Część 49

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Carter

Kiedy się budzę, nadal trwa noc, więc w pomieszczeniu jest ciemno. Słyszę, jak Alex coś mówi, więc pewnie to jej głos mnie zbudził. Po chwili wracają do mnie uśpione zmysły i czuję ogromne ciepło bijące z jej ciała.

– Alex? – pytam, po czym lekko ściskam jej ramię, które spoczywa na mojej klacie. Cały czas coś mamrocze pod nosem, co nie jest dla mnie zrozumiałem. Unoszę się do pozycji siedzącej i umieszczam dłoń na jej czole. Jest rozpalone, więc jej mowa nie jest spowodowana snem, lecz wysoką gorączką. Majaczy, a ja momentalnie wybudzam się całkowicie. Wstaję z łóżka, ubieram spodnie, po czym zapalam świece. Kiedy światło płomieni rozjaśnia naszą kwaterę, wracam do Alex i ujmuję w dłonie je twarz.

– Kochanie? Co się dzieje? – pytam, a mój glos jest coraz bardziej drżący. – Słyszysz mnie? Alex? Błagam!

Dziewczyna nie reaguje, cały czas jest pogrążona w rozgorączkowanym stanie. Wstaje szybko, po czym wybiegam z chatki.

– Pomocy! Mizu! Hateya! – krzyczę na środku piaskowej drogi, która rozpościera się na całą wioskę. Po kilku sekundach z pobliskich chatek wychodzą mężczyźni oraz ich kobiety. Patrzą na mnie zaskoczeni i wiem, że nie każdy mnie rozumie. Nie każdy zna język angielski. – Mizu, potrzebuję Mizu! – powtarzam kilka razy jego imię, aby w końcu ktoś mi pomógł go sprowadzić. Po chwili widzę, jak jeden młody chłopak zaczyna biec w przeciwnym kierunku do naszej chatki. Czekam jak na szpilkach, a moje całe ciało jest napięte od stresu. W końcu w moim polu widzenia, pojawia się Mizu, ubrany tylko w spodenki. Podbiegam do niego i w nerwach zaczynam mu tłumaczyć, co się dzieje.

Obaj pospiesznie wracamy do Alex. Mizu przykłada dłoń do jej czoła, po czym delikatnie uchyla palcami jej powieki. Jestem tak zdenerwowany, że nawet nie zauważałem, że w pomieszczeniu pojawił się ten sam chłopak, który po niego pobiegł.

– Kel? – odzywa się Mizu, a gdy ten podchodzi do niego bliżej, zaczynają rozmawiać w swoim języku, który jest dla mnie niezrozumiały. Jednak wyłapałem imię szamana.

Kilka minut później i ona pojawia się u boku Alex. Stoję obok i dosłownie nie mogę wytrzymać tej presji. Nie wiem, o czym mężczyźni rozmawiają, patrząc na chorą kobietę, którą kocham. W końcu szaman wychodzi z pomieszczenia, a ja jeszcze bardziej się denerwuję.

– Dlaczego on sobie poszedł? Dlaczego jej nie ratuje? – pytam Mizu, który podchodzi do mnie i próbuje mnie uspokoić.

– Będzie dobrze Carter. Alex niebawem poczuje się lepiej.

– Jak to lepiej? Jest cała rozpalona! Jeszcze kilka godzin temu było z nią wszystko w porządku!

– Gorączka minie, przekonasz się o tym rano – oznajmia spokojnie, ale czuję, że coś omija, czegoś mi nie mówi.

– O co chodzi Mizu? Dlaczego dopadła ją gorączka? Czy to przez wasz lek?

Kiedy widzi moje narastające zdenerwowanie, postanawia wyjaśnić mi całą zaistniałą sytuację.

– Nie musisz martwić się o działanie leku. Czasami bywa, że kobietę dopada gorączka po jego zażyciu.

– Nic o tym nie mówiłeś – stwierdzam wściekły.

– Carter, jest powód, dlaczego Alex jest w takim stanie.

– Jaki? Powiedz to w końcu, bo zaraz zwariuję! Chcę wiedzieć, co się z nią dzieje!

– Założyłem, że Alex była zdrowa. Nie mówiliście o żadnych symptomach wirusa, więc nie mówiłem o skutkach leku. Dowiedzieliśmy się, że wirus zabijał kobiety na potęgę, ale nie wszystkie. Niektóre były na niego odporne, a inne były nosicielami. Nie miały objawów, ale mogły zarażać.

– O czym ty mówisz? Chcesz powiedzieć, że Alex jest nosicielką?

– Nie, skoro ma gorączkę, to znaczy, że lek walczy z wirusem. Podczas waszej podróży musiała spotkać nosicielkę. To ona ją zaraziła. Wirus rozwija się po kilku tygodniach i...

– I co? Czego jeszcze nie mówisz?

– Carter, trafiliście tutaj w idealnym momencie. Jeśli Alex zaraziła się kilka tygodni temu, nie pozostawało jej wiele czasu, rozumiesz? – pyta ostrożnie, a do mnie w końcu dociera co próbuje mi powiedzieć.

– Umarłaby?

– Pewnie tak.

– I nic nie mógłbym zrobić? – pytam nie jego, lecz siebie. Jakbym dostał obuchem w głowę. Mizu przytakuje, a ja zaczynam rozmyślać nad tym, jakby to było, gdyby za parę dni Alex zapadła na tajemniczą i śmiercionośną chorobę. Bylibyśmy pośrodku niczego, bez lekarstw, bez pomocy. Patrzyłbym na jej śmierć, na jej cierpienie i nie mógłbym jej pomóc. Umarłaby w bólach w moich ramionach.

Kieruje swoje spojrzenie na dziewczynę, która zmaga się z gorączką. Podchodzę i siadam tuż obok niej. Ujmuję jej dłoń, po czym pochylam się i przykładam głowę do jej ciała, które jest zakryte kocem. Po chwili łzy spływają po moich polikach...

***

Przez resztę nocy czuwałem nad Alex i udało mi się kilka razu zmusić ją do wypicia wody. Bałem się jej odwodnienia, to nigdy nie jest dobre. Dopiero o świcie gorączka ustąpiła, ale nadal była pogrążona w głębokim śnie. Najważniejsze jednak, że wracała do sił, przynajmniej tak to wyglądało z mojego punktu widzenia. Słowa zapewnienia Mizu, że o poranku dolegliwości ustąpią, spełniły się, więc mogłem po części odczuwać ulgę.

Ubieram koszulkę, następnie buty, po czym chwytam za pusty dzbanek i wychodzę z chatki, aby zdobyć więcej wody. Z samego rana życie w wiosce już tętni. Mieszkańcy zajęci swoimi obowiązkami, nawet nie zwracają na mnie uwagę, gdy zmierzam w stronę jadłodajni, jak to sam nazwałem. Po drodze napotykam Mizu.

– Gorączka minęła. Chciałem napełnić dzban wodą. Gdy Alex się obudzi będzie spragniona – mówię, na co Mizu uśmiecha się serdecznie.

– Będzie też głodna. Hateya już szykuje dla was posiłek. Idź do niej, a ja zajrzę do Alex. Będę czuwać przy niej do twojego powrotu – oznajmia, po czym rusza naprzód. Momentalnie zagradzam mu drogę, co go zaskakuje. Powiedziałbym nawet, że nieco się wystraszył moją postawą.

Wyciągam w jego stronę rękę.

– Dziękuję Mizu. Gdyby nie wy...ona...

– Wszystko będzie dobrze Carter. Przeznaczenie was tutaj przywiodło w odpowiednim momencie, nawet jeśli nie wierzysz w takie rzeczy.

– Nigdy nie wierzyłem. W nic nie wierzyłem prawdę mówiąc. Jednak ta podróż...Alex...wszystko się zmieniło. Ja się zmieniłem.

– To dobra zmiana według ciebie? To dobrze, że w coś w końcu wierzysz?

Jego pytanie jest trudne. Odpowiedź powinna brzmieć tak, ale czy nie łatwiej jest, gdy nie ma się żadnych oczekiwań. Gdy nie trzeba o nic się martwić. Gdy nie trapią cię wątpliwości i nie trzeba przed nikim się tłumaczyć. O nikogo nie trzeba się martwić...

Moje milczenie jest dla Mizu znakiem, aby oddalić się ode mnie. Przez kilka sekund stoję jak wryty na środku wioski i myślę o tym, co mogę zyskać, ale i co mogę stracić.

Idąc do Hateyi zastanawiam się nad tym, kto mógł zarazić Alex. Rosalyn? Bliźniaczki? Kobiety w Midland? Przynajmniej jedna z nich jest nosicielką wirusa i nawet o tym nie wie. Nie powinienem nikogo obarczać winą, ale świadomość, że mogłem stracić Alex w każdym momencie, wzbudza we mnie wściekłość. Każdy przez nas stawiający kolejny krok wędrówki mógł być ostatnim. Każda nasza rozmowa mogła być ostatnia. Każdy pocałunek, każdy uśmiech...Boli mnie serce, gdy pomyślę, że mogłem ją stracić. Bo gdyby ona umarła, pewna część i mnie zniknęła by na zawsze. Wszystko straciłoby sens, nawet życie.

Hateya szykuje dla nas jedzenie, gdy ja napełniam dzbanek czystą wodą. Nagle słyszę krzyki dobiegające z oddali. A potem wystrzał.

Upuszczam gliniany dzban i wybiegam z jadłodajni, zostawiając za sobą wystraszoną żonę Mizu. Biegnę w stronę rozbrzmiewającego krzyku. Wtedy widzę, kto jest źródłem całego zamieszania.

Sadar stoi na środku drogi i celuje bronią we wszystkich po kolei. Kiedy rozglądam się po tłumie mieszkańców, nie widzę, aby ktoś był zraniony. Sadar musiał zatem wystrzelić w górę, aby ich wystraszyć. Jednak nie przewidział jednego. Plemię Pima jest także uzbrojone i wkrótce pojawiają się mężczyźni, którzy celują do niego ze strzelby/

– Gdzie oni są?! Co z nimi zrobiliście?! – krzyczy Sadar.

Wychodzę z tłumu i staję w miejscu, gdzie od razu mnie dostrzega.

– Opuść broń Sadar, natychmiast – mówię spokojnie, ale widzę, jak buzuje w nim adrenalina.

– Sadar?

Obaj patrzymy na Alex, która owinięta w kocu stoi na progu chatki. Mizu przytrzymuje ją, aby nie upadła. Cały ten zamęt musiał ją obudzić i znam ja na tyle dobrze, by wiedzieć, że w takich chwilach nie pozostanie w ukryciu.

– Co ci się stało Alex? Co oni ci zrobili? – pyta, a jego chwilowe zmieszanie, ustępuje kolejnej dawce wściekłości. Tym razem celuje w Mizu, a cała sytuacja staje się coraz bardziej niebezpieczna.

Zdaję sobie sprawę, jak to wszystko wygląda. Znajduje nas w wiosce, widzi uzbrojony ludzi i przede wszystkim przed oczami ma osłabioną Alex, która jest okryta tylko kocem. Do tego u jej boku tkwi nieznajomy mężczyzna.

– Sadar, uspokój się i opuść broń. Oni nie są...

– Pozwoliłeś ją skrzywdzić?! – krzyczy i tym razem to we mnie celuje.

– A jak myślisz idioto! – mówię uniesionym głosem, przez zaciśnięte zęby. – Oni nam pomagają, więc kurwa opuść broń, zanim sam cię nie rozszarpię!

Sadar nie spełnia mojego rozkazu, ale jeśli mam być szczery, pewnie sam bym tak postąpił na jego miejscu. Jeśli choć w połowie zależy mu na niej, tak jak mi zależy, to rozumiem jego wzburzenie.

– O co tu chodzi Prescott? Co wy tutaj robicie?

– Ratujemy Alex przed wirusem – mówię, po czym spoglądam na dziewczynę, która przysłuchuje się każdemu mojemu słowu. Nie bacząc na to, że nadal jestem na muszce, podchodzę do dziewczyny. Mizu odsuwa się, gdy obejmuję ją ramionami i tym samym daję jej stabilność podczas stania. – Nie wiedzieliśmy, że dopadł cię wirus. Gdyby nie lek...Dostałaś gorączki w środku nocy, ale będziesz zdrowa kochanie. Najgorsze minęło.

– Miałam...wirus?

– Tak.

– Nie czułam się źle, jak...

– Wytłumaczę ci później, teraz wracaj do łóżka i odpoczywaj. Przyniosę zaraz coś do zjedzenia i picia. Musisz nabrać sił na dalszą podróż. Bo chyba nie rezygnujemy z Edenu, prawda? – pytam z uśmiechem. Chcę, aby już się nie martwiła, tylko skupiła się na naszym celu.

– Nie zrezygnujemy – odpowiada, po czym także lekko się uśmiecha. Następnie spogląda zza mojego ramienia na Sadara, który nadal wzbudza niepewność wśród tubylców.

– Odpoczywaj, a ja mu wszystko wyjaśnię. O nic się nie martw.

***

Gdy tylko Sadar opuścił broń, podeszło do niego trzech mężczyzn i obezwładniło go. Poprosiłem ich, aby mu odpuścili, jednocześnie tłumacząc jego zachowanie. Dzięki Mizu dali mu spokój, ale broń skonfiskowali.

Po niezadowolonej minie wodza Cheveio, gdy Mizu tłumaczył mu całe zajście, wiedziałem, że stracił do nas zaufanie. Fakt, że przemilczeliśmy informacje o Sadarze, który przebywał na ich terytorium wzbudził w nim oraz wśród innych mieszkańców wątpliwości. Jednak nie wyciągnęli konsekwencji, a wszystko dzięki Mizu. Nawet nie zdaje sobie sprawę, jak bardzo ratuje nam tyłki. Zwłaszcza Sadara. Ten również nie wygląda na zadowolonego po starcie broni, ale jego samopoczucie mnie guzik obchodzi. Przez jego wtargnięcie wszystko mogło zakończyć się krwawą jatką i czas by mu to uświadomić. Gdy idziemy w stronę jadłodajni, mówię do niego cicho, ale zarazem stanowczo.

– Nie odpierdalaj więcej. W każdej chwili mogą zmienić zdanie i ich chęć pomocy może zamienić się w chęć mordu.

– Mówiłeś, że są przyjacielsko nastawieni, a teraz martwisz się, że nas wybiją? To jak w końcu ich oceniasz? Bo kurwa zabrali mi gnata i nie mamy czym się bronić – mówi także cicho, ale wściekłość przebija się przez jego słowa.

– Jeśli będziesz zachowywać się dobrze, oni nic nie zrobią.

– Jesteś pewny Prescott? Bo na szali jest życie całej naszej trójki.

– Dobrze, w takim razie pokaż im, że jesteś agresywny i nieobliczalny. Ja nie będę cię bronić. Nie będę ich winić za obronę swojego domu.

– I tak po prostu pozwoliłbyś im mnie zabić? Ciekawe co by na to powiedziała Alex. Pamiętasz, jak do ciebie celowałem? Uznałeś, że Alex by mi nigdy nie wybaczyła takiego zachowania. Myślisz, że moja śmierć przez twoją bierność byłaby przez nią lepiej przyjęta?

Zatrzymuję się i chwytam mocno za jego ramię. Od razu się wyszarpuje z mojego uścisku i tym samym kolejny raz wzbudzamy zainteresowanie uzbrojonych mężczyzn, którzy trzymają się nas blisko.

– Gdyby nie ci ludzie, Alex prawdopodobnie zmarłaby w ciągu kilku dni. I ani ty, ani ja nic byśmy na to nie poradzili, rozumiesz? Więc jeśli masz zamiar zrobić tu nieuzasadnioną rozpierduchę, bo tylko tak potrafisz rozwiązywać problem, to przysięgam, że pomogę im cię załatwić. Wyręczę ich i sam cię ukatrupię.

– O czym ty mówisz? Jak to umarłaby?

– Uratowali jej życie, to wystarczający powód, aby mieli mnie po swojej stronie. Więc uspokój się i nie rób głupot.

Nie wiem na ile dotarły do niego moje słowa, czy też groźby, ale Sadar zamyka się. Nie mówi nic przez resztę drogi po jedzenie. Mogę mieć tylko nadzieję na to, że ten porywczy motocyklista zrozumie powagę sytuacji i uszanuje tutejszych mieszkańców. Inaczej, spełnię wszystkie swoje groźby. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro