~ Rozdział 96 ~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Aiden?- zapytała zaskoczona, widząc swojego przyjaciela. Był ostatnią osobą, którą spodziewała się spotkać. Na zebraniu zakonu, ani razu go nie widziała, aż do teraz. Patrzała się na niego, nie wiedząc, co zrobić

Były już szukający Irlandii uśmiechnął się do młodej przyjaciółki. Cieszył się, że po roku mogli się znowu zobaczyć i spędzić ten czas. Listy nie było to samo, co rozmowa prosto w oczy. Tęsknił za nią, bo była drugą osobą, która go rozumiała, zaraz po jego narzeczonej Marianne. Słyszał, że Vanessa nie poszła za Aurora, a przystała jedynie na praktykach w Hogwarcie. Większość z tego powodu była zadowolona, a w tym on. Nie to, że nie wierzył w jej umiejętności, ale mury starego zamku były bezpieczniejsze niż misje w terenie. Śmierciożercy coraz skuteczniej podbijali Ministerstwo i można było spotkać niemalże ich na każdym kroku.

- Oczywiście, że ja. A kto by inny?- odparł rozbawiony, dostrzegając na jej twarzy delikatny uśmiech, za nim rzuciła mu się w ramiona, przytulając mocno.

- Śmie zauważyć, że już dwóch "profesorów" podawało się za kogoś innego.- zauważył Severus, patrząc tylko, jak jego narzeczona przytuliła się do mężczyzny. Nie zbyt podobało mu się, że była w jego ramionach, ale przyjaciel był przyjacielem. Nie wierzył jednak w przyjaźń męsko-damską, ponieważ też ją uważał za przyjaciółkę i dalej nią jest, tylko stała się kimś więcej.- A teraz siadaj Lynch, bo nie mamy dużo czasu do rozpoczęcia roku.

Wszyscy spojrzeli się na Mistrza Eliksirów, a w szczególności Minerwa, wyczuwając w tym zazdrość Mistrza Eliksirów. Uśmiechnęła się delikatnie, ale zadowolona mniej więcej ze swojego planu. Dumbledore zatrudnił młodego mężczyznę, nie tylko ze względu na to, ale również iż potrzebowali profesora od Obrony. Nie sądziła, że była na tyle ślepa, by dopiero dostrzec pierścionek na palcu byłej uczennicy. Miała ochotę się palnąć w głowę.

Severus zerknął na starszą kobietę, która wyglądała, jakby jej piękny plan całkowicie się rozpadł. Ukrywając pod maską obojętności, zadowolił go ten fakt, bo może to ją w końcu nauczy niemieszania się w nie swoje sprawy. Mógł również dostrzec błysk w jej oczach, jaki mógł wziąć później za tortury na swojej osobie. Nie specjalnie ukrywała, że była zadowolona.

- Zmalałaś, czy tylko mi się wydaje? Ałć...- jęknął cicho, kiedy uderzyła go w ramię, za to stwierdzenie.

- Mogłeś nie ubierać wysokich butów, to nie dostrzegłbyś różnicy.- odpowiedziała złośliwie, ale również rozbawiona, widząc go ubranego w szatę. Kolor mogła porównać do butelkowej zieleni tylko znacznie ciemniejszej.- Znowu rok, będziesz obserwować?

- Nie.- uniósł kąciki ust do góry. Odsunął się kawałek, widząc wzrok Snape'a na sobie, który mógł i nawet zabić, gdy dotknie po raz kolejny dziewczyny.- Jestem nowym profesorem Obrony Przed Czarną Magią...

- Ty?- zaśmiała się cicho.- Nie, że nie wierzę w twoje umiejętności...

- Właśnie widzę.

Ich wymiana zdań nie trwała długo, ponieważ została przerwana. Minerwa porwała swoją praktykantkę w stronę wyjścia, żeby udać się, jak inni do Wielkiej Sali. Nie krępując się, wypytywała się o jej zaręczyny, ale i doradziła, jak postępować ze Severusem. Ślizgona tylko wzięła ją za wariatkę. Była ciekawa, czy nie zwariuje, ale jeśli Mistrzowi Eliksirów nic nie było, to raczej jej też.

~*~*~

Pokręciła rozbawiona głową, słuchając młodego mężczyznę, który rozgadał się przez te lata. Cieszyła się, że znowu mogła go zobaczyć i będzie codziennie przy śniadaniu. Nie licząc Severusa, z przyjaciół miała tylko go. Swojego brata nawet w to nie wliczała, jak i jego dziewczynę. Byli za młodzi, żeby zrozumieć niektóre rzeczy, którymi musi się zmagać.

- ... A jednak przy praktykach z Transmutacji zostałaś.- zerknął na Vanessę, która również się na niego spojrzała. Nie musiał mówić głośno, że Ślizgonka się zmieniła. Wydoroślała i rozkwitła, jak nie przy nikim innym, a przy Mistrzu Eliksirów.

- Tak, ale coraz bardziej uważam, że była to dobra decyzja.- przyznała, a walczyć z przestępcami może zawsze, ale ostrożnie.- Aż dziwne, że były szukający będzie uczyć w Hogwarcie. Masz, chociaż pojęcie, co ciebie czeka?

- Oczywiście, że mam. A w życiu warto spróbować czegoś innego, z reprezentacji i tak bym odszedł za rok czy dwa. Stare odchodzi, nowe przychodzi.- zauważył, ale tak naprawdę chciał stabilizacji i w końcu żyć ze swoją narzeczoną na stałym miejscu. Ślub jego, jak i Marianny zbliżał się nieubłaganie. A tym bardziej oboje chcieli pomóc przy wojnie.- Dalej będę latać na miotle, czy grał, ale nie już przy widowni. Raczej dla siebie.

- Zapewne drużyna była zrozpaczona, w końcu stracili najlepszego zawodnika. Dalej nie wiem, co widzicie w Quidditchu.

- Nie tylko zabawę, ale i nutkę adrenaliny. Twój brat to lubi i Diggory też...- przerwał, patrząc, jak zareaguje na wspomnienie o Puchonie. Szkoda było go, bo był obiecującym szukającym.

Skinęła tylko głową. Cedric kochał Quidditcha i chciał zostać zawodowym graczem, zaraz po ukończeniu Hogwartu. Rozmawiała o tym z nim kilkadziesiąt razy. Widziała wtedy w jego oczach iskierki zachwycenia. Był ambitny, mimo że był tylko Puchonem. Większość mogła uważać, że w Hufflepuff nie było odważnych uczniów, jak w Gryffindorze. Nie było to prawdą. Nie każdy musiał mieć ustalone cechy domów, żeby powiedzieć, kim tak naprawdę się było. Nawet Gryffon mógł zostać Śmierciożercą, a wszystko i tak było zwalane na Ślizgonów.

- ... Nie pogodziłaś się z jego śmiercią, prawda?- usłyszała i spojrzała się na Aidena.

- Pogodziłam, ale ciągle odczuwam brak. Był dla mnie, jak rodzony brat. Rodzina. Nie zasłużył, żeby odejść tak wcześnie, ale śmierć bywa niesprawiedliwa.- powiedziała spokojnie, jednak i tak planowała zemstę, za to co go spotkało. Voldemort umrze i ona tego dopilnuje.

- Nie raz słyszałem, że śmierć również może być piękna. Nie należy tylko widzieć ją w czarnych barwach, a Cedric mimo wszystko jest teraz lepszym miejscu.

- Też mam taką nadzieję.- oboje zatrzymali się przed jej komnatami, jakie zajmowała podczas bycia prefektem Slytherinu.- No to musimy się pożegnać, od jutra będzie tylko ciężka praca.- dodała po chwili, widząc tylko, jak się do niej uśmiechnął delikatnie.

- Racja, to do jutra Vanesso. Dobranoc.

- Dobranoc.- również się pożegnała, patrząc, jak idzie w swoją stronę i znika po chwili w jednym z korytarzy.

Wyciągnęła swoją różdżkę i jej końcem przejechała po rzeźbieniu w kształcie liści winorośli. Dostała instrukcje, jak miała je otworzyć, ponieważ zabezpieczyli jej komnaty w inny sposób. Wszystko po to, żeby ochronić ją przed nieproszonym wtargnięciem. Nikt się nie dostanie do środka, oprócz niej i innych profesorów. Różdżki uczniów będą zawodne.

Weszła po chwili do środka i dostrzegła zmiany, jakie nastąpiły. Zniknęły barwy Slytherinu, poza powieszonym herbem jej dawnego domu nad kominkiem. Dalej było przytulnie i ułożenie mebli się nie zmieniło, co ją cieszyło. Zdjęła z siebie pelerynę, którą powiesiła na oparciu fotela. Marzyła tylko o ciepłej kąpieli i położeniem się do łóżka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro