Część 44

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Alex

Po zjedzeniu śniadania i krótkiej toalety, zebraliśmy wszystkie nasze rzeczy, po czym wyruszyliśmy w dalszą podróż. Dzięki kompasowi Sadara oraz mojej mapy, którą mi oddał, mogliśmy być pewni, że zmierzamy w odpowiednim kierunku. Obawiałam się, że z Carterem zabłądzimy, obierzemy złą drogę ze względu na brak jakichkolwiek jasnych wskazówek i myślę, że on także był strapiony takimi przypuszczeniami. Teraz sytuacja wygląda zupełnie inaczej, a wszystko przez to, że nasz dotychczasowy przeciwnik postanowił także odnaleźć Eden. Cały czas zastanawiam się, jakie są jego prawdziwe intencje, ale przekonam się o tym, jaka jest prawda, dopiero gdy tam dotrzemy.

Carter podczas wędrówki jest milczący. Nie odezwał się słowem od czasu śniadania i zaczyna mnie to martwić. Zdaję sobie sprawę, że jego zachowanie jest związane z naszym niespodziewanym towarzyszem. Między nimi ciągle dochodzi do spięć i nie wiem, jak temu zaradzić. Skoro mamy razem podróżować, nie mogą wiecznie ze sobą walczyć. To byłoby nie do zniesienia.

– Musimy na chwilę się zatrzymać, natura wzywa – mówi Sadar i się zatrzymuje na ulicy. – Zaraz wracam.

Schodzi z drogi i oddala się w stronę pustkowia, gdzie rośnie tylko trawa. Spoglądam na Carter, który stoi nieopodal. Wykorzystując chwilę przerwy przygląda się po raz kolejny mapie z naszą trasą.

– I jak nam idzie? – pytam, po czym zbliżam się do niego. Chcę przerwać tę ciszę, doskwiera mi coraz bardziej, ale po jego posępnej minie wnioskuję, że jeszcze długo zły humor będzie mu towarzyszyć.

– Jeśli nie zejdziemy z kursu, pozostanie nam jeszcze ponad 700 mil.

– Ile dni to wyjdzie?

– Wliczając spanie, przerwy...z pewnością ponad dwa tygodnie. Może więcej.

– To długo.

– Tak – stwierdza, po czym składa mapę na kilka części i chowa ją do kieszeni swojej kurtki. Patrzy przed siebie, jakby unikał mojego spojrzenia.

– Ale damy radę, za nami większość drogi. – Staram się brzmieć optymistycznie, ale on nie reaguje. Nie wiem co się zmieniło, co znowu źle zrobiłam, że tak mnie ignoruje. Kiedyś denerwowało mnie to, a nawet sprawiało, że czułam strach przed tym co zdecyduje zrobić. Teraz mnie to po prostu boli. – Co się dzieje Carter?

– Nic, a co ma się dziać.

– Zachowujesz się inaczej. Nie patrzysz na mnie, nie rozmawiasz ze mną. Mam wrażenie, jakbyś chciał być wszędzie tylko nie tutaj. Jak najdalej ode mnie.

Carter bierze głęboki oddech, po czym obraca się w moją stronę i w końcu skupia na mnie swoją uwagę.

– Chce być jak najdalej od niego Alex, a nie od ciebie.

– Czymś cię zdenerwował? Coś ci powiedział?

– Nie, wystarczy, że skacze wokół ciebie.

– Skacze?

– Wiesz, o co mi chodzi. Już zapomniałaś, jak uciekaliśmy przed nim?

– Nie, nie zapomniałam. Jednak nie ma ze sobą całego gangu i zostawił swój ukochany motocykl, aby dalej z nami zmierzać do Edenu. To nic nie znaczy?

– Jeśli umówił się z pozostałymi, to nie musiał się martwić o stratę swojej maszyny, mogą ją przejąć.

– I jak mieliby pokonać rzekę? Przez most nie przejadą.

– Nie przez ten, który widzieliśmy. To nie mógł być jedyny most na tej rzece. Mogą nadrobić drogę i dzięki motocyklom szybko zmniejszyć dystans między nami. Poza tym wiedzą, gdzie zmierzamy, więc odnalezienie nas to nie problem.

– Z góry zakładasz, że nas zaatakują. A co, jeśli Sadar faktycznie zmienił zdanie i chce czegoś innego od życia? Nie możesz nie uwzględniać takiej opcji.

– Czyli już cię przekonał do siebie. Będziesz go bronić, usprawiedliwiać, a ja będę tym, co niepotrzebnie utrudnia.

– Nie myślę tak, więc przestań.

– Martwię się Alex, po prostu się martwię co z tego wyniknie.

– Chodzi ci tylko o jego...jakiś niecny plan zaatakowania znienacka, czy coś jeszcze cię martwi?

– O to, że nas wykiwa i przypłacimy tym życiem – mówi pewnie, ale coś mi nie pasuje w jego postawie. Jakby nie chciał odkryć przede mną wszystkich kart. Takie mam pierwsze wrażenia, gdy na niego patrzę.

– Na pewno tylko o to chodzi? – pytam, po czym jeszcze bardziej zbliżam się do niego. Następnie ściągam kominiarkę, na co Carter zaczyna rozglądać się dookoła. Prawda jest taka, że wokół nas jest tylko pustkowie i gdyby ktoś znajdował się w pobliżu, od razu byśmy go zauważyli. – Carter, spójrz mi w oczy i powiedz, że tylko o to chodzi?

W końcu przestaje skanować otoczenie i patrzy wprost na mnie. Na chwilę przymyka oczy, a gdy je ponownie otwiera, widzę w nich strapienie.

– Sadar próbuje się do ciebie zbliżyć. I to nie po przyjacielsku.

– Myślisz, że chce mnie omamić słodkimi słówkami, a ja na to przystanę?

– Nie, myślę, że naprawdę mu się podobasz i nie odpuści.

– Bo nie ma kobiet w pobliżu tak? Więc musi się za mnie...zabrać?

– Powiedziałaś, że nie mogę wykluczać opcji, że Sadar ma dobre zamiary, więc ty także nie możesz odrzucać ewentualności, że ma złe.

– Owszem, ale to, że ktoś ci się spodoba jest od razu złym zamiarem?

Carter słysząc moje pytanie unosi do góry brwi z zaskoczenia.

– A może on ci się także podoba? O to chodzi? Dlatego go bronisz? I dlatego próbujesz przekonać nie tylko siebie, ale także i mnie, że się zmienił?

– Nie, znowu coś mi wmawiasz.

– Zmienił się, gdy ściągnęłaś kominiarkę i odkryłaś przed nim swoją prawdziwą tożsamość. Gdybyś była faktycznie chłopakiem, myślisz, że jak byśmy skończyli? Co zrobiłby z nami, gdyby dotarło do niego, że nie ma co liczyć na recepturę iluzji?

– Nie wiem, chcę wierzyć, że nie zabiłby nas.

– Bo go polubiłaś?

– Bo nie chcę totalnie tracić wiarę w ludzi. Wiem, że muszę być ostrożna wobec każdego, kto stanie na mojej drodze, zwłaszcza gdy jest to mężczyzna. Jednak pragnę, aby moje najgorsze założenia co do obcych nie okazywały się prawdziwe.

– W Midland...

– W Midland spotkaliśmy potwory, przed którymi zawsze przestrzegał mnie dziadek. Ale podczas podróży spotkaliśmy także dobrych ludzi, to się nie liczy?

– Oczywiście, że się liczy.

– Rosalyn, Harry, bliźniaczki, Frank..., gdy o nich pomyślę, czuję, że świat nie jest tak straszny, jak na pierwszy rzut oka. Dali mi nadzieję, że nie wszyscy, którzy przetrwali wojny i choroby, są doszczętnie nikczemni.

Carter ponownie ciężko wzdycha, po czym kładzie dłonie na moich ramionach i lekko je ściska.

– To dobrze, że nie tracisz wiarę w ludzkość, podziwiam cię za to, naprawdę. Jednak boję się, że przelejesz ją na nieodpowiednią osobę. I ta osoba finalnie cię skrzywdzi.

– Tobie także musiałam zaufać i nie żałuję. Przekonanie cię do tej podróży było najlepszą decyzją, jaką podjęłam samodzielnie po śmierci dziadka. Nie wiedziałam kim jesteś, ale zaryzykowałam. Wiem, co powiesz, ukrywałam się pod kominiarką i nie odzywałam się, ale przecież w każdej chwili mogłeś mnie zdemaskować. Bałam się, że tak właśnie się stanie, ale teraz wiem, że niepotrzebnie.

– Alec...

– Sadar wie kim jestem, ale nic z tym nie zrobił. Nie twierdzę, że mu ufam, ale nie chcę całą drogę myśleć o tym, że zaraz wbije mi nóż w plecy, tak nie można funkcjonować.

– Czyli dopóki nic złego nie zrobi, ma u ciebie czystą kartę?

– Coś w tym stylu. Ale muszę mieć ciebie po swojej stronie, tylko tobie mogę w pełni zaufać.

Mężczyzna przez chwilę zastanawia się w milczeniu, jednocześnie patrząc na mnie. Następnie przytakuje i ku memu zaskoczeniu składa pocałunek na moim czole.

– Przeszkadzam?

Słysząc wyraźnie głos Sadara, odsuwamy się od siebie, by na niego spojrzeć. Stoi kilka metrów od nas i przygląda się nam z delikatnym uśmieszkiem.

– Nie, wracajmy do marszu. Musimy znaleźć jakieś miejsce na nocleg przed zmrokiem. Nie chcę spać na pustkowiu – oznajmia Carter, po czym odwraca się do nas plecami i spełnia swoje wytyczne.

Spoglądam jeszcze raz na Sadara, który zbliża się do mnie.

– Wiesz, co go dzisiaj ugryzło? – pyta nieco rozbawiony.

– A jak myślisz?

– Stawiam wszystko co mam, że ja go ugryzłem – oznajamia pewnie, po czym puszcza w moją stronę oczko i idzie za Carterem. Mnie pozostaje tylko zrobić dokładnie to samo.

***

Carter

Moje obawy się spełniły. Nie dotarliśmy do żadnego zabudowanego miejsca, więc byliśmy zmuszeni kolejny raz spędzić noc pod gołym niebem i to w dodatku na otwartej przestrzeni. Rozpaliliśmy małe ognisko, po czym Alex szybko zasnęła ze zmęczenia. Ja i Sadar nadal siedzimy naprzeciwko siebie, wpatrzeni w ogniste płomienie.

– Nie masz zamiaru spać kolejną noc? – pyta, więc unoszę swoje spojrzenie na niego i dostrzegam chytry uśmieszek. – Będziesz trzymać wartę nad Alex do rana?

– Jeśli tak trzeba, to tak właśnie zrobię.

– Gdybym chciał się was pozbyć, nie sądzisz, że już dawno bym to zrobił? Nie przesadzasz trochę z tą paranoją?

– Nie sądzę, byś chciał się pozbyć kobiety. Mnie owszem.

– Mogłem zostawić cię na moście, w końcu byś spadł. Jednak tego nie zrobiłem.

– Wtedy Alex uciekłaby od ciebie.

– Więc według ciebie, pomogłem ci, bo chcę Alex?

– A nie jest tak? No dalej możesz mi się przyznać. Dziewczyna śpi, nie usłyszy cię.

Sadar spogląda na Alex, która zdecydowanie jest pogrążona w głębokim śnie. Po chwili znów zwraca na mnie swoją uwagę.

– Nie musisz się martwić, że ją skrzywdzę. Nigdy nie miałem takiego zamiaru.

– I mam ci w to uwierzyć? Bo jesteś taki szlachetny? – pytam z nutką drwiny w głosie. Sadar od razu to wyłapuje, bo jego mina zmienia się momentalnie. Jest zły, jest wkurwiony.

– Myśl sobie o mnie co chcesz, mam to w dupie. Nigdy nie skrzywdziłem kobiety i nie mam zamiaru tego zmieniać.

– Jasne, ty i twoi ludzie jesteście dżentelmenami. Już widzę, jak się zachowywaliście w Midland? Powiedz, te biedne dziewczyny, które były na łasce Marcusa, nadal żyją? Czy tylko były tylko zabawkami na chwilę?

– Nie tknąłem ich kurwa i lepiej skończ ten temat Prescott – mówi przez zaciśnięte usta, jakby próbował siłą opanowywać swoje narastające emocje. Ale w pamięci mam słowa taty, który uważał, że tylko w obliczu silnych emocji, człowiek pokazuje jaka jest jego prawdziwa natura. Dlatego nie poprzestaję w prowokacji. Chcę odkryć wszystkie karty pod tytułem Sadar.

– Żadna nie umiliła ci czasu? Oczywiście nie zgwałciłeś, to by było takie haniebne prawda? Zmusić kogoś do tak intymnej czynność. Czaszki tak nie robią.

– Zamknij się.

– Pewnie się zgodziły, gdy tylko ujrzały swoich wybawicieli. Rozłożyły nogi, aby wam podziękować...

– Stul pysk! – unosi się, po czym wstaje ze swojego miejsca. Jego oddech jest ciężki, a całe ciało jakby zesztywniałe. Patrzę na pięści zaciśnięte tak mocno, że nawet znikome światło ogniska nie skryje jak jego knykcie stają się białe.

– Co wy wyprawiacie? Znowu się kłócicie? – pyta Alex, która ściąga kominiarkę i patrzy zaspana to raz na mnie, to raz na rozjuszonego Sadara.

On jednak nie zwraca na nią uwagi, w mordem w oczach wpatruje się we mnie.

– Powiem to ostatni raz Prescott, nie gwałcę kobiet. Nie zrobię to samo, co spotkało moją matkę! Nie jestem jak ten pojeb, który jest moim biologicznym ojcem! – krzyczy, po czym odwraca się do nas plecami i rusza przed siebie. Po chwili znika w ciemnościach.

Tego się nie spodziewałem, nie sądziłem, że Sadar jest owocem gwałtu. Oniemiały spoglądam na Alex, która ze smutkiem patrzy na ciemną przestrzeń. Ona nawet nie wie, jak bardzo ich historie są do siebie podobne. Jak wiele ich łączy.

W końcu kieruje swoje oczy na mnie i nie widzę w nich już smutku, jest rozżalona.

– Teraz czujesz się lepiej? – pyta, po czym odsuwa ze swego ciała kurtkę i wstaje. Wyciąga dość grubą gałąź z ogniska, która nie pali się do końca i z pochodnią rusza w stronę, gdzie powędrował Sadar. Momentalnie wstaję ze swojego miejsca.

– Co robisz?

– Porozmawiam z nim.

– Przestań, da sobie radę. Ochłonie i wróci – mówię twardo, ale ona nie zwraca na mnie uwagi. – Alex, do cholery!

– Daj mi z nim porozmawiać!

– Razem z nim porozmawiamy.

– Nie, ty już dużo powiedziałeś. Zaraz wracam.

Alex idzie twardo, a ja nie wiem co począć. Iść za nią, nawet jeśli oznacza to, że jeszcze bardziej się na mnie wkurwi, czy uszanować jej decyzję i poczekać na miejscu. Potem zdaję sobie sprawę, że takim zachowaniem jeszcze bardziej zrażam ją do siebie. Za chwilę okaże się, że sam popycham ją w jego ramiona.

Alex

Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie nachodzą mnie obawy, gdy podążam za rozwścieczonym Sadarem. Jednak po jego bolesnym wyznaniu, uznałam, że ktoś musi go sprawdzić. Carter tylko by go jeszcze bardziej zdenerwował, więc pozostałam tylko ja.

Oglądam się za siebie i dostrzegam postać przy ognisku. Carter nie podążył za mną i otoczona coraz większą ciemnością zaczynam się zastanawiać, czy dobrze postąpiłam, prosząc go pozostanie na miejscu. Serce coraz mocniej mi bije, gdy zwiększam odległość między mną, a Carterem. Nagle coś słyszę w oddali. Jakby Sadara przeklął pod nosem. Przyświecam pochodnią i w końcu go dostrzegam. Jego metalowe ozdobniki na kurtce skórzanej odbijają się od płomiennego światła. Podchodzę powoli do rozjuszonego mężczyzny. Stoi plecami do mnie, ale wie, że się do niego zbliżam.

– Po co tutaj przyszłaś? – pyta ostro i znów nawiedzają mnie obawy, czy słusznie postąpiłam.

– Chciałam sprawdzić, czy z tobą wszystko w porządku.

– Nie jest. Wkurwiłem się.

– Przepraszam, nie chciałam pogorszać sytuacji. Zostawię cię samego – mówię, po czym obracam się, gotowa odejść.

– Poczekaj Alex – zatrzymuje mnie, więc znów na niego patrzę. Robi kilka kroków w moją stronę i w końcu widzę dokładnie jego twarz. Widać, że jest zdenerwowany, ale także i smutny. – Doceniam to, że przyszłaś za mną, by sprawdzić co ze mną. Uniosłem się, ale nie jestem na ciebie zły.

– Carter źle się zachował, ale on...martwi się.

– Wiem Alex, że on mi nie ufa. Na jego miejscu postępowałbym dokładnie tak samo.

– Naprawdę?

– Tak. W końcu was ścigałem. I nie po to, aby się z wami zaprzyjaźnić.

– Więc dlaczego...? Co się zmieniło?

– Chcę zobaczyć Eden. Mówiłem prawdę. Prawdą było także to, gdy zapewniałem, że nie mam zamiaru cię skrzywdzić.

– To co powiedziałeś...bardzo mi przykro Sadar.

– Mnie również. To główny powód, dla którego zajmuje takie stanowisko wobec kobiet, a nie inne.

– Główny?

– Cóż innymi są moje własne przekonania. Nie widzę nic przyjemnego w zmuszaniu kobiet do pewnych czynności, czy to nie jest normalne?

– Jest normalne i jedyne, słuszne podejście.

– Carter nie tylko kieruje się obawą, że wyrządzę krzywdę, przemawia przez niego zazdrość o ciebie.

– On naprawdę boi się, że...

– Nawet teraz zastanawia się pewnie co robimy. Dlaczego poszłaś za mną. Jak już powiedziałem doceniam to bardzo. Chyba nikt jeszcze tak się nie martwił o mnie.

– Ja...to nie tak Sadar.

– Jesteś wyjątkowa Alex i on to wie. Nie dlatego, że nie ma w pobliżu innej kobiety. To nie powód jego zainteresowania. Rozumiem go coraz lepiej.

– Może jednak wróćmy – stwierdzam niepewnie, ponieważ zaczynam czuć się dziwnie, gdy tak o mnie mówi.

– Im dłużej cię znam, tym bardziej dostrzegam twoje dobre serce. Nie wspominając o urodzie. Kiedy się uśmiechałaś, gdy złowiliśmy rybę...nie mogłem oderwać od ciebie oczu i...

– Przestań proszę, to wszystko co mówisz...

– Obroniłbym cię przed zagrożeniem, możesz być tego pewna.

– Sadar, Między mną i Carterem coś jest, więc...

– Więc sprawdźmy to – mówi, po czym szybko skraca dystans między nami, ujmuje w dłonie moją twarz i przyciska usta do moich ust. Całuje mnie namiętnie, choć nie wykazuję inicjatywy. To wszystko dzieje się tak szybko, tak nieoczekiwanie, ale w końcu zbieram się i odpycham go wolną ręką od siebie.

Nie tylko Sadara ciężko oddycha, ja także jestem poruszona tym, co się właśnie między nami wydarzyło. Nie chciałam tego pocałunku, nie po to tutaj przyszłam, nie po to dałam mu szansę, aby zmienił moje zdanie o nim.

– To nie powinno było się wydarzyć, nie rób tego więcej razy – mówię, po czym obracam się do niego plecami i prędkim krokiem idę w stronę naszego obozowiska.

Kiedy Carter mnie dostrzega, jego mina jest zmartwiona. Czy był w stanie coś widzieć z takiej odległości? Nie, nie sądzę.

– Nie znalazłaś go? – pyta i tym samym potwierdza moje przypuszczenia, że jednak nie ma pojęcia co się wydarzyło. I lepiej, żeby tak pozostało. Znając na tyle Cartera, jestem przekonana, że zaatakowałyby Sadara. A kolejnej bójki nam nie potrzeba. Mogłoby wyniknąć z niej coś naprawdę złego i nieodwracalnego. Mogę mieć tylko nadzieję, że Sadar uszanuje moje zdanie na temat tego pocałunku i już nigdy nie postąpi tak, jak przed chwilą.

– Znalazłam, ale miałeś rację, lepiej jak sam ochłonie.

– Coś ci zrobił? Był opryskliwy? Jeśli tak, to...

– Nic nie zrobił, więc uspokój się – kłamię, co od razu sprawia mi autentyczny ból. Na moje usprawiedliwienie mam tylko to, że dbam o Cartera, nie chcę, aby coś mu się stało. Już raz Sadar walczył z nim i dzięki broni palnej miął przewagę. Nadal ją dzierży przy sobie, więc w obliczu kolejnej szamotaniny między nimi, ponownie życie Cartera będzie zagrożone. Nie mogę do tego dopuścić.

– Na pewno? Mam wrażenie, że czegoś mi nie mówisz.

– Carter, on jest zdenerwowany, ale nic się nie stało. Po prostu zrozumiałam, że niepotrzebnie za nim poszłam. Miałeś rację.

Carter jeszcze przez chwilę przygląda mi się uważnie, jakby zastanawiał się, czy mówię prawdę. W końcu jednak odpuszcza. Podchodzi do mnie, wyjmuje z mojej ręki pochodnię i wrzuca ją do paleniska. Następnie obejmuje mnie ramionami i przytula mocno do siebie.

– Przepraszam, czasami niepotrzebnie stwarzam złą atmosferę. Widziałem, że się denerwuje, a i tak go podkręcałem. To było głupie – mówi, tuż przy moim uchu, po czym nieco się odsuwa i składa pocałunek na moim policzku.

Jeszcze raz przytulam się do niego, bo tylko tak mogę odzyskać równowagę ducha. Tylko on daje mi poczucie bezpieczeństwa, a teraz coś przed nim ukrywam. Już teraz wiem, że wyrzuty sumienia tak szybko mnie nie opuszczą...


Sadar nie traci czasu, prawda? :-)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro