~ Rozdział 94 ~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Severus jęknął cicho, kiedy upadł na ziemię przez narzeczoną. Czuł, jak wdrapała się na jego pierś, śmiejąc się z jego miny. Był ciekawy, czy również byłaby taka radosna, gdyby obiłaby sobie głowę. Od początku wiedział, że z Vanessą nie będzie nudno, ale nie kosztem własnego zdrowia.

- Czyżbyś coś mówił?- zapytała z niewinnym uśmiechem. Sięgnęła dłonią ku jego twarzy i zaczesała włosy mu za ucho.

- Połamiesz mnie kiedyś.- odparł, spoglądając, co mu robiła.

Mieli na tyle szczęścia, że oboje znajdowali się z dala od wzroku innych i w miejscu, do którego nikt nie zagląda. Podczas jednego ze spacerów, znaleźli miejsce do siedzenia pod płaczącą wierzbą. Długie gałęzie z liśćmi chroniły ich od ciekawskich spojrzeń. Wybrali to miejsce również to omawiania dalszego planu, wkradnięcia się do skarbca Lestrange. Został im jeszcze na to tydzień. Postanowili oboje, że wykorzystają te dwa tygodnie, jak najlepiej się tylko dało.

Vanessa zaśmiała się cicho i usiadła na nim okrakiem, trzymając dłonie na jego torsie.

- To chyba już twój wiek, w którym się sypiesz?- stwierdziła sarkastycznie, czując, jak kładzie dłonie na jej biodrach.- Najwidoczniej będę musiała zwolnić specjalnie dla ciebie.

Przewrócił oczami, przewracając młodą kobietę na ziemię i zawisnąć nad nią. Opierał dłonie po obu stronach jej głowy. Uniósł brew w charakterystyczny dla niego sposób.

- Wybacz moja droga, ale mam jeszcze na tyle siły, że nie zmęczę się przy pierwszej okazji.- zauważył, jakby był słaby już dawno, nie przeżyłby w szeregach Czarnego Pana. Pochylił się tuż do jej ucha.- Za dwa dni wcielimy nasz plan, a jak się coś stanie, to najwyżej zostaniesz samotną narzeczoną.- szepnął, a następnie się podniósł i usiadł na ziemi, wyciągając z kieszeni ich plan.

Westchnęła cicho, kiedy jak gdyby nic, usiadł na ziemi. Sama podniosła się po chwili i strzepała z siebie brud. Nie chciała zbytnio myśleć, o tym wszystkim, ale jeśli nie zdobędą Horkruksa, nie będą mieli szansy wygrać. Czasami chciała się urodzić w czasie, gdzie byłoby wszystko łatwiej, a przede wszystkim bezpiecznie. Obawiała się, że Harry w końcu mógł umrzeć, jak znajdą sposób, żeby usunąć z niego w pewnym rodzaju pasożyta.

- Wszystko będzie dobrze.- powiedziała, ale miała taką nadzieję, że im się uda.- Będziemy musieli później czarkę ukryć...

- Ty jesteś mistrzem w ukrywaniu wielu rzeczy. Peleryna i medalion jest przykładem, więc dlatego na ciebie się zdam. Tylko wiesz, czym się to niesie?

- Wiem. Jeden błąd i może nas to dużo kosztować. Jednak musimy mieć świadomość, że Czarny Pan może to wszystko odkryć i ukryć pozostałe.

- Dlatego musimy się pośpieszyć. Jedynie, co mogę zrobić, to zdobyć, choć część informacji. Może być znacznie trudniej, ale co możemy poradzić? Nic.

Podał jej plan, który zaczęła czytać jeszcze raz. Vanessa również, co jakiś czas zerkała na Severusa, bawiącego się swoją różdżką w dłoni. Kilka godzin będą mieli przewagi na wtargnięcie do skarbca, dużo będzie zależeć od niej. Będzie musiała odciągnąć uwagę goblinów, jak i innych pracowników.

~*~*~

Zacisnęła usta w wąską linię, gdy już od ponad godziny stała i czekała, aż sprawdzą jej godność. Teraz się nie dziwiła, dlaczego było to takie czasochłonne. Odwróciła na chwilę wzrok od dyskutujących goblinów i spojrzała na Billa, który ruszył jej z pomocą. Jego narzeczona Fleur tymczasem pomagała Mistrzowi Eliksirów i zabrała ze sobą jednego z goblinów, jakiego otumaniła zaklęciem. Wszystko działo się inaczej, niż planowali, ale szybko musieli się dostosować do nowej sytuacji.

- Z dokumentów wynika, że państwo Henry i Anna Fawley upoważnili panią do swojej skrytki. Po ich śmierci otrzyma pani wszystko, wyłącznie wraz z domem.- usłyszała jednego z goblinów, czytający stary pergamin. Wiedziała, że jej wujostwo przepisała na nią wszystko. Jednak nie chciała myśleć o ich śmierci, mimo że już byli starszymi ludźmi. Mieli do tego dużo czasu.- Wpisano panią w drzewo genealogiczne, z którego wynika, że jest pani jedną z ostatniego rodu.

- Zdaję sobie sprawę, ile jeszcze będzie trwać wybranie dwudziestu galeonów?- zmieniła temat, mając już naprawdę dość czekania.

- Dopóki nie potwierdzimy, że pani jest Vanessą Lilianą Potter.- odparł najstarszy z dzieci państwa Weasleyów. Przeniósł się specjalnie z Egiptu, żeby zacząć pracę w banku Gringotta.- Takie są wymogi.

- Jednak nie da się, aż tyle czasu czekać na wybranie pieniędzy. Sprawdziliście moją różdżkę, moją godność więc, co jeszcze jest wymagane?- wszyscy spojrzeli się na nią.- Wiele razy wybierałam swoje pieniądze, wiecie przecież kim jestem. Mają to jeszcze potwierdzić moje wujostwo?- odparła sarkastycznie, bo inaczej nie potrafiła.

Bardziej się denerwowała, niż zadręczać się innymi rzeczami. Musiała mimo wszystko grać, żeby nie zbudzać podejrzeć. Każdy na miejscu Vanessy tak by się zachował, bo nikt nie lubił długo czekać. Procedury, procedurami, a dostanie się do skarbca, to inna rzecz. Nie potrzebowała tych pieniędzy, ale na czymś innym. Miała nadzieję, że wszystko się udało.

- Takie mamy wymogi, panno Potter.- odezwał się właściciel Gryfek, który przyszedł, gdy go wezwano. Miał ostatecznie zaprowadzić Vanessę do skarbca, co miało się już niedługo wydarzyć.- Mam zabrać panią do skrytki Osiemset trzy.

Skinęła delikatnie głową, ale nie mogła się ruszyć, dopóki nie dostanie na to zgody. Procedury w banku były najgorsze, jakie mogliby kiedykolwiek zrobić. Jeszcze mogło się okazać, że Severusowi uda się wcześniej wrócić, niż jej.

- Udzielam zgodę. Odzyska pani różdżkę, gdy wybierze pani pieniądze.

Odetchnęła z ulgą i niechętnie zostawiła swoją różdżkę, z którą nie lubiła się rozstawiać. Była częścią niej i przy jej pomocą mogła się obronić. Nie potrafiła używać magi bezróżdżkowej, była to bardzo trudna dziedzina, której nie dało się łatwo nauczyć.

~*~*~

Spod peleryny niewidki spoglądał na Vanessę, odbierającą swoją różdżkę oraz pieniądze, jakie wyciągnęła ze skarbca. Zerknął również na wile dzięki, której udało mu się dostać do skarbca i wykraść puchar, jaki podmienił na fałszywy. Panna Delacour mogła mieć później przez to problemy. Goblin, którego użyli, spłoną przez Spiżobrzucha ukraińskiego. Przyczynili się do jego śmierci, ale nie odkryją jej, dopóki nie znajdą jego szczątków. Udało im się, mimo że prawie wznieśli alarm.

Dostrzegł, jak zerkała w stronę blondwłosej kobiety, która niezauważalnie skinęła jej głową. Po chwili wróciła do swoich zajęć, jak Bill Weasley. Powędrował w ciszy za swoją narzeczoną ku wyjściu z banku Gringotta. Musieli, jak najszybciej opuścić to miejsce. Puchar miał ukryty bezpiecznie w kieszeni i nie było mowy, żeby go zgubił ot tak.

Nim zdążyła się obrócić, poczuła szarpnięcie w okolicy pępka. Nie miała, jak zareagować, dopóki nie poczuła pod stopami twardego gruntu. Wyciągnęła swoją różdżkę, rozglądając się dookoła za domniemanym sprawcą. Nie dostrzegła nikogo, oprócz tego, że znajdowała się w parku niedaleko hotelu, w którym się zatrzymała ze Severusem.

- Sev?- zawołała cicho, za nim mężczyzna postanowił zdjąć z siebie pelerynę niewidkę. Odetchnęła z ulgą, widząc go całego i zdrowego. Myślała, że będzie musiała ruszyć mu z pomocą, ale Fleur dała jej znak, iż wszystko w porządku.- masz "to"?

- Oczywiście.- odparł i poskładał pelerynę, którą zmniejszył, a następnie schował do kieszeni. Podał jej ramię.- A teraz wracajmy do hotelu. Jutro musimy już wrócić, ponieważ pan Weasley może zawiadomić, że misja się powiodła.

Skinęła głową, ale prawdę mówiąc, nie chciała jeszcze wracać. Zerknęła na niego dużymi oczami.

- Powinnam ci przyłożyć za teleportacje.- powiedziała do niego, gdy szli wzdłuż chodnika. Przewrócił oczami, dobrze zdając sobie sprawę, że tego nie lubiła. Niestety dalej robił po swojemu i nie zamierzał tego zmieniać.

Weszli po chwili do hotelu, gdzie od razu skierowali się do pokoju. Nie oddawali klucza do recepcji, woleli mieć go przy sobie, jednak w pokoju nic nie zostawili cennego.

- Ciesz się, że to ja cię uprowadziłem, niż ktoś inny.- zauważył i zamknął za nimi drzwi na klucz, zostawiając go w zamku. Prosty sposób, żeby ktoś niepowołany próbował wejść do środka.- Wtedy nie tylko szukałbym cię, ale i też tego kogoś, kto gorzko by pożałował.- odparł poważnie. Gotów byłby nawet zabić za osobę, która by ją skrzywdziła.

Wyciągnął z kieszeni czarkę, jaką powiększył i się jej przyjrzał. Wyglądała niepozornie, ale tak naprawdę mogła być niebezpieczna dla nich wszystkich. Ona przesądzała o ich przyszłości, która mogła być niebezpieczna lub taka, o jakiej wszyscy pragnęli. Schował ją do torby narzeczonej, jak i pelerynę, żeby ją nie zgubić. Na wszelki wypadek rzucił na torbę zaklęcie. Odsunął się po chwili, ale drgnął lekko, kiedy poczuł miękkie wargi Vanessy na swoich. Przymknął oczy i oddał pocałunek, kładąc dłonie na jej biodrach. Zaskoczyła go tym pocałunkiem.

- Nie dziwię się, ale też bym nie poddała się bez walki- szepnęła mu w usta, żeby ponowić pocałunek. Uśmiechnęła się delikatnie, zaciskając dłonie na jego szacie.- Kocham tylko ciebie.

- Też cię kocham.- wyznał po raz pierwszy i nie ostatni, ale mimo wszystko wolał to pokazać, niż mówić. Dostrzegł w jej oczach radosny błysk, który ocieplał jego serce. Poddał się tej przyjemnej chwili, za nim poczuł, jak błądziła dłońmi po jego torsie i pomału rozpinała jego koszulę.- Co robisz?- zapytał z zachrypniętym głosem.

Odsunęła dłonie, rumieniąc delikatnie na twarzy, kiedy na niego spojrzała. Poczuła się głupio, wiedząc, że zabrnęła, aż za daleko.

- Przepraszam.- powiedziała cicho, opuściła ze skruchą wzrok, myśląc, że mogło mu się to nie spodobać.

Nie puścił jej ze swoich objęć, jedynie sięgnął dłonią do jej twarzy i uniósł podbródek do góry. Spojrzał się na nią czule. Nie zrobiła nic, za co musiałaby przepraszać.

- Nic nie zrobiłaś złego.- powiedział, ignorując rozpiętą koszulę. Nie przeszkadzało mu to, ale uważał, że mogło być to za wcześnie, żeby o tym myśleć. Nie chciał jej skrzywdzić.- Vanesso, jeszcze mamy czas...

- A co jeśli nie? Nie chce żałować później, że czegoś nie zrobiłam. Jestem dorosła, Severusie.- mruknęła, gładząc go po policzku.- Jesteśmy razem, planujemy własną przyszłość, kiedyś i tak byśmy przeszli do następnego kroku. Ja... ja nigdy nie byłam z mężczyzną, nie wiem tyle, co ty.- dodała, patrząc się prosto w jego oczy.

- Nie chce cię skrzywdzić.

- Ufam ci, bardziej niż nie jednej osobie. Nigdy byś nie zrobił mi krzywdy.- odparła pewniej.

Położył dłonie na jej policzkach i pochylił się, żeby musnąć usta Vanessy. Usłyszał, jak cicho zamruczała, oddając jego pocałunek. Na pewno nie spodziewał się, że na tym wyjeździe zbliżą się do siebie bardziej. Raczej myślał, iż ta chwila nastąpi kiedyś indziej. Jednak nie miał, co narzekać, ale postanowił być delikatny, czuły.

Podniósł Vanessę na ręce, nie przerywając namiętnego pocałunku. Położył ją następnie na łóżku, aby na nią zawisnąć, czując, jak powoli rozpinała jego koszulę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro