Część 48

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Carter

Pod uzbrojoną eskortą, bo inaczej nie da się tego inaczej opisać, docieramy do rzeki. Idziemy powoli po wielkich kamieniach z pełną uwagą, aby się nie przewrócić. Jedne zły ruch i noga złamana. Trzymam mocno za rękę Alex, ale worek, który dźwigam nie ułatwia mi sprawy. Jednak żadne z nas nie upada, a to już połowa sukcesu. Najważniejsze jest teraz, aby wydostać się z rak Indian, których ciężko ocenić. Strzelby, które mają i którymi celowano w nas nadal traktuję jako groźbę. Z drugiej strony, coraz bardziej skłaniam się do zdania Alex, że w tym przypadku nie ma co działać zbyt pochopnie i zbyt brutalnie.

Mężczyzna idący w przodzie nagle coś krzyczy w dal i unosi strzelbę do góry. Kiedy przesuwa się na prawą stronę, zauważam w oddali dwie osoby. Kobietę i mężczyznę. Widząc tę pierwszą, ubraną w długą suknię, odczuwam trochę ulgi. Co pewnie jest złudne i błędne. Kobiety także potrafią być w komitywie z niebezpiecznymi facetami. Już to przerabialiśmy w Midland.

Im bliżej jesteśmy, tym większe zainteresowanie budzimy w tubylcach. Kobieta mówi coś do swojego kompana, po czym ujmuje jego dłoń. Zupełnie tak, jak trzymam Alex.

Młodzi ludzie rozmawiają ze starszym Indianinem, który wyszedł i naprzód. My pod opieką drugiego, czekamy na rozwój sytuacji kilka metrów dalej. W końcu trójka podchodzi do nas. Zauważam, że mężczyzna podaje wędkę swojej partnerce, po czym kieruje swój wzrok na mnie. W odróżnieniu od pozostałych, ona ma krótsze włosy, a ubrany jest w szare spodnie i koszulę w kratę.

– Nazywam się Mizu – mówi, a ja kolejny raz oddycham z ulgą. Zna angielski, a to już kolejny krok, aby dogadać się z tubylcami.

– Carter Prescott, a to Alex Adams. Nie jesteśmy uzbrojeni i nie mamy złych zamiarów.

– Wtargnęliście na teren rezerwatu. Należy on do plemienia Pima.

– Nie mieliśmy pojęcia, nie wiedzieliśmy, gdzie jesteśmy – dodaje Alex i Mizu zwraca na nią swoją uwagę.

– To Gila River – mówi, jednocześnie wskazując na rzekę po naszej lewej stronie. – Moje imię pochodzi od niej. Mizu znaczy „potok falujący". A to moja żona Hateya. Mężczyźni, którzy was przyprowadzili to mój ojciec i brat, Kanga i Vemetin.

– Dlaczego nas do was przyprowadzili? – pytam, bo tylko to mnie w tej chwili interesuje.

– Nie do nas, lecz do wioski.

– Wioski?

– Chodźcie z nami, nic złego wam się stanie, o ile mówicie nam prawdę na swój temat.

– Nie jesteśmy zagrożeniem, przysięgam – dodaje szybko Alex, na co Mizu uśmiecha się łagodnie.

– Nie możecie nas po prostu puścić wolno? – dopytuję, ponieważ mimo wszystko czuję się jak zakładnik. Skoro nie chcą nam zrobić krzywdy, to po cholerę nas gdzieś ciągają.

Moje pytanie pozostaje bez odpowiedzi, ale gdy Mizu i jego żona zerkają na Alex, ponownie czuję się niepewnie. Chodzi o nią, jestem tego pewien. I nie podoba mi się to. Kurewsko mi się to nie podoba.

***

Świat i ludzie, którzy nadal mieszkają na tej planecie nie raz mnie zaskoczyli podczas tej podróży. Wszystkie moje wyobrażenia na temat tej wędrówki były nietrafione. Patrzę na gromadkę dzieci biegających wszędzie dookoła. Na drewniane domki, wokół których pracują tubylcy. Wioska jest większa niż się spodziewałem, gdy o niej powiedział Mizu. Wszyscy zwrócili momentalnie na nas swoją uwagę, nawet kilka dzieciaków zaprzestało zabawy, aby nas dobrze sobie obejrzeć. Nadal nie miałem pojęcia po co nas tutaj sprowadzili. Jaki mają cel i co chcą od Alex.

Dziewczyna widząc małe dzieci, uśmiecha się szeroko, a gdy mała dziewczyna podchodzi do niej bliżej i dotyka jej dłoni palce, ta kuca i podaje jej rękę. Mała przez chwilę patrzy na nią niepewnie, ale po chwili z nieśmiałym uśmiechem ujmuje ją.

Zwracam uwagę na Kangę, który odchodzi w stronę innego, jeszcze starszego mężczyzny. Może jest ich wodzem? Nie mam pojęcia, ale wszyscy są ubrani normalnie, a nie tak jak pokazywała mi mama na ilustracjach w książce. Rozumiem, że czasy się zmieniły i nawet kataklizmy nie oznaczają, że powrócą do starodawnych ubiorów. Jednak patrząc na warunki, w których żyją, śmiem twierdzić, że i odgrodzone od świata plemię także zostało cofnięte w rozwoju, jak pozostała część społeczeństwa.

– To Cheveio, nasz wódz. On zdecyduje, czy wam pomóc – oznajmia Mizu.

– Pomóc? W czym?

– Nie musisz się martwić Carterze...

– Pojmaliście nas, a teraz mówisz, że chodzi o pomoc? – pytam coraz bardziej zdenerwowany i zdezorientowany.

– Carter spokojnie, nic złego się nie dzieje – mówi Alex, jednocześnie dotykając mego ramienia.

– Jak się nie dzieje? Przyprowadzają nas tutaj pod groźbą zastrzelenia, a teraz wmawiają, że nam pomogą – stwierdzam, po czym kieruję swój wzrok na Mizu. – Widzę, jak patrzycie na Alex. O nią chodzi prawda?

– Tak, ale to nie tak jak myślisz.

– Jest kobietą, więc jej potrzebujecie.

– Nie, to ona nas potrzebuje.

– I pewnie jest tutaj bezpieczna – mówię z ironią w głosie, ale Mizu nie wydaje się być obrażony moim tonem.

– Zgadza się, jesteś bezpieczna Alex – odpowiada, patrząc na dziewczynę.

– Nie zostanie tutaj, nie pozwolę na to Mizu.

– Osobiście odprowadzę was do miejsca, gdzie spotkaliście mego ojca i brata. Nie jesteście więźniami.

– W takim razie odchodzimy, teraz – mówię stanowczo, ale Alex ponownie dotyka mego ramienia i wymownym spojrzeniem prosi mnie o spokój.

– Proszę, wstrzymajcie się jeszcze. Już niedługo wszystko wam wytłumaczę. Mówiliście, że weszliście do rezerwatu, aby znaleźć coś do jedzenia. Zakładam, że nie zdążyliście nic upolować? – pyta Mizu, na co Alex od razu przytakuje. – Zatem musicie być bardzo głodni. Chodźcie ze mną, moja żona jest świetną kucharką.

Mizu zaprasza nas na posiłek, a ja nadal nie wiem, czy powinienem zaufać tym wszystkim ludziom, którzy nas otaczają. Nikt nie zachowuje się agresywnie, nikt nie przejawia wrogości, ale nie znam ich, nic o nich nie wiem i ta właśnie niewiedza mnie dobija.

Alex rusza za Mizu i jego małżonką, a mnie nie pozostaje nic innego, jak do nich dołączyć. Przecież nie zostawię Alex samą z tymi ludźmi. Nadal nie wiem, czego oni chcą od niej.

Wchodzimy do drewnianej konstrukcji, która po jednej stronie jest odkryta. Jak patio z letnią kuchnią. Siadamy na ławkach przy długim na kilka metrów drewnianym stole. Gdy tylko zajmujemy miejsca, Hateya nakłada jedzenie na gliniane miski i kładzie przed nami na stole. Zapach duszonego mięsa z warzywami i ziołami jest niesamowity. Czuję jeszcze większy głód niż wtedy, gdy nie miałem przed nosem pożywienia. Zanim sięgnę po łyżkę, Alex już zaczyna pochłaniać sporą porcję ciepłego posiłku. To nawet zabawne, gdy tak łapczywie się zajada, ale gdy biorę pierwszy kęs, rozumiem jej zaangażowanie. Smakuje jeszcze lepiej niż pachnie. Niebo w gębie.

Kiedy oboje kończymy, ponownie zwracamy uwagę na parę małżonków, którzy z uśmiechami nam się przyglądają.

– Smakowało? – pyta Hateya, co od razu komentuje Alex.

– Ty także mówisz po angielsku?

– Trochę, słabo.

– Moja żona nadal się uczy. Oprócz mnie wasz język zna jeszcze kilku mieszkańców wioski. Gdy byłem dzieckiem zamieszkała tutaj para podróżników. Uczyli dzieci języka.

– Odniosłam wrażenie, że twój ojciec i brat nas nie rozumieli – oznajmia Alex.

– Bo tak właśnie było. Odmówili nauki, ale ja chciałem zdobyć wiedzę, ona zawsze się przydaje. Choćby teraz.

– Dziękujemy za posiłek, ale musimy wrócić do tematu Mizu. Po co tutaj jesteśmy? Czego chcecie od Alex?

– Z góry zakładasz, że musi być to coś złego, prawda?

– Życie nauczyło mnie ostrożności. W tych czasach nie można bezpodstawnie ufać.

– Rozumiem i zgadzam się z tobą.

– Mogę o coś zapytać? – wtrąca się Alex.

– Oczywiście.

– Jest tutaj tyle kobiet i dzieci. Jak przetrwaliście?

Alex zadaje cholernie trafne pytanie. Faktycznie ich wioska jest różnorodna, nie widać oznak zarazy, która atakowała głownie kobiety.

– To co widzicie, to zaledwie dwadzieścia procent naszego plemienia. Nasze osady znajdowały się kilkadziesiąt mil na północ. Mieliśmy domy, gospodarstwa, wszystko co oferował nowoczesny świat. Jednak i plemię Pima musiało zmierzyć się ze skutkami konfliktów zbrojnych i przede wszystkim chorobami. Za czasów moich dziadków, kobiety umierały na potęgę. Coraz mniej rodziło się dzieci. Z obawy, że plemię za chwilę przestanie istnieć, ludzie postanowili wycofać się w głąb rezerwatu.

– Izolacja, coś jak kwarantanna. Nie ma kontaktu z innymi, więc i nie ma zarazy – stwierdzam, ale Mizu szybko mnie poprawia.

– To nie tak działa. Wirus nadal zabijał. Nie wiem jak i dlaczego. Kobiety cały czas były zagrożone.

– Więc co się zmieniło? Jak powstrzymaliście umieranie kobiet? – pyta Alex.

– Kiedy byłem dzieckiem, nie wierzyłem w niektóre opowieści o naszych przodkach. Zawsze ciągnęło mnie bardziej do nauki, tylko ona mogła dać mi prawdziwe odpowiedzi na nurtujące pytania na temat świata. Jednak fakty są faktami. Dzięki naszemu szamanowi...

– Szamanowi? – dopytuję.

– Praktykujący w naturze. Możesz uznać to za gusła, ale lata temu, zanim się jeszcze narodziłem, stworzył lek. Kobiety od tamtej pory były bezpieczne.

Kiedy kończy zdanie, patrzy wymownie na Alex. Wtedy dociera do mnie, co próbuje nam przekazać.

– Myślicie, że wirus nadal jest aktywny i Alex jest zagrożona? – pytam zaintrygowany i jednocześnie zmartwiony. Byłem cholernie przekonany, że zaraza należy do przeszłości, ale co, jeśli to nie prawda?

– Mogę być...chora?

– Nie musisz zachorować, możesz szczęśliwie dożyć starości. Nie każda kobieta złapała wirus, choć miała z nim styczność.

– Skoro do tej pory jest wszystko w porządku z Alex, to może być odporna, prawda?

– Tak, to bardzo możliwe.

– Ale chcecie, bym przyjęła lek, który opracował wasz medyk? – dopytuje dziewczyna.

– Jeśli wódz się zgodzi. Tak naprawdę, póki nie podjął decyzji, nie powinienem wam nic mówić. Musimy chronić nasze dziedzictwo.

– Ale jeśli macie antidotum, to kobiety, które przetrwały pierwszą falę powinny go przyjąć. Chodzi o przyszłość naszego gatunku – mówi coraz bardziej żywiołowo Alex i tym razem to ja muszę ją uspokoić. Ujmuję jej dłoń i lekko ściskam.

Mizu ciężko wzdycha, po czym dzieli się z nami historią jego ojca.

– Mój tata wraz ze swoim bratem i kilkoma innymi mężczyznami, wiele lat temu wyruszyli do najbliższego miasta, które zamieszkiwali biali ludzie, do Phoenix. Było to zanim się narodziłem, znam tę historię z opowieści mojej matki, ponieważ ojciec nie mówi o tym. Zanieśli lek, chcieli pomóc. Większość była sceptycznie nastawiona do ich darów, ale znaleźli się zdesperowani, którzy chcieli za wszelką cenę ratować swoje żony i córki. Gdy tylko przekonali się na własne oczy, że lek działa, postanowili zdobyć przepis. Ani mój ojciec, ani jego towarzysze nie znali go. Tylko szaman i jego uczniowie posiadali tę wiedzę. Nawet gdyby chcieli, nie mogli powiedzieć – mówi Mizu, a ja od razu myślę o Stanleyu i jego iluzji, która była tak pożądana przez wszystkich dookoła. – Obiecali, że wrócą z większą ilością leku, ale im nie uwierzyli. Pewnie bali się, że znikną i nigdy nie powrócą, a ich kobiety wkrótce umrą. Dlatego zaczęli ich torturować. Zabili większość naszych ludzi, którzy przyszli z pomocą. Nie wiem, jak udało się uciec mojemu ojcu i jeszcze dwóm jego przyjaciół. Jego brat został zabity, do dzisiaj nie potrafi o tym mówić. Po tamtym wydarzeniu, lek pozostaje tylko w wiosce.

– To straszne, chcieli pomóc, a zostali...zabici – mówi cicho Alex.

– Tak, desperacja i strach potrafią zmienić człowieka w bestię. Dlatego zgodziłem się z tobą Carter, gdy mówiłeś, że nie można bezwarunkowo ufać.

– Więc dlaczego nas tutaj przyprowadził twój ojciec i brat.

– Nie wiem. Musiał uznać, że nie jesteście zagrożeniem. Jest dobrym człowiekiem, nawet po tym, co się wydarzyło w Phoenix.

– Nie szukali plemienia?

– Z pewnością szukali, ale im się nie udało. Przynajmniej nam, nowemu pokoleniu tak tłumaczono. A co się działo w głębi rezerwatu, nie mam pojęcia. Gdy byłem małym dzieckiem pamiętam, że nasi ojcowie chodzili na zwiady, zawsze uzbrojeni. Pewnego razu zauważyłem krew na spodniach mojego ojca, ale nie zadawałem pytań. Nie mogłem, to było zabronione. Musicie mi coś obiecać.

– Co takiego? – pytam.

– Nie ważne jaka będzie decyzja wodza Cheveio, nie ważne czy Alex dostanie lek czy też nie, musicie przyrzec, że to co wam teraz powiedziałem zachowacie w tajemnicy. Kiedy opuścicie rezerwat, nie możecie nikomu powiedzieć o leku.

– Obiecuję – mówię stanowczo, a gdy patrzę na Alex, widzę zwątpienie wypisane na jej twarzy. Mizu również to dostrzega, dlatego znajduje argument, który może ją przekonać do złożenia przysięgi.

– Mamy tutaj ponad trzydzieścioro dzieci poniżej siódmego roku życia. Większość to dziewczynki. Jeśli pojawią się tutaj ludzie, którzy zechcą zdobyć antidotum, jak myślisz, co się stanie z naszym plemieniem? Co zrobią z kobietami i małymi dziewczynkami?

Alex nie odpowiada, a u jej boku pojawia się ta sama dziewczynka, która podała jej rękę na przywitanie. Wręcza jej różowego kwiatka, a gdy ta go przyjmuje, dziewczynka wybiega z pomieszczenia i dołącza do innych bawiących się dzieciaków. Alex patrzy w milczeniu na kwiatka, którego trzyma. W końcu unosi swoje spojrzenie na Mizu.

– Obiecuję – mówi pewnie.

– Dziękuję, wam obojgu.

***

Spojrzenie wodza Cheveio jest mocne i zdecydowane. Przygląda mi się uważnie, gdy siedzimy w namiocie szamana, który jako chyba jedyny z całego plemienia Pima, ubiera się w tradycyjne stroje. Skórzane okrycie, naszyjniki z drewnianych elementów, przyozdobione piórami a nakrycie głowy przypomina odjechany kapelusik. Jego twarz jest pomalowana kolorowymi barwami, co jest dla mnie unikatowe.

Śpiewa w nieznanym nam języku, po czym podaje Alex glinianą miskę z naparem, które ma uchronić ją od zarazy. Nadal mam wątpliwości, choć faktycznie to jedyna społeczność, którą zasilają nie tylko mężczyźni. Czy to nie dowód na prawdziwość ich działań? Nawet jeśli napar nie działa, to co szkodzi Alex go wypić. Gdyby chcieli nas zabić, nie musieliby wybierać metodę otrucia. To nie miałoby sensu.

Alex patrzy na miksturę znajdującą się w misce. Gołym okiem widać, że i ją trapią wątpliwości. Jednak unosi naczynie i bierze pierwszy łyk. Na jej twarzy wypływa grymas wyrażający niezadowolenie.

– Musisz wypić wszystko Alex – odzywa się Mizu, który siedzi po jej prawej stronie. Dziewczyna przytakuje, po czym wypija całą zawartość miski.

***

Alex

– Czy będą jakieś skutki uboczne? Wiem, że powinnam wcześniej o to zapytać, ale przyznaję, że byłam przytłoczona całym zajściem i nadmiarem informacji.

Mizu uśmiecha się, po czym lekko klepie mnie po ramieniu.

– Możesz być lekko osłabiona, ale nic ci nie będzie.

Carter trzyma mnie za rękę, gdy idziemy w stronę małej drewnianych chatki, gdzie możemy odpocząć podczas nadchodzącej nocy. Myślę o Sadarze, które jest gdzieś tam w lesie i pewnie zastanawia się co się z nami stało. Może myśli, że odeszliśmy i zostawiliśmy go samego. Albo już wpadł na nasz trop.

Mizu otwiera drzwi, po czym zaprasza nas do środka. Pomieszczenie jest małe, a na podłodze leży legowisko ze skór i koców. Wskazuje na kolejne pomieszczenie za koralikową zasłonką.

– Tam możecie się oczyścić. W misach jest czysta woda.

– Dziękujemy – mówię za nas oboje.

– Rankiem, po posiłku wyprowadzę was z rezerwatu – dodaje Mizu, po czym zostawia nas samych w domku.

Carter podchodzi do drzwi i sprawdza, czy są dobrze zamknięte. Ja natomiast zaglądam do indiańskiej łazienki.

– Dobrze się czujesz? – pyta nagle, więc kończę sprawdzanie naszego nowego lokum i podchodzę do niego.

– Tak, wszystko w porządku. Smakowało okropnie i nie potrafiłam rozpoznać ziół.

– Mogliśmy zapytać co jest w środku zanim się tego napiłaś.

– I myślisz, że właśnie nam szaman zdradziłby recepturę? Słyszałeś co powiedział Mizu, tylko on i jego uczniowie wiedzą, jak stworzyć lek.

– Masz rację – mówi, po czym ciężko wzdycha. Następnie jeszcze bardziej się do mnie zbliża, obejmuje mnie ramionami w pasie i przyciąga do siebie. – Sekretna receptura? Mistrz i uczeń? Wszyscy pragną przepisu? To mi przypomina historię twoją i doktorka.

– Też widzę podobieństwa. I to, że ludzie potrafią być zachłanni i brutalni, gdy czegoś chcą.

– To prawda. Może nie jestem brutalny, ale zachłanny już tak – szepcze, pochylając głowę na dół.

Po chwili muska ustami moje wargi i w odpowiedzi uchylam je, by móc ponownie całować go z całą pasją, jaką mam w sobie. Jaką darzę tego człowieka. Carter jest namiętny i władczy. Lubi kontrolę, gdy trzyma mnie w ramionach, nadaje tempo naszemu zbliżeniu. I prawdę mówiąc, bardzo mi się to podoba. Wszystko co robi, to jak mnie dotyka i pieści, sprawia, że podniecenie ogarnia całe moje ciało.

Jednak odrywam się od niego, co wywołuje w nim konsternację.

– Coś nie tak? – pyta zmartwiony.

– Nie, wszystko w porządku.

– Za mocno napieram? Mam zwolnić?

– Nie.

– Więc o co chodzi? – pyta jeszcze bardziej zdezorientowany. Kiedy nie odpowiadam, postanawia zmienić temat. – Chcesz pierwszy się wykąpać?

– Nie, idź najpierw ty.

Carter przytakuje, po czym wyciąga z worka mydło oraz pastę miętowo – rumiankową. Następnie znika za zasłonką.

Siadam na naszym prowizorycznym łóżku. Ku memu zaskoczeniu jest tak idealnie miękki i wygodny, że śmiem twierdzić, iż nigdy wcześniej nie miałam okazji spać na tak cudownym posłaniu. Patrzę na trzy grube świece ułożone w glinianej tacce na podłodze. Jest tutaj małe okienko, zakryte kolorowym materiałem. Kiedy wiatr lekko odsuwa ją na bok, wiedzę jak niebo się ściemnia.

Słyszę, jak Carter porusza się po łazience i myślę o tym, co czuję do tego człowieka. Jestem prawie pewna, że dopadła mnie miłość. Czekam na każdy jego dotyk i czułe spojrzenie. Na jego dobre słowo i piękny uśmiech. Jeśli mylę to wszystko z pożądaniem, z naturą ludzką, to naprawdę nie wiem czym w takim razie jest stan zakochania.

Kilka minut później, Carter wraca do pomieszczenia, ubrany tylko w spodnie dresowe. Wyciera głowę ręcznikiem, który musieli zostawić tutaj mieszkańcy wioski. Następnie siada na legowisku, tuż obok mnie. Opiera się o drewnianą ścianę i po chwili czuję jego dłoń na moich plecach.

– Na pewno wszystko w porządku?

– Tak – mówię szybko, po czym wstaję i tym razem ja udaję się do łazienki, aby się oczyścić.

Carter

Alex zachowuje się dziwnie, odkąd ją pocałowałem. Nie chciała zdradzić, o co chodzi, ale zaczynam się naprawdę nad tym głęboko zastanawiać. Albo pozwalam sobie na zbyt wiele i jest wystraszona kolejnym etapem w naszej znajomości albo mikstura, którą wypiła niedawno źle na nią wpływa. Tak czy inaczej, martwię się o nią.

Przyszła mi jeszcze jedna myśl do głowy. A co, jeśli jej głowa jest zaprzątnięta myślami o Sadarze. Nie mówiła o nim, ale dziewczyna jest opiekuńcza i z pewnością martwi się o niego, choć moim skromnym zdaniem absolutnie nie powinna. Nie jest za niego odpowiedzialna, a ja tym bardziej. Przyznaję, że cieszę się, iż zostaliśmy sami. Nie mówię tego na głos, bo wiem, że ona by tego nie pochwaliła.

Kładę się na łóżko, a moje zmęczone mięśnie dziękują za tak wygodne posłanie. Boże, czuję się jak w niebie. Moment i odpłynę.

Zamykam oczy, ale staram się nie zasnąć. Niech najpierw Alex się położy i będę mógł spokojnie odpoczywać. Ważne by była obok, tylko wtedy mogę się rozluźnić.

– Carter?

Cichy głos Alex dociera do mnie, więc otwieram oczy. Cholera, czy ja śnię?

Alex stoi tuż przy posłaniu w samej koszulce, która sięga do kolan. Jej krótkie włosy są ciemniejsze przez wodę, a skóra wręcz lśni. W poświacie świec wygląda jak anioł w takim wydaniu. Opuszczam wzrok niżej i moją uwagę przykuwają odznaczające się sutki na lekko przemoczonym materiale.

Z jednej strony pragnę wstać i zgarnąć ja w swoje ramiona, a z drugiej – boję się poruszyć, aby czasem nie przerwać tego snu. Alex wchodzi na łóżko i siada obok mnie. Gdy kładzie dłoń na mojej nagiej klacie, mam pewność, że to nie tylko moja wyobraźnia. Jest tutaj naprawdę, jest prawdziwa, jest w zasięgu moich rąk.

Moje mięśnie brzucha napinają się pod wpływem jej dotyku, a cale ciało ogarnia palące pragnienie. Kiedy pochyla się i składa pocałunek na moich ustach, nadal mam wątpliwości, czy dobrze odczytuję jej znaki. Nie chcę, aby czegokolwiek żałowała, nawet jeśli dla mnie to samo wydarzenie byłoby najwspanialszym doświadczeniem w życiu.

– Jesteś pewna Alex?

– Myślę, że tak. Czy ty tego chcesz?

– Nawet nie masz pojęcia jak bardzo – mówię pewnie, po czym unoszę plecy z posłania, kładę dłonie na jej karku i przyciągam do pocałunku. Namiętność przejmuje nad nami kontrolę. Obejmuję ją w pasie, po czym przerzucam na drugą stronę posłania i moszczę się między jej nogami. Jej smak jest zniewalający, a dotykając delikatnej skóry odkrytych nóg, sprawia, że pewna część moje ciało pobudza się do życia. Nie ma możliwości, aby nie czuła mojego wybrzuszenia, ale nie przerywa naszych pieszczot, naszego wstępu do czegoś nieodwracalnego. Gdyby chodziło o inną kobietę, bardziej doświadczoną, nie zastanawiałbym się tak długo nad tym, czy postępuję słusznie. Alex jest dziewicą i dla niej wszystko jest nowe. Wszystko co robię z jej ciałem, ma ogromne znaczenie, także pod względem emocjonalnym. Oddaje mi nie tylko ciało, ale także i swoją duszę. Tak to widzę. To ona wybrała mnie, więc należę do niej.

Odrywam usta od jej ust, aby tym razem posmakować jej skóry. Całuję jej szyję i w tym samym czasie chwytam za krawędź jej koszulki. Odsuwam twarz od jej delikatnego miejsca i patrzę prosto w oczy. Jej spojrzenie jest zamglone od pożądania, a gdy zaczynam unosić do góry jej odzienie, umieszcza dłoń na moim policzku i uśmiecha się.

– Możesz przerwać to w każdej chwili – mówię szeptem, choć w duchu modlę się o to, aby jednak tego nie uczyniła.

– Nie przerywaj. Czuję się tak dobrze, chcę by to trwało.

Te słowa mi wystarczają, aby poczuć się pewnie. Aby moje wątpliwości odsunęły się na bok.

Alex unosi się lekko, by pomóc mi ściągnąć z niej koszulkę. Jak zahipnotyzowany patrzę na jej boskie ciało. Jest drobna, ale jest zaokrąglona we wszystkich odpowiednich miejscach. Nie sposób oderwać oczu od jej piersi, a raczej sutków, które stwardniały pod wpływem chłodniejszego powietrza bądź też podniecenia. Ponownie sięgam po jej usta, a moja klata ociera się o jej piersi, które nie są już niczym zasłonięte. Ciepło naszych ciał się zlewa i nigdy nie czułem się tak dobrze, jak w tej chwili. Pocałunkami wytyczam ścieżkę do jej piersi, nie spieszę się z pieszczotami, chcę, aby Alex osiągnęła apogeum narastającej przyjemności. Jej ciche jęki oraz ciało, które wygina się w łuk są dla mnie dowodem na to, iż udaje mi się to osiągnąć.

Prawą dłoń wsuwam między nasze ciała. Najpierw wyczuwam miękkie owłosienie, a potem moje palce docierają do jej najwrażliwszego miejsca. Już ją dotykałem, już dałem jej przyjemność, którą nie można pomylić z niczym innym. Jednak teraz nie musimy się spieszyć, nie musimy martwić się, że ktoś nas nakryje, że ktoś nam przerwie tak intymny moment. Obserwuję jej twarz, gdy pieszczę jej cipkę. Moje palce zalewa wilgoć spowodowana nieustannie narastającym podnieceniem. Alex zamyka oczy, uchyla lekko usta i krótkiej chwili jej ciało napina się pod wpływem orgazmu. Całuję jej usta, jakby chciał jej jęków tylko dla siebie.

Kiedy odsuwam się od niej, a moje palce opuszczają jej kobiecość, otwiera oczy i widzę w nich nie tylko zadowolenie, ale także chęć, aby ta chwila się nie kończyła. Przysiadam, po czym chwytam za krawędź moich spodni dresowych. Tym razem to ona obserwuje każdy mój ruch. Z pewnością jest zdenerwowana, ale ani razu mnie nie powstrzymała. Kiedy zsuwam spodnie, ma przed oczami moją gotową męskość.

Alex

Nigdy nie widziałam nagiego mężczyzny i czuję jak zaczynam się denerwować. Chcę tego, chcę Cartera, pragnę go do bólu, ale nie sposób nie odczuwać stresu. Wiem, że będzie bolało, ale ten ból chcę podarować właśnie jemu. Jedynemu człowiekowi, któremu ufam bezgranicznie. Któremu oddaję serce.

Carter pochyla się nade mną i skalda na moich ustach najczulszy pocałunek, jaki kiedykolwiek miałam okazję doświadczyć. Kiedy patrzy na mnie, widzę miłość w jego oczach. Jeśli się mylę, to nie chcę, aby ktokolwiek wyprowadzał mnie z błędu.

– Jesteś najwspanialszą osobą, jaką spotkałem w swoim życiu. Kocham cię Alex – szepcze, a mnie odbiera mowę. Nie spodziewałam się takiego wyznania, choć chyba powinnam, skoro oddaję mu siebie w taki sposób. Teraz wszystkie moje wątpliwości i cały stres odchodzą w zapomnienie. Ujmuję jego twarz w dłonie i całuję z całą pasją, jaką czuję do tego człowieka.

Chwilę później czuję, jak napiera na moje wejście. Pozwalam, aby kontrolował sytuację, bo wiem, że mnie nie skrzywdzi, nigdy tego nie uczyni.

Powoli wsuwa się we mnie, aż nadchodzi ból i dyskomfort. Zamykam oczy, próbując poradzić sobie z tymi wrażeniami. Nagle czuję jego usta na swoich powiekach. Całuje je czule, a gdy je uchylam, widzę zmartwienie wypisane na jego twarzy.

– Wszystko w porządku? – pyta cicho.

– Tak, nie przerywaj.

Carter ponownie mnie całuje, tym razem usta. Pocałunek jest leniwy, czuły i przepełniony namiętnością oraz szczęściem. Zaczyna się poruszać we mnie i choć nadal czuję pewną dawkę dyskomfortu, wiem, że to normalne w przypadku pierwszego razu. Czerpię zatem przyjemność z jego dotyku, z jego smaku i delikatności. Gdy ciało jest przyciśnięte do mojego, moje serce się raduje oraz wie, że jest bezpieczne.

Kiedy odrywa ode mnie usta, mówię, to co powinnam powiedzieć, gdy tylko wyznał mi miłość. Nie mogę pozostawić go w niepewności. Nie kiedy, wiem co czuję.

– Kocham cię Carter, z całego serca.

***

Carter

Wilgotną szmatką oczyszczam Alex. Staram się być delikatny, gdy przykładam materiał do jej obolałej kobiecości. Następnie wycieram jej podbrzusze. Na szczęście w porę się opamiętałem i wysunąłem się z niej, zanim skończyłem. Nie myślałem nigdy o tym, że mogę zostać ojcem, ale gdy mam teraz Alex i gdy mi się oddała, zaczynam się zastanawiać, jakby to było, gdyby zaszła w ciążę. Patrzę na jej płaski brzuch i wyobrażam sobie, jak każdego następnego dnia zaokrągla się dzięki naszemu dziecku. Z jednej strony wiem, że byłbym cholernie szczęśliwy móc tworzyć z nią rodzinę, ona i dziecko byliby dla mnie najważniejsi i zrobiłbym absolutnie wszystko, aby ich uchronić. Z drugiej strony, świat stał się tak brutalny i nieprzewidywalny, że martwię się, czy moja pełna gotowość i chęć ich obrony wystarczyłaby, aby żyli szczęśliwe i bezpiecznie.

Jednego jestem pewien, to nie czas i miejsce, by sprowadzać na świat tak niewinną i bezbronną istotę, jaką jest dziecko. Z tego powodu czuję prawdziwy smutek, jakbym coś tracił, choć nigdy tego nie miałem. Myślę, że Alex również nie byłaby gotowa, aby zostać matką. Nie ma pośpiechu, przyjdzie czas, aby się nad tym wszystkim dobrze zastanowić. Nagle zdaję sobie sprawę, że istnie Edenu staje się dla mnie tak samo istotne i ważna, jak dla Alex. Tylko tam możemy założyć rodzinę i przynajmniej w jakimś stopniu zaznać tak potrzebnej normalności.

– Carter?

Jej cichy głos odrywa mnie od przemyśleń na temat przyszłości, naszej wspólnej przyszłości. Odkładam ścierkę na podłogę koło legowiska, gaszę świece, po czym kładę się obok Alex i zakrywam nas kocem. Przyciągam ją do siebie, na co dziewczyna od razu reaguje i obejmuje mnie mocno ramionami. Nie wiem, kto bardziej się w kogo wtula, ale to nie ważne. Jesteśmy razem i nikt oraz nic nas nie rozdzieli. Nie pozwolę na to. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro