11. Pewne komplikacje

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Leżałam na trawie zasadzonej w domowej szklarni i patrzyłam w pochmurne niebo, zastanawiając się nad dalszymi ruchami. Chciałam powstrzymać tatę, który namiętnie wpychał moje siostry do komory. Wystarczyło drobne wykroczenie, a już uważał to za przestępstwo wobec niego.

Mimo usilnych prób, udało mi się ocalić jedynie pięć sióstr. Reszta została tam wpakowana przynajmniej dwa razy, na dwa miesiące. Przynajmniej.

- Znów tutaj? - zapytał znajomy, chłopięcy głos.

Uśmiechnęłam się, zamykając oczy. Bemt bardzo cenił sobie prywatność, więc zawsze prosił mnie bym na niego nie patrzyła, gdy pojawiał się przy mnie. Dlatego też, nie znałam jego twarzy, jedynie barwę głosu.

- To moja kryjówka.

- Wielka Akira potrzebuje kryjówki? Jest tak źle?

- Boję się - wyznałam. - Moje siostry, raz po raz, trafiają do komory, a ja nie wiem co mam z tym zrobić.

Usłyszałam westchnienie, zaraz potem ciche kroki w moją stronę. Bemt zatrzymał się przede mną, następnie przykucnął, dotykając mojego ramienia, jakby chciał zwrócić moją uwagę na siebie.

- Musisz to wytrzymać - powiedział. - Od kiedy cię poznałem, miałaś różne pomysły, przychodzące ci do głowy, co piętnaście sekund. Myślę, że w takim razie dasz sobie radę. Coś wymyślisz. - Ścisnął moje ramię. - Słyszysz, Akiro? Wymyślisz dobry pomysł na to, by ocalić siostry przed komorą, może nawet, uda ci się je wszystkie zniszczyć? Kto wie, wszystko jest możliwe...

I wtedy właśnie wpadłam na tragiczny, ale skuteczny pomysł. Zupełnie tak, jakby słowa Bemt'a, były zaczarowane.

Wtedy też, dotarło do mnie, że nie będę musiała dłużej uciekać się do takich rzeczy, jak zaciąganie utalentowanych sióstr na cmentarz.

*********

Wzdychając, ściągnęłam spódnicę, wreszcie bez przeszkód rozprostowując nogi, ukryte pod dopasowanymi, czarnymi leginsami, które wraz z błyszczącą wielokolorową spódnicą, były tradycyjnym strojem do przekazywania prezentów. Wraz z nimi, była gwieździsta bluzka z dekoltem w łódkę. Przez nie wyglądałam jak pajac, ale...

Ale to idealnie pasowało do mojego planu. Wystarczyło założyć bluzę i byłam gotowa do działania, które mogło skończyć się albo zwycięstwem, albo porażką na całej linii.

Żałowałam, jednak, że sama nie wpadłam na pomysł Kiliana. Przecież to ja proponowałam mu, by wysyłał prezenty, podlizywał się i zapraszał swoich sojuszników na różne uroczystości. To było oczywiste, iż przy okazji można byłoby powęszyć, gdyż jakoś nie wierzyłam, żeby aż dwadzieścia wpływowych osób, sprzyjało jednemu chłopakowi. Do tego będącego dużo młodszym od nich.

To byłoby zbyt piękne.

Wzdychając spojrzałam na płot. Wydawał się być delikatny, kruchy i całkowicie w stylu elfów. To z kolei niezmiernie mnie dziwiło.

Czyżby brak im było instynktu samozachowawczego? Kto normalny kupuje takie bezużyteczne bariery chroniące ich przed widokiem innych? Byle złodziej przez nie przejdzie, albo się wtoczy. Jak kto woli.

Rozejrzałam się po pustej drużce, ciągnącej się na tyłach domów, które odwiedzałam. Za mną znajdował się ciemny, zniechęcający do zwiedzania, las, dający namiastkę prywatności i bezpieczeństwa. Prawdopodobnie dlatego uznano, że nikt nie zechce się wkraść na ich tereny lub pomyśleli, że kamery będą na tyle widoczne, by odpowiednio zniechęcać do możliwej kradzieży.

Coś jeszcze nie dawało mi spokoju. Mianowicie to, iż wszyscy sprzymierzeńcy Kiliana, mieszkali koło siebie, praktycznie ściana przy ścianie. W tym coś musiało być. Możliwe, że stanowili wspólny front, przeciwko swoim przeciwnikom... Możliwe było także to, że od wieków te rodziny trzymały się ze sobą.

- Nie znoszę elfów - mruknęłam podciągając rękawy bluzy. - Jak się trzymać ze sobą, to wiecznie; jak nienawidzić, to na wieki. To takie beznadziejne.

Wcisnęłam spódniczkę w chlebaczek, który ze sobą miałam, następnie przedmiot wrzuciłam w krzaki.

- Wytrzymaj - wymamrotałam do płotu, podciągając się na nim w górę.

Wolałabym, by się nie złamał pod naporem mojego ciała. To byłoby wielce niefortunne i wskazywało na obecność kogoś niepożądanego na posesji. Dodatkowo zrobiłabym zbyt dużo hałasu oraz zamieszania, próbując się stąd pośpiesznie wydostać, a wolałam uniknąć ucieczki przez las.

No i byłoby to takie kompromitujące. Niemal mogłam sobie wyobrazić minę Kiliana - pełną irytacji i złości. Jego oczy zapewne mówiłyby, że jestem idiotką, ciężką idiotką, która dała się złapać w tak beznadziejny sposób.

I miałby rację.

Kręcąc głową, zgrabnie i szybko zeskoczyłam na drugą stronę, słysząc za sobą protestujące jęknięcia płotu. Ten najwidoczniej uważał, że powinnam schudnąć, nim zrobię, kolejny raz, coś tak ryzykownego.

- Pff... - wypuściłam powietrze, nagle zamierając w bezruchu.

Kilka metrów ode mnie, stał młody, elegancko ubrany elf, przechadzający się po ścieżce przecinającej trawnik. Stał do mnie tyłem, co dało mi szansę, pośpiesznego wskoczenia w najbliższe krzaki.

To był właśnie problem ciężkiej wagi - elfie płoty nie dawały możliwości wcześniejszego rozejrzenia się po ogrodzie. Za to też mogłam je nienawidzić, bo było to całkiem mądre posunięcie z ich strony. No i mogłam zrozumieć dlaczego płoty wyglądały, tak jak wyglądały.

Dyskretnie, pośród liści krzaka, rozejrzałam się po ogrodzie. Elf, którego zauważyłam wcześniej, również się rozglądał wokoło, dając mi przy tym znak, iż słyszał łomot z jakim skoczyłam na ziemię, by się przed nim ukryć.

Zaraz potem spostrzegłam, że to nie był elf. Jego skóra była biała, miał czarne, krótkie włosy, schowane pod srebrną czapką. Oczy nieznajomego wydawały się zbyt czujne, jakby wiedział, że to co usłyszał nie było normalne.

Najbardziej niepokoiły mnie jego dłonie wciśnięte w spodnie. Wydawał się całkowicie opanowany i skupiony na wypatrywaniu niebezpieczeństw szybciej, niż można byłoby podejrzewać po jego postawie.

Przypominał mi, dawną mnie. Tą przed komorami, zaś to samo w sobie było przerażające i fascynujące jednocześnie.

Chłopak o mieszance ostro- łagodnych rysach twarzy, drgnął, usłyszawszy odgłos kroków. Następnie rozległa się seria nieznanych, niezrozumiałych (dla mnie) słów. Spośród wszystkich znanych mi języków, tego nie byłam wstanie ani rozpoznać, ani przyporządkować do jakiejkolwiek znanej mi planety.

- Ciekawe - wyszeptałam, pochylając się do przodu i... obrywając liściem prosto w twarz.

Jęknęłam.

Pocierając czoło, cieszyłam się, że rozniosłam wszystkie prezenty, nim zdecydowałam się na włamanie się do którejkolwiek rezydencji. Pewnie dziwnie wyglądałabym z tym czerwonawym śladem na twarzy.

- Ciekawa kryjówka - odezwał się jakiś głos, tuż przy moim krzaku.

Zamarłam, prawie siadając z zaskoczenia na ziemi. Serce zaczęło walić mi w piersi o wiele szybciej, niż powinno, zaś adrenalina - krążyć w moich żyłach.

Wiedziałam, że nie powinnam była uciekać myślami w jakiekolwiek miejsce, a jednak to zrobiłam. Przy czym, znowu, straciłam kontakt z rzeczywistością.

Uniosłam powoli wzrok. Chłopak, któremu przyglądałam się chwilę wcześniej, stał nade mną, spojrzeniem przeczesując teren. Gdy na moment nasze spojrzenia się spotkały, dostrzegłam kolor jego oczu - czarnych z fiołkowymi plamkami.

Skąd on pochodził?

- Mam nadzieję, że mój uniwersalny język jest dobry - kontynuował przyjemnym, głębokim głosem. - Chciałem jedynie powiedzieć, że jak chcesz się włamać, to najlepiej korzystać z rogów, tych gównianych płotów. Jest tam wąska szpara, przez którą widać, czy ktoś szlaja się po ogrodzie. - Na twarzy nieznajomego pojawił się cień uśmiechu. - Swoją drogą, ciężko było cię wypatrzeć, gdybyś się nie poruszyła, nie zauważyłbym twoich złotych włosów.

Przeklęłam w myślach. O tak ważnej sprawie zapominałam!

Głupia!

- Co zamierzasz zrobić? - zapytałam cicho.

- Odejść? Nie preferuję bolesnych uderzeń o ziemię - rzucił, kopiąc nogą, odzianą w skórzane buty, kamień. Jego garnitur na chwilę opiął mięśnie swojego właściciela; również ukazując broń zatkniętą za pasek spodni. Broń laserową, niezwykle skuteczną i drogą. - Słuchaj, nie lubię tych zarozumiałych bogaczy, więc - jak dla mnie - możesz ich okraść. Tylko poczekaj ze dwie minuty, okej? Wtedy wszystkie elfy z tej ulicy, wraz ze mną, udadzą się do restauracji, dzięki czemu będziesz miała czystą drogę i dużo czasu, na swoje sprawy.

- I bez tego sobie poradzę - odparłam, powoli siadając na ziemi.

- Nie wątpię. - Skinął mi ledwie zauważalnie głową, odchodząc w stronę domu.

- Dziwak.

Mimo to, w jakiś sposób mi zaimponował. Zainteresował sobą.

Uśmiechnęłam się.

- Przypomina trochę B... - urwałam. Imię pojawiło się w mojej głowie, by zaraz się rozpłynąć.

Potrząsnęłam głową. Miałam ważniejsze rzeczy do roboty, chociażby wepchnięcie swojego ciała do rur wentylacyjnych i udanie się do gabinetów elfów, tak aby nikt mnie nie usłyszał oraz nie zobaczył.

W tym nie powinno być nic trudnego!

Na tym się znałam, pamiętałam co dokładnie powinnam zrobić. I na pewno nie rozproszy mnie widok jakiegokolwiek faceta. Nawet tak przystojnego, jak tamten nieznajomy.

*********

Cała brudna wróciłam do sypialni, gdzie znalazłam Kiliana siedzącego przed biurkiem. Pierwszą próbę - dzięki moim metodą nauczania - zaliczył bez trudu. Może miał problemy z zapamiętywaniem sąsiednich planet, ale w końcu coś, weszło mu do głowy.

Elf oczywiście, nie zwrócił większej uwagi na to, iż pojawiłam się w pokoju. Bardziej interesowały go papiery, na których zapisałam jego sojuszników. Widocznie zapraszał ich na jakiś obiad. Może, wziął się w końcu za robotę? Byłoby miło, gdybym to nie ja (znów!) musiała latać do miasta, zanosząc prezenty, od niego, dla tych starych lub zwyczajnie opryskliwych typów.

Jeden z nich uznał mnie, nawet, za zwykłego posłańca!

- Ser Uklenon wypada z listy - oznajmiłam beznamiętnie. - Sprawdziłam ich wszystkich, szperając w ich domach, i on zdecydowanie tylko oficjalnie jest za tobą.

- Szperałaś w ich domach? - Kilian marszcząc brwi, podniósł wzrok, po czym otwarł usta ze zdziwienia, widząc mnie całą w popiele, smarze oraz różnych innych, dziwnych substancjach.

- Ta, najpierw dałam im, twoje prezenty, a potem, przez wentylację, weszłam do domu - wyjaśniłam ścierając smar z policzka, z obrzydzeniem na twarzy. - W ogóle nie czyścicie tych rur, naprawdę to, co się tam znajduje, przechodzi ludzkie pojęcie.

- Co? Dlaczego to zrobiłaś? - Kilian wstał gwałtownie, bardziej martwiąc się samym włamem, niż moim stanem.

Zmarszczyłam brwi, dalej będąc myślami w tych ciasnych, ciemnych rurach, które ewidentnie potrzebowały czyszczenia. Ta ciasnota zdawała się wiercić mi w głowie.

Cisza trąbiła mi po uszach, wydawać by się mogło, że chce mi coś przekazać, przypomnieć mi ważną rzecz. Mimo to, nic do głowy mi nie przychodziło. Wspomnienie tłukące mi się po myślach, jakoś nie istniało. Nie było go, choć przecież powinno być.

- Mam ci pomagać - parsknęłam, ruszając do łazienki. - To moje jedyne zadanie, więc jako, że zajmuję się głównie zbieraniem informacji, to właśnie, to będę robić. Skupiać się na facetach, chcących ciebie za Króla. Żeby to zrobić, muszę wiedzieć, czy oni naprawdę chcą ci pomóc.

Przycisnęłam dłoń do czoła, czując nagły ból głowy. A wszystko to pojawiło się odkąd weszłam do rur wentylacyjnych, pierwszego mojego celu.

To szczególne wrażenie, iż czegoś ważnego, nie udało mi się zapamiętać było koszmarne. Tym bardziej, że moje ciało pamiętało rzeczy, które umknęły pamięci...

Hangi!

Zapominając o uczuciu brudu, lepkości i nieciekawym zapachu, wydobywającym się z tej brei oblepiającej moje ciało, rzuciłam chlebaczek na ziemię, ruszając biegiem z powrotem do drzwi.

Istniała osoba, która mogła mi pomóc. Chyba jedna z dwóch na tej planecie, której bez obaw mogłam zaufać. On i Zoya zdawali się być po mojej stronie, i tylko oni mogli mi pomóc... znaczy w tym wypadku, jedynie Hangi mógł coś z tym zrobić.

Dodatkowo, tak czy siak, miałam zamiar do niego iść, zaproponować mu, moje rozwiązanie, jego problemu.

Mijałam pośpiesznie, przestraszoną moim wyglądem, służbę, biegnąc co tchu, do garażu. Gdy do niego wpadłam, zauważyłam, że coś jest nie tak.

W pomieszczeniu było całkowicie ciemno i cicho. Przez co mój zapał, całkowicie znikł.

Skoro Hangi'ego nie było tutaj, to gdzie mógłby być? Nigdy nie widziałam go w innym miejscu, a nawet bez tego, nie wiedziałam, w którym miejscu znajduje się jego sypialnia.

Westchnęłam.

Najpierw przyłapana przez tego dziwnego typa, a teraz jeszcze zniknęła osoba, która mogłaby mi pomóc. Bosko.

- Szuka, pani, panicza Hangi'ego? - odezwał się zza mnie cichy, lekko przestraszony głos.

Kiedy się obróciłam, zobaczyłam dziewczynę w czarnym stroju, mogącą mieć - na oko - jakieś siedemnaście lat. Głowę natychmiast skłoniła, dostrzegając moje spojrzenie, tym samym przysłoniła twarz, srebrną grzywką. Mimo to zauważyłam, że pół jej twarzy oraz szyi znaczyły czarne znamiona, zaś drugie pół miała jasnobrązowy odcień.

Jej musiało być dużo trudniej niż Zoyi.

- Tak - wykrztusiłam. - Wiesz gdzie go znajdę?

- Panicz, obecnie jest w łaźni - odpowiedziała służąca. - Właśnie idę tam, przynieść mu, jego leki... Mam, paniczowi, przekazać, by później udał się do pani?

- Mogłabyś? Byłoby cudownie! - gorliwie kiwałam głową - Dziękuję!

Dziewczyna skłoniła się, szybko obierając swój kierunek, aby zniknąć mi z oczu. Przez jej zgarbioną sylwetkę, zrobiło mi się przykro, że nie poznałam imienia służącej.

- Wypadałoby się umyć, skoro Hangi jest zajęty - rzuciłam, udając się w powrotną trasę do swojego pokoju.

Jednocześnie zastanawiałam się, czy kiedykolwiek spotkam ponownie tego chłopaka o czarno- fiołkowych oczach. Coś mi mówiło, że nie różniliśmy się od siebie, tak jak różniłam się od Kiliana. To z kolei dodawało mi otuchy.

Nie byłam, tak do końca, sama.

*********

- Ciebie też nie zaprosili? - tymi słowami przywitał się ze mną Hangi, dokładnie godzinę później.

- Hm? - mruknęłam, podnosząc wzrok znad biurka Kiliana, gdzie poprawiałam własne notatki. - O czym ty mówisz?

- O przyjęciu. - Hangi podjechał wózkiem w moją stronę, dokładnie przypatrując się mojej  twarzy. - Czemu jesteś czerwona?

- To długa historia - powiedziała, pośpiesznie i niechlujnie związując włosy w kitkę. - A teraz mów, o jakie przyjęcie chodzi? 

- Kilian zaprosił swoich sprzymierzeńców. Wyprawia dla nich imprezę na dole - odparł obracając wózek i wciskając się w wolne miejsce przed biurkiem. - Zaprosił na nie braci - oczywiście prócz mnie - i rodziców. Sądziłem, że ty także pójdziesz, dlatego zdziwiłem się, kiedy Zoya, zareagowała podobnie jak ty, teraz. Widać, Kilian, woli trzymać ciebie w ukryciu.

- Raczej w cieniu swojego majestatu - parsknęłam, przewracając oczami.

- Ukryta w cieniu! - zawołał Hangi, wywołując mój uśmiech, który zaraz potem znikł.

- Muszę cię o coś poprosić - powiedziałam, pochylając się w stronę piętnastolatka i wpatrując w jego srebrne oczy. W tym czasie Zoya zasłoniła okna, widząc jak na dworze się ściemniło. - Jestem całkiem pewna, że komora - wiesz, ta o której ci opowiadałam - zabrała moje wspomnienia, albo je przede mną ukryła... Wiem, że to dziwnie brzmi. - Przymknęłam na chwilę powieki. - Proszę, żebyś sprawdził, czy... czy nie da się jakoś mi, ich zwrócić. Czuję, że potrzebuję ich bardziej, niż mogłabym sądzić.

Hangi zmarszczył brwi, wbijając wzrok w moje czoło, następnie uciekł spojrzeniem w bok. Stukał, przy tym, palcami w uda, jakby zastanawiał się nad tym, co powinien zrobić. Albo zwyczajnie bał się tego, co może zobaczyć. O ile to zobaczy.

- Ja mogę pomóc ci z chodzeniem - dodałam błagając wszystko co żyjące na Ivan'ie, by chłopak się zgodził. - Wątpię byś chciał, całe życie spędzić, na wózku...

- Wspomnienia mogą nieść ze sobą ból, wiesz? - zapytał z całkiem poważnym wyrazem twarzy, jaki widziałam u niego po raz pierwszy.

- Wiem - zgodziłam się, odwracając do Hangi'ego. - Zdaję sobie sprawę, że nie wszystko w moim życiu, było piękne i radosne, ale ja muszę wiedzieć, tylko tak będę mogła pojąć tą całą sytuację, oraz to, dlaczego ostatnio nawiedzają mnie sny, których kompletnie nie rozumiem. Wydają się być oderwane od kontekstu. Czasami łapię się na tym, że zaczynam o czymś mówić, a potem urywam, bo ta myśl lub wspomnienie znika. - Westchnęłam, chwytając rękę elfa. - Ty możesz to zmienić, a ja mogę ci skutecznie pomóc z twoim problemem. Tym bardziej, że mamy tylko siebie, nie?

- I mnie! - dorzuciła Zoya, niespodziewanie pojawiając się przed biurkiem. - Macie także mnie.

Hangi wraz ze mną, uśmiechnął się do pół elfki. Jasne, że nie mogliśmy o niej zapomnieć.

- Tworzymy ciekawą ekipę - oznajmił piętnastolatek wesoło. Następnie spojrzał na mnie. - Zróbmy to, jeśli jedynie tak uda nam się stąd wyrwać, to warto zrobić ten pierwszy krok.

- Wyrwać? - zapytała pokojówka.

- Jeśli Akira odzyska wspomnienia, zaś Kilian siądzie na tronie, raczej przestaniemy być, aż tak potrzebni mojemu ojcu, czy bratu. Podejrzewam, że fanan nie chce mieć, przez całe życie, za synową Neptunianki.

Zoya zacisnęła usta, wpatrując się we mnie. Widać było, iż musiała wiedzieć kim jestem, nim zaczęła dla mnie pracować. Prawdopodobnie dlatego - na początku - zachowywała się tak lękliwie. Możliwe, że Katia powiedziała jej o tym, każąc jednocześnie trzymać gębę na kłódkę.

A mi to niezmiernie pasowało.

Tym bardziej, że w oczach dziewczyny błysnęła determinacja.

Zoya wyciągnęła przed siebie dłonie z zawziętą miną, zaś z nich wydobyło się jasne światło, które okryło pokój, niczym koc.

- W ten sposób, nikt nas nie podsłucha - odparła. - Może i jestem pół elfem, ale moc mam, i nie pozwolę, aby zabrano mi jedyną dziewczynę, którą akceptuję jako swoją panią.

- Dobrana z nas ekipa - parsknęłam spoglądając na Hangi'ego.

Skinął mi głową, dalej spoglądając na Zoyę z podziwem. Widocznie nie tylko na mnie, zrobiła ona wrażenie. Co prowadziło do jednego ważnego spostrzeżenia - z tą dwójką, uda mi się osiągnąć nieosiągalne.

- No dobra, to może zaboleć. - Hangi przerwał ciszę, nastałą po mojej wypowiedzi. - Robiłem to raz, i to po pijaku... Nawet nie pytaj, nie chcesz wiedzieć. Serio - powiedział potrząsając głową.

- Mówisz o Wasylu? - zapytała Zoya.

- Skąd wiesz?! - chłopak zamarł z rękoma wyciągniętymi w stronę mojej głowy.

- Poczta pantoflowa - odparła wzruszając ramionami. - Mam jedno pytanie. Nie zrobisz krzywdy Akirze, prawda?

- Ja? Raczej nie. - Spojrzenie piętnastolatka spotkało się z moim. - Ale wspomnienia uleti, mogą być bolesne. - Tym razem zwrócił się od mnie. - Musisz wiedzieć jedno, siostro, ja też będę to widzieć, więc nie będziesz sama, ale...

- Przestań gadać, po prostu to zrób. - Przycisnęłam dłonie Hangi'ego do swoich skroni.

Przez całą, mrożącą krew w żyłach, minutę, nic się nie działo.

A potem, potem zalała mnie fala wspomnień, które zapewne chciałam zapomnieć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro