~ Rozdział 6 ~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozejrzała się wokół siebie, słysząc znajomy śmiech odbijający się echem z sąsiedniego pokoju. Stała w długim, jasnym korytarzu, który prowadził ją tylko do drzwi z naprzeciwka. Zadrżała. Nie wiedziała, czego w ogóle miała się spodziewać po tym miejscu. Po raz kolejny usłyszała śmiech młodej kobiety, który przyciągał ją, jak magnes. Vanessa westchnęła cicho i przymknęła oczy, zbierając w sobie odwagę, żeby ruszyć w stronę drzwi. Owszem bała się, a kto by się na bał koszmarów? Chyba jedynie szaleniec, którego nie obchodziło życie. A ona miała jeszcze tak dużo przed sobą. Prawda? Ale życie bywało nieprzewidywalne i wszystko może się zdarzyć. Nawet to, jak umrze.

Zacisnęła dłoń w pięść i zrobiła kilka kroków naprzód, a następnie kolejne. Modliła się, żeby nie było tam nic, co by ją przestraszyło do takiego stopnia, że obudziłaby się krzykiem. Nie chciała obudzić swoich współlokatorek, które zapewne miałby do niej o to żal. Nawet nie wiedziała, kiedy stanęła przed drzwiami, a serce zabiło jej szybciej. Złapała dłonią zimną klamkę, żeby następnie otworzyć je szeroko.

~*~*~

- Czyżby ktoś miał koszmary?- usłyszała, kiedy podniosła się szybko z łóżka, cała drżąc. Rozejrzała się wokół siebie. Od razu rozpoznała, że była w Skrzydle Szpitalnym, co wskazywały łóżka umiejscowione tuż obok siebie. Za oknami panowała ciemność, której towarzyszyły błyszczące gwiazdy. Nie wiedziała, jak tutaj w ogóle się znalazała. W końcu kładła się do swojego łóżka, po tym, jak wróciła ze zbierania cukierków, które zbierała wraz z Cedricem. - Pięć punktów dla Slytherinu, za postrzegalność. I nie pytaj się głupio „Co ja tutaj robię?", bo było koniecznością, żeby się tutaj przynieść.- powiedział Mistrz Eliksirów, widząc na sobie jej spojrzenie. Wystarczająco dużo robił dla tej nieznośnej dziewuchy, która nie miała za grosz do niego szacunku. Powinna mu być wdzięczna, że ją tutaj przyniósł, kiedy panna Jones go zawiadomiła, że głośno płakała przez sen. Sam sobie zdawał sprawę, że koszmary nie były przyjemne, a szczególności te, które pojawiały się dość często.

Nie wiedziała, co miała powiedzieć i jedynie, co jej dostało, to patrzenie się na profesora.

- Minus pięć punktów za patrzenie się na moją osobę, jakbym był twoją ofiarą.- odparł złośliwie, ale w jego głosie można było usłyszeć nutkę rozbawienia.

Vanessa odwróciła od razu wzrok, uznając za bardzo ciekawą białą kołdrę. Nie chciała stracić więcej punktów za to, że patrzy się na profesora. Wystarczy, że byli na ścieżce wojennej, w której nie było żadnych zasad. Nienawidziła go z całego serca, ale również miała do niego jakimś stopniu respekt. Żył w końcu żył na tym świecie dłużej i wiedział od niej znacznie więcej.

- Tu masz trutkę, która cię zabije w ciągu pięciu minut. Smacznego.- podał jej fiolkę z eliksirem słodkiego snu, obserwując, jak go otwiera i wącha zawartość dla swojej pewności. Severus przewrócił oczami.- No pij to kretynko.

- Tak łatwo profesor mnie nie zabije, a szczególnie eliksirem słodkiego snu... Chyba.- mruknęła, spoglądając na profesora, który tylko skrzyżował ręce na piersi. Westchnęła cicho i napiła się słodkiego eliksiru. Wystarczyło jej czekać na jego działanie, dzięki któremu powinna przespać całą noc.

Położyła fiolkę na szafce nocnej i położyła się do łóżka. Obróciła się tyłem do profesora, przykrywając szczelnie kołdrą. Zamknęła oczy.

Severus uniósł brew do góry, ale bez słowa zabrał fiolkę i schował do kieszeni. Wiedział, że czym szybciej uśpi dziewuchę, będzie mógł posiedzieć w ciszy. Nie mógł wrócić do swojej komnaty, bo Poppy poprosiła go, żeby przypilnował w tej nocy Skrzydła Szpitalnego. Wiedział, że okropny sposób zemści się na starszej kobiecie. W końcu nie był niańką, a na pewno głupich bachorów. Wystarczająco, że Potter była w jego domu i musiał jej wiele rzeczy odpuszczać. Slytherin mimo wszystko musiał wygrać.

Usłyszał po niedługiej chwili jej spokojny oddech, który dał mu do zrozumienia, że dziewczyna zasnęła. Rozsiadł się wygodniej na krześle i również przymknął tęczówki. Ale nie zasnął. Musiał i był cały czas czujny, na jakiekolwiek sytuacje, które mogły zaistnieć. A szczególnie inni by go zabili, gdyby coś Ślizgonce się stało. Potrafiła wszystkich omotać jak jej cholerny ojciec, którego wszyscy mieli za świętego. „Zapewne panu, panie Snape coś się przewidziało" prychnął głośno, przypominając sobie ich wszystkie ataki, jak i wyśmiewanie. Jak nie oni w Hogwarcie, to pijany ojciec w domu. Nauczył się, że życie nigdy nie było sprawiedliwe i nigdy nie będzie. Albo będzie na sobie jedynie polegać, albo na ludziach, którzy go po raz kolejny zranią. Oczywiście, że wybrał tę pierwszą opcję. Nie potrzebował nikogo w swoim życiu.

Otworzył tęczówki, słysząc skrzyp materaca, na którym leżała Vanessa. Obserwował, jak obraca się w jego stronę i kuli się lekko. Przypominało mu to kota, który zawsze zwijały się tak w kłębek. Westchnął cicho, przyglądając się jej uważnie. Była zarazem tak podobna do Lily, jak i jej debilnego męża pod względem zachowania. Ale z wyglądu też wyglądała jak James, o czym wolał nie myśleć. Rozejrzał się wokół siebie i przybliżył się krzesłem do jej łóżka. Wyciągnął dłoń, żeby dotknąć dziewczynę. Czuł pod opuszkami palców jej gładką, ale zarazem miękką skórę. Przez chwilę nawet na jego twarzy można było ujrzeć uśmiech, który szybko zniknął, jak tylko się pojawił.

Czuła ciepły, a zarazem delikatny dotyk na swojej twarzy. Uśmiechnęła się lekko przez sen i mruknęła coś niezrozumiałego, przytulając się do jego dłoni, myśląc, że jest to poduszka. Severus modlił się tylko w duchu, żeby nikt nie zobaczył, jak Ślizgonka przytula się do jego ręki, a on sam lekko jest pochylony w jej stronę.

- Będę musiał ją odkazić.- mruknął cicho pod nosem, starając się za wszelką cenę wydostać swoją dłoń z jej silnego uścisku. Poddał się po dłuższej chwili, przeklinając cały świat, jak i ją oraz siebie. A dokładniej swojej głupoty, bo niby po co, to zrobił?

~*~*~

Vanessa usiadła przy swoim stole, milcząc, jak nigdy. Nie miała ochotę na rozmowę, czując się lekko zmęczona, mimo że profesor podał jej eliksir. Nałożyła na swój talerz trochę jedzenia i przysłuchiwała się rozmową swoich rówieśników, jak i starszych uczniów. Musiała się powstrzymywać, żeby nie powiedzieć nic głupiego, czy też dorzucić swoje trzy grosze. Nie chciała narobić sobie wrogów, co z jej charakterem będzie bardzo ciężkie. Cedric nie miał takiego problemu, co ona. Zdobył dużo znajomych, czy też nowych przyjaciół, którzy polubili go za to, jaki był. Ale Puchoni to Puchoni, a Ślizgoni to Ślizgoni. U nich wszystko toczyło się inaczej niż w jej domu, czy w innych.

Zerknęła na stół nauczycielski, gdzie niemalże zauważyła profesora Snape'a, który popijał ciepłą kawę i rozglądał się ponurym wzrokiem po wszystkich, a szczególnie po Gryffonach. Było to dość często spotykane zjawisko, co już stawało się dla niej normalne. Nawet groźby pod swoim adresem, że ją zabije i przerobi na składniki do eliksirów. Jakby Vanessa się tym przejmowała, wręcz przeciwnie. Bardziej ją to prowokowało, żeby tak się dalej zachowywać. W końcu sobie obiecała, że przez te siedem lat, będzie jego największym i jedynym koszmarem. Zrobi wszystko, żeby dać mu nauczkę za to, jak traktuje uczniów.

Usłyszała odchrząknięcie tuż obok siebie iodwróciła w tamtym kierunku głowę. Zobaczyła stojącego tuż obok niej prefekta Slytherina, który trzymał w dłoni listę oraz pióro.

- Co to?- zapytała się, zaciekawiona. Zresztą nie tylko ona, bo inni również się na niego spojrzeli.

- Profesor Snape robi dokładną listę osób, które zostają na święta w Hogwarcie.- wytłumaczył.

- Na pewno nie ja.- powiedziała od razu, wiedząc na sto procent, że wraca na święta do domu. Chciała spędzić ten magiczny czas w towarzystwie swojej małej rodziny, niż siedzieć przy stole ze Snapem.

Isac pokręcił tylko rozbawiony głową, zapisując coś na kartce, jak i również inne odpowiedzi uczniów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro