14. Ukryta

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W nocy udało mi się przekonać Rocha do wyjawienia tajemnicy farbowania włosów. Oczywiście musiałam się z nim targować, mocować i siłować, aby w końcu powiedział mi na czym polegał sekret.

- Musisz wiedzieć, że to kiedyś odkryła prababcia, która mnie zabije, jeśli dowie się, iż komuś to powiedziałem - wymamrotał Roch, dalej zły o moją wygraną.

- Daj spokój, nie dowie się! - Machnęłam na to ręką, wpatrując się w mężczyznę z zainteresowaniem w błyszczących podekscytowaniem oczach. - Bo niby skąd? Poza tym, boisz się staruszki?

- Staruszki? - Roch obrócił się do mnie, zaprzestając mieszania składników. W jego oczach czaiło się niedowierzanie. - Palnęło cię na łeb, podczas snu? Myślisz, że to prababcia mnie zabije? Poskarży się pradziadkowi, a on ześle na mnie armię! No, wuj zapewne, zrobi coś, by ich powstrzymać, ale dalej jest ich synem, także podejrzewa, że wciągną go - swoimi haniebnymi przekupstwami i lamentami - do swojego spisku przeciwko mojemu biednemu życiu. I to on wymyśli mi karę - dokończył Roch, wzdrygając się. - Tak przynajmniej było ostatnim razem.

- Ostatnim razem? - podłapałam, przykucając koło Wojownika.

- Mhm, mokra i nieprzyjemna sprawa.

Gdy milczenie się przeciągnęło, zrozumiałam, iż Roch nie będzie mieć zamiaru kontynuować, wyjaśniając mi, o co mu dokładnie chodziło. Ciut się zawiodłam, ponieważ ta jego prababcia, robiła na mnie piorunująco pozytywne wrażenie. Aż chciało się poznać kobietę, która trzymała za mordy całą swoją rodzinę.

To zdecydowanie musiała być majestatyczna kobieta!

- Mogłabyś powstrzymać, przy mnie, tę minę uwielbienia do mojej prababki? - zapytał Roch, krzywiąc się. - Od razu wiadomo, że już polubiłaś moją babkę. Amelii nie da się nie lubić.

- Oj, co to za mina? - szturchnęłam chłopaka. - No, uśmiechnij się. Ciebie też lubię!

Wojownik obrócił w moją stronę głowę, z psotnym uśmiechem na ustach, który się poszerzał w miarę wpatrywania się w niego. Podobnie ogniki w oczach Rocha - rozświetlając je niesamowicie, co zapowiadało, iż w jego głowie zrodziły się ciekawe pomysły.

- Ale nie tak! - zaperzyłam się. - Zwyczajnie cię lubię, wydajesz się być całkiem w porządku. DO tego cały czas mnie rozśmieszasz, co już samo w sobie jest ogromnym plusem dla ciebie.

- Ja sam jestem ogromnym plusem... Auć! Akiro! - zawołał z pretensją, łokciem rozmasowując udo. - Jesteś brutalna, nawet wtedy, kiedy ja jedynie zauważyłem prosty fakt.

- Prosty fakt? - Przewróciłam oczami. - Dobre sobie.

Roch westchnął, mamrocząc pod nosem o "brutalnych kobietach", wracając do mieszania składników. Za to ja, chcąc mu pomóc (albo zdołować), położyłam się przy nim, wpatrując w sufit.

- Wiesz, że broń - te wszystkie łańcuszki i bransoletki - musisz zostawić w pokoju? Rozpoznają kim jesteś, właśnie po nich. Nawet, jeśli nie zbliżyłabyś się do Kiliana - rzucił nagle Roch.

- Wiem, ale będę mieć ciebie i swoje umiejętności, więc nie ma się czego obawiać - odparłam, kątem oka spoglądając na twarz Rocha. W świetle księżyca, była ona jeszcze przystojniejsza. - W zasadzie to Zoya przygotowała ci przebranie. Jutro przyniesie je do pokoju, tuż przed imprezą Kiliana. - Na chwilę się zamyśliłam. - Aż dziw bierze, że będą one trwać kolejne trzy dni. Co on chce na tym zyskać? Może i przyciągnie elfy, lecz takie męczenie ich rozrywkami, jest zwyczajnie bezsensowne.

- Pff, kto wie? Przecież to całkiem możliwe, że właśnie tego chce. Z tego, co udało mi się dowiedzieć, o twoim mężu - to karierowicz, który łatwo wpada na pomysły przeciągnięcia na swoją stronę pobratymców.

Postukałam się palcami w wargi.

To sama wiedziałam. Wystarczyło posiedzieć chwilę z Kilianem, by zauważyć jakim jest krasomówcą, wykorzystującym, z sukcesem, swój talent do charyzmy. Mógł mieć ubytki w sztuce walki, ale na polu rozmów - zawsze będzie zwycięzcą.

- Możesz mieć rację - wyszeptałam. - Jest inteligentny. Mógł wpaść na genialny plan zainteresowania sobą każdego elfa.

Roch skinął głową, stukając łyżeczką o krawędź glinianego naczynia, uprzednio znalezionego w szafie. Następnie uśmiechnął się do mnie.

- Gotowe. Chcesz pierwsza wypróbować?

*********

Zoye - czego wcześniej nie odkryłam - miała talent do robienia makijaży. Mimo że nadal odczuwałam niepokój z powodu jej sekretu listowego, cieszyłam się, że nadal jest ze mną. To nie było też tak, iż nie zamierzałam z nią o tym porozmawiać, ale teraz nie było na to czasu.

No i był jeszcze Roch. Przy nim wolałam unikać tego tematu. To byłoby zbyt krępujące, zwłaszcza przy nim, który słyszał rozmowę Hangi'ego i Kiliana.

- Gwarantuję, że pan nie spostrzeże z kim ma do czynienia - oznajmiła Zoye, kończąc upinanie mi włosów.

- Wyglądam zupełnie inaczej - wysapałam, pochylając się do przodu.

Moje włosy nabrały rdzawego odcieniu, zaś dzięki wysokiemu ich upięciu - optymalnie wydłużyła mi się szyja. A co za tym idzie, policzki stały się bardziej pucołowate, gdyż dziewczyna pozwijała końcówki włosów tak, by twarz nabrała takiego efektu.

Dodatkowo ten makijaż!

Moje oczy zrobiły się ciemniejsze, skóra ciut bledsza, usta pełniejsze. Wyglądałam jak elfka... no gdyby nie te uszy.

Na szczęście i to Zoye przewidziała - zakrywając je włosami i ozdabiając kolczykami, aby nikt nie nabrał podejrzeń. Wyglądałam zbyt niewinnie, by ukrywać coś takiego jak postrzępione uszy.

Wydawać by się mogło, że ma się do czynienia z dostojną osobą, w pomarańczowej sukni odsłaniającej ramiona.

Jedynym minusem kreacji, było to, iż puszyła się u dołu, co od razu zwiastowało nieudaną ucieczkę.

Oczywiście mówię hipotetycznie, mogło się zdarzyć, że nie będziemy do niej zmuszeni.

Co innego z pośpiesznym odwrotem...

- Wow! - Roch wyłonił się z łazienki w granatowym garniturze. - Akiro, wyglądasz... zupełnie inaczej.

- I o to chodzi. Ty zdobędziesz swoje informacje, ja będę przekonywać elfy do swojego i będziemy obydwoje, z siebie, zadowoleni.

Roch roześmiał się.

- Powiedzmy, że tak. Jakoś ciężko widzę te dwie kolejne imprezy. - Przekrzywił głowę, zerkając na drzwi. - Teraz ciekawi mnie jak się tam, stąd, dostaniemy.

- To żaden problem - prychnęła Zoye, obdarzając Wojownika nieprzyjemnym spojrzeniem. - Od tego macie mnie. Poza tym drzwi naprzeciwko prowadzą do korytarza dla służby. O tej porze nikt z niego nie korzysta, dlatego to idealna droga do sali balowej i z powrotem. 

- Przemyślałaś wszystko - bąknęłam, będąc pod wrażeniem.

- Miałam dobrą nauczycielkę. - Uśmiech pokojówki był tak szczery, że aż mogłam zapomnieć o tym, gdzie zamierzałam - prosto w lwią paszczę.

- To się zbierajmy, drogie panie, inaczej zrobimy furorę wchodząc spóźnieni - rzucił Roch zaganiając nas do drzwi. - Lepiej, jednak będzie, jak aż tak nie będziemy zwracać na siebie uwagi. To takie moje skromne zdanie.

Zoya automatycznie się zjeżyła na ostatnie słowa Rocha, aczkolwiek dzielnie postanowiła go zignorować. Z kolei ja, postąpiłam wręcz odwrotnie - marszcząc brwi, z grymasem na twarzy, zerknęłam na mężczyznę.

Był tak pewny siebie, iż miało się ochotę palnąć go w głowę.

Widocznie brakowało mu piątej klepki. Ciekaw czy jego prababcia to zauważyła...?

*******

Byliśmy zmordowani po trzech wieczorach z rzędu, umykając przed Kilianem, jego ojcem oraz matką. Ci, natrętnie, próbowali nas dorwać (wszelkimi sposobami!) ciekawi tego, dlaczego tak wychwalam cnoty Kiliana pod niebiosa. Zapewne również chcieli wiedzieć kim byłam, czy: z jakiego powodu ich unikam, jedynie z daleka uśmiechając się do nich lub machając. Wprost nie mogłam się przed tym powstrzymać. Zupełnie jakbym mówiła: "Tu jestem, odwalam za was całą robotę, ale i tak mnie nie dorwiecie".

Cieszyłam się z tego, iż moja perswazja i manipulacja działały cuda.

Roch uważał, że to także wina mojego uroku osobistego, ale za bardzo tego nie słuchałam. Chociażby dlatego, iż komplementy przyjmowałam raczej ciężko.

Sukcesem tych wieczorków, było przekonanie każdego do Kiliana oraz dowiedzenie się, że przeszedł pomyślnie ostatnią z prób. Nawet pomimo mojego braku pomocy w nich, jakoś dał sobie radę - co zapowiadało się dobrze. Oznaczało bowiem, iż da sobie radę z kimkolwiek u swojego boku.

W związku z czym, ze spokojem, mogłam uciec. Choć czułam się z tym odrobinę podle. W końcu zawierzyliśmy sobie, ufaliśmy w jakimś stopniu. Polubiłam go. Ale nie nadawałam się do tego świata, do tego ludu i tego mężczyzny.

Obróciłam się na łóżku, aby znaleźć się twarzą w twarz z Rochem, zajmującym miejsce na ziemi.

- Udało nam się - oznajmił Wojownik, szczerząc się wesoło.

- Tak, i nie zostaliśmy złapani! - Ucieszyłam się.

- Ale było blisko. - Zachichotał, zakładając ręce pod głowę. - Nadal pamiętam minę Kiliana, gdy schowaliśmy się pod stołem, a on nie mógł nas znaleźć!

- Haha! Dodatkowo mieliśmy wyżerkę pod ręką - dodałam z cieniem uśmiechu. - Och! A pamiętasz okrzyki tych starszych dam? Kiedy wyłoniliśmy się spod obrusu? To było boskie!

- "Co za plugawa młodzież!" - Roch zaczął naśladować głos jednej z nich. - "Żeby tak pod stołem... przy gościach?!".

 Roześmiałam się głośniej, obracając na brzuch i wpatrując w małe biureczko pod oknem, gdzie leżała moja broń. Jakoś nie czułam, za nią, żadnej tęsknoty. Dzięki tym imprezom mogłam czuć się zwyczajnie. Polubiłam to.

- Akira... - zaczął Roch, lecz przerwało mu pukanie do drzwi.

 Błyskawicznie wepchnęłam zaskoczonego chłopaka do szafy, zakładając szlafrok i tarmosząc włosy, jakbym dopiero co się obudziła. Na szczęście po zmyciu makijażu (oraz wyszorowaniu włosów), wyglądałam jak zwykle - cienie pod oczami, nieciekawy wyraz twarzy.

To powinno zmylić każdego.

Powoli, z mocno bijącym sercem, otworzyłam drzwi, jednocześnie ziewając dla niepoznaki.

Następnie zamarłam dostrzegając na korytarzu srebrne włosy i przystojną twarz Kiliana. Nadal miał na sobie zieloną tunikę, lekko pogniecioną tu i ówdzie. Prócz tego prezentował się nienagannie.

- Coś się stało? - zapytałam, opierając się o framugę, jednocześnie blokując drzwi stopą. - Nagle się stęskniłeś? Czy doznałeś przypływu uczuć?

- Przyszedłem porozmawiać - oznajmił zaglądając mi przez ramię do środka. Dał mi tym wyraźny znak, iż chciałby wejść, mimo to nie zrobiłam żadnego ruchu. - Widzę, że się zadomowiłaś.

- Owszem, każde miejsce bez ciebie, jest dużo lepsze - parsknęłam. - To może powiedz co chcesz powiedzieć i sobie idź?

- Akira...

- Nie, byłam dla ciebie dzień w dzień, wiele poświęcając, więc zwyczajnie wyrzuć to z siebie - przerwałam mu. - Jestem zmęczona, a rano obiecałam przyjść do Hangi'ego, który najwyraźniej jest na ciebie zły. Nawet nie interesuje mnie o co, bo sam twój charakter, stawia wiele do życzenia.

Kilian westchnął cierpiętniczo, pocierając prawe oko, potem oparł się o framugę, po mojej lewej stronie. Najwyraźniej uznając, że lepiej mnie bardziej nie drażnić.

- Chciałem przeprosić za to, że cię nie zaprosiłem.

- Och, dopiero teraz? Kiedy to wszystko się skończyło? Wow szybki jestem, aż czuję się zaszczycona! - Chwyciłam się za serce. - Nic tylko się zakochać.

- Chodzi mi o to...

- Obawiałeś się, że cię ośmieszę? - dokończyłam uprzejmie. - Jakoś o tym nie myślałeś, gdy ganiałam z prezentami do twoich sojuszników. Ani wtedy, kiedy nagrywany był wywiad.

Zapadła chwila ciszy, podczas której Kilian uporczywie się we mnie wpatrywał, swoimi srebrnymi oczami. Dwa razy otworzył usta, po czym je zamykał. W końcu kręcąc z rezygnacją głową.

- Jesteś zła.

No, geniusz!

- Rozumiem to, ale takie działanie wydawało mi się słuszne, poza tym jeszcze za bardzo się nie zaaklimatyzowałaś w stolicy. Jednak... przyszedłem także dlatego, by prosić cię o pomoc. Moja... - Chwila, ledwie niewyczuwalnego zawahania. - Moja przyjaciółka zgubiła się gdzieś w Świętym Lesie i chciałbym, byś ją znalazła.

- O, teraz wyganiasz mnie z domu? Jestem pod wrażeniem twojej przezorności - parsknęłam.

- Akira, to nie tak. - Elf pokręcił głową. - Po prostu się o nią martwię.

- A o mnie nie? Ooo. - Postukałam się palcem w policzek. - W końcu jak coś mi się stanie, to co z tego, nie? Najwyżej znajdziesz sobie inną, lepszą żonę, która cię nie ośmieszy w towarzystwie i będzie ci całkowicie posłuszna, czy tak? Przy okazji delikatna, nawiana oraz głupiutka. Normalnie ideał kobiety!

Kilian przewrócił oczami, zaciskając wargi. Widocznie mając dość mojego sarkazmu, przemieszanego z czystą złośliwością.

Cóż mogłam, na to, poradzić?

Byłam na niego zła, wręcz wściekła za to, co powiedział kilka dni temu. Dodatkowo słyszał to także Roch, jak również i dziś ma wgląd w moje życie małżeńskie. Nic, tylko spłonąć ze wstydu!

- Mogłabyś to, dla mnie, zrobić?

- Zginąć? - zapytałam pozwalając sobie na lekki, dobrotliwy uśmiech.

- Akira! Po prostu ją znajdź i sprowadź do domy - wybuchł Kilian, mając dość moich humorków, bo przecież w naszym związku, to ja mam znosić jego wybuchy. - A obiecuję ci, że gdy zasiądę na tronie, może nawet tuż po koronacji, rozwiodę się z tobą!

Moje oczy zabłysły, co dało do zrozumienia elfowi, odnoście moich uczuć. Na moment zamarł, widocznie doszły do niego jego własne słowa. W tym obietnica, którą mi złożył.

Zaś moje serce skakało ze szczęścia.

- Świetnie. Jutro udam się do lasu i poszukam twojej przyjaciółki. Tak gdzieś po wizycie u Hangi'ego, czyli pewnie po południu, lecz spokojnie. Znajdę ją i odprowadzę bezpiecznie do domu. Potem wsadzę cię na tron, dając do podpisania papiery rozwodowe.

- Wiesz, że to może potrwać? - zapytał słabo Kilian, nagle markotniejąc.

- Och, gwarantuję ci, że zrobię to ekspresowo. Masz moje słowo - warknęłam. - Do końca następnego miesiąca - najpóźniej - będziesz mieć tron, kraj, rozwód i nową żonę.

- Ona nie jest...

- Mówisz to tak, jakby mnie to bardzo interesowało - mruknęłam, zatrzaskując drzwi tuż przed jego nosem.

Zaczęłam skakać ze szczęścia, niemal w podskokach zmierzając do szafy, w której schowałam Rocha. Musiałam z nim porozmawiać o mojej szybko zmierzającej wolności.

Wtem otworzyły się ponownie drzwi, co zatrzymało mnie w bezruchu. Kilian zaglądał do pokoju, w nieco gorszym humorze, niż ja.

- Wolałbym tego tak nie kończyć - powiedział, uwieszając się drzwi. - Naprawdę.

- Trzeba było się nad tym zastanowić, przed rozmową z Hangi'm. Wszystko mi powiedział - swoją drogą - i szczerze powiedziawszy, mam gdzieś czego nie chciałbyś tak kończyć. Bo już to zakończyłeś Kilianie.

Z każdym kolejnym słowem, elf wyglądał coraz gorzej.

- Rozumiem... Życzę miłej nocy.

- Będzie, już mi to zagwarantowałeś swoją obietnicą - rzuciłam radośnie, wyganiając go z pokoju.

Mogłam zacząć planować swoją wielką ucieczkę przed wszystkimi!

Obejrzałam się na drzwi szafy.

No, może nie przed wszystkimi.

Z uśmiechem na twarzy, rzuciłam się w stronę Rocha.

Było jeszcze tyle do obgadania!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro