15.Poszukiwana

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Naprawdę chcesz iść sama? - Roch wpatrywał się we mnie, leżąc beztrosko na łóżku. Akurat pakowałam do plecaka szaliki oraz prowiant.

Szaliki wielokrotnie ratowały mi życie, wobec czego chciałam je mieć przy sobie. Dodatkowo koc był zbyt ciężki i nieporęczny, także te małe, kolorowe cudeńka, nadawały się najlepiej.

- Oczywiście - odparłam, łapiąc się za biodra i rozglądając po otwartych szafach. - Ta dziewczyna może, później, wygadać się o ciemnowłosym chłopaku, wędrującym ze mną. Obawiam się, że wtedy, Kilian, zacznie podejrzewać z kim się kumpluję - bez obrazy - i chcieć sprawdzić dokładnie mój pokój. Wtedy z łatwością cię znajdą, ale to mi obrobią dupę.

- Myślisz, że by się tym przejął? - prychną Roch.

- Pewnie, w końcu nadal jestem jego żoną. - Wzruszyłam ramionami, oglądając się przez ramię na biurko. - Elfy są strasznie wrażliwe na puncie swojej dumy. Jeszcze posądziliby mnie o zdradę, cudzołóstwo i inne pierdoły, a zwłaszcza o możliwość twojego potomka.

- Ja bym się tam martwił o coś innego.

- Tak? - obróciłam się do Rocha, przyglądającego mi się trudnym do zidentyfikowania wzrokiem. - Na przykład?

- Zważywszy na twoje zdolności i ewentualne konszachty ze mną, obawiałbym się, że zwyczajnie - cały czas - przekazywałaś mi informację o tej planecie. W szczególności o przyszłym jej królu... Znaczy wcześniej powinienem powiedzieć...

- Tak, wiem, że z kimś się kontaktowałam - przerwałam Wojownikowi. Westchnęłam. - Teść mógłby o tym spekulować, lecz nie Kilian, on byłby wściekły możliwym, moim, współżyciem z tobą. Właśnie to, by go obchodziło.

Zapadła cisza, gdy obydwoje o tym rozmyślaliśmy, szczególnie ja. Istniała obawa, iż Kilian chciałby, jednak rozegrać (nasz rozwód) inaczej. Jasne, tak czy siak, będzie skompromitowany rozwodem, ale gdyby poprowadził to tak, że byłaby to moja wina... To bardziej opłacałoby się jego rodzinie.

Dodatkowo ta dziewczyna.

To wyglądało dokładnie tak, jak gdyby na rękę byłoby - Kilianowi - pozbycie się mnie, przynajmniej na jakiś czas.

- Nie możesz tu zostać.

- Nie mogę tu zostać - powiedział jednocześnie ze mną, Roch. Chłopak zachichotał, zaraz jednak spoważniał. - Coś mi tu śmierdzi. Nawet jeśli Tama, krył mnie przez te kilka dni, w końcu muszę się gdzieś oficjalnie pokazać. Tym bardziej z powodu rodziny twojego męża.

- Ta to krwiożercze bestie - zgodziłam się. 

- Kiedy wyjeżdżasz?

- Za dwie godziny, zaraz po śniadaniu - odparłam, spoglądając na drzwi. Za nimi kręciła się już służba. - Musisz się upewnić, że nic twojego, tutaj, nie zostanie. Zoya sprawdzi pokój, lecz jej też może coś umknąć.

Potarłam czoło, przysłuchując się odgłosom dochodzącym zza drzwi. Głównie były to pokojówki sprzątające pokoje po oddelegowanych gościach. Słyszałam tam także inny głos, bardziej władczy, rozkazujący.

Erwin.

Czyli, jednak w ten sposób chcą to rozegrać.

- Teść tu jest - powiedziałam spoglądając w ciemne oczy Rocha. - Lepiej zacznij się zbierać.

- Jasne, później spróbuję się z tobą skontaktować - rzucił gramoląc się z łóżka. - W razie gdybyś potrzebowała pomocy lub zwyczajnie chciała się spotkać. Na Ivan'ie będę jeszcze siedem dni, potem bezdyskusyjnie muszę wracać.

Spojrzał na mnie znacząco na co odpowiedziałam uśmiechem.

Może rzeczywiście udam się na jego planetę?

***********

Udało mi się dolecieć na skraj Świętego Lasu w trzy godziny, unikając głównych tras. I właśnie tutaj rozpoczęły się problemy. Las był rozległy, a z lotu ptaka, trudno byłoby wypatrzeć samotną osobę. Osobę mogącą być ranną.

- Co ty knujesz Kilianie? - mruknęłam wchodząc między drzewa. Wyciągnęłam przed siebie dłoń, rozgrzewając ją z trudem, poprzez moc. Jasny strumień światła rozświetlił rękę. - Wskaż mi drogę do niej - wymruczałam.

Z ręki wyleciał snop światła, zaraz zmieniając się w fajerwerki. Westchnęłam.

Czemu zawsze, kiedy czegoś się chce, musi właśnie zrobić się pod górkę?

- No dalej, pokaż mi drogę do ukochanej Kiliana - warknęłam.

Dopiero wtedy jasny, wąski promień światła skierował się na północ. Powoli blednąc, wobec czego pośpiesznie ruszyłam przed siebie, słuchając swoich cichych kroków oraz śpiewu ptaków.

Plecak rytmicznie obijał mi się o pośladki, przypominając o swojej nierozłącznej obecności. Aż żałowałam, że nie mogłam zabrać ze sobą Rocha. Zazwyczaj, podczas zbierania informacji, miałam ze sobą jakiegoś partnera. W końcu co dwie pary uszu, to nie jedna.

Wtedy zbierało się więcej wieści dla przełożonych, czy dla ojca. Można było więcej wywnioskować. No i nie było się samemu.

Tłukąc się po lesie, odniosłam wrażenie, iż to wszystko jedynie, jakaś, intryga Kiliana. Bo niby co miałaby tu robić jakaś dziewczyna? To było miejsce na grupowe wycieczki, na zbieranie ziół lub drewna, a nie samotny spacer i liczenie na cud.

Sama najpewniej bym się tu zgubiła, gdyby nie to światło wciąż wypływające z mojej dłoni, niczym nitka, prowadząca mnie ku kłębkowi.

Dalej idąc przez las, zjadłam swój lunch, popijając go masą wody. Przy czym wciąż się rozglądałam, szukając zagrożeń, które nie przychodziły. Było tu aż nazbyt spokojnie.

Może właśnie dlatego wybrała to miejsce? Chciała być sama, czy coś?

Albo zwyczajnie dostała takie polecenie od mojego męża. Wprawdzie to nie byłoby do niego podobne, ale pozostawanie z nią w kontakcie, samo w sobie było podejrzane.

Dodatkowo musiał być zły po naszej rozmowie, więc w grę wchodziła także chęć pozbycia się mnie z domu. Przynajmniej na cały dzień, aby pozbierać dumę, unikając mojej osoby.

Westchnęłam.

Ta planeta robiła ze mnie paranoiczkę, wymyślającą coraz to nowe teorie spiskowe. Aż strach pomyśleć, co jeszcze przyjdzie mi do głowy...

********

Znalazłam dziewczynę o zachodzie słońca, gdzieś w głębi lasu.

Wyglądała tragicznie, jakby tkwiła tutaj od kilku dni, co z kolei wykluczało mój pomysł o wysłaniu jej do lasu przez Kiliana.

Zdecydowanie musiała zabłądzić - wskazywały na to jej liczne otarcia, zadrapania oraz przesiąknięty krwią, prowizoryczny bandaż. Prócz tego te ubrania... Suknia wyglądała na drogą, więc wątpiłam, by celowo chciała ją zniszczyć.

Prócz tego - lśniła.

- A więc to dlatego - mruknęłam, dalej obserwując nieznajomą zza drzewa.

Była istną mieszanką genów. Musiała być elfem, gdyż miała szarą karnację, te czarne zawijasy i szpiczaste uszy, wystające zza potarganych włosów. Prócz tego Pallanką - tylko oni świecili na różne kolory, gdy czuli silne emocje.

Widziałam w niej także Neptuniankę, poprzez granatowe oczy i włosy.

Elf, taki jak Kilian, nie mógł jej poślubić z dwóch powodów. Po pierwsze była odmieńcem z cechami wyglądu idealnie ukazującymi jej mieszane pochodzenie.

Po drugie - taka mieszanka była niebezpieczna. Nie wiadomo było czy jej dziecko urodzi się... "normalne", bez skazy. Na skazy elfy nie mogły sobie pozwolić, dlatego takie dziewczyny najczęściej usługiwały w publicznych domach. Przynajmniej tak było w wypadku planet elfów.

- Wreszcie cię znalazłam - odezwałam się głośno, wchodząc na polanę, na której odpoczywała.

Jej granatowe oczy, rozszerzyły się na mój widok, a wargi zadrżały.

W tym samym momencie wezbrał wiatr, bawiąc się poszarpanym, brudnym ubraniem, nieznajomej. Dzięki czemu wyraźnie widziałam, jak jej skóra wydziela niebieski kolor.

- Jestem Akira, żona Kiliana Tallana, który się o ciebie martwił i dlatego poprosił mnie, bym cię odnalazła - dodałam, chcąc ją uspokoić. Albo zdołować. Sama nie wiedziałam.

Ale odniosło to zupełnie inny efekt.

- Żona? Ty?! - przyjrzała mi się, gwałtownie wstając. - Nie bądź śmieszna! Taki ktoś jak ty, miałby zasługiwać na szlachetnego, przystojnego, inteligentnego...

- Tutaj, pozwolisz, że ci przerwę - wtrąciłam, opierając się o najbliższe drzewo. - Od razu widać, jak długo mogłabyś wymieniać - rzekome - cnoty Kiliana. Poza tym to było aranżowane małżeństwo. Twój wspaniały i szlachetny facet, jest słaby i potrzebował pomocy, tylko dlatego pojawiłam się w jego życiu. A teraz grzecznie ze mną pójdziesz, bym mogła wrócić do domu. Choć dziś pewnie nam się już nie uda...

Wiatr świszczał między nami; jedynie on próbował powstrzymać zalegającą ciszę. Łagodząc jednocześnie rysy twarzy dziewczyny, zbyt wściekłej, by wydusić z siebie bodajże słowo.

- Rozumiem, że cię zatkało, to normalne - parsknęłam. - Mimo to mam nadzieję na naszą spokojną współpracę, inaczej będę zmuszona cię uciszyć siłą. A wierz mi, od wczoraj mam ochotę się na kimś szczególnym wyładować, za jego wspaniałe maniery. To jak?

- Kilian to...

- Przestań wciskać mi pierdoły na temat Kiliana. Po prostu odpowiedz na moje pytanie, byśmy mogły rozpocząć jakąkolwiek współpracę.

Policzki nadęły się pół elfce. Co jednogłośnie dało mi znać, iż zamierza się ze mną sprzeczać.

- Musisz wiedzieć, że jestem delikatna, a nie jak ty - męska...

 Kontynuowała swój wywód, mimo że mój mózg zaciął się na słowie "męska". Może moje ciało nie było szczupłe, jak u zwyczajnej dziewczyny, ale mięśnie rozbudowane były w takim stopniu, by dalej było widać we mnie kobietę.

Jasne, nie delikatną, lecz jednak dziewczynę, która zwyczajnie umie się bronić. Nie podatną na wpływy i wolę mężczyzn.

- Więc wybierasz siłę - oznajmiłam, błyskawicznie pojawiając się przy pół elfce. Uderzyłam płazem sztyletu, z całej siły, w jej skroń, zaś ta padła wdzięcznie na ziemię. - Idealnie pasujesz dla Kiliana. Jesteś wystarczająco bezmyślna.

Wpatrując się w nieruchomą, oddychającą postać, rozkazałam swojej mocy, pokierować mnie w stronę powrotną. Potem, z kolei, dźwignąć dziewczynę z ziemi i skierować za sobą.

Zadziwiające było to, że nagle odechciało mi się towarzystwa. Śpiew ptaków wraz z harcami wiatru w zupełności mi wystarczyły.

*******

Podczas postoju na noc, zakneblowana dziewczyna (wiedziałam, po prostu wiedziałam, że szaliki przydają się na każdą okazję!), warczała, wierciła się i dyszała. Próbowała się uwolnić, choć była zbyt delikatna, aby jej się to udało. W końcu ktoś tak męski jak ja, potrafi związywać ludzi. Zadziwiające, jednak było to, iż próbowała walczyć z moimi więzami. 

- Sama się prosiłaś - rzuciłam, wgryzając się w chleb.- Skoro chciałaś, to masz. Narzekanie nie jest w stylu dobrze wychowanych, starych panien.

Pół elfka z oburzenia aż zamilkła, świecąc na czerwono. Prócz tego szeroko otworzyła oczy.

Widocznie trafiłam ją uwagą o starych pannach i to dość celnie, zważywszy na jej szok. Co prawda, w planach - z początku - nie miałam gnębienia jej, lecz plany są po to, by je zmieniać.

Dodatkowo mój humor był na skraju wyczerpania. Nikt o zdrowych zmysłach, nie zbliżyłby się do mnie, czy nie obrażał.

Tej bestii udało się to w rekordowym czasie.

- Powiedźmy, że cię nie lubię - dodałam, wrzucając do worka, resztki chleba. - Wnerwiasz mnie i wchodzisz w paradę. Jak również dowiedziałam się o twojej korespondencji z Kilianem, co nie pomaga mi w posadzeniu go na tronie, ponieważ jest zbyt rozproszony. Czego bym się nie dowiedziała, gdybym przypadkiem nie natknęła się na pewną scenę. Dopiero wtedy zauważyłam, jak bardzo, Kilian, skupia się na czymś innym. A tym czymś, jesteś ty. Także rozumiesz moje rozdrażnienie tobą, prawda? To chyba jasne, iż osoba, która próbuje zrobić coś tak wielkiego, może być zła, na osobę myślącą jedynie o swojej przyjemności. - Uniosłam brew, grzebiąc w plecaku. - Jednakże odniosłam również wrażenie, że twoja rzekoma delikatna natura jest problemem. Chcesz za wszelką cenę pozbyć się mnie i właśnie dlatego znalazłaś się tutaj, nie? Uznałaś, że ruszy ci na ratunek, pragnąc cię odnaleźć. Och, to takie... bezmyślne.

Dziewczyna wierzgnęła, walcząc zaciekle z moimi więzami. Wyrzucała z siebie słowa, które przez knebel, były niezrozumiałe. Walczyła, bo musiała pokazać mi, kto tu jest górą, co w innym wypadku uznałabym za hart ducha. W tym - za zwykłą próbę obrony własnej dumy. 

- Kilian musi się skupić na czymś ważniejszym, niż ty - kontynuowałam z chamskim uśmieszkiem. - Ma być przyszłym władcą, a ty zwyczajnie go rozpraszasz, kierując na tory, z których muszę go ściągać. To męczące, wiesz? Tym bardziej, że z domu to on raczej się nie wyrwie. Fanan mu na to nie pozwoli, ponieważ już prawie wygrał tron. Ja bym mu na to nie pozwoliła. - Pochyliłam się do przodu. - Wiesz dlaczego? Bo jesteś nikim. Nawet jeśli masz tytuł, to raczej nic nie znaczysz, z tego powodu. - Demonstracyjnie wskazałam jej, ją. - Ty nie dasz mu dzieci. Nie zostaniesz jego żoną, bo wyglądasz niczym mieszanka genów, przez co wnioskuję, raczej, marne szanse, aby zdobyć przychylność ojca, narzeczonego. Będzie chciał się, ciebie, pozbyć, bardziej niż ja mam na to ochotę. Dlatego teraz będziesz mnie słuchać, inaczej ponownie stracisz przytomność. - Wzniosłam palec wskazujący do góry, gdyż zaczęła coś z siebie wypluwać. - Utniesz kontakt z Kilianem, na przynajmniej dwa tygodnie. On będzie pisać, to jasne, lecz ty nie odpiszesz na żaden list, do czasu jego wstąpienia na tron. Wtedy i tylko wtedy, możesz wysłać mu całe setki odpowiedzi na jego listy. Zrozumiałaś? Nie? O, to powiem jaśniej. - W mojej dłoni zalśniło ostrze noża myśliwskiego. - Jeśli dowiem się, że odpisujesz, a uwierz mi, dowiem się, to znikniesz. Całkowicie. Czaisz?

Pokiwała błyskawicznie głową, trzęsąc się ze strachu.

Wobec jej zgody, oparłam się ponownie o drzewo, zamykając oczy. Miałam serdecznie dość tego dnia, tej dziewczyny i tego Świętego Lasu.

Wiedziałam również, że dziewczyna jakoś dotrze do Kiliana. Wymyśli jakiś sposób. Nawet, jeśli mówiła mi to jedynie intuicja - to wiedziałam, iż tak będzie. Zaś mąż uzna, że warto mnie ukarać za zbrodnię zesłania strachu na jego ukochaną.

Jednak tym, postanowiłam martwić się później. W świetle dnia, wszystko wydawało się prostsze.

********

Owa kochanka Kiliana, mieszkała na przedmieściach stolicy, do której dostałyśmy się dzięki handlarzom, ponieważ nie mogła zobaczyć moich skrzydeł. Od razu byłaby afera, której wolałam uniknąć.

Byli tak mili, że podrzucili nas pod sam jej drewniany, wielki dom.

- Pamiętaj o swojej obietnicy - warknęłam, popychając ją za rozwalający się płot, wprost ku dróżce prowadzącej do drzwi domu. - Nie lubię się powtarzać - dodałam.

Po tych słowach ruszyłam na pola, by starannie się ukryć i zobaczyć, czy nikogo nie ma w pobliżu, bym mogła polecieć wprost ku domowi, gdzie czekała na mnie rodzina. Rodzina, której wolałabym uniknąć. Już samo to, że starali się kontrolować moje kroki, było uciążliwe. Wystarczyło lekkie spóźnienie, a oni ciągnęli mnie za język, jakbym szykowała spektakularną ucieczkę.

Lub zwyczajnie, chcieli mieć ze mną jakiś kontakt.

Chociaż w to, akurat, wątpiłam - Katia sama przyznała, że stałam się jej zwykłą codziennością. Co samo w sobie mówiło, jak wiele dla niej znaczę.

Czyli zupełnie nic.

Byłam jej potrzebna do zakupów, samotnych wędrówek lub popołudniowej przekąski w bibliotece. Zwyczajnie nie chciała siedzieć sama, a ja byłam idealna do tego, aby zapełnić puste miejsce.

Westchnęłam, frunąc w stronę rezydencji.

Bez Rocha mogło być nudniej, ale od czego miałam Hangi'ego i Zoye? Tym bardziej, że muszę z nimi tyle omówić!

Oni jedyni mnie nie opuścili, ja także nie zamierzałam, swoją ucieczką. W końcu myśl o opuszczeniu ich, przepełniała mnie większą rozpaczą, niż myśl o opuszczeniu sióstr. Mogłam za nimi tęsknić, lecz wiązało nas coś innego - walczyłyśmy razem o przetrwanie. Jedynie o to. Mogłam je kochać, i kochałam, chociaż nie wstawiły się za mną, gdy tego potrzebowałam.

Mogłam zacząć nowe życie, z kimś, kto mnie rozumie. No, starał się to robić.

Lądując w ogrodzie, zauważyłam wpatrującego się we mnie, Kiliana. Wyraźnie czekał na mnie... no, na relację z podróży. Nie ma co się okłamywać.

- Jest już w domu - rzuciłam, bez zbędnego przywitania się z mężem. - Musi odpocząć, zregenerować siły i ciało. Ponieważ kiedy ją znalazłam, była pokaleczona, więc musiała spędzić, w lesie, parę dni.

- Rozumiem - Kilian odwrócił wzrok, przyglądając się odległym kwiatom Kinzy.

Od razu zrozumiałam.

- Będziesz mógł je, jej dać - powiedziałam. - Niedługo mnie nie będzie, więc nikt ci tego nie zabroni. Tym bardziej, gdy zrobisz to potajemnie.

- I tak go, jej nie podaruję.

- He? Bo co? - prychnęłam. - To, że nigdy się z nią nie ożenisz, oznacza, iż musisz trzymać się zasad? Mnie okłamujesz, rzucasz gdzie ci się podoba, a przyszłej żonie będziesz całkowicie wierny? No, no! Ten scenariusz jest strasznie pokrętny.

- Przecież jestem ci wierny - zaoponował, odwracając się do mnie z oburzoną miną.

- Ciałem, zapewne tak - zgodziłam się, kiwając głową. - Myślami ciągle jesteś z nią, więc technicznie rzecz biorąc, na okrągło mnie zdradzasz. Poza tym ona odbiera ci rozum. Zamiast skupiać się na rzeczach ważniejszych, myślisz o niej.

- Czasami myślę o tobie - mruknął.

- To miał być komplement? - zapytałam, zakładając ręce na piersi. - Mam się porzygać? 

- Akira! - Kilian przewrócił oczami, wyraźnie zły.

- Mówię tylko, byś skupił się na czymś ważnym - jak na przykład: prawnym zdobyciu tronu. Zaraz zacznie się głosowanie, które może ci zapewnić tron, ale tego nie zrobi, jeśli będziesz latać za tą dziewczyną. Musisz zacząć sam odwiedzać ludzi, aby było pewne, iż to na ciebie oddadzą głos.

- Wtedy odejdziesz...

- Tak, wtedy odejdę - zgodziłam się, marszcząc brwi. - Czyżby to ci, nagle, przeszkadzało?

- Skąd. Jedynie przyzwyczaiłem się do twojej obecności, tak po prostu - odparł, rzucając mi spojrzenie jasnych oczu. - Jakoś dawaliśmy razem radę, nie?

Wzruszyłam ramionami, decydując się na odejście.

To najlepiej mi wychodziło. Tym bardziej, że Kilian kłamał.

Nie był jedynie przyzwyczajony. Tu chodziło o coś więcej, czego nie chciałam wiedzieć. Ani się nad tym zastanawiać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro