Część 31

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Carter

Zanim wygasiłem w naszym prowizorycznym piecu, poczekałem aż Alex zaśnie. Po kąpieli wróciła cała roztrzęsiona. Nagrzana woda była dobra, aby się szybko umyć, ale gdy nie masz ogrzewania, bardzo szybko ciepło ucieka z twojego ciała. Położyła się pod ścianą, aby wiatr wlatujący przez okna ją nie sięgał. Przysunąłem nieco misę z żarzącym się deskami, po czym poszedłem także się ogarnąć.

Usiadłem obok paleniska i jeszcze przez jakiś czas próbowałem się rozgrzać. Jednak zmęczenie zaczęło ponownie dawać o sobie znać. Przed nami nadal długa podróż, więc sen jest najlepszy na zregenerowanie sił. Resztką wody zgasiłem ogień, po czym położyłem się nieopodal Alex.

Blask księżyca rzuca nieco światła na nasze postacie. Co prawda widzę dziewczynę tylko jako ciemną plamę na podłodze, ale jakoś w dziwny sposób daje mi to poczucie komfortu. Nie założyła już kominiarki, tylko podsunęła ją sobie pod głowę, którą opiera także na zgiętym ramieniu. Leży do mnie plecami, a jej nogi są podkurczone, wygląda jak małe zawiniątko. Już mam zamykać oczy i pozwolić wyczerpanemu organizmowi odpocząć, gdy zauważam, że lekko się porusza. Wytężam wzrok, aby zrozumieć co takiego robi. Dopiero po krótkiej obserwacji zdaję sobie sprawę, że Alex cała się trzęsie.

– Alex? – pytam cicho, ponieważ nie wiem, czy faktycznie nie śpi, a nie chcę ją obudzić. Ona także potrzebuje regeneracji. Oboje musimy zadbać o siebie nawzajem, jeśli mamy dotrzeć razem na zachodnie wybrzeże.

Dziewczyna mi nie odpowiada, więc zakładam, że jest pogrążona w głębokim śnie. Mimo to jej ciało nadal drży. Mam tylko nadzieję, że nie rozchoruje się od przebywania w takich warunkach. Zamykam oczy i próbuję zasną, ale cały czas uporczywie myślę o tym, że jest jej zimno. Mnie także nie jest cudownie. Czuję, jak chłód wkrada się w każdą komórkę mojego ciała. Niech to szlag! Tak nie zasnę, nie kiedy martwię się o nią.

Po cichu przysuwam się do Alex, po czym kładę się tuż obok niej. Umieszczam dłoń na jej plecach i zaczynam lekko je pocierać.

– Carter? – pyta, a jej głos jest równie cichy co mój przed chwilą, ale dodatkowo jest roztrzęsiony.

– To ja, nie bój się.

– Nie boję się...jest mi tak zimno.

Podejmuję decyzję, którą mogę zaraz pożałować. Najwyżej mnie odepchnie albo zdzieli w twarz. Przysuwam się do niej jeszcze bardziej, aż moje ciało styka się z jej plecami. Obejmuję ją ramieniem i gdy natrafiam dłonią na jej rękę, zaczynam ją pocierać, by rozgrzać jej skórę.

– Tylko nie odbieraj tego w zły sposób Alex.

– Dobrze, nie będę. I Carter?

– Tak?

– Dziękuję, naprawdę jest mi cholernie zimno.

– Wiem, mnie też.

Alex już się nie odzywa, więc i ja postanawiam zachować ciszę. Słychać tylko nasze oddechy.

Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak kogoś obejmowałem. Moje wizyty u Madame Rose sprzed wielu lat były nie tylko szybkimi numerkami, ta kobieta miała w sobie wiele czułości. Byłem nią zauroczony, ale później zrozumiałem, że nie mieliśmy przyszłości. Pamiętam także inne obejmowanie, bardziej bolesne. Gdy moja mama umierała, siedziałem przy niej i płakałem nad jej losem. Długo nie mogłem pogodzić się z jej śmiercią, nie akceptowałem świata bez niej. Gdyby nie mój ojciec, nie wiem co bym począł. Nie poradziłbym sobie.

Alex już nie drży, a jej oddech staje się jednostajny. Mnie także robi się coraz cieplej, w sercu także.

***

Budzi mnie uporczywe światło słońca wlatujące przez okno. Przez pierwszy moment jestem zdezorientowany, gdy czuję, jak ktoś mnie obejmuje w pasie. Jednak szybko przypomina mi się noc spędzona z Alex. Musiałem już spać, gdy zmieniła pozycję, bo zdecydowanie nie tak zasypialiśmy. Jest odwrócona do mnie twarzą i faktycznie trzyma dłoń na mojej klacie. Głowę oparła o moje ramię, a moja dłoń dotyka jej pleców. Pierwszy raz budzę się rano z kobietą w ramionach. I choć między nami do niczego nie doszło, postanawiam chwilę delektować się tym momentem. Prawda jest taka, że nie mam zielonego pojęcia czy kiedykolwiek jeszcze będę miał okazję trzymać tak blisko swego ciała inną osobę. Osobę, która jest...piękna.

Usta ma lekko uchylone i kolejny raz mogę im się przyjrzeć dokładniej. Dolna warga jest nieco większa od górnej, ale nadal cale usta są delikatne i bardzo kształtne. Lekko zadarty nos, kilka piegów i wachlarz ciemnych rzęs sprawiają, że Alex jest zachwycająca. Nawet te krótkie spiczaste włosy dodają jej uroku. Cały czas zastanawiam się nad tym, jak mogłem nie zorientować się w sytuacji. Jak mogłem nie zauważyć, że u mego boku jest dziewczyna, a nie nastoletni chłopak.

Unoszę dłoń i ostrożnie umieszczam ją na jej policzku. Kciukiem delikatnie pocieram jej policzek. Jej skóra już nie jest zimna, a mnie ogarnia dziwne uczucie dumy, że to ja przyczyniłem się do jej komfortu. W końcu ogrzałem ją swoim ciałem. Wiem, jakie to głupie, ale tak właśnie się czuję. Jak pierdolony bohater.

Alex zaciska dłoń na mojej kurtce i jeszcze bardziej się przysuwa do mnie. Odsuwam dłoń od jej twarzy i obejmuje jej ciało. Czuję jej ciepły oddech na szyi, aż przechodzą przeze mnie dziwne dreszcze. Nigdy nie sądziłem, że mogę być podatny na tak drobne rzeczy. A gdybym ją pocałował? Jak Alex by to odebrała? Uznałaby to za atak? Za próbę zmuszenia do czegoś, czego nawet nie brałem pod uwagę? A gdyby odwzajemniła pocałunek? Zrobiłaby to, bo sama o tym rozmyślała? Bo chciałby to ze mną przeżyć? Czy może udawałaby zgodę, aby utrzymać mnie przy sobie? Abym ją nie zostawił w drodze do Edenu?

Ja pierdolę! Co za głupie myśli mam przez to obejmowanie! Nie, nie będę tego sprawdzać, nie będę jej stawiać w niezręcznej sytuacji. Nie dała mi znaku, że mogę jej się podobać. Nie wyczułem od niej zainteresowania w takim sensie. Cholera, nawet nie wiem, ile ona ma lat! Nie wygląda na dziecko, ale jak łatwo można pomylić nastolatkę z dwudziestolatką? Pewnie w niektórych przypadkach bardzo łatwo. Wygląda młodo, bardzo młodo...

Z tą myślą, która sprawiła, że moje wcześniejsze wyglądają jak fantazje zboczeńca, postanawiam odsunąć się od niej. Powoli i ostrożnie, aby jej nie zbudzić, uwalniam się z jej uścisku. Następnie wstaję i przeciągam się, aby ulżyć zdrętwiałym mięśniom. Alex niech odpoczywa, a ja w tym czasie zorganizuję nam jakieś śniadanie.

***

Alex

To nie pierwszy raz, gdy spałam na twardym podłożu, ale chyba nigdy nie przyzwyczaję się do takich warunków. Każdy skrawek mojego ciała odczuwa dosłownie ból. Tęsknię za moim łóżkiem w chatce. Ta myśl, przywołuje kolejną, a raczej nasuwa złe wspomnienie. Mój dom został spalony. Na moich oczach wszystko zamieniło się w zgliszcza. I to tylko dlatego, że jakiś tam Kenton postanowił dorwać recepturę dziadka.

Wstaję z podłogi i kiedy sprawdzam w drugim pomieszczeniu, czy jest tam Carter, łapię się na tym, że tym razem nie podejrzewam go o odejście. Teraz już wiem, że tego nie zrobi. To dobry człowiek, czas mu dać ten kredyt zaufania, o którym mówił podczas kłótni.

Słyszę, że ktoś wchodzi na taras, więc od razu ustawiam się przy ścianie, tuż przy oknie, przez które wchodziliśmy. Prawdopodobnie to Carter, ale przecież nie mam pewności. Sadar nadal może deptać nam po piętach, nie zapomniałam o zagrożeniu. Lekko wychylam głowę i widzę, że na parapecie pojawia się czerwone jabłko. Potem kolejne i jeszcze kilka innych wspaniałych okazów. Aż się oblizuję, widząc soczyste owoce, a mój pusty żołądek postanawia ponownie ujawnić swoje niezadowolenie w postacie burczenia. Nagle na parapecie pojawiają się dłonie i Carter zagląda przez okno.

– Alex? To ty tak hałasujesz? – pyta z uśmieszkiem.

– Nie ja, mój brzuch.

– Za domem jest jabłoń. Weź owoce, wchodzę.

Zabieram jabłka, ale jest ich tak dużo, że kilka upada mi na podłogę. Carter wspina się na parapet, po czym lekko zeskakuje do środka pomieszczenia. Podnosi okazy, które mi bezczelnie uciekły i od razu wgryza się w idealnie czerwone jabłuszko.

Oboje idziemy do pokoju, gdzie spędziliśmy noc. Kładę jabłka na podłogę, po czym także raczę się pysznym owocem.

– Umieram z głodu – mówię między kęsami.

– Ja też, ale długo nie pojedziemy na owocach, poza tym nie możemy tutaj zostać dłużej.

– Jak zdobędziemy jedzenie?

– Wymyślimy coś po drodze. Może uda nam się coś upolować. Ostatnio nieźle poradziłaś sobie z królikiem – chwali moją ostatnią zdobycz, a mnie robi się ciepło na sercu.

Kończę jabłko, po czym sięgam po następne. Mimo iż jestem pogrążona w jedzeniu, wyczuwam na sobie wzrok Cartera. Jego spojrzenie jest przenikliwe, jakby nad czymś się zastanawiał. Długo nie każe mi czekać, aby zrozumieć co mu chodzi po głowie i pyta.

– Ile masz lat Alex?

Zaskoczyło mnie jego pytanie, ale w końcu nie jest aż takie dziwne, prawda?

– Niedawno skończyłam dwadzieścia dwa. Dlaczego pytasz?

– Zdałem sobie sprawę, że niewiele wiem o tobie. Brałem cię za nastolatka i byłem ciekawy, ile masz faktycznie lat.

– Aha...więc teraz już wiesz.

Carter siada naprzeciwko mnie i także zabiera się za pałaszowanie kolejnego jabłka.

– Jak to zrobiłaś? Jak udało ci się mnie tak wykiwać? – pyta zaciekawiony, choć nie wygląda już na złego, gdy porusza ten temat. Mimo wszystko jeszcze raz postanawiam go przeprosić za kłamstwa.

– Wybacz, że...

– Nie musisz się kajać przede mną. Nie powinnaś. Miałem czas, aby wszystko sobie przemyśleć i chcę, abyś wiedziała, że nie mam już do ciebie żalu. Rozumiem twoją motywację, naprawdę.

– Więc pytasz, jak udało mi się ukrywać fakt, iż jestem kobietą?

– Tak, cały czas zastanawiam się nad tym, jak mało spostrzegawczy jestem, a nigdy tak o sobie nie myślałem.

– Kominiarka, zbyt obszerne ubrania, to wszystko zadziałało.

– Tak, ale jak powstrzymałaś się od mówienia? To musiało być kurewsko trudne.

– Cóż, to prawda, ale od dziecka byłam nauczona zachowywać się cicho.

– Chcesz powiedzieć, że doktorek zabraniał ci mówić? – pyta zszokowany, więc szybko wyprowadzam go z błędu.

– Nie, oczywiście, że nie! Dziadek był wspaniały, opiekuńczy, ale pilnował abym przypadkiem nie odkryła przed obcymi swojej tożsamości. Gdy ktoś się zbliżał, musiałam chować się na poddaszu, w swoim pokoju. Nie mogłam wychodzić z domu bez kominiarki, nie mogłam śpiewać ani zbyt głośno śmiać się czy płakać, gdy byłam dzieckiem. Musiałam być niewidzialna dla innych.

– Musiało być ci ciężko, zwłaszcza gdy byłaś mała. Pamiętam, że ja robiłem hałasu za dziesięciu i nie wiem, czy ktoś potrafiłby mnie tak okiełznać.

– Też się buntowałam, ale jakoś...jakoś dziadek zawsze potrafił mnie przekonać do swych racji. Rzadko się kłóciliśmy, tak naprawdę tylko o Eden.

– Próbowałaś go namówić na podróż – stwierdza, więc przytakuję.

– Tak, ale on nie chciał o tym słyszeć. Może to i lepiej. Nie wiem co sobie wyobrażałam, ale nie sądziłam, że ta droga będzie tak trudna i wyczerpująca. Dziadek miał swoje lata i chyba by jej nie podołał. Może dlatego odmawiał, może zdawał sobie sprawę, że jest bliski...

Nie kończę zdania, ponieważ czuję narastająca gulę w gardle, gdy myślę o dziadku. Wiedział, że umiera, wiedział, że nie może podjąć się takie wyzwania jakim jest wędrówka do Edenu. Może bał się, że w pewnym momencie zostanę sama w obcym miejscu, gdzie nic nie ma. Gdzie będę tylko czekać na śmierć. Łzy cisną mi się do oczu, więc szybko wycieram rękawem ich kąciki.

– Przykro mi z powodu Stanleya, był dobrym człowiekiem.

– To prawda. Brakuje mi go. Nie mam nawet żadnej pamiątki po nim. Mam tylko to – mówię, po czym wyciągam z kieszeni zdjęcie mamy. Carter zabiera ode mnie fotografię i przez chwilę w ciszy przygląda się jej. – To moja mama.

– Była piękna.

– Tak i miła. Mądra i lubiła gotować. Podobno jej popisowym daniem była pieczeń z dzika. Dziadek wiele razy próbował ją odtworzyć, ale zawsze mówił, że czegoś brakuje do oryginału.

Carter

Alex z uśmiechem i jednocześnie z łzami w oczach opowiada o swojej mamie, choć nie miała okazję jej poznać. Przypomina mi się moja rozmowa ze Stanleyem, kiedy wyjawił mi prawdziwe okoliczności spłodzenia Alex. Dziewczyna nie ma pojęcia, że jest owocem gwałtu i chyba lepiej, żeby tak zostało. Ma w swojej głowie piękny obraz swojej mamy i nie chcę go hańbić prawdą. Nic jej to nie da, tylko zabierze.

– Szkoda, że nasze rzeczy zostały w Midland. Miałam w pierwszym notesie rysunek dziadka oraz Rosalyn i Harry'ego. To takie własnoręcznie zrobione fotografie. Aby nikogo nie zapomnieć.

Przytakuję na jej wyznanie na temat rysunków, które tak naprawdę widziałem. Mnie także narysowała, ale tego Alex nie mówi. Przypuszczalnie wstydzi się do tego przyznać, a szkoda. Jestem ciekawy, dlaczego postanowiła mnie uwiecznić. Tylko by mnie pamiętać na stare lata? Zastanawiam się nad tym, ile wysiłku i uwagi musiała włożyć w rycinę. Ukradkiem przyglądała mi się, rejestrowała każdy szczegół mojej twarzy by potem jak najlepiej oddać mój wygląd na rysunku. I przyznaję, że zrobiła to wspaniale, ma talent. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem swój portret obawiałem się, że może się we mnie podkochiwać. Wtedy myślałem o Alex jako chłopaku, więc nie odpowiadało mi to. A teraz? Teraz chyba bym się nie obraził, gdyby myślała o mnie w nieco inny sposób niż po przyjacielsku.

– Możesz odtworzyć rysunki. Wystarczy znaleźć jakiś notes i ołówek. Przed nami jeszcze niejedno miasto po drodze, więc nie powinno być z tym większego problemu.

– Bardzo bym tego chciała, póki ich dobrze pamiętam.

– Nie zapomnij o Penny i Glorii. Te to dopiero były agentki – oznajmiam z uśmiechem, co szybko odwzajemnia. Podoba mi się taki stan rzeczy. Podoba mi się, że potrafię wywołać na jej twarzy uśmiech. Niby nic takiego, a jednak ma dla mnie ogromną wartość. Wartość, o której dawno nie myślałem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro