~ Rozdział 77 ~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozejrzała się dookoła po gospodzie pod Świńskim Łbem, gdy przyszli tutaj spotkać się z paroma osobami, którym też się nie podobała nadużywanie władzy przez Umbridge. Sama nie zbyt znała szczegółów tego, co wymyśliła Hermiona, wyglądająca na bardzo zadowoloną, jak i Ron. A Harry nie był jakoś przekonany, aby się to powiodło. Uważał, że nie był wystarczająco dobrym "nauczycielem", żeby uczyć innych, czarować. Prędzej dla niego idealną kandydatką była Vanessa, która była najstarsza, jak na razie w tym gronie i była dawno po Sumach. Czekały ją teraz ostatnie egzaminy, jakie musiała przejść, aby zdać szkołę. Czas leciał zdecydowanie szybko, niż powinien.

Drzwi gospody otworzyły się i do wnętrza wpadła struga słońca, a kurz uniósł się pod wpływem wiatru, żeby zniknąć, przesunięty przez tłum ludzi. Vanessa, jak i Harry nie sądziło, że będzie tylu chętnych uczniów.

Odchrząknęła cicho, widząc, jak inni zasiadali tuż obok nich, robiąc przy tym dużo hałasu, a w szczególności bliźniacy. Nie zdziwiłaby się, gdy zostali wyrzuceni z gospody, ale były to nikłe szanse. Nie sprawiali kłopotów, jak inni czarodzieje, przychodzących tutaj, żeby się napić alkoholu. Każdy wiedział, że w tym miejscu roiło się od przeróżnych opryszków. Byli tylko oni, jak i dwie inne osoby, niezwracające na nich uwagi, a raczej tak myśleli.

- Parę osób?- wychripił Harry, patrząc się na swoich przyjaciół, którzy spojrzeli po sobie z uśmiechem.- To jest PARĘ OSÓB?

- No widzisz, mój pomysł chyba się spodobał.- odpowiedziała uradowana Gryffonka, gdy jej pomysł wypalił. Jedynie ją zastanawiało, dlaczego inni nie byli, aż tak chętni jeśli chodziło o skrzaty domowe.- Ron, może byś przystawił kilka krzeseł!

- Ciszej.- mruknęła do niej Vanessa, widząc nieprzychylne spojrzenia barmana gospody, który wycierał brudną szmatą szklanki. Mężczyzna prawdopodobnie po raz pierwszy w swoim życiu, widział tyle osób swojej gospodzie.

Słowa Ślizgonki nic nie dały, przez co pokręciła z politowania głową na boki. Wiedziała, że i tak stanowisko prefekta wisiało na włosku. W każdej chwili mogłaby stracić odznakę, z jednej strony nie chciała tego, bo przyzwyczaiła się do obowiązków, a z drugiej znowu miałaby więcej czasu dla siebie. Nawet się nie postrzegła, kiedy ich tajne spotkanie się zaczęło i każdy miał swoje pytania, na które chciał dostać odpowiedź. Większość dotyczyła Voldemorta, jak i śmierci Cedrica. Wiedziała, że gdyby nadal żył również dołączyłby się do spotkania, zabierając ze sobą innych zaufanych przyjaciół.

Przeczuwała, że niektórzy przyszli tylko po to, żeby usłyszeć prawdę, czy też z zainteresowania. Tylko nieliczni byli zainteresowani samym stworzeniem tajnej organizacji, która jeszcze nie miała wymyślonej konkretnej nazwy.

- Każdy zainteresowany, niech się wpisze na listę!- przypomniała im Hermiona, kładąc kawałek pergaminu na stół, gdzie już widniały cztery podpisy, należące do Gryffonów i Ślizgonki.

Vanessa była jedyną osobą należącą z domu Salazara Slytherina, która wstąpiła do towarzyszenia i nie po to, żeby sprawić wiele kłopotów, a przede wszystkim pomóc. Było to bezinteresowne i jedynie, na co liczyła, to wyrzucenie różowej landryny z Hogwartu.

~*~*~

Podążała tuż obok Severusa, mówiąc mu wszystkie najważniejsze kwestie związanymi ze Ślizgonami. Coraz więcej uczniów była za wydaleniem profesora Dumbledore'a ze stanowiska dyrektora Hogwartu, żeby w szkole zapanował spokój, jak i by Potter nie miał tylu przywileju. Nie wspomniała mu jeszcze, że niektórzy uczniowie zamierzali wzniecić bunt. Między innymi przyłączyli się w tym celu do tajnej organizacji, żeby pokazać, że oni też są i zamierzają walczyć. Sama Vanessa w niej była i jeszcze ją czekało wstąpienie do Zakonu Feniksa, za niecałe kilka miesięcy. Miała już wakacje, ale nie miała do tego głowy.

Wiedziała, czym się wiązało wstąpienie do jakiekolwiek organizacji, a w szczególności mającej na cel pokonania Czarnego Pana. Dostawałaby również zadania, jakie będzie musiała wykonać, tak żeby nikt nie podejrzewał o nic. Nie zawsze były one łatwe i zajmowały mało czasu, zdarzały się, że jedna sprawa mogła się ciągnąć kilka miesięcy, a nawet lat.

Zatrzymał się przed tablicą ogłoszeniową, w tym samym sprawiając, że Vanessa na niego wpadła. Zerknął na nią, patrząc, jak szybko łapała równowagę, żeby nie upaść na ziemię. Zmrużyła delikatnie oczy, patrząc na niego. Prychnął cicho i odwrócił od niej wzrok, sprawdzając, co takiego zainteresowało innych.

- Dekret Edukacyjny Numer Dwadzieścia Cztery?- zapytała, nie rozumiejąc zbytnio, o co w nim chodziło, za nim nie wczytała się w tekst.

Niniejszym rozwiązuje się wszystkie uczniowskie organizacje, stowarzyszenia, drużyny, grupy i kluby. Za organizację, stowarzyszenie, drużynę, grupę lub klub uważa się regularne spotkania trojga lub większej liczby uczniów. O pozwolenia na założenie nowej organizacji, stowarzyszenia, drużyny, grupy lub klubu można się starać u Wielkiego Inkwizytora Hogwartu (Profesor Umbridge). Żadna uczniowska organizacja, stowarzyszenie, drużyna, grupa lub klub nie mogą istnieć bez wiedzy i zezwolenia Wielkiego Inkwizytora. Każdy uczeń, który samowolnie utworzy organizację, stowarzyszenie, drużynę, grupę czy klub lub wstąpi do jakiejś organizacji, stowarzyszenia, drużyny, grupy czy klubu, nieposiadających zezwolenia Wielkiego Inkwizytora, zostanie wydalony ze szkoły." Odsunęła się dwa kroki w tył po przeczytaniu dekretu, który dał jej jasno do zrozumienia, że Umbridge musiała się dowiedzieć o tamtym spotkaniu. Mogli być teraz wszyscy obserwowani i nawet o tym nie wiedzieć. Nie wiedziała, czy miała ostrzec Gryffonów, czy też nie. Sami mogli już zauważyć ten dekret i powiadamiać innych. Ona dzisiejszego dnia, nie miała zbytnio czasu na cokolwiek.

Severus zauważył jej zmianę zachowania i wiedział, że musiało być coś na rzeczy. Był ciekawy tego, co ukrywała przed nim, a w tym inni uczniowie. Ich pomysły nie znały granic, a w szczególności Ślizgonki, która zbiegiem lat się uspokoiła.

- Coś ty znowu zmalowała?- zapytał cicho, żeby tylko ona mogła to usłyszeć. Podniosła na niego wzrok i skrzywiła się delikatnie.- Później z tobą porozmawiam.- odparł i odszedł następnie, żeby nie zbudzać żadnych podejrzeń.

Zmarszczyła lekko brwi, obawiając się, że może zostać wyrzucona z Hogwartu. Nie zamierzała jednak przyznawać się do niczego, zabrnęli wystarczająco za daleko, żeby się teraz wycofać. Były to tylko groźby, ale i oznaka, że Dolores Umbridge obawiała się, że może coś wyjść jej spod kontroli. Próbowała w szczególności na Gryffonach, którzy byli straceni po ilości punktów, jakie im odjęła. Wina nie leżała tylko po stronie bliźniaków, a również po innych uczniach i w tym Harry'ego.

- Ale jak to... Nie może!- w ciszy wysłuchiwała obok siebie wiele oburzeń ze strony uczniów, że coraz bardziej zostawali kontrolowani. Nie zamierzała im odejmować punktów, za wyklinanie Inkwizytora Hogwartu.

Odeszła po chwili, kierując się w stronę swojego dormitorium, gdzie po raz kolejny będzie siedzieć nad pisaniem listów. Najpierw musiała do wujostwa, którzy byli zaniepokojeni tym, co się działo w Hogwarcie. Może i nie byli rodzicami Vanessy, to traktowali ją, jak swoje własne dziecko. Nie chcieli, żeby coś się jej stało, czy po raz kolejny została skrzywdzona przez życie. Miała siedemnaście lat, a przeszła znacznie więcej niż nie jedna dorosła osoba. Państwo Fawley również nie chciało, żeby dawny blask Ślizgonki zanikał na długie miesiące i pojawiał się na chwilę.

Nie zauważyła Gryffonów, którzy dostrzegli dekret i spojrzeli się po sobie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro