inni uczniowie, patrzyli się na to wszystko z niedowierzaniem, żeby po chwili zaśmiać się głośno, kiedy Draco został podniesiony za kark. Nie wiedziała, czy profesor był świadomy, że przemienianie uczniów w zwierzęta było surowo zabronione, a wręcz niedopuszczalne.- To cię oduczy rzucania ludziom, zaklęć w plecy! Ty cuchnący, tchórzliwy, wredny, podstępny...- unosił go zaklęciem w górę i w dół, kiedy wylazł z nogawki jednego ze Ślizgonów, których ugryzł ze strachu.

- Alastorze... Alastorze Moody, czy pan zwariował!- na miejscu szybko pojawiła się profesor McGonagall, która została poinformowana przez jednego z uczniów o tej sytuacji, jak tylko mogła przybyła szybko na dziedziniec. Spojrzała się przerażona na zwierzę.- Czy to uczeń?!

- W tej chwili, to zwykła fretka.- mruknął pod nosem i wrzucił ucznia w spodnie przerażonego Crabbe'a, piszczącego wniebogłosy, żeby go zabrali. Vanessa szybko zakryła usta, żeby się nie zaśmiać na głos i pokazać, że ta sytuacja była dla niej niezwykle zabawna. Gryffon porównaniu do niej nie krył rozbawienia.

    Szturchnęła delikatnie w ramię swojego brata, żeby się uspokoił, ponieważ pani profesor nie było to do śmiechu i mogła odjąć przez to punkty. Również nie chciała się spowiadać na dywaniku, dlaczego nie powstrzymała profesora od takiego zachowania, a co mogła zrobić? Jeśli miało to nauczyć pokory Ślizgona, to czemu by nie. Zerknęła za swoje ramię i zobaczyła rozbawionego Cedrica, będącego w towarzystwie innych Puchonów, którzy z przyjemnością oglądali tę niecodzienną sytuację. Nie raz Puchon próbował z nią porozmawiać, ale nie miała większej potrzeby, by się zgodzić. Wiedziała, że nie był to jego pomysł, jednak mógł się powstrzymać od śmiania się wraz z innymi.

      Zabawa skończyła się, kiedy kobieta odczarowała przerażonego Ślizgona, który uciekł w podskokach, krzycząc, że jego ojciec się o wszystkim dowie i mężczyzna wyleci z Hogwartu. Nie było to takie łatwe, ponieważ profesor Dumbledore, by na to nie pozwolił.

      Moody, kiedy Minerwa się odwróciła po nakazach, jakie mu odprawiła, pokazał język i po mamrotał coś pod nosem. Spojrzał się również na Harry'ego, któremu nakazał iść za nim, zostawiając przy tym Vanessę samą.

- Vanesso możemy porozmawiać?- zapytał Puchon, który znalazł się tuż obok niej, trzymając bezpieczną odległość, żeby po raz kolejny od niej nie oberwać. Zerknęła na niego pytająco.- Ale nie tutaj, dobrze?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro