2. Ślub

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Powolny szum komory, przywołał moje ostatnie wspomnienia. Te boleśniejsze.

Miałyśmy zawsze trzymać się razem.

- Rani, musisz mi pomóc - szeptałam zawzięcie, wpatrując się z naciskiem w siostrę. Próbowałam złapać ją za rękę, ale mi na to nie pozwoliła. - Błagam cię! On mnie znów zamrozi, Rani, ja... ja się tak boję!

- Akiro, nic nie mogę zrobić. Nie tym razem. - Siostra odwróciła wzrok. - Mam rodzinę, nie chcę ich narażać, bo postanowiłaś się zbuntować, tym razem musisz sobie radzić sama.

- Rani!

- Myślę, że już na ciebie czas, siostro.

******

Na Ivan'ie panowały tak samo dziwne zwyczaje jak na Neptunie.

Przede wszystkim elfy miały pokój dla panny młodej, w którym to narzeczona miała przyszykować się do ślubu, odbywając w tym samym czasie dyskretną rozmowę z przyszłą teściową. Mówiąc "dyskretną", mam na myśli rozmowę ze wszystkimi kobietami zgromadzonymi w pokoju. Ponieważ takie słowo istniało tylko w słowniku elfów, wcale nie było używane, czy rozumiane poprawnie.

Tylko, że... W moim wypadku wyglądało to ciut inaczej, gdyż nikt, prócz mojej przyszłej rodzinki, nie mógł wiedzieć, ani się dowiedzieć, że nie pochodziłam z Ivany. Dlatego też przygotowywała mnie jedynie mama w towarzystwie smukłej, przepięknej Katii.

- I to tak zostanie? Na zawsze? - zapytałam wpatrując się w lustro, a konkretniej w swoje włosy.

Wczoraj wieczorem Katia zleciła botom coś, czego nie usłyszałam, ale potem powiedziała, że mają one rozmasować moją głowę, by lepiej mi się spało. Jako, że nie widziałam w tym niczego podejrzanego, zgodziłam się bez kolejnych namów. Czego bym nie zrobiła widząc rano tego efekt. 

- Tak będziesz się wpasowywać w towarzystwo. Będziesz bardziej nasza - odparła spokojnie Katia, ponownie dzieląc to co "moje" i to co "ich". Przy czym mama rzucała mojej przyszłej teściowej nerwowe spojrzenia, przeczuwając, iż mój nastrój właśnie stał się bardzo trudny do określenia, a to nie wróżyło niczego dobrego.

- Moje oczy nie staną się magicznie srebrne, nawet dzięki waszym... cudeńkom technologicznym - zauważyłam szarpiąc za kosmyk jasnoblond włosów. - Poza tym, przez nie wyglądam po prostu śmiesznie. One zupełnie do mnie nie pasują - jęczałam, gdyż rzeczywiście wyglądałam zabawnie, a przy tym dziwnie uroczo.

Czarne znamiona, dziwna prawie szarawa barwa skóry, duże granatowoczarne oczy i blond włosy.

Taaa, na pewno przypadnę do gustu Kilianowi, który wręcz będzie zachwycony z końcowego efektu.

- Przyzwyczaisz się - zabrzmiała odpowiedź Katii.

Mama, w tym samym czasie, szczypnęła mnie w ramię, bym zaczęła nad sobą panować, ponieważ lustro nagle zaczęło się trząść. Co ewidentnie było zwiastunem mojej wściekłości.

- I co jeszcze będę musiała w sobie zmienić? W czym jeszcze kłamać, aby się do was dopasować?

- Spokojnie, kolor twoich oczu zostanie - oznajmiła nadal śmiertelnie spokojna elfka. - To będzie twój znak rozpoznawczy, dzięki któremu także Kilian będzie rozpoznawany. Dodatkowo, dzięki twojemu nowemu kolorowi włosów i szarawej skórze, wyglądają na jaśniejsze. Prosiłabym też, żebyś przestała spychać znamiona z twarzy.

Przez to mogłam prawie zauważyć dlaczego tak dobrze Katia dogaduje się z Erwinem. Obydwoje, idealnie wręcz, działali mi na nerwach, aż miało się ochotę ich zmiażdżyć, by wreszcie mieć święty spokój.

A ja miałam z nimi spędzić resztę swojego życia... bez własnej rodziny i przyjaciół, z tymi popaprańcami. Hmm... mając do tego wyłącznie Kiliana - jedyną osobę, której muszę zaufać.

Wszyscy inni mogą mnie zdradzić, zostawić lub porzucić, lecz nie on.

Co więcej ja będę mogła dokładnie to samo zrobić, pomijając jego.

Życie bywa takie okrutne!

Ten srebrnowłosy gnój będzie zatruwać moje życie do samego końca, jak nie dłużej.

- A co z uszami? Nie mam szpiczastych - zauważyłam.

- Dlatego właśnie będziemy musiały je ukrywać - powiedziała Katia upinając mi nad włosami jakieś dziwne, duże spinki, które niemal natychmiast zaczęły drażnić mi uszy.

Widać elfka miała odpowiedź na każde pytanie.

Odwróciłam wzrok od lustra rzucając mamie zrozpaczone spojrzenie. Naprawdę nie chciałam się z nią rozstawać, a musiałam. Tradycja elfów (tych wstrętnych gadów) mówiła, iż ślub jest zarówno końcem poprzedniego życia, które należy porzucić. W szczególności musi to zrobić panna młoda.

Tak więc już nigdy nie zobaczę swoich trzynastu sióstr, swojego wymagającego ojca ani jego pozostałych czterech żon, które do tej pory, wytrwale uczyły dziewczęta Miranisuko, manier. Chociaż każda z tych dziewcząt bardziej wolała broń niż naukę tańca lub czegokolwiek innego.

- Mamy nie będzie na ślubie, prawda?

- Przykro mi, dammi - Katia zaprzestała poprawiania mojej złotej sukienki ze srebrnymi ornamentami. Poprawiła nerwowo jedyne w niej ramiączko, nim poklepała mnie po ramieniu. - Chciałabym żeby uczestniczyła w ceremonii - naprawdę! - ale Erwin zaprosił całą najbliższą rodzinę. To około dwieście osób, przez co sprawa może wyjść na jaw...

Pokiwałam głową, mniej więcej tego się spodziewając.

Z westchnieniem spuściłam wzrok na falbany u dołu sukni, którą, w tym momencie, najchętniej bym zrzuciła i uciekła.

To było wręcz okrutne ze strony przyszłego teścia. Zapewne zrobił to celowo, aby pokazać mi gdzie jest moje miejsce i kogo mam w przyszłości słuchać. Tak jakby, ciągłe życie w kłamstwie, miało mi kiedykolwiek przynieść jakąkolwiek satysfakcję lub radość.

- Mam jeszcze jedno pytanie - oznajmiłam rozmasowując kark, następnie złapałam zimną dłoń mamy, aby dodać sobie otuchy. - Albo dwa... Pierwsze brzmi: czy będę mogła swobodnie latać? Zaś drugie - czy przez te wszystkie kłamstwa, które pojawią się przede mną i Kilianem, nas zabiją?

- Latanie zależeć będzie od Kiliana, to on stanie się niedługo twoim mężem, więc on będzie ustalać kiedy jesteś mu potrzebna, a kiedy nie.

Katia umilkła, zaczynając zbierać porozrzucaną na stoliczku przy lustrze, biżuterię. Dostarczoną tutaj tuż przed naszym przyjściem.

- Nie odpowiedziałaś na drugie pytanie - ponagliłam elfkę, której szpiczaste uszy lekko poczerwieniały z nerwów.

- Jeśli was złapią, to tak. Przyszły król czy władca zawsze powinien trzymać się prawdy - wyszeptała Katia ze wzrokiem wbitym w ziemię. - Nie odstępować od prawdy, strzec jej i przestrzegać jej prawd. Tak samo jego żona...

Mama ścisnęła mocniej moją dłoń z sykiem wciągając powietrze. Widziałam oraz czułam jak jej dłonie zaczynały drżeć, jak ciemne oczy rozszerzają się w wyrazie przerażenia. Chciała te symptomy lęku ukryć, ale znałam ją za dobrze, aby kiedykolwiek zdołała mnie oszukać.

- Nie było o tym mowy...

- Była - szeptała dalej Katia, przełykając ciężko ślinę. - Wczoraj podsłuchałam rozmowę Erwina z Torinem. Wyglądało na to, że obaj zdają sobie z tego sprawę...

Mama zgrzytnęła zębami na dźwięk imienia swojego męża. Męża, który pominął pewne fakty, aby żadna z jego kobiet nie wiedziała o ryzyku utraty jednej z córek.

O tym, ile tak naprawdę zależy od kłamstw moich, Kiliana oraz jego rodziny. Lecz - co przerażające - głownie to wszystko spoczywało na barkach naszej dwójki. To czy przeżyjemy, czy trafimy na szubienice, zależało od nas. Jeśli nie będziemy trzymać się ściśle siebie nawzajem, ufać sobie i słuchać siebie, to czekała nas najgorsza z możliwych śmierci.

Przez tą prostą dedukcję, omal nie osunęłam się na ziemię.

Nie należałam do wyborowych kłamców. Co więcej - ciężko było mi wymyśleć jedną, dobrą półprawdę, a oni wymagali ode mnie czegoś takiego?

- Będę pomagać... - zaczęła Katia, bardziej zdenerwowana nastałą ciszą niż faktem, iż w pokoju panny młodej praktycznie każdy przedmiot się trząsł.

- Będziesz stawać na głowie, żeby chronić moją córkę! - przerwała elfce mama. - Jeśli się dowiem, że stała się, Akirze, krzywda to ty poniesiesz za to odpowiedzialność. I karę! Już ja się o to postaram!

- Może lepiej nie ponośmy się tak emocjom...

- Jak ja ci się poniosę emocjom to... - mama zrobiła się aż czerwona na twarzy z wściekłości.

- Przestańcie! - krzyknęłam łamiąc sobie palce i uspokajając się na tyle, by meble przestały drżeć. - I tak za późno na jakąkolwiek zmianę planów, więc może spróbujemy się uspokoić?

Gdy kobiety obróciły się w moją stronę, postanowiłam skupić się na czymś innym. Na przykład na ich ubiorze, by nie myśleć o sprawach, które mnie przerastały.

Katia z miną pełną poczucia winy, stała po prawej stronie lustra, ze srebrnymi włosami związanymi w wytworny kok, zebrany na czubku głowy. Wyglądała przy tym jak złajana przez starszych, nastolatka, chociaż w naszym towarzystwie to ona była najstarsza. Z tego co wiedziałam mogła mieć trzydzieści osiem lat.

W dłoniach trzymała zdobny, złoty łańcuszek, podobny do tego jaki miała na swojej łabędziej szyi, idealnie szarej, smukłej i długiej. Takiej jakie na ogół podobają się mężczyzną. Czyli zupełnie odmiennej od mojej.

Jej chude, zgrabne ciało odziane było w pudrową suknię, dopasowaną do ciała.

Widocznie bardzo, elfce, zależało, aby wypaść lepiej od jej silnie zbudowanej, umięśnionej przyszłej synowej.

Natomiast mama, stojąca po lewej stronie - w przeciwieństwie do pani Tallan - prezentowała się skromnie. Ubrała się w ciemnobrązową suknię do samej ziemi, z długimi rękawami, przez co bardziej pasowała na stateczną seniorkę szlacheckiego rodu. Nie zaś na trzydziestosiedmioletnią, młodą kobietę.

Włosy jak zwykle pozostawiła rozpuszczone, przez co zakrywały jej plecy wraz z ramionami, miękką falą.

- Mamo, będzie dobrze - wykrztusiłam, próbując nie dostrzegać jej wyraźnego zaniepokojenia, choć był on nad wyraz dostrzegalny. - Zobaczysz, dam sobie radę, zupełnie tak jak mówiłaś.

- Oczywiście, że dasz sobie radę, w końcu jesteś moją córką! - Neptunianka zaraz jednak zamrugała jakby sobie coś przypomniała, a jej oczy złagodniały. - Jesteś godną, wspaniałą córką wiatru, Akiro. Godną córką Neptuna. I zawsze nią pozostaniesz.

Pochyliłam się w stronę mamy ze łzami w oczach.

To miało być nasze ostatnie pożegnanie i chciałam, naprawdę chciałam, aby nie pamiętała łez w moich oczach. Ale nie potrafiłam ich powstrzymać w żaden sposób.

Chwyciłam dłoń mamy, przyciskając jej wierzch do swojego czoła.

- Dziękuję mamo. Będę pamiętać.

******

Z tego co pamiętałam, z książek czytanych wieczorami, o elfich ceremoniach ślubnych, wyglądały one zupełnie inaczej od tego, co widziałam.

Przede mną rozciągała się duża sala balowa, z kandelabrami w kształcie kwiatów; stołami dla gości, stojącymi pod jaskrawozielonymi ścianami oplecionymi przez pnącza.

Na ziemi zaś rozrzucone zostały różnokolorowe płatki róż, niektóre wystarczająco podeptane i gnijące, by odechciało się po nich chodzić. To także sprawiało, że wolałam trzymać suknię w górze.

Zapewne drugim powodem był fakt, wpatrywania się we mnie ponad dwustu osób.

A żeby było zabawniej, na małym podwyższeniu stali Erwin, Katia i jakiś śmiesznie ubrany (w za duże zielone szat przypominające mnisie) elf.

Brakowało tam tylko jednej, strategicznie ważnej osoby, której nie widziałam nigdzie indziej.

Mianowicie pana młodego.

Chociaż może to i lepiej? Przynajmniej będę mogła z dumą powiedzieć, iż to nie ja uciekłam sprzed ołtarza jako pierwsza.

Gdybym więc wiedziała, że ceremonie ślubne elfów, te skromne, odbywające się w szczupłym gronie rodziny; są jedynie ukazywane w książkach, kazałabym się odprowadzić do tego podwyższenia.

Bo jakoś sama nie czułam się na siłach tego dokonać, bez jakiejkolwiek wpadki. Poczułabym się dwa razy pewniej w momencie, gdy trzymałyby mnie jakieś pewne ręce. Tak żebym się nie skompromitowała, przynajmniej z pięć razy i to na oczach dwustu osób.

Dlatego też - czego nigdy, przenigdy nie przyznam - niemal ucieszyłam się na dźwięk znajomego głosu.

- Z bliska, nie wyglądasz tak dobrze jak z daleka.

Kilian robił minę kogoś, komu wszystko się należy, co sprawiało, że w złoto- srebrnym, dopasowanym garniturze, prezentował się nad wyraz majestatycznie. Wręcz władczo, wzbudzając tym samym zachwyt w damskiej części grona. Tym bardziej, że jego znamiona, praktycznie idealnie komponowały się z jego strojem.

Tym bardziej, że jego srebrne, długie włosy wywoływały respekt wobec jego osoby.

Choć muszę przyznać, iż lepiej zrobiłby związując te zniewalające włosy.

Najlepiej wokół własnej szyi, żeby łatwo było go udusić.

Dodatkowo sprawił, że w pomieszczeniu zabrzmiała muzyka klasyczna.

Aż się miało ochotę go powalić.

Lub wyśmiać.

Z ledwością zapanowałam nad sobą na tyle, by pocieszyć się drobnym faktem. Mianowicie, nikt tutaj nie zdawał sobie sprawy, z tego, iż jako jedyna miałam przy sobie broń. Łańcuszek i sześć bransoletek z breloczkami wyglądającymi jak każda możliwa, istniejąca broń, którą potrafiłam się posługiwać. Wystarczyło tylko jeden odczepić, podrzucić i już wybrany przedmiot był gotowy  do użytku.

Ach, jak ja uwielbiałam tę neptuniańską technologię!

- W takim razie, także muszę pozostać ci szczerą - mruknęłam, gdy Kilian chwycił moją dłoń, kładąc ją sobie na ramieniu. Następnie ruszył, rzucając mi co rusz spojrzenia. - Ty i z bliska, i z daleka wyglądasz gorzej od trolla lub ogra. Wiesz, jeszcze do końca się nie zdecydowałam, który z nich jest bardziej odrażający.

Chociaż prawdą było to, iż Kilian należał do tych przystojnych chłopców, ciągle adorowanych przez większość dziewczyn znajdujących się w ich pobliżu. Mimo to jego charakter zaczynał powoli dawać mi się we znaki, tym bardziej, że teraz, gdy szliśmy ku podwyższeniu, przydałoby mi się jakieś pocieszenie. Nie zaś obelga.

- Porównujesz mnie do trolla i ogra? Wow, to jedynie oznacza, że musiałaś o mnie duuużo myśleć - rzucił Kilian niczym nieprzejęty.

- Zasadniczo dużo myślę o osobach, z którymi będę zmuszona spędzać więcej czasu, niż czuję, że to konieczne - odparłam, ciesząc się z tego jak gładko wyszłam z opresji.

Juhu! Udało mi się!

- Rozumiem - Kilian posłał mi dziwny uśmiech, którego kompletnie nie mogłam zrozumieć.

O co też mogło mu chodzić?

Co to miało w ogóle znaczyć?

- I tak wiem, moja słodka narzeczono, że rozmyślałaś o mnie z zupełnie innego powodu.

- Rozumiem, że twoje ego nie mieści się nawet w tej ogromnej sali, czyż nie? - warknęłam.

- Myślę, że bez problemu zmieści się w kilku zasadniczych miejscach - cmoknął powietrze, ponownie mi się przyglądając.

Zboczeniec!

- Jesteś obleśny - skrzywiłam się, zaciskając palce na jego ramieniu.

Dopiero teraz poczułam jak moje skrzydła, dotąd złożone w plecach, buntując się, próbując wydostać się na zewnątrz. Niestety były zbyt mocno - przeze mnie - związane bandażami.

Widocznie instynktownie chciałam się stąd wydostać.

Co nie było ani trochę możliwe.

- W takim razie nie próbuj, ze mną, wygrywać walki słownej, kwiatuszku - poruszył brwiami.

- Nie wyzywaj mnie od chabeci, skarbie, to zastanowię się nad panowaniem nad językiem, okej?

- No już, nie gorączkuj się tak, słoneczko - Kilianowi widocznie sprawiało radość, irytowanie i denerwowanie osób takich jak ja. A może przede wszystkim mnie?

- Matoł - mruknęłam gramoląc się na podwyższenie.

- Nie musisz, aż tak, pokazywać jak bardzo mnie lubisz.

- Gdybym rzeczywiście pokazała jak bardzo cię lubię, już leżałbyś martwy - powiedziałam wpatrując się w Kiliana.

Elf zakaszlał, salutując przed rodzicami, którzy przyglądali nam się podejrzliwie. Zupełnie tak jakby, ich syn, nigdy się tak nie zachowywał, tym bardziej, że zamiast iść majestatycznie przez korytarz elfów, rozmawiał z narzeczoną...

Czyżby... Czyżby chciał, w ten sposób, odwrócić moją uwagę od otaczającego nas tłumu?

Nie.

To niemożliwe!

Zaciskając mocniej prawą dłoń na ramieniu Kiliana, dygnęłam, przytrzymując dalej sukienkę, aby przypadkiem nie zacisnąć jej w pięść.

Wcale nie chciałam uchodzić za niegroźną, słabowitą damulkę, która za każdym razem kłania się rodzicom męża. Miałam wykształcenie wojskowe! Powinnam zasalutować, i właśnie na to miałam ochotę, chociażby na złość Erwinowi, ale pod czujnym, śmiertelnie groźnym spojrzeniem przyszłego teścia, moja odwaga się rozpływała.

- Akiro? - Kilian obejrzał się na mnie, gdy wyczuł, iż dalej stoję o krok za nim, przed jego rodzicami, bez zamiaru jakiegokolwiek ruchu.

Przegryzłam dolną wargę, aby powstrzymać jej drżenie.

Bez mamy przy boku w tak ważnej chwili, nie potrafiłam zmusić się do ruchu.

Mimo to musiałam, dlatego też zrobiłam sztywny krok naprzód, wbijając paznokcie w ramię elfa. Elfa, który starał się przyciągnąć mnie w stronę Kapłana tak, by jednocześnie nie wzbudzić podejrzeń swojej rodziny, co do dobrowolności tego małżeństwa.

Kolejny krok był równocześnie trudniejszy i łatwiejszy do wykonania, niż ten pierwszy.

Trudniejszy, ponieważ czułam się coraz dziwniej składając na siebie wyrok, którego dalej nie zaakceptowałam. W końcu miałam wyjść za mąż! I to za kogoś... takiego.

Ale Kilian już raz uratował mi życie. Mówiąc przy tym, że "muszę być silna, bo tylko tak uda mi się to przetrwać". I właśnie z tego powodu następny krok był łatwiejszy.

Także dlatego, że Kilian utrzymywał ze mną ciągły kontakt wzrokowy; w sposób uznawany przeze mnie jako wyzwanie. Wyzywał mnie na pojedynek.

Dam czy nie dam sobie z tym rady.

Rzucę się do ucieczki, czy raczej zostanę przy nim.

Elf widząc moje wahanie, przykrył moją dłoń swoją, wystarczająco nerwowo, bym zrozumiała, że tak dalej nie może być. Moje zachowanie wyglądało zbyt podejrzanie, aby mogło uchodzić za normalne.

Jakbym kiedykolwiek była normalna.

Lecz to Kilian, dopiero odkryje.

Z tą myślą, wykonałam ostatnie kroki, dalej wpatrując się (nieprzerwanie!) w srebrne tęczówki narzeczonego. Tęczówki, które teraz, z bliska, wydawały się być płynne, a przez to piękne, wciągające, niezwykłe. I zdecydowanie przerażające.

Takie bardzo jego.

- Gotowa? - wyszeptał, kiedy ustawiliśmy się, wreszcie, przed Kapłanem, zdającym się niczego szczególnie dziwnego, w naszym zachowaniu, nie widzieć.

- Nie - zaprzeczyłam dla odmiany kładąc drugą dłoń na Kilianowym, lewym ramieniu. Szukając tam wsparcia w jego spokojnej, niewzruszonej postawie; lekkim oddechu, zupełnie niepodobnym do słyszalnego, w głosie, zdenerwowania. - Mimo to, zróbmy to. Przecież mogliśmy trafić gorzej.

- Obawiam się, że nie. Właśnie trafiliśmy gorzej - mruknął, skinąwszy głową na Kapłana, czekającego na naszą gotowość.

Tej z kolej, dalej, nam brakowało i nie zapowiadało się, by nagle się pojawiła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro