~ Rozdział 86 ~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przechyliła delikatnie głowę na bok, przyglądając się srebrnemu naszyjnikowi, ze szmaragdami, które układały się w literę S. Był niezwykle interesujący, jak na zwykłą starą błyskotkę. Wiedziała, że nie powinna jej zabierać, bo mogła zostać oskarżona o kradzież. Jednak nikt nie wiedział, że to ona w szczególności Umbridge. Uważała, iż była to winna Weasleyów, którzy opuścili Hogwart na miotle, za nim dostali od niej szlaban. Tak nie miała, jak to zrobić, gdy została przemieniona w starego kota. Nikt nie pchał się jej z pomocą, nawet Ślizgoni będącymi bardziej zainteresowani widowiskiem byłych Gryffonów.

Nie zamierzała oddawać medalionu, uważając, że był on rekompensatą za wszystko, co przez nią musiała przejść. Różowa landryna zabrała jej odznakę, to i ona mogła. Musiała jedynie schować go bardzo dobrze, jak niegdyś słynną pelerynę Mistrza Eliksirów. Miała wtedy swoje pięć minut, ale dla Vanessy było warto. Kto wie, czy gdyby nie to, poznała bliżej mężczyznę i było jak teraz.

Przywołała do siebie niedużą zdobioną szkatułkę, gdzie chowała większość swojej biżuterii. Zabierała ze sobą zawsze swoją ulubioną, i którą na pewno założy na co dzień lub na specjalną okazję. Otworzyła szkatułkę i kiedy miała włożyć medalion, usłyszała w swojej głowie cichy, ale tajemniczy szept. Rozejrzała się dookoła, a następnie spojrzała na naszyjnik.

- ... Załóż... Załóż mnie...- szept w jej głowie był znacznie głośniejszy i nieugięty. Chciał, żeby go założyła, ponieważ szukał nowego właściciela, który będzie go nosił.

W jej oczach pojawił się tajemniczy blask, przez który była nieco otumaniona, jakby nie potrafiła trzeźwo myśleć. Miała już go założyć, kiedy usłyszała, jak drzwi od jej dormitorium się otwierają. Szybko wrzuciła medalion do szkatułki i rzuciła na nią zaklęcie kameleona, aby nikt nie mógł jej zobaczyć. Odwróciła się w stronę drzwi do jej sypialni i dostrzegła Gryffonów.

- Co się dzieje?- zapytała się Vanessa, podnosząc się z miejsca. Spojrzała na Harry'ego, który wyglądał na zaniepokojonego.

- Łapa jest w niebezpieczeństwie. On go ma.- powiedział szybko, chcąc, jak najszybciej skontaktować się ze swoim chrzestnym. Miał tylko go oraz Vanessę, Nie chciał nikogo stracić i musiał szybko działać.- Musimy się dostać do gabinetu Umbridge, ponieważ jej kominek, jako jedyny nie jest pilnowany.

- Ale, co ty planujesz? Harry nie możesz działać pochopnie, trzeba zawiadomić zakon...

- Po nic nam z Zakonu, on może już nawet nie żyć!- krzyknął zdenerwowany, że chciała zawiadamiać Zakon, zamiast od razu działać.- Miałem tę samą wizję, co z panem Weasleyem.

Vanessa zamilkła, zastanawiając się nad tą całą sytuacją. Nie zdawał sobie sprawy, że jego połączenie ze samym Czarnym Panem nie było przypadkowe. Czuła w tym podstęp, w którym chciał go zbawić w pułapkę. Uważała, że mimo wszystko należało zawiadomić cały Zakon. Niebezpiecznie było iść tam samemu, ale wiedziała, że nie uda jej się powstrzymać Harry'ego. Był zbyt uparty, tak samo, jak Vanessa.

- Jeśli nie chcesz nam pomóc to nie. Sami sobie damy radę.- odpowiedział i odwrócił się z zamiarem wyjścia z jej komnaty. Sam sobie da radę i uratuje Syriusza, kiedy jego siostra uważa, że działa zbyt pochopnie. Hermiona tak samo uważała.

- Zaczekaj.- zawołała za nim, zatrzymując go w ostatniej chwili.- Najpierw musimy się pozbyć Umbridge, a później ja wezwę Zakon, bo to naprawdę nie jest bezpieczne iść tam samemu.- odrzekła, stawiając mu taki warunek. Była zobowiązana z Zakon Feniksa, jak i Gwardią Dumbledore'a, ale nie mogła działać pochopnie. Częściowo i tak działała, bo nie powinna mu pomagać. Mogliby przez to zabrać jej prawa do Gryffona.- Robicie wszystko, co ja wam powiem. Jeśli mówię, że macie uciekać, to uciekacie. Nie rzucacie się na każdego, a teraz chce znać częściowo wasz plan.

~*~*~

- Już złamaliśmy całkowicie regulamin szkoły.- powiedziała Vanessa, kiedy w siódemkę jechali windą w dół, aż do Departamentu Tajemnic. Była najstarsza ze wszystkich, a mimo tego dała się w ciągnąć do tego szalonego pomysłu. W pogotowiu trzymała w dłoni swoją różdżkę.- Jaki ja przykład daję...

- I tak o wiele lepszy niż Umbridge.- odpowiedziała Granger, która stała tuż obok niej. Patrząc na metalowe drzwi od windy, z których było wszystko widać, jak szybko zjeżdżają w dół.- A stara prukwa już została za swoje. Centaury jej nie odpuszczą, a brat Hagrida co najwyżej ją zgniecie.

Wszyscy spojrzeli się na Pannę-Wiem-To-Wszystko, na co dziewczyna wzruszyła ramionami, jakby to było niczym szczególnym. Gryffonka zawsze miała szacunek do profesorów, a jednak zdarzyło się, że do jednego w ogóle nie ma. Nie była wyjątkiem, ale i tak dziwnie było patrzeć na zbuntowaną Granger.

Nagle winda zatrzymała się i otworzyła drzwi na długi, mroczny korytarzem, bez okien i z jedynymi czarnymi drzwiami i portretem na samym końcu. Harry lekko zadrżał, widząc ten sam korytarz, o którym śnił wiele miesięcy temu. Bał się, ale nie tak bardzo, jak o Syriusza. Zdawał sobie, że mógł być to tylko podstęp. Jednak nie uwierzy, dopóki tego nie zobaczy na własne oczy. Nie był poza tym sam, miał przy sobie przyjaciół, jaki siostrę. Nic złego przecież nie mogło się stać.

Pierwsza wyszła Vanessa, która rozejrzała się dookoła, oświetlając różdżką ciemny korytarz. Przymknęła na chwilę oczy, myśląc o najszczęśliwszym wspomnieniu, za nim rzuciła zaklęcie patronusa. Chciała wysłać do Severus, żeby zawiadomił cały Zakon. Dość długo zwlekała, ale nie miała, jak zawiadomić od razu. Harry, jak i Hermiona zajęli się panią dyrektor, którą zostawili na pastwę losu w Zakazanym Lesie. Centaury nie były za bardzo zadowolone, w szczególności, że wszystkie magiczne stworzenia traktowała, jak coś obrzydliwego, niemające prawa istnieć.

- Udało ci się.- odezwała się Hermiona, patrząc się, jak i pozostali na srebrzysto-białego obłoku, który przybrał postać Testrala. Zdziwiła się, ponieważ wiele razy słyszała, że Ślizgonka miała wilka. Tak zresztą ona sama mówiła i Harry.

Vanessa otworzyła oczy, żeby spojrzeć na patronusa. Rozchyliła po chwili usta, nie dowierzając w to, co widzi. Nie sądziła, że jej cielesna forma zwierzęcego strażnika się zmieni. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że ze Severusem mieli identycznego patronusa. Miała z mężczyzną wiele szczęśliwych wspomnień, w szczególności jeden, który skradł jej pierwszy pocałunek. Byli ze sobą już rok i nie wyobrażała sobie, żeby było inaczej.

- Departament Tajemnic, szybko.- powiedziała, na co zwierzę kiwnęło łbem i wbiegło w ścianę, rozpływając się na ich oczach. Westchnęła cicho i będąc dalej skupiona na zaklęciu, ruszyła przed siebie. Słyszała, jak Gryffoni i Krukonka idą za nią.

- Nie mówiłaś, że ci się zmienił patronus.

- Nie wiedziałam.- odpowiedziała zgodnie z prawdą, jakby to wszystko działo się tylko w jej śnie. Będzie musiała ich pilnować, żeby nic złego im się nie stało. Mieli dwa cele. Zdobyć przepowiednie, oraz "uratować" Syriusza, jeśli faktycznie potrzebował pomocy. Miała nadzieję, że Zakon szybko się zjawi i nie zabije za to, że wpakowała się z dzieciakami w kłopoty.- Bądźcie czujni i trzymamy się razem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro