Część 69

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Alex

Komendant Noah White jest postawnym i wysokim mężczyzną. Swoją sylwetką i sposobem bycia budzi respekt, ale i pewnego rodzaju strach. Bruzdy na twarzy przypominające ślady po poparzeniu również nie dodają mu uroku. I choć od wielu lat jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo i porządek w Edenie, nie czuję się przy nim swobodnie. Nie znam go, nie wiem na ile podejrzenia Cartera i Sadara są podstawne, ale jest w tym człowieku coś niepokojącego. Coś, co każe mi trzymać odpowiedni dystans. Dlatego nie jestem zachwycona jego niespodziewaną wizytą.

Kiedy on spaceruje po naszym domu, oglądając sposób w jaki się urządziliśmy, w duchu modlę się o to, aby Carter zaraz wrócił do domu. W końcu to z jego powodu White zjawił się tutaj.

– I jak wam się mieszka w Edenie? Już się zadomowiliście? – pyta, po czym przystaje na korytarzu. Jego spojrzenie nie jest ostre, ale dostrzegam w nim pewną dawkę przenikliwości. Może jego stanowisko sprawiło, że rozmowę przeprowadza jak przesłuchanie, a nie jak miłą pogawędkę.

– Jest lepiej niż się spodziewaliśmy. Nie znamy jeszcze wszystkich mieszkańców, ale na to potrzeba czasu.

– To prawda. Zauważyłem, że niektórzy są wstrzemięźliwy wobec was, ale to się zmieni. Wkrótce dotrze do nich, że od teraz należycie do naszej społeczności.

– Mam nadzieję.

– Poznałaś moją córkę, prawda?

– Tak, Elizabeth to wspaniała dziewczyna. Jest nieśmiała, ale to nas łączy.

– To nie jest tylko nieśmiałość – oznajmia spokojnie, po czym robi kilka kroków w moją stronę. Moje wszystkie mięśnie momentalnie się napinają. – Zanim tutaj przybyliśmy, było bardzo ciężko, a ona była małym dzieckiem. Niewinnym dzieckiem, które widziało zbyt wiele okropieństw. Eden stał się dla nas wybawieniem, ostatnią szansą, by zaznać spokoju.

– Wiem, o czym pan mówi. Te same powody sprowadziły mnie do tego miejsca.

– Tak. Jednak jesteś już dorosła i umiesz zmierzyć się ze zmianami, przystosować się. Elizabeth miała kilka lat i podróż, która doprowadziła nas do Edenu wywołała w niej traumę. Gdy straciła matkę, jej dziecięcy umysł zaczął wytwarzać fantazje. Tak radziła sobie z cierpieniem. Wymyślała niestworzone rzeczy, aż zastanawiałem się nad tym, czy kiedykolwiek odzyska równowagę i zdrowie. Początki w Edenie nie należały do łatwych. Jednak z czasem dotarło do niej, że musi porzucić wyimaginowane życie i rozpocząć nowe, tutaj, wśród ludzi, którzy chcą jej pomóc. Którzy zapewnią jej bezpieczeństwo.

Nie wiem, jak zareagować na to wyznanie, więc nic nie mówię. White wygląda jakby zapomniał o swojej rozmówczyni. Patrzy nie na mnie, lecz przed siebie, jakby umysłem wrócił do przeszłości. W końcu otrząsa się, wraca do mnie spojrzeniem i uśmiecha się nieznacznie. Czuję się ponownie niekomfortowo, nie spodziewałam się takich wyznań z jego strony, więc postanawiam zmienić temat.

– Czy mogę wiedzieć, dlaczego pan nas dzisiaj odwiedził?

– Chciałem porozmawiać z Carterem o jego przyszłości. Obserwuję go, odkąd tutaj przybyliście. Z początku nie traktowałem poważenie jego chęci wstąpienia do straży. Odnosiłem wrażenie, że to tylko ciekawość z jego strony, która szybko się skończy. Jednak na treningach spisuje się na medal. Chłopacy także go polubili. Wydaje się być sumienny i zaangażowany. Dlatego chciałem mu zaproponować, aby oficjalnie dołączył do naszych szeregów – oznajmia poważnie, a gdy nie odpowiadam, patrzy na mnie zaciekawiony, po czym pyta. – Wyglądasz na zaskoczoną. Czyżby moja decyzja była błędna? W końcu znasz Cartera Prescotta o wiele dłużej niż ja.

– Co? Nie, nie jest to błędna decyzja. Carter...bardzo chce dołączyć do straży. On jest bardzo zaangażowany.

– To dobrze, widząc twoją minę przez chwilę miałem wątpliwości – mówi z uśmiechem, ale to nie koi moich nerwów. W tym człowieku jest coś, czego nie potrafię nazwać. Nie ufam mu.

– Carter powinien niedługo wrócić, ale może napije się pan czegoś ciepłego? Niedawno zaparzyła herbatę.

– Bardzo chętnie, dziękuję Alex.

Zrobienie herbaty jest dla mnie sposobem na ucieczkę od tego faceta. Choć na chwilę będę mogła zająć się czymś w kuchni. Może w tym czasie wróci Carter.

Nie spieszę się z nalewaniem herbaty, daję sobie czas na oddech. Mam mętlik w głowie. Carter chciał dostać się do straży, a gdy w końcu to osiągnął, zaczynam się martwić, że kiedyś będzie wystawiony na atak. Będzie narażać życie dla pozostałych mieszkańców. A jeśli go stracę? Nie mogę tego zrobić, nie mogę pozwolić by tak się narażał. Porozmawiam z White' em. Może jeszcze raz uda mi się wzbudzić w nim wątpliwości co do słuszności swojej decyzji względem Cartera.

Chwytam za kubek z gorącym naparem, po czym wracam do komendanta. Ten stoi naprzeciwko ściany z moimi fotografiami. Tak je nazywam, ale są to w większości szkice osób, które mają dla mnie ogromne znaczenie. Jedyne prawdziwe zdjęcie, które mam, to te przestawiające moją mamę. I właśnie na nie spogląda uważnie komendant.

– Panie komendancie?

White odrywa spojrzenie od fotografii i gdy skupia na mnie swoją uwagę, widzę w jego oczach coś na kształt trwogi. Jest także zaskoczony i kompletnie nie rozumiem, dlaczego tak właśnie się dzieje.

– To twoje rysunki? – pyta poważnie.

– Tak. Pamięć bywa zawodna, więc chciałam utrwalić wizerunek ludzi, którzy byli dla mnie bardzo dobrzy.

– A to zdjęcie? – pyta, wskazując na jedyną fotografię.

– Jest na nim moja mama.

– Mama?

– Tak, miała na imię Belle.

– Miała? To znaczy...

– Zmarła tuż po porodzie... – wyznaję cicho, na nowo czując ból w sercu, gdy tylko pomyślę o swojej mamie. Nie znałam jej, nie mam z nią żadnych wspomnień, a jednak czuję ogromną pustkę po jej stracie. – Tuż obok jej zdjęcia, jest portret mojego dziadka, to on mnie wychowywał – dodaję już pewniej.

– A co z ojcem?

– Nigdy go nie poznałam, zmarł przed moimi narodzinami.

- Ile masz lat?

- Dwadzieścia trzy, dlaczego pan pyta?

White znów zatapia się w swoich myślach i już na mnie nie patrzy. Zerkam na kubek z herbatą, po czym robię krok w jego stronę i wyciągam w jego stronę naczynie. Ten znów na mnie spogląda, ale nie odbiera z moich rąk kubek, tylko robi krok w tył. Noah coraz bardziej dziwnie się zachowuje, w końcu potrząsa głową, a następnie mija mnie i rusza w stronę drzwi.

– Przypomniałem sobie o czymś, muszę coś zrobić.

– Ale chciał pan porozmawiać z Carterem. Chciałam także powiedzieć, że to może za wcześnie...

– Niech przyjdzie do mojego gabinetu jutro w południe – oznajmia, po czym nie oglądając się za siebie, wychodzi z domu.

***

Carter

Minęło trochę czasu zanim Clark odzyskał przytomność i Miller mógł go zaprowadzić do celi. Nie mogłem zdradzić swojej pozycji, więc pozostało mi tylko siedzieć w szafie i patrzeć na nieszczęśnika okaleczonego przez White'a.

Na przemian odczuwałem złość i żal. Z chęci wybuchnięcia furią, przechodziłem w stan obrzydzenia, mdłości nasilały się, gdy tylko pomyślałem, kim jest Noah. Co zrobił matce Alex, co zrobił Stanleyowi. Widziałem i doświadczyłem wiele w życiu, ale czegoś takiego się nie spodziewałem. Nie sądziłem, że spotkamy w Edenie człowieka, który jednocześnie jest gwałcicielem i ojcem Alex. Nie! Nie jest jej ojcem! Nie ma prawa na to miano! To zwyrodnialec, to zboczeniec, to największy nikczemnik jakiego spotkałem! Nie ustępuje samemu Marcusowi z Midland!

Wyszedłem z komisariatu dokładnie tak samo, jak się do niego dostałem. Gdy Miller był zajęty więźniem, ja w tym czasie wymknąłem się oknem na końcu korytarza. Jak otępiały szedłem w stronę domu. Miałem milion myśli o Alex, o Noah i o tym co się wydarzyło tej nocy. Dopiero gdy staję na progu naszego domu i chwytam za klamkę, dociera do mnie okropna wizja. Jak mam jej to wyznać? Jak mam powiedzieć kim naprawdę jest White?

Biorę głęboki oddech i wchodzę do środka. Od razu w moim polu widzenia znajduje się Alex. Podchodzi do mnie prędko i bez żadnego słowa przytula się mocno do mnie. Nie wiem co się dzieje, już nic nie wiem...

– Gdzie tak długo byłeś? Martwiłam się – mówi nadal przytulona do mnie. – Carter? – pyta, jednocześnie odsuwając się ode mnie. Przygląda mi się uważnie, po czym znów pyta. – Co się dzieje? Dlaczego tak dziwnie się zachowujesz?

– Co? – pytam, a gdy słyszę swój własny głos, mogę go określić tylko w jeden sposób. Załamany.

Alex jeszcze bardziej odsuwa się ode mnie.

– Chyba pierwszy raz nie odwzajemniłeś mojego przytulenia. Co się dzieje?

– Nic, to był...ciężki dzień...

– Chodzi o Clarka? Wiem, że było ci go żal, ale chyba to nie wszystko co cię trapi...

Odchodzę od niej, aby choć przez chwilę nie musieć patrzyć jej w oczy. Jak mam wyznać jej prawdę? Jak mam zburzyć jej spokój? Jak mam zniszczyć wspomnienia, które stworzył dla niej doktorek? Jak mam odkryć największe kłamstwo, którym karmił ją dziadek? Kochała i ufała mu bezgranicznie, a teraz dowie się, że okłamywał ją całe życie. I choć robił to dla jej dobra, to nadal było oszustwo. Nie raz Alex opowiadała mi co wie o sowich rodzicach. Z uśmiechem powtarzała anegdoty, które słyszał wiele razy od Stanleya. Była wtedy radosna, a jedocześnie melancholijna. I ja za chwilę jej to wszystko odbiorę...

Alex

Carter zachowuje się nad wyraz dziwnie, więc i ja coraz bardziej zaczynam się stresować. Idę za nim do sypialni. Tam przysiada na krawędzi łóżka i opiera głowę o ręce. Gdy jest tak pochylony, nie widzę jego twarzy, ani to co wyraża, dlatego kucam tuż przed nim i dotykam jego dłoni. Odsuwa je na bok, po czym splata nasze ręce. Patrzy na nie w ciszy, a chwile później unosi je i całuje wierzch moich dłoni.

– Przerażasz mnie Carter?

– Ucałowanie twoich dłoni cię przeraża?

– Nie to, wiesz o czym mówię. Coś się wydarzyło prawda? – W końcu unosi głowę i patrzy mi prosto w oczy. W jego dostrzegam łzy, a taki widok wręcz łamie mi serce. – Carter, możesz mi wszystko powiedzieć. Jeśli coś cię martwi, razem sobie z tym poradzimy. Zawsze jesteś dla mnie oparciem, pozwól mi być tym samym dla ciebie.

– Alex...

– Tak?

– Noah jest...On...

– Spotkałeś go? Był tutaj niedawno, chciał z tobą porozmawiać.

Nagle nastrój Cartera się zmienia. Nagle wstaje, tym samym nasze dłonie się rozłączają. Ja również się prostuję, choć nie wiem, dlaczego wygląda jakby właśnie ktoś włączył w nim jakiś zapalnik.

– Jak to był tutaj? Kiedy?

– Niedawno, parę minut temu. Nie widziałeś go?

– Nie. Po co przyszedł? Zrobił ci coś? – pyta coraz bardziej nerwowym głosem.

– Nie, nic mi nie zrobił. Przyszedł do ciebie. Chce ci zaproponować stanowisko w straży. I o tym chciałam z tobą porozmawiać. Nie wiem, czy to dobry pomysł, abyś tak się narażał. Dopiero tutaj przybyliśmy, chyba mamy prawo do chwili spokoju...

– Byliście sami? Jak się zachowywał? Co mówił? Alex, to ważne! – mówi uniesionym głosem, po czym chwyta za moje ramiona, jakby chciał mnie unieruchomić.

– Carter, o co chodzi? Nie rozumiem...

– Co mówił?

– Pytał jak nam się żyje w Edenie, potem opowiadał o Elizabeth i o tym, że chce cię w swoich szeregach.

– To wszystko? Jesteś pewna?

– Poszłam zrobić herbatę, a gdy wróciła faktycznie zaczął zachowywać się dziwnie.

– Co masz na myśli?

– Zastałam go w korytarzu, gdy wpatrywał się w moje rysunki. Pytał o nie, więc powiedziałam o swojej rodzinie.

– Powiedziałaś kto jest na fotografii?

– Tak.

– Powiedziałaś, że to twoja matka?

– Tak, Carter o co chodzi? Możesz mi w końcu to wytłumaczyć?

Kiedy się stawiam, Carter puszcza moje ramiona. Odsuwa się ode mnie, po czym przeczesuje dłonią włosy. Zaczyna krążyć po pokoju, jakby nie wiedział, co dalej ma robić. Już dawno nie widziałam go tak zdenerwowanego. Ale nie ma w tym złości, jest w jego zachowaniu coś z rozpaczy.

– Muszę porozmawiać z Sadarem, proszę zostań w domu i nikomu nie otwieraj. Niedługo wrócę – oznajmia, po czym rusza w stronę drzwi.

– Tak mnie zostawisz? Bez słowa wyjaśnienia? – pytam, tym razem ja wzburzona. Wtedy Carter się zatrzymuje i odwraca się w moją stronę. Skruchę ma wypisaną na twarzy.

Po chwili znów się do mnie zbliża. Tym razem jego dłonie lądują na moich policzkach. Czule całuje mnie w usta, a potem patrząc mi w oczy, mówi:

– Proszę, zaufaj mi. Nie zbliżaj się do White'a, Sadar miał rację, to zły człowiek.

– Ale...

– Proszę Alex, daj mi trochę czasu i wszystko ci wytłumaczę. Wiesz, że nigdy nie zrobiłbym niczego przeciwko tobie. Jesteś jedyną osobą, którą kocham.

– Ja też cię kocham Carter... – mówię, po czym całuje mnie mocno w usta. Trwa to dosłownie sekundę. Następnie zostawia mnie samą w sypialni, a chwilę później słyszę, jak zamyka za sobą drzwi wejściowe do domu.

Carter

Nie mogłem dłużej przebywać w towarzystwie Alex. Wyrzuty sumienia zżerają mnie od środka. Wiem, że powinienem jej wyznać prawdę, ale gdy tylko spojrzałem w jej piękne oczy, w oczy, które są przepełnione ufnością do mnie i do tego miejsca, stchórzyłem. Moja uczciwość oznaczałaby zadanie jej bolesnego ciosu, otworzenie rany, która być może już zawsze ją dręczyła. Mogę sobie wyobrazić, jak Alex przepełniona nienawiścią do człowieka, który skrzywdził jej matkę, próbowałaby pogodzić się ze straszną przeszłością. I nie wiem, czy jej by się to udało. W jej głowie tkwi obraz rodziców, którzy się kochali i którzy sprowadzili na świat owoc swej miłości. I choć nie dane im było żyć długo i szczęśliwie, to i tak odnaleźli się w świecie przepełnionym okrucieństwem. I ja bym jej to zabrał, wyznając prawdę. Zostało by już tylko okrucieństwo.

Pukam do drzwi Sadara, ale nie odpowiada. Czyżby nadal przeszukiwał biuro Rebeki? A może ktoś go właśnie przyłapał na włamaniu?

Odchodzę i wracam na chodnik. Spoglądam na mój i Alex dom lawendowy. Choć nie mieszkamy tutaj długo, już zaznaliśmy w nim wiele szczęścia. Ale życie nie składa się tylko z tych radosnych chwil. I chyba właśnie nadciągają do nas ciężkie czasu. Pewne jest jedno. Nie mogę zignorować tego, czego się dowiedziałem. Noah także tego nie uczyni. Rozpoznał na zdjęciu matkę Alex, zatem pewnie domyśla się, że może być jego córką. Co zrobi z tą wiedzą? Przecież się nie przyzna do tego co zrobił lata temu, ale czy to oznacza, że będzie bierny? Co, jeśli będzie chciał jej się pozbyć? Pozbyć się konsekwencji swojego niecnego uczynku?

– Coś nie tak z elewacją? Już nie podoba ci się fioletowy domek?

Głos Sadara odrywa mnie od rozmyślań. Odwracam się w jego stronę. Podchodzi do swoich drzwi i wsuwa klucz do zamka, następnie patrzy na mnie i kiwa głową na znak, że mam przyjść do niego. I tak właśnie robię.

Gdy zamykam za sobą drzwi, Sadar w tym czasie zapala lampę naftową i kładzie na stoliku w małym salonie. Jego dom jest tej samej wielkości co nasz. Dokładnie taki sam układ pomieszczeń. Jednak u nas jest już prawie wszystko uporządkowane i udekorowane, jest po prostu przytulnie i to wszystko za sprawą Alex. U Sadara widać, że mieszka tutaj sam i nie jest zainteresowany dodatkami, ani sprawieniem domowej atmosfery.

Podchodzę do szarej kanapy i siadam ciężko na niej. Moje serce, umysł i rozum są tak przeciążone nowymi informacjami, że sam już nie wiem co robić i co myśleć.

Sadar

– Dowiedziałem się kilku bardzo ważnych rzeczy w biurze Rebeki. Miałem rację, mają swoje tajemnice – mówię zadowolony, ponieważ od samego początku wiedziałem, że to miejsce nie jest tak idealne, jak mogłoby się wydawać.

– Mają straszne tajemnice – dodaje Carter, jednocześnie wpatrując się przed siebie, jakby kompletnie się zawiesił. Zupełnie tak samo wyglądał, gdy zobaczyłem go na chodniku. Teraz dociera do mnie, że on także dowiedział się czegoś bardzo ważnego.

– Co się wydarzyło na komisariacie?

– Masz coś mocniejszego do picia?

– Mocny alkohol? To chyba tutaj zabronione – mówię z uśmieszkiem, a gdy patrzy na mnie surowym spojrzeniem, od razu zdaję sobie sprawę, że chyba nie ma co w ej chwili żartować z Prescotta. – Mam coś, poczekaj.

Idę do kuchni, gdzie oprócz świeżych produktów spożywczych, które wczoraj otrzymałem, mam także schowaną w szafce do połowy pełną butelkę bimbru, który został upędzony przez mojego nowiusieńkiego kumpla z Edenu. Podobała mu się moja koszulka z logo kultowego zespołu Rolling Stones, więc postanowiłem nieco pohandlować. Koszulka była kiedyś dla mnie cenna, ale teraz to już tylko szmata, która za chwilę i tak się rozerwie, a alkohol czasem się przydaje. Tak jak w tej chwili. Nalewam do kieliszków przezroczysty trunek, a Carter nawet nie pyta co to, tylko chwyta za naczynie i przechyla całą zawartość do gardła. Jego kwaśna mina mówi wszystko. Nie spodziewał się, że będzie to aż tak mocne. A ja cóż, nie uprzedziłem.

– Chryste, co to? – pyta charczącym głosem.

– Samogon.

– Piłem już bimber w przeszłości, ale to jest...piekielne.

– To prawda – mówię, po czym sam przechylam kieliszek. Na mojej twarzy również pojawia się grymas, tego nie da się opanować przy tylu procentach. Odkładam kieliszek na stolik, po czym przechodzę do konkretów. – Teraz powiesz mi co się stało? Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha.

– W pewnym sensie tak jest. W Edenie jest duch przeszłości, a raczej koszmarna zmora –oznajmia tajemniczo, po czym sięga po butelkę i znowu nalewa nam do kieliszków. Od razu chwyta za swój i wypija całą zawartość.

– Powoli, przy takim trunku szybko się upijesz.

– Może tego potrzebuję.

– Nie lubisz tracić kontroli, to nie pasuje do ciebie.

– Myślisz, że nigdy nie upiłem się w przeszłości?

– Z pewnością to robiłeś, ale nie odkąd Alex jest obok.

Gdy wypowiadam imię dziewczyny, mina Cartera się zmienia. Odkłada kieliszek i zakrywa dłońmi twarz. Więc chyba już wiem co go dręczy.

– Chodzi o nią tak? Coś się stało? O jakiej zmorze mówiłeś?

Carter przeciera dłońmi twarz, po czym opuszcza je na swoje kolana. Zaciska je mocno w pięści, aż jego knykcie stają się białe.

– Nie uwierzysz, gdy ci to powiem.

– Spróbuj Prescott, lubię niespodzianki.

– Noah White to gwałciciel, morderca, oszust i...

– I?

– I ojciec Alex...

Carter zna prawdę, Sadar zna prawdę, nawet Noah wie kim jest dla niego Alex. Czy zatem dziewczyna także powinna się o tym dowiedzieć? Jak sądzicie? 

Do zobaczenia !

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro