Część 43

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Carter

Kiedy stajemy przy brzegu rzeki, słońce prawie zachodzi. Dzięki motocyklowi dotarcie do tego miejsca, zajęło nam mniej czasu, niż gdybym robił to na rowerze, ale nie będę na głos o tym mówić, nie dam satysfakcji Sadarowi.

Wpatruję się w drugi brzeg, ale nigdzie nie dostrzegam Alex. Staram się przekonać samego siebie, że to normalne, w końcu porusza się pieszo. Jednak cały czas martwię się o to, czy coś złego jej nie spotkało. Do tego jej ewentualną drogę na dół przysłaniają drzewa. Po naszej stronie jest więcej przestrzeni, tylko kilka krzewów nas otacza.

– Czas ruszać, umiesz pływać, czy mam cię znowu ratować? – pyta bezczelnie.

– Poradzę sobie. Pytanie, czy ty dasz sobie radę. Nie wyglądasz na wysportowanego.

Sadar parska śmiechem, po czym wyciąga ze schowka torbę i zarzuca ją sobie na ramię. Następnie umieszcza dłoń na ramie motoru i mówi do maszyny.

– Będzie mi ciebie brakować bestyjko. Byłaś niezastąpiona. – Obserwuję jego pożegnanie i mógłbym się z niego śmiać, ale on naprawdę wygląda na załamanego faktem, iż musi zostawić za sobą ten motocykl. Sadar staje tuż obok mnie i obaj patrzymy na wodę. – Chwila prawdy.

– Tak, oby się udało.

***

Przedarcie się przez rwącą rzekę było jeszcze bardziej męczące niż zwisanie na tej pierdolonej barierce na moście. Obaj padamy na ziemię i wypluwamy nadmiar wody, która mimo wszystko dostała się do naszych płuc. Kilka razy silny prąd prawie mnie pokonał, chyba tylko cudem udało mi się dotrzeć do brzegu. Do tego woda była cholernie zimna i teraz cały się trzęsę.

– To było pojebane – mówi drżącym głosem Sadar.

– Tym razem się z tobą zgadzam.

– O Boże! Udało wam się! – Słyszę głos Alex, ale jej nie widzę. Dopiero po chwili wyłania się zza drzew. Oddycham z ulgą, gdy widzę ją całą i zdrową. Zsuwa się z małego urwiska, po czym klęczy obok mnie. – Nic ci nie jest?

– Nie, wszystko w porządku – stwierdzam, patrząc jej w oczy. Żałuję, że ma na sobie ponownie kominiarkę, bo chciałbym, aby znów mnie pocałowała. Choćby z ulgi na mój widok.

– A z tobą wszystko dobrze? – pyta tym razem Sadara i mój dobry humor gdzieś znika.

– Fantastycznie, to była orzeźwiająca kąpiel – żartuje, po czym jego ciałem wstrząsa od zimna.

– Jesteście przemarznięci, musicie szybko się rozgrzać. Poszukam coś do rozpalenia ogniska. Zaraz wracam – mówi, po czym szybko wraca w gęstwinę drzew. Chciałbym ją zatrzymać i powiedzieć, że ma się nie oddalać beze mnie, ale prawda jest taka, że w tej chwili moje całe ciało jest skostniałe i szybkie rozpalenie ogniska jest konieczne.

***

Alex

Nie sposób wyrazić, jak bardzo się bałam, że Carter utonie w silnym nurcie. Modliłam się do Boga, aby czuwał nad nim i nie zabrał go do siebie. Poczułam prawdziwą ulgę, gdy zobaczyłam go na brzegu. Sadarowi także udało się przeprawić rzekę i także w pewien sposób cieszyłam się z tego. Może i ciężko nazwać go naszym sprzymierzeńcem, ale i tak nie życzyłam mu śmierci. Tym bardziej, że ryzykował swoje życie, by pomóc Carterowi na moście.

W lesie pozbierałam suche gałęzie, po czym wróciłam do przemarzniętych do szpiku kości mężczyzn. Jak najszybciej rozpaliłam ognisko. Na szczęście zapałki, które odnalazł Carter były w kieszeni mojej kurtki, a nie jego. Dzięki temu nie są przemoknięte.

Obaj przysunęli się do ogniska, a gdy płomień był już całkiem spory, zaczęli ściągać z siebie mokre ubrania.

W worku mieliśmy ubrania na zmianę, ale i one są kompletnie przemoknięte. Starałam się dać im chwilę prywatności, gdy siadali w samej bieliźnie przy ognisku. Jednak nie sposób było nie zerknąć na roznegliżowanych mężczyzn. Carter jest nieco niższy od Sadara, ale za to bardziej postawny. Sadar jest także umięśniony, ale to jego wytatuowana klata przykuła moją uwagę. Wiem, co to tatuaże, ale nigdy ich nie widziałam na własne oczy. To jak piękne malowidła na ludzkiej skórze. Sadar zauważa, że go obserwuję, a gdy się uśmiecha w odpowiedzi, czuję zawstydzenie, więc szybko odwracam wzrok.

Gdy oni się ogrzewali, wyciągnęłam rzeczy z worka i zaczęłam je rozwieszać na gałęziach najbliższych drzew przy brzegu. Te, które mieli na sobie także należało wysuszyć, więc znalazłam kilka długich i mocnych patyków, po czym wbiłam je w ziemię blisko ogniska i powiesiłam na nich ubrania.

Szybko zapadł zmierzch, więc naszym jedynym źródłem światła stały się płomienie. W worku mieliśmy jeszcze kilka słoików z warzywami od Franka i w duchu dziękuję mu za to, że właśnie tak je zapakował. Podałam jeden Carterowi, a potem wręczyłam jedzenie Sadarowi, co go zdecydowanie zaskoczyło.

– Zakładam, że twoja suszona wołowina już nie jest taka sucha. Proszę, zjedz, potrzebujesz tego.

– Dziękuję Alex, doceniam to.

Przytakuję na jego słowa, po czym wracam na stronę, gdzie miejsce zajął Carter. Obserwuje Sadara z czujnością, a ja zaczynam się zastanawiać, jak ma dalej wyglądać nasza podróż, skoro nie ufamy temu człowiekowi. Pamiętam co Carter powiedział o nim, a raczej o tym, jaka motywacja może mu przyświecać. Jeśli znajdziemy Eden, chciałabym, aby przyjęli nas z otwartymi ramionami, aby jego mieszkańcy wiedzieli, że mamy dobre intencje. Co, jeśli Sadar nie podziela naszego zdania? Jeśli ma ukryty cel w dotarciu do tego sanktuarium? Wtedy sprowadzimy na niewinnych i dobrych ludzi ogromne niebezpieczeństwo.

Ściągam kominiarkę, a Carter od razu zwraca mi uwagę.

– Załóż ją, jesteśmy na otwartej przestrzeni.

– Daj dziewczynie chwilę spokoju. To pewnie nic miłego cały czas nosić płachtę materiały na głowie – wtrąca się Sadar.

– Nic nie rozumiesz. Ta płachta chroni ją przed obcymi.

– Obcymi? Myślisz, że ktoś tutaj jest? Rozejrzyj się? To totalne zadupie.

– Nigdy nie wiadomo, nie raz byliśmy zaskoczeni podczas wędrówki – mówi Carter, po czym znów patrzy na mnie. – Załóż kominiarkę Alex.

– Może niech sama zdecyduje. Jest dorosła.

– Nie wtrącaj się Sadar! To nie twoja sprawa kurwa!

– Tak czy inaczej jest nas teraz dwóch, obronimy ją.

– Ciekawe, dlaczego chcesz ją bronić...

Mam serdecznie dosyć ich potyczek słownych, więc wstaję, zakładam kominiarkę i ruszam w stronę lasu.

– Gdzie idziesz? – pyta rozzłoszczony Carter.

– Na siku! Mogę?! – krzyczę, bo i mnie już emocje zaczynają ponosić.

– Czekaj! Pójdę z tobą.

– Nie! Nie będę przy tobie się załatwiać!

– Ale...

– Nie oddalę się za bardzo, obiecuję.

Carter

Postanawiam uszanować decyzję Alex, choć nie jest to dla mnie łatwe. Przecież bym ją nie podglądał! Chodziło mi tylko o stanie gdzieś w pobliżu, tylko jako forma asekuracji, gdyby ktoś lub coś się pojawiło. Pamiętam, jak wilki nas otoczyły, ledwo udało nam się im uciec i nie chcę powtórki z rozrywki.

– Daj jej trochę luzu.

– Nie wtrącaj się Sadar.

– Dziewczyna chcę trochę prywatności i trochę wolności.

– Co ty o tym wiesz.

– Chciała tylko na chwilę ściągnąć kominiarkę, a ty na nią naskoczyłeś.

– Mamy zasadę, że kiedy podróżujemy, ona się zakrywa. Chyba nie muszę tłumaczyć ci, dlaczego.

– Rozumiem, ale...

– Po prostu się kurwa nie wtrącaj, jak rozmawiam z...

– Z kim? – pyta, jednocześnie przerywając moją wypowiedź. – Z twoją podopieczną? Przyjaciółką? A może kobietą? Kim jest dla ciebie Alex Adams?

Sadar patrzy na mnie z uśmiechem, czekając na odpowiedź, a we mnie wręcz się gotuje.

– Jest wszystkim, więc odpierdol się od niej.

– Nic nie zrobiłem, a zakładasz, że co? Odbiję ci panienkę?

– To nie jest panienka – stanowczo go poprawiam, po czym wstaję i sprawdzam, czy moje ubrania są już w miarę suche. Gdy takie się okazują, zakładam spodnie, a potem koszulkę. Niestety buty, które położyłem tuż przy palenisku nadal potrzebują trochę czasu na wysuszenie.

– Tak, zły dobór słów – odpowiada, a potem także wstaje i robi dokładnie to samo co ja, czyli ubiera się. – Więc...boisz się, że Alex może się mną zainteresować?

– Chyba cię do reszty pojebało.

– No wiesz, teraz ma wybór. Nie jesteś już jedynym facetem na jej horyzoncie.

Po tych słowach, podchodzę do niego w dwóch, szybkich krokach i chwytam za poły jego bluzy.

– Nawet się do niej nie zbliżaj skurwysynie albo mnie popamiętasz.

– Spokojnie, przecież nie ty o tym decydujesz – odpowiada, po czym kładzie dłonie na moim torsie i mnie odpycha. – Nie sądzisz, że Alex sama powinna podejmować decyzje? Kim ty jesteś, że będziesz jej mówić co może zrobić, a czego nie?

– Opiekuję się nią. Dbam o jej bezpieczeństwo, to jest moja motywacja, której nigdy nie zrozumiesz.

– Opieka, a zawładnięciem kimś to dwie różne rzeczy. Uważasz, że skoro dbasz o jej bezpieczeństwo i ją ochraniasz, to znaczy, że należy do ciebie i musi cię słuchać?

– Nie uważam tak i nie wkładaj w moje usta słów, których nie wypowiedziałem.

– A jednak chcesz nią rządzić. Co, jeśli dotrzecie do Edenu i tam pozna innego faceta? Nadal będziesz jej mówić, na co może sobie pozwolić, a na co nie? To ma być dla niej ta upragniona wolność i normalność, o której pisała w notatniku?

Słowa Sadara są dla mnie jak cios. Bardzo bolesny i dokuczliwy cios. Ma rację, Alex może poznać kogoś w Edenie, a ja pójdę w odstawkę. Może, gdy będzie miała porównanie, zrozumie, że nie czuje do mnie nic szczególnego. Cieszyłem się jak głupi, gdy zainicjowała nasz pocałunek na moście, a teraz zastanawiam się nad tym, jak długo jeszcze będzie coś do mnie czuła. Może zakochać się w kimś innym, a ja będę skazany patrzeć na to.

Nie kontynuuję rozmowy z Sadarem, na wskutek czego on się uśmiecha, jakby wygrał jakąś popieprzoną batalię między nami.

Wkrótce słyszę kroki zza pleców, a po chwili obok mnie pojawia się Alex.

– Też muszę udać się na stronę, państwo wybaczą na momencik – mówi zadowolony z siebie Sadar, a następnie znika z naszego pola widzenia.

Siadam na trawie i wyciągam dłonie, aby je ogrzać przy ognisku. Alex zajmuje miejsce tuż obok mnie i także wysuwa dłonie, aby je ocieplić.

– Wszystko w porządku? – pyta cicho, a gdy patrzę na jej twarz pokrytą materiałem, dopadają mnie wyrzuty sumienia.

– Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłem. Jeśli chcesz, to ściągnij maskę.

–Nie, miałeś rację. Z tym czymś na głowie jestem bezpieczniejsza. Chyba na chwilę zapomniałam o tym. Znasz już prawdę o mnie i...sama nie wiem, poczułam się zbyt pewnie.

Unoszę ramię do góry i zarzucam je na jej plecy, by ją objąć. Przysuwam się bliżej, na co dziewczyna przyzwala.

– Zimno ci? – pytam.

– Nie, a tobie?

– Już nie – odpowiadam z uśmiechem.

– Nie widzisz tego, ale też się uśmiecham.

Gdy to mówi, mój uśmiech jeszcze bardziej się poszerza. Dociera do mnie nowe przemyślenie na temat naszej relacji. Bywałem cholernie wkurwiony z wielu różnych powodów, ale nigdy nie osiągałem tak szybko spokoju i wewnętrznej równowagi. To dzięki niej czuję się lepiej, nawet jeśli przed chwilą było tragicznie, a w mojej głowie panował totalny rozpierdol. Po prostu mnie wycisza. Wystarczy, że się uśmiechnie – albo jak w tym przypadku powie, że akurat to robi – i już jestem szczęśliwszy. To dla mnie nowość, więc dopiero uczę się odpowiednio reagować na te nowe doznania. Mogę mieć tylko nadzieję, że swoim czasami furiackim zachowaniem, nie odstraszę od siebie kobiety, która staje się dla mnie coraz ważniejsza.

***

Następnego dnia

Alex

Z jednej strony otula mnie ciepło, a co najważniejsze do moich nozdrzy dociera zapach smażonego mięsa. Czy ja jeszcze śpię? Czy to tylko sen o ciepłym i świeżym posiłku?

Otwieram oczy, aby sprawdzić co tak pobudziło moje zmysły. Przede mną jest ognisko, a nad nim pieką się ryby nadziane na patyki.

– Dzień dobry.

Carter pojawia się w moim polu widzenia i sprawdza, czy mięso jest już gotowe. Unoszę się i siadam nadal będąc zaskoczona widokiem przyszłego posiłku. Aż ślinka mi leci, gdy pomyślę, że będę mogła zjeść coś tak smacznego i pożywnego. Zapasy, które dostaliśmy od Franka rotowały nam życie, ale i one bardzo się szybko skurczą. I nie przede wszystkim nie jest to gorące, dobrze upieczone mięsko.

– Dzień dobry – odpowiadam, po czym poprawiam nieco swoją kominiarkę. – Złowiłeś ryby? Ale jak?

Carter słysząc moje pytanie, ciężko wzdycha, po czym odsuwa się na bok i wskazuje na coś w oddali.

– Sadar jest nieźle uszykowany na taką podróż. Uwierzysz, że miał w torbie małą wędkę składaną?

Patrzę na miejsce, które wcześniej wskazał i faktycznie dostrzegam w oddali Sadara, który stoi tuż przy brzegu rzeki i trzyma w dłoni wędkę.

– Jest lepiej przygotowany od nas – stwierdzam, a Carter w odpowiedzi parska.

– Miał więcej czasu na przygotowania do podróży niż my. Co ja mówię, do pościgu. To właśnie robił ze swoim gangiem.

– Cały czas podkreślasz, że miał złe zamiary.

– A nie miał?

– Tego nie powiedziałam, ale może czas zaprzestać mu coś wypominać. Nie wiedział w jakiej jesteśmy sytuacji.

– Alex, masz prawo do swojego zdania, ale proszę cię tylko o jedno. Nie ufaj mu zbyt szybko. Nadal nie mamy pewności, czym się kieruje, wyruszając z nami do Edenu.

– Masz rację i nie ufam mu, tak jak to sugerujesz. Po prostu nic nie wykluczam.

Carter przytakuje, po czym mówi, że idzie na stronę.

– Masz skalpel przy sobie? – pyta, zanim się oddali.

– Tak, mam, nie martw się.

– Jak tylko przestaję się o coś martwić, to wszystko zaczyna się jebać.

Uśmiecham się na słowa Cartera. Jest czasami taki bezpośredni w swoich wypowiedziach, ale nie przeszkadza mi to aż tak bardzo. Przyzwyczaiłam się do przekleństw, nie rażą już mnie tak bardzo.

Kiedy Carter znika wśród drzew, wstaję z ziemi i podchodzę do brzegu, aby obmyć twarz. Ściągam zatem kominiarkę i zanurzam w wodzie dłonie.

Gdy kończę spartańską toaletę, wstaję i otrzepuję dłonie z nadmiaru wody. Zerkam na Sadara, który stoi kilka metrów dalej. Przyciągam jego wzrok i na powitanie uśmiecha się do mnie. Carter ma rację, nie mogę mu ufać, nie znam go tak naprawdę. Więc jedyny sposób, alby moje wątpliwości i obawy odeszły, jest poznać człowieka, który miał wiele okazji, aby nas zabić, a jednak tego nie zrobił. Co więcej, uratował Cartera i już za to jestem mu wdzięczna.

Podchodzę zatem do niego.

– Łowiłaś kiedyś ryby?

– Nieopodal naszej chatki było małe jezioro. Czasami chodziłam tam z dziadkiem i próbował nauczyć mnie łowić ryby. Jednak nigdy nic ciekawego nie złowiłam. Wędka chyba mnie nie lubi.

– Nonsens. Potrzeba czasu i wytrwałości. Myślisz, że ja za każdym razem coś złowię? Nie, to tak nie działa – mówi, po czym podaje mi wędkę. – Spróbuj.

Zabieram od niego przyrząd i patrzę na nieco spokojniejszą taflę wody. Czuję na sobie jego spojrzenie, ale nie obracam głowy w jego stronę. W pewnym sensie zawstydza mnie jego jawne przyglądanie się. Nie jestem do tego przyzwyczajona.

– Możesz tak na mnie nie patrzeć, to peszące – mówię jak na mnie dość stanowczo.

– Przepraszam, nie chciałem wprawiać cię w zakłopotanie. Aczkolwiek nie powinnaś mi się dziwić. Nie mam często okazji by widzieć...

– Kobiety? – pytam i zaraz przerywam mu wypowiedź.

– Tak, kobiety i to bardzo...ładnej.

W końcu zbieram się na odwagę i patrzę mu prosto w oczy. Cały czas ma na twarzy wypisane zadowolenie, co nie do końca rozumiem.

– Więc chodzi o mnie?

– To znaczy?

– Ścigałeś nas w nadziei, że dostaniesz recepturę i jak to powiedziałeś zdetronizujesz Kentona. Tak jednak się nie stało i co więcej, chciałeś do nas dołączyć, jakby nic wilekiego się nie stało.

– I myślisz, że zmieniłem zdanie, bo okazało się, że chłopak w kominiarce tak naprawdę był ukrywającą się dziewczyną?

– Tak, tak to wygląda.

– Jeśli pytasz, czy fakt, iż jesteś kobietą miało znaczenie w podjęciu przeze mnie decyzji o tym, że was nie skrzywdzę, to odpowiedź brzmi tak. Jest tak mało kobiet na świecie i zabijanie ich powinno być karane śmiercią. Bez was nie ma przyszłości.

– Więc chodzi tylko o to, że mamy...macicę? Jak reproduktory, które są na wyczerpaniu? – pytam oburzona, ponieważ poczułam się jakby ktoś traktował mnie przedmiotowo.

– Możesz nie zgadzać się ze mną, ale taka jest prawda. Nie ma kobiet, nie ma dzieci i nie ma nowego pokolenia. Carter tak nie uważa? – pyta, a kiedy nie odpowiadam, dalej kontynuuje. – Sama widzisz. Ale to są tylko suche fakty, zwykłe stwierdzenia. Nie mają znaczenia w podejmowaniu przeze mnie decyzji. Nie skrzywdzę cię nie dlatego, że w przyszłości możesz rodzić dzieci. Nie zrobię tego, bo nie chcę tego robić.

– Tak po prostu? Tak dla zasady?

– Tak, a co w tym złego? Gdyby ktoś cię teraz zaatakował, starałbym się ci pomóc.

– I nie chcesz niczego w zamian?

– Może nieco uśmiechu, jesteś cały czas taka poważna – mówi, po czym puszcza do mnie oczko.

Nie uśmiecham się, nie potrafię tego robić na zawołanie, a w mojej głowie trwa walka pomiędzy zdrowym rozsądkiem, który każe mi trzymać się od niego z daleka, a nadzieją, że Sadar może nie być, aż taki zły, jak to sobie wyobrażałam.

– A gdybyście złapali nas wcześniej?

– To znaczy?

– Gdybyś ty i twoi ludzie dorwali nas przed Midland i dowiedzielibyście się kim jestem tak naprawdę. Czy pozostały gang podzielałby twoje zdanie, że nie powinno się mnie krzywdzić? – pytam ostrożnie, na co Sadara traci swój dobry humor. Przez chwilę zastanawia się w ciszy, jakby szukał odpowiednich słów.

– Nie wiem, co by się wydarzyło Alex – oznajmia, ale nie patrzy już na mnie.

– Kłamiesz. – Moja odpowiedź zdecydowanie go zaskakuje, ponieważ znowu skupia na mnie swoją uwagę, a jego usta są lekko uchylone, jakby chciał od razu zaprzeczyć, ale nie mógł. – Nie zostawili by mnie w spokoju i nie chodziło by o przyszłość ludzkości. Cartera pewnie zlikwidowaliby od razu, aby nie przysparzał problemów.

– Alex, to wszystko...to jest pojebane. Zgadzam się z tobą.

– Czy wtedy byś mnie obronił?

– Nie wiem. Przykro mi to mówić, ale nie wiem. To nic chwalebnego przyznawać się, że otoczenie wpływa na nasze decyzje. Że pod presją grupy, robimy coś niezgodnego ze sobą, ale tak właśnie często bywa.

– Nie chciałbyś przy nich pokazywać słabości? O to chodzi?

– W pewnym sensie tak. Żyjemy w trudnych czasach Alex i nie twierdzę, że zawsze postępuję słusznie i zgodnie z własnym sumieniem. Jednak zapewniam cię, że teraz z mojej strony nic ci nie grozi.

– Teraz... – mówię cicho i tym razem to ja kieruję swój wzrok na rzekę.

– Co mam ci powiedzieć Alex? Że żałuję, iż tak wygląda nasz świat? Tak, żałuję coraz bardziej. Im jestem starszy, im więcej życie mnie doświadcza, tym częściej zastanawiam się po co to wszystko. Po co tak żyć. I chyba dlatego tak bardzo trafiły do mnie twoje słowa o Edenie. Nie musisz mi wierzyć, pewnie nie jesteś w stanie tego zrobić, ale pewnego dnia zrozumiesz, o czym mówię – oznajmia spokojnie, a ja postanawiam już się nie wypowiadać. Mam mętlik w głowie i nie wiem co mi podpowiada intuicja. Nie rozstrzygnę tego w tej chwili. – Masz branie.

– Co?

– Ryba bierze – mówi już bardziej radosnym głosem. Faktycznie żyłka bardzo się naprężyła i czuję, jak ryba próbuje urwać się z linki. Trzymam mocno wędkę i zaczynam kręcić kołowrotkiem. – To duża sztuka. Uważaj, bo zaraz się zerwie, nieco popuść – instruuje, po czym staje za mną i czuje jego ramiona wokół swego ciała. Moje dłonie zostają okryte przez jego, znacznie większe. Puszczam kołowrotek, dając mu szansę, aby sam złowił rybę. Nie mam w tym dużego doświadczenia, a szkoda byłoby stracić kolejną porcję mięsa. Kiedy dostrzegam ogromną rybę, uśmiecham się momentalnie. Razem z Sadarem ciągniemy wędkę do góry i zaczynamy cofać się.

– O Boże, jest piękna – mówię wesoło.

– Trzymaj mocno wędkę. Ja złapię rybę.

Sadar odsuwa się ode mnie, a ja staram się wykonać dobrze moje zadanie. Mężczyzna ściąga szybko buty i skarpetki, po czym nie zważając na nogawki czarnych spodni, wchodzi do wody i próbuje złapać nasz piękny okaz. Ryba broni się, ale Sadar nie daje za wygraną. W końcu chwyta za nią pewnie i wraca na brzeg. Obserwuję, jak wyciąga haczyk z jej paszczy i przez chwilę robi mi się żal, że za chwilę straci życie, abyśmy mogli dobrze się pożywić. Jednak biorąc naszą niezbyt ciekawą sytuację, nie mamy wyboru. Długo nie pociągniemy na samych warzywach i owocach. Przynajmniej nie na takiej ilości, jaką posiadamy. I nigdy nie wiadomo, kiedy będziemy mieć okazję, aby coś zdobyć do jedzenia.

Patrzę na Sadara nadal utrzymując uśmiech. On szybko to odwzajemnia.

Carter

Przyglądam się Alex, która jest wpatrzona w faceta, który nie powinien w ogóle się do niej zbliżać. Widziałem, jak złowili rybę i gdy stał tak blisko niej, miałem ochotę wkroczyć między nimi i przywalić mu z całej siły. Nie podoba mi się to, jak na nią czasami patrzy. A jeszcze bardziej nie podoba mi się to, że Alex zaczyna zmieniać o nim zdanie.

Czuję, że muszę otaczać ją opieką. Nie, ja chcę to robić i to nie tylko poczucie obowiązku. Ale nie jestem pewny, czy widząc ich razem bardziej kieruję się strachem o jej los, czy też zazdrością o innego faceta, który wkroczył w jej życie. Nie wyobrażam sobie, aby między nimi mogło zrodzić się jakieś uczucie. To nie może się stać. Nie zdzierżę tego, nie poradzę sobie z takim obrotem sprawy...


Może to zbyt wczesne pytanie, ale co tam. Team Sadar? Czy team Carter? :-)

Do jutra kochani !!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro