Część 73

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Carter

Czekając w celi na dalszy przebieg wydarzeń, myślę o Alex i o tym co teraz przeżywa. Kiedy prowadzili mnie do lochów, gdzie są cele dla zatrzymanych, usłyszałem zamieszanie przy dyżurce. Jestem przekonany, że towarzyszyła jej Grace, która nie starała się mówić cicho rozmawiając ze strażnikiem.

Alex z pewnością się zamartwia, a niewiedza ją dobija. Pewnie zastanawia się co się wydarzyło i dlaczego mnie pojmali. Ba, być może już dotarły do niej wieści na temat nagłej śmierci komendanta. Kilka razy była świadkiem moich rozmów z Sadarem, gdy wątpiliśmy w szlachetność Noah. Oskarżaliśmy go o poważne przestępstwo, a teraz zostałem aresztowany. Tuz po jego zabójstwie. Kiedy sytuacja stała się napięta, przestałem ją informować o moich i Sadara planach. Nie chciałem ją martwić, a teraz została z tym wszystkim sama. Mam jedynie nadzieję, że Sadar będzie miał na nią oko. Boże, nigdy bym nie pomyślał, że tego właśnie będę oczekiwać od człowieka, przed którym kilka miesięcy temu uciekaliśmy. I którego momentami szczerze nie trawię. Jednak muszę przyznać, że jest ogarnięty. Zorientuje się, że to ja stoję za śmiercią Noah. Mogę mieć tylko nadzieję, że nie wykorzysta tej sytuacji przeciwko mnie. I tutaj nachodzi mnie kolejna, bardzo niepokojąca myśl. A co, jeśli się mylę? Co, jeśli faktycznie od samego początku dobrze oceniłem tego człowieka. Pewne jest jedno, darzy uczuciem Alex. Jeśli wydadzą na mnie najwyższy wyrok, jeśli wyrzucą mnie z Edenu za zabójstwo, będzie miał drogę wolną do jej serca. Przecież Alex nie może opuścić tego miejsca razem ze mną, nawet jeśli tego właśnie będzie chciała. Tylko tutaj ma szansę na względnie normalne życie. Tak, Noah nie był najlepszym przykładem mieszkańca Edenu, ale ten chwast został już brutalnie wyrwany. Nie ma już drapieżnika. Moja ukochana może spać spokojnie. A poza murami byłoby to niemożliwe. To cud, że dostaliśmy się do tego miejsca cali i zdrowi. To cud, że nie zginęliśmy podczas tej podróży. Nie wyobrażam sobie, abyśmy znów musieli przez to przechodzić. Aby znów musiała ukrywać się w kominiarce. To nie życie, to jego namiastka. Szczątki normalności i szczęścia. Nie, Alex nie może opuścić tego miejsca.

– Carter?

Wstaję z pryczy, gdy słyszę głos Rebeki. Podchodzę do krat, które nas dzielą. Na moich dłoniach nadal tkwi zeschnięta krew Noah. Rebeka także skupia na niej swoją uwagę.

– Nie zabiłem go – kłamię i modlę się w duchu, aby mi uwierzyła.

– Byliście sami.

– Rozdzieliliśmy się, ktoś go zaatakował, gdy nie było mnie w pobliżu.

– Miller jest przekonany, że jesteś winny. Powiedział mi o twoim kłamstwie – oznajmia, a mnie na moment zatyka. – Tak Carter, Miller przyznał co stało się z Clarkiem. Powiedział mi o zamieszaniu, gdy wyprowadzili go z Edenu. Podobno znów rzucił się na komendanta i w obronie własnej...

– W obronie własnej? – pytam, na co prycham szyderczo. To także przykuwa uwagę kobiety.

– Chciałeś zrzucić winę na Clarka, który już nie żył. Nie wiedziałeś o tym i tutaj twój plan się posypał. Chcę tylko wiedzieć, dlaczego to zrobiłeś? Myślałam, że chcesz tutaj mieszkać, żyć. Alex jest zachwycona tym miejscem...

– Nie mieszaj jej do tego – mówię szybko i stanowczo, jednocześnie przerywając wypowiedź mojej rozmówczyni. – Alex nie ma z tym nic wspólnego. Jeśli postanowicie mnie wyrzucić, ona musi tutaj zostać.

– Nie mam zamiaru karać ją za twoje grzechy Carter. Jednak widzę jej miłość do ciebie. Zakładam, że będzie chciała opuścić Eden wraz z tobą. Nie mogę jej zatrzymać siłą.

– Więc już wydano na mnie wyrok? – pytam, po czym zaczynam się śmiać. – Wasz wymiar sprawiedliwości, a raczej sposób przeprowadzania śledztwa jest niesamowity. Rach ciach i po wszystkim. Macie zbrodnię, jest ofiara i szybko znajduje się winny.

– Wszystko wskazuje na to, że jesteś winny śmierci Noah.

– Nie wszystko. Nie przyznałem się. Nie zabiłem go.

– Nie każdy przyzna się do winy, zwłaszcza tak wielkiej. Kiedy was wpuściliśmy, wyraziłam się jasno co do zasad tutaj panujących. Nie bez powodu surowo karzemy winnych. Są tutaj rodziny, dzieci, niewinni i bezbronni ludzie, którzy chcą żyć zgodnie z prawem, bezpiecznie. Czy szybko eliminujemy zagrożenie? Tak, masz rację, to trwa chwilę, ale nie możemy pozwolić sobie na błędy. Nie kiedy świat dookoła zwariował, popadł w spiralę brutalności. Nie każdy może żyć w Edenie, nie każdy tego będzie robić. Przykro mi Carter, że tak postanowiłeś postąpić i taką ścieżkę wybrałeś.

Rebeka kończy swoją wypowiedź, po czym odwraca się do mnie plecami i zaczyna odchodzić.

– Nie możecie mnie skazać! Wracaj tutaj! Nie skończyłem jeszcze!

Kobieta nie reaguje i po chwili znika z mojego pola widzenia. Niech to diabli! Co mam teraz zrobić? Jak z tego wybrnąć...

***

Sadar

Wraz z Alex wróciliśmy na komisariat, ale nie pozwolono nam zobaczyć Cartera. Nie wytłumaczono nam także, co się aktualnie dzieje. Kompletnie nic, jak zderzenie ze ścianą, którą nie mogę przebić. W świecie, w którym do niedawna funkcjonowałem, wiedziałbym, jak wymusić na strażniku informacje. Jak sprawić, by ze mną współpracował. Jak nie prośbą, to groźbą. Ale w Edenie takie zachowanie nie przejdzie, a szkoda, bo byłoby skuteczne. Aj, czasem brakuje mi mojego dawnego stylu życia. Bywało okrutne, ale momentami i prostsze.

Najbardziej było mi żal Alex. Wychodząc z komisariatu, znów się rozpłakała. Czułem się bezradny wobec jej łez. Mogę nawet powiedzieć, że coś mnie wręcz fizycznie zabolało. Jakby coś kłuło mnie w serce i nie chciało przestać. Nienawidzę tego uczucia. Jest szkodliwe i niepotrzebne. Przeszkadza mi we wszystkim, ale nie potrafię się go pozbyć. A podobno miłość jest taka piękna. Może i jest, ale nie non stop. Potrafi czasami także nieźle dowalić.

Odprowadziłem Alex do domu. Dziewczyna wyglądała na wyczerpaną, więc zasugerowałem, aby położyła się na chwilę, gdy ja w tym czasie spróbuję się czegoś dowiedzieć. Po złożonej przeze mnie obietnicy, że od razu ją poinformuję, gdy czegoś się dowiem, zostawiłem ją samą w lawendowym domu i postanowiłem od razu udać się do osoby, która będzie musiała odpowiedzieć na moje pytania.

***

– Mam wiele na głowie panie Sighn, nie mam czasu na rozmowy.

– Pani burmistrz, Rebeko, jeśli mogę się zwracać po imieniu. Mój przyjaciel został aresztowany za zabójstwo Noah White'a prawda?

– Tak, to prawda.

– Na jakiej podstawie? Chyba mam prawo wiedzieć. Jego dziewczyna, jego przyszła żona, jak mniemam, ma prawo wiedzieć co się dzieje, a nikt nie chce udzielić jej informacji.

– Nadal trwają przesłuchania podejrzanego. Ale wkrótce o wszystkim porozmawiamy.

– Skąd pewność, że to Carter zabił komendanta? Proszę mi wybaczyć, ale ten Noah nie wyglądał na stuprocentowo uczciwego człowieka. Może miał wrogów, o których pani nie wie.

– Takie teorie spiskowe są bardzo naciągane. Czy może pan mi wskazać, kto chciałby śmierci komendanta?

– Clark, to jasne.

– W wyniku splotu pewnych nieszczęśliwych wydarzeń, Clark zmarł tego ranka. Nie mógł zatem zabić Noah.

– Splot nieszczęśliwych wydarzeń? Tak nazywacie karę śmierci? Bardzo dyplomatycznie. Kto by pomyślał, że w dzisiejszych czasach jeszcze ktoś będzie ubierać w górnolotne słowa zbrodnię.

– Nie wie pan, o czym mówi.

– A pani wie? Była pani podczas tego splotu wydarzeń?

– Nie, ale...

– Wszystko opiera pani na opinii i relacji komendanta. A co, jeśli to on był kłamcą? To on ukrywał prawdziwą tożsamość?

– O czym pan mówi? Wie pan coś, czego ja nie wiem?

Chciałbym jej wyrzygać wszystko co wiem, ale najpierw powinienem porozmawiać z Carterem. Jest jeszcze kwestia mojego pobytu w Edenie. Mogą mnie wyrzucić wraz z Prescottem i wtedy Alex zostałaby tutaj sama. A wątpię by Carter później mi za to podziękował. Sam miałbym do siebie o to żal.

– Nie warto ślepo ufać jednej osobie. Tylko to chciałem powiedzieć.

– Dziękuję za dobrą radę, a teraz przepraszam, ale mam spotkanie z radą miasta.

– W sprawie Cartera?

– Tak.

– Już podjęto decyzję prawda?

– Mieszkańcy zaraz dowiedzą się o śmierci komendanta, zapanuje zamieszanie. Ludzie cały czas boją się najazdów z zewnątrz, a śmierć ich głównego obrońcy, który sprawdzał się w tej roli od wielu lat, z pewnością nie przyniesie im spokoju ducha. Najważniejsze, aby jak najszybciej wyeliminować zagrożenie.

– Czyli Cartera.

– Czego oczekujesz? Że go ułaskawię, bo mnie o to prosisz? Że pozwolę, aby żył wśród nas? Ludzie go nie zaakceptują, nie przy takich oskarżeniach. Będą go omijać, będzie napiętnowany. To mała społeczność, ale potrafi o siebie zadbać. Chcesz, aby go zlinczowali?

– Podobno nie pochwalacie tutaj takich zwyczajów. Prawo, porządek, to wszystko o czym mówiłaś to bujda?

– Nie, ale jeśli uwolnię podejrzanego o morderstwo, nie zgodzą się z tym. Nie ma nikogo innego, kto mógłby zabić Noah. Daj mi winnego, a z uśmiechem na twarzy wypuszczę twojego przyjaciela. A jeśli nie wiesz, kto mógł go zabić, to nie mieszaj się w ten proces.

Rebeka podchodzi do drzwi swojego gabinetu i otwiera je, na znak abym opuścił pomieszczenie. Postanawiam wyświadczyć jej przysługę i wykonać jej prośbę. Przynajmniej na razie. I tak w tej chwili mi nie pomoże.

– Nie będę cię już nachodzić pod jednym warunkiem – mówię, zanim przekroczę próg.

– Już nie mogę się doczekać, aby usłyszeć co to za warunek.

– Pozwól nam zobaczyć się z Carterem. Porozmawiać z nim.

– Nie mogę udzielić takiej zgody.

– Boisz się, że coś namieszamy? I tak jest już kurewsko nieciekawie.

– Po wyroku, Alex będzie mogła zobaczyć Cartera, obiecuję.

– Chyba, aby się tylko pożegnać. Daj spokój Rebeko, oboje wiemy, że już go osądziłaś. Carter zostanie wyrzucony, wypchniecie go z Edenu i szybciutko zamkniecie za nim bramę. Pozwólcie nam z nim porozmawiać, dowiedzieć się prawdy. Alex powinna zostać w Edenie, a jeśli będzie wierzyć w uczciwość Cartera, nie zostawi go. Nie proszę cię, abyś pomogła podejrzanemu. Proszę, abyś pomogła zakochanej dziewczynie, która przechodzi teraz katorgę. – W pomieszczeniu na chwilę zapada cisza. Czekam na decyzję Rebeki, która nadal nie wydaje się być przekonana moimi argumentami. Postanawiam podkręcić swoją wersję, która w przyszłości może okazać się bardzo trafna. – Ostatnio źle się czuje, ma mdłości. Myślę, że może być w ciąży.

Kobieta w końcu przybiera inną minę. Jest nie tylko zaskoczona, ale także zaintrygowana.

– Kłamiesz, aby uzyskać moją zgodę na widzenie?

– Nie. Możesz zapytać Grace. Była z nią, gdy poczuła się źle. Proszę, pozwól porozmawiać Alex z Carterem. On ją przekona, aby została w Edenie. Tylko tutaj będzie mogła bezpiecznie wychowywać dziecko.

***

Alex

– Mówisz poważnie? Zgodziła się? – pytam podekscytowanym głosem, co ewidentnie Sadar wyłapuje.

– Mam w sobie to coś, czego nie można zignorować. Potrafię przekonywać ludzi.

– Ale...o Boże, czy możemy teraz iść do niego? Pewnie się martwi, jest zdenerwowany...

– Najpierw się uspokój. Zaraz zobaczysz się z Carterem.

– Aż ręce mi się trzęsą.

– Właśnie o tym mówię. Chcesz jeszcze bardziej go zmartwić? On musi wiedzieć, że jesteś silna, że sobie poradzisz. Tylko to będzie dla niego najistotniejsze. Tylko ty jesteś dla niego ważna, nie mam co do tego wątpliwości.

– Chyba pierwszy raz mówisz dobrze o Carterze.

– Być może – oznajmia, po czym uśmiecha się do mnie delikatnie. Sadar stara się robić dobrą minę do złej gry, ale jestem pewna, że i on martwi się o Cartera. Nie przyzna się do tego, więc nawet nie pytam.

– Będę spokojna, przynajmniej obiecuję, że się postaram, ale proszę, chodźmy już do niego. Nie chcę stracić tej szansy, a Rebeka w każdej chwili może zmienić zdanie.

– Masz rację, nie możemy tracić czasu. Rebeka miała dać znać strażnikom, że przyjdziemy i mają nas doprowadzić do Cartera.

***

Carter

Nie mogę usiąść w miejscu, więc od dłuższego czasu spaceruję po celi. Próbowałem się uspokoić, ale targają mną zbyt silne emocje. Jedną z nich jest strach. Nie przed opuszczeniem tego miejsca, poradzę sobie w każdych warunkach. Boję się zostawić za sobą Alex. Jeszcze do niedawna wyraźnie widziałem naszą wspólną przyszłość. Budzenie się każdego dnia obok niej było czymś wyjątkowym, wspaniałym. Pierwszy raz zrozumiałem co oznacza pełnia szczęścia. Nie chodzi o to miejsce, o jego możliwości, lecz o osobę, która mi towarzyszy. I za chwilę wszystko to stracę. Wyrzucą mnie i już nigdy nie zobaczę Alex. Już nigdy jej nie przytulę, nie pocałuję, nie powiem, jak bardzo ją kocham. Za chwilę moje szczęście się skończy...

Zatrzymuję swoje ruchy, gdy słyszę zbliżające się kroki. Podchodzę do metolowych prętów i pierwszą osobą, którą widzę jest Brad. Potem moim oczom ukazuje się ona. Alex widząc mnie, uśmiecha się, choć jej oczy już zaczynają wypełniać się łzami. Tuż za nią kroczy Sadar z nietęgą miną.

– Macie pięć minut, takie dyspozycje wydała pani burmistrz. Teraz was zostawię, abyście mogli porozmawiać spokojnie – oznajmia strażnik, po czym spełnia swoją obietnicę i odchodzi.

Alex od razu zbliża się do mnie, choć nadal dzielą nas te przeklęte kraty. Oboje wysuwamy ręce przez nie, aby móc się objąć. Udaje się nam także pocałować, a gdy Alex się odsuwa, widzę, ile ta sytuacja ją kosztuje. Już nie powstrzymuje łez, pozwala im swobodnie spływać po policzkach. Unoszę dłoń, choć nie jest to łatwe, gdy ciągle przeszkadzają ci metalowe zabezpieczenia. Ścieram mokry ślad na jej prawym policzku i staram się uśmiechnąć.

– Nie płacz Alex, wszystko się ułoży. Spokojnie, nie denerwuj się.

– Jak mam się nie denerwować? Aresztowali cię.

– Alex...

– To prawda? Zabiłeś komendanta? Powiedz, że to kłamstwo, pomyłka, oni będą musieli cię wypuścić. Nie jesteś mordercą!

– Alex...proszę, nie denerwuj się...

Alex momentalnie odsuwa się ode mnie, jakby coś zrozumiała.

– Nie zaprzeczyłeś. Czyli...

– Kochanie...

– Ty naprawdę to zrobiłeś...

– Tak, ale w pewnym sensie była to obrona własna.

– O czym mówisz? – pyta, tym razem Sadar. Trzymał się do tej pory na dystans, dając nam chwilę intymności. Lecz teraz również zbliża się do celi. – Komendant cię zaatakował?

– Tak, chciał mnie zabić.

– Pokłóciliście się? Powiedziałeś mu, czego się dowiedziałeś?

– O czym mówicie? – wtrąca się Alex, ale nadal nie podjąłem decyzji, czy wyznać jej prawdę na temat Noah.

– Wiedział, że znam prawdę o Clarku. Planował mnie zabić. Poprosił mnie, abym poszedł z nim na zwiad. Otrzymałem od niego nienaładowaną broń. Udało mi się go zwieść i role się odwróciły.

– Jaką prawdę o Clarku? – dopytuje Alex i nie mogę dłużej jej ignorować. Postanawiam wyjawić jej połowę prawdy. Tą część, która jej się nie dotyczy.

– Clark miał rację. To Noah stał za zabójstwem jego córki. Włamałem się do jego gabinetu, aby poszukać jakiś dowodów. Wtedy usłyszałem, że ktoś się zbliża i schowałem się w szafie. White chciał jeszcze raz przesłuchać Clarka. Gdy Miller wyszedł i zostali sami, przyznał się do winy. Szydził z cierpiącego ojca.

– O mój Boże. Ale dlaczego nie powiedziałeś o tym Rebece i innym strażnikom? Przyznał się, byłeś świadkiem.

– Alex, jak bardzo Carter byłby dla nich wszystkich wiarygodny? – pyta Sadar, patrząc na zdezorientowaną dziewczynę. – Wątpię, aby uwierzyli jemu, a nie komendantowi. Cartera wyrzuciliby z Clarkiem i...

– I potem by nas zabili – kończę zdanie za Sadara. – Clark stracił życie, gdy tylko opuścił mury Edenu. Nie wiedziałem o tym i próbowałem zwalić na niego winę, gdy nakrył mnie Miller przy zwłokach White'a. Tym samym wiedział, że kłamię.

– Wyrzucą cię...każą odejść... – mówi Alex, jednocześnie wyglądając jakby była daleko myślami od nas.

– Jeśli tak się stanie, musisz mi obiecać, że nie pójdziesz za mną Alex. Przysięgnij mi to – mówię stanowczo, przez co dziewczyna wraca do rzeczywistości. Jej usta drążą od silnych emocji, ale jej spojrzenie jest ostre.

– Jeśli myślisz, że zostawię cię samego, to słabo mnie znasz Carter.

– Alex...

– Jeśli cię wyrzucą, idę razem z tobą. To miejsce bez ciebie nie będzie miało dla mnie znaczenia. Nie, kiedy nie możemy być razem.

– Nie możesz opuścić Edenu do cholery! Tylko tutaj jesteś bezpieczna! Musisz żyć Alex, a nie walczyć nieustannie o przetrwanie! Nie tego chcę dla ciebie...proszę...zrób to dla mnie, zostań tutaj... – mówię coraz bardziej łamiącym się głosem, a i w moich oczach pojawiają się łzy.

– Nie chcę żyć bez ciebie...nie mogę...

– Jeśli nie chcesz tego robić dla siebie, zrób to dla... – nie kończę zdanie, zbyt wiele emocji zaczyna rządzić moimi odruchami.

– Dla kogo? Dla kogo niby miałabym zostać w Edenie? – pyta z nutką złości w głosie. Wtedy wkracza między nas Sadar.

– Dla dziecka Alex. Dla waszego dziecka.

– O czym ty mówisz? Nie jestem w ciąży! Nie mogę mieć dzieci. Powiedz mu Carter, powiedz czego dowiedzieliśmy się w rezerwacie!

– Alex...

– To bzdura! To, że źle się poczułam nie oznacza ciąży!

– I tu się mylisz – mówię, jednocześnie wprawiając dziewczynę w osłupienie. – Azen, który przyjęłaś w ośrodku, nie jest szczepionką na wirus. Jest lekiem na bezpłodność.

– Nie, Rebeka powiedziała...

– Rebeka cię okłamała, okłamała pewnie wiele kobiet – dodaje Sadar. – Kiedy Carter włamał się do gabinetu Noah, ja zrobiłem to samo z gabinetem Rebeki. Odkryłem pewne dokumenty. Była w nich mowa o azenie. Oni leczą kobiety z niepłodności, nie mówiąc im o tym. Twój przypadek potwierdza tę teorię. Próbują odbudować cywilizację, która od lat stoi na krawędzi przepaści. Jednak robią to w tajemnicy, aby nikt nie mógł się przeciwstawić, a to jest karygodne.

Alex nadal wygląda na oszołomioną. Jakby nadmiar informacji ją momentalnie przygniótł. Dziecko, które może nosić pod sercem zmienia wszystko. Dosłownie wszystko.

– Nie możesz odejść razem ze mną Alex. Ty i dziecko...oboje musicie być bezpieczni. Na zewnątrz nie będę mógł wam tego zagwarantować, wiesz o tym dobrze.

– Carter...

– Poradzę sobie, będziecie w moich myślach każdego dnia. Nie będziemy razem, ale nadal będziemy rodziną. Błagam cię Alex, nie narażaj się, przetrwam tylko wtedy, gdy będę miał pewność, że jesteście bezpieczni.

Alex znów nie może powstrzymać się od płaczu. Zakrywa dłońmi twarz, po czym jej nogi się uginają. Załamana klęczy na podłodze, ale jest zbyt daleko, abym mógł ją objąć, choćby dotknąć palcem. Patrzę na Sadara, który również ma skierowane na mnie spojrzenie. Przytakuję lekko, co doskonale interpretuje. Po chwili zbliża się do Alex, klęczy obok niej i obejmuje ją ramionami. Przytula ją mocno do siebie i cichym głosem wypowiada słowa pocieszenia. Boli mnie widok płaczącej kobiety, którą kocham. Boli mnie to, że nie mogę jej pocieszyć. Boli mnie nawet to, że robi to za mnie inny mężczyzna. Mężczyzna, który także czuje coś do niej wyjątkowego. Nie kieruje mną zazdrość, nie tym razem. Kieruje mną żal i bezsilność. Jeszcze nigdy nie czułem się tak zdruzgotany.

– Wasz czas się skończył.

Cała trójka patrzy na Brada, który widząc załamaną kobietę, opuszcza na dół głowę ze smutku.

– Musicie go wypuścić! On jest dobrym...człowiekiem! Błagam! – mówi Alex drżącym, lecz uniesionym głosem. Strażnik jednak nie odpowiada, nie od niego to zależy.

– Musicie wyjść, proszę nie utrudniajcie – mówi skruszony chłopak, na co Sadar z niechęcią przytakuje.

– Chodźmy Alex, to jeszcze nie koniec, obiecuję – mówi spokojnie, po czym pomaga jej wstać. Na koniec kieruje swoje oczy na mnie. – To nie koniec Prescott.

Nie jestem w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. Mam wrażenie jakby w moi gardle powstała wielka gula, uniemożliwiająca wydania jakiegokolwiek dźwięku. Zatem przytakuję, choć tak naprawdę nie mam w sobie już nadziei. Zasady Edenu są brutalne, choć jasne. Pozbędą się mnie, to jest pewne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro