Część 70

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Sadar

Własnym uszom nie wierzę, gdy Carter opowiada mi o wszystkim czego dowiedział się podczas ostatniego przesłuchania Clarka, a gdy dochodzi do momentu wyjaśnienia jakim do diabła sposobem komendant okazał się ojcem Alex, krew w moich żyłach się wręcz zmroziła. Nie znalem tej części historii na temat Alex i jak się okazuje ona także nie ma pojęcia w jakich okolicznościach została poczęta. I pomyśleć, że gdyby nie wyznanie Stanleya, Carter nigdy nie powiązałby losów rodziny Adamsów z tym pojebem Noah.

– Nie wiem co robić Sadar, nie wiem, czy Alex powinna się o tym dowiedzieć.

– Nie możesz przed nią to ukrywać.

– I ma żyć z myślą co uczynił jej matce ten skurwysyn?! – pyta uniesionym głosem, po czym wstaje z kanapy i zdenerwowany zaczyna krążyć po pomieszczeniu.

– A co z tobą?

– Co ze mną?!

– Czy ty chcesz żyć w poczuciu winy, że ukrywasz przed nią coś tak istotnego, coś tak ważnego?

– Nie rozumiesz Sadar? Ona już tyle wycierpiała i mam zadać jej kolejny cios?! To złamie jej serce!

– Z pewnością, ale otrząśnie się. Jest silna i...

– Chciała tutaj rozpocząć nowe życie, a zacznie od traumy. Jest silna, ale także wrażliwa. Próbowałem jej powiedzieć, ale gdy spojrzałem w jej oczy...nie potrafiłem Sadar, nie potrafiłem ją skrzywdzić.

– Nie ty ją skrzywdzisz, to nie jest twoja wina, lecz ukrywanie prawdy już będzie na twoim koncie.

– Od kiedy stałeś się taki szlachetny co? – pyta szyderczo, po czym prycha równie ignorancko.

– Masz rację, nie jestem szlachetny. Nie mów jej zatem. Niech żyje spokojnie, ale w niewiedzy. Jednak trzeba coś zrobić z Noah.

– Chce przyjąć mnie do straży. Jutro mam się do niego zgłosić.

Carter nie patrzy na mnie, gdy wypowiada ostatnie zdanie. Zaczynam być podejrzliwy.

– Co masz zamiar zrobić?

Carter ponownie skupia na mnie swoją uwagę, ale nie odpowiada, a to mnie martwi.

– Czego ty się dowiedziałeś w biurze Rebeki?

– Czyli zmieniamy temat.

– Mówiłeś, że miałeś rację, więc czekam.

– Ten wspaniały i wyjątkowy Eden wcale nie jest taki wyjątkowy.

– Co masz na myśli?

– Jest więcej takich miejsc, zobacz sam – mówię, po czym wyciągam z kieszeni kurtki zwinięty na kilka części papier. Rozkładam mapę na stoliku, a Carter z niedowierzaniem przygląda się zaznaczonym miejscom.

– O kurwa...jest więcej...

– Rajów na ziemi – dokańczam za niego wypowiedź. – Jest coś jeszcze, coś bardziej niemoralnego.

Kolejny raz wyciągam papier, tym razem z innej kieszeni. Podaję list Carterowi. Czyta go w ciszy, po czym wypowiada na głos kluczowe słowo.

– Azen?

– Nie jestem wielce wykształcony, ale z listu można się domyślić, że azen to lek na niepłodność.

– Wirus zabił większość kobiet, a te które chorowały, ale przeżyły nie mogły zajść w ciąże. Więc chyba dobrze, że chcą leczyć.

– Pewnie, ale czy słyszałeś o tym, gdy Rebeka opowiadała nam o tym pięknym miejscu? Czy mówiła o innych Edenach?

– Nie.

– Życie nauczyło mnie jednego. Jeśli ktoś coś ukrywa, to zawsze ma ku temu powód. Jakiś zysk.

– Zysk?

– Jeśli kobieta chce się leczyć i mieć w przyszłości potomstwo, to super, zajebiście, że jest azen. A co z tymi, które nie chcą sprowadzać dzieci na ten pojebany świat? Czy ona mają wybór?

Wtedy Carter otwiera szerzej oczy, jakby zrozumiał co mam na myśli, a raczej kogo.

– Alex... – wypowiada cicho jej imię.

– Według ich zaleceń, jest w wieku rozrodczym i należy jej podać azen. I tutaj dochodzimy do sedna sprawy.

– Co masz na myśli?

– Jestem przekonany, że gdyby nie ona, nigdy by nas nie wpuścili do Edenu. Przekroczyliśmy ich mury, bo była z nami młoda kobieta, która może pomóc w odbudowie ludzkości. Musiałeś zauważyć, jak ważna dla nich była. Rebeka głownie do niej się zwracała, zaproponowała pracę w szpitalu, zaopiekowała się nią, jakby była gwiazdą. Ty także zostałeś szybko przyjęty do ich społeczności. Z początku myślałem, że to przez to, że tak świetnie liżesz im dupska, ale teraz widzę prawdziwy powód. Jesteście parą, a to oznacza, że...z całym szacunkiem...bzykacie się jak króliki. A wasze bzykanie plus azen da Edenowi nowych mieszkańców. Planują wam rodzinę Carter. Jesteś gotowy zostać ojcem? – pytam z uśmiechem, choć prawda jest taka, że to wcale nie jest śmieszne. Przemawia przeze mnie nabyty przez lata sarkazm, ale w końcu dociera do Cartera prawda o Edenie. Z jednej strony tworzą godną pochwały społeczność, ale próbują jednocześnie sterować nią. To oni decydują kto ma zostać rodzicem i kiedy, a to już odbieranie komuś wolności. Nikt nie powinien za kogoś decydować w tak ważnej sprawie. I to cholernie mi się nie podoba, mimo iż moja moralność jest dość elastyczna.

– Ja pierdolę, co się dzisiaj dzieje – mówi z ciężkim westchnieniem Carter.

– Nie możesz oskarżyć Noah, nie możesz wyznać jego grzechów.

– Jeśli myślisz, że zostawię tę sprawę, że pozwolę mu spokojnie żyć w Edenie po tym co zrobił, to chyba oszalałeś!

– Myślisz, że Noah nie wie o azenie? O innych Edenach? Jak myślisz, co zrobi, jeśli go oskarżysz i jakimś cudem Rebeka ci uwierzy? Zakładam, że oprócz lekarzy, Rebeki, Noah i rady miasta nikt więcej nie wie o leku, a raczej o ingerencji w czyjeś życie.

– White może szantażować Rebekę. Ma ją w garści.

– Dokładnie. Nie sądzę, by wszyscy mieszkańcy mieli jej za złe podawanie azenu kobietom, ale na pewno znajdzie się grupa, która poczuje się oszukana. Tym samym ktoś może stracić niezłą pozycję. Nastąpi rozłam w tym pięknym miejscu, a tego z pewnością nie chcą.

– Rebeka poprze Noah, nawet jeśli będzie miała wątpliwości co do jego uczciwości.

– Popełniła ogromny błąd. Dała władzę człowiekowi, który jest parszywym gnojem. I coś mi się wydaje, że nasza pani burmistrz domyśla się, że komendant w razie problemów pociągnie ją ze sobą na dno. Za Clarkiem się nie wstawiła, więc nie zrobi tego i w naszym przypadku. Może i ona tutaj rządzi, ale prawdziwe karty rozdaje Noah.

– Więc pozostaje mi zrobić tylko jedno...

***

Carter

Wchodzę do naszej sypialni, gdzie zastaje Alex już śpiącą w łóżku. Niedługo nastanie świt, tyle czasu spędziłem u Sadara rozmyślając o tym co muszę uczynić, by kobieta, która skradła moje serce, już zawsze była bezpieczna.

Rozbieram się do bielizny i ostrożnie kładę się koło Alex. Owijam ramieniem jej talię i przysuwam się bliżej, aby poczuć ciepło jej ciała.

– W końcu wróciłeś – mówi szeptem.

– Przepraszam, że tak długo to trwało. Śpij dalej kochanie.

– Czuję...alkohol?

– Tak, musiałem napić się z Sadarem.

– Coś cię trapi, skoro z nim wypiłeś.

Unoszę dłoń i przesuwam ją po głowie Alex. Jej włosy nieco urosły i choć podoba mi się w każdym wydaniu, zastanawiam się jak będzie wyglądała w długich. Kiedyś wyznała mi, że zawsze chciała to sprawdzić, ale nie miała takiej możliwości. Tutaj, w Edenie, taka możliwość istnieje jak najbardziej. Może funkcjonować bez obawy, że ktoś ją zaatakuje, tylko dlatego, że jest kobietą.

– Mówiłem ci już, że cię kocham? – pytam, na co dziewczyna uśmiecha się uroczo.

– Z milion razy.

– To nie tylko słowa Alex, moje uczucia są prawdziwe. Prawdziwe jak cholera. Jeśli kiedyś będziesz miała wątpliwości, jeśli nie zrozumiesz mojego postępowania, proszę przypomnij sobie tę rozmowę.

– Znów przerażają mnie twoje słowa. Nie jesteś sobą dzisiaj i wiem, że coś się stało. Czego mi nie mówisz?

– Noah... źle potraktował Clarka. Nie jest godny zaufania...

– Więc jutro odmów mu współpracy, nie musisz być strażnikiem. Nie musimy mieć z nim nic do czynienia.

– To nie takie proste, Eden nie jest tak wielki, a on pełni tutaj ważną funkcję.

– Będziemy trzymać się na dystans. Skupimy się na innych rzeczach, możesz być tutaj kim chcesz. Oboje możemy być tutaj kim chcemy.

Pochylam się i składam pocałunek na jej ustach, aby już skończyć temat tego drania. Alex owija ramiona wokół mojej szyi i pogłębia nasz pocałunek. Pragnę ją do bólu, nie tylko ze względu na pociąg seksualny, jest mi potrzeba by oddychać, by myśleć pozytywnie, by czuć się szczęśliwym. Choć na chwilę, choć na moment, aż nastanie czas, gdy podejmę decyzję co zrobić z Noah. Aby przyszłość Alex w Edenie była pewna, moją muszę narazić, ale nie mam innego wyjścia. Liczy się tylko ona...


Jak myślicie, co planuje Carter? 

Do jutra! Buziaki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro