25. Wizyta

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przechadzałam się po korytarzu, szukając Amelii, która prosiła byśmy się spotkały w salonie. Oczywiście, dokładnie nie uściśliła w którym.

Kiedy wraz z Romą minęłyśmy pewne drzwi, zamarłam słysząc znajomy głos.

Zerknęłam przez szparę, spoglądając do środka. Nie myliłam się - Kilian naprawdę tu był. I to nie sam.

Znalazłam także Amelię, która wyglądała na bardzo niezadowoloną. Pilnował ją Tytus, mówiąc głośno, że nie ma u nich żadnych zbiegów.

Czyżby, Kilian, właśnie tak nas określił?

Właśnie wtedy Roma zapłakała.

Drgnęłam.

W salonie zapadła cisza.

- Och! Moja kochana prawnuczka, tu jest! - zawołała Amelia, jakimś cudem mnie dostrzegając. - Wchodź skarbie, posłuchasz pierdół jakie opowiada, ten śmieszny elf!

Zawahałam się, czując, że to nie będzie dobry pomysł, ale nieznoszący głos kobiety, ostatecznie mnie przekonał. Wolałam nie podpadać jej, gdyż to mogło być o wiele gorszą decyzją.

Wsunęłam się do środka, mamrocząc do Romy, by przestała płakać. Dziewczynka chwyciła moją bluzkę, uśmiechając się bezzębnie, kiedy zauważyła mój uśmiech. Zachowywała się tak, jakby nie wyczuwała mojego zdenerwowania. Albo, poprzez tę konkretną minę, starała się mi pomóc.

- Akira? - wyszeptał Kilian.

- Podaj mi małą, skarbeńku. Musisz być zmęczona. Wybacz, że nie przyszłam ci pomóc, ale ten gówniarz, mnie zatrzymał. - Amelia wyciągnęła w moją stronę ręce, wobec czego, bez zastanowienia, ułożyłam małą na kolanach kobiety.

- To jest pani wnuczka? - Głos Kiliana, stał się pewniejszy. - Przecież to Neptunianka!

- Owszem. - Zgodził się Tytus, przekrzywiając głowę, by zmusić mnie do spojrzenia w stronę gościa. - Akira jest naszą prawnuczką. Wiesz dlaczego? Bo związała się z naszym prawnukiem i urodziła mu córkę. Nie muszą być formalnie małżeństwem, byśmy uznali ją za jedną z nas.

- Właśnie - do pokoju wszedł Roch. Pośpiesznie do mnie dobił, zatrzymując się przede mną. - Akira jest moją kobietą.

- Proszę cię. - Prychnął Kilian. - Naprawdę sądzisz, że tak łatwo zdobyć taką dziewczynę? Zostawi cię, tak samo, jak uciekła ode mnie, ale... Akiro, możesz jeszcze ze mną wrócić...

- Ty jesteś tak głupi, czy po prostu liczysz na coś nierealnego? - Parsknął Roch. - Naprawdę myślisz, że z tobą wróci? Mylisz się. Akira zostanie ze mną i naszym dzieckiem. Myślisz, iż dlaczego mnie wybrała? Bo mnie kocha, bo razem zakładamy rodzinę. Bo to mnie wybrała, więc nigdzie z tobą nie pójdzie.

Mrugałam, wpatrując się w plecy swojego chłopaka. To co mówił było prawdą, jednak się tego nie spodziewałam, a przynajmniej nie usłyszeć to przy takiej publice, ale i tak zrobiło mi się miło.

Przy czym nie musiałam sama się bronić, zdając się całkowicie na Rocha. A on zamierzał o mnie walczyć i zniszczyć każdego, kto zabroni mu, stać przy mnie.

- Akiro, przestań. - Kilian zatrząsł się ze złości. - Wiesz jak długo cię szukałem? Potrzebuję cię. Nie możesz mnie zostawić...

- Ale właśnie to zrobiłam - powiedziałam. - I nie zamierzam wracać, to tu jest mój dom.

- Twój ojciec cię szuka!

- No i co z tego?

- Chce się na nas zemścić, za to, co zrobił ci, mój ojciec. Przecież nie przeszkadzało ci życie ze mną. Tym razem sprawię, że będziesz szczęśliwa, naprawdę!

- O. - Włączył się znów Roch. - Zamierzasz mieć żonę i Akirę w roli swojej kochanki? Nie bądź śmieszny. Żadna kobieta, nie zgodziłaby się na taki układ.

- Rozwiodę się! - Elf podszedł bliżej, zostawiając swoich doradców i jakąś kobietę za sobą. - Tym razem zrobię dla ciebie wszystko.

- Ale ja nie zamierzam do ciebie wracać. - Wyłoniłam się zza Rocha. - Nigdy. Tu jest mój dom i moja rodzina. Tu spotykają mnie lepsze rzeczy, niż na Ivan'ie.

- Akira jesteś...

- Tu mam chłopaka, który mnie kocha i to tu urodziłam nasze dziecko. Żadna siła mnie stąd nie zabierze.

- Słyszysz? - zapytał Aksel. - Ona zostaje. Jeśli, przez to, zamierzasz się kłócić, jesteśmy chętni walczyć za jedną z nas.

- Co? - Elf cofnął się z szokiem w oczach. - Jestem królem zbyt krótko, by pozwolić sobie na wojnę.

- Więc na co czekasz? Mamy odprowadzić cię do drzwi? - spytała Amelia, bawiąc noworodka. - Zabierz ze sobą, swoich kumpli i żonę. I chłopcze, nie pozwoliłabym ci zabrać, mojej Akiry, ona należy do rodziny, a rodziny się nie opuszcza. Powinieneś był o tym pomyśleć wcześniej, nie dopiero wtedy, kiedy zniknęła. W zasadzie cieszę się, że uciekła, przynajmniej związała się z kimś porządnym. Z własnej woli.

- Akiro, porozmawiajmy...

- Powinieneś poszukać wyjścia - oznajmiłam. - Temat został skończony, ja do ciebie nie wrócę. To koniec. Ach i radziłabym ci dobrze traktować swoją obecną żonę, żeby także ona, od ciebie, nie uciekła. To naprawdę źle, by o tobie świadczyło, tym bardziej, że teraz nikt ci nie uwierzy, iż to z jej powodu się rozstaliście.

- Tytus, skarbie, odprowadź gościa do wyjścia, bo chyba dalej, nie dociera do niego, co się dzieje - odezwała się Amelia.

********

Zoye i Hangi ucieszyli się, że nie było ich przy odwiedzinach Kiliana. Mówili ze współczuciem, ale widać było, jak bardzo cieszy ich, spędzenie tych konkretnych godzin w Akademii. Oraz nie wpadnięcie na elfa.

Z kolei Amelia milczała, siedząc i zabawiając Romę. Wyglądała, jakby się nad czymś zastanawiała i nie doszła do żadnych wniosków.

- Opowiedzcie jak było w Akademii - poprosiłam.

- Bosko! - Wyrwała się Zoye. - Gaspar jest wspaniałym instruktorem, wprost rewelacyjnym, chociaż jego uwagi bywają wredne. Poważnie - rzuciła Zoye. - Momentami mam wrażenie, że chce być miły, ale potem z tego rezygnuje, na rzecz bycia okropnym. Niekiedy potrafię to zrozumieć, ale innym razem... - Pokręciła głową. - Mimo to, on naprawdę potrafi uczyć. Tłumaczy dokładnie każdą nową rzecz, bylebym zrozumiała.

- Serio? To rewelacyjnie! - Ucieszyłam się.

- No, dokładnie! - Przytaknęła, zaraz się rozmarzyła. - Chociaż mogłabym tam chodzić dla samych widoków. Gaspar potrafi ściągnąć bluzkę, gdy tylko się zagrzeje... To tak wspaniały widok! Jak może istnieć chłopak z tak cudownym ciałem i tak wrednym charakterem? Toż to marnotrawstwo!

- Dziewczyny. - Jęknął Hangi. - Sądzę, że to dość pokrętne myślenie. Tym bardziej, że Gaspar nie jest wcale wredny. Nazwałbym go - boleśnie szczerym. Uwierzcie mi, poznałem go, gdy Tytus mnie ze sobą zabierał, w niezwykle tajne miejsce, o którym nie mogę wam mówić. - Piętnastolatek ziewną. - Jest inteligentny, pomysłowy i ciekawy otaczającego go świata. Dodatkowo skory do pomocy.

Szturchnęłam Zoye, posyłając jej pobłażliwy uśmiech.

Jednak obie wierzyłyśmy, że Hangi znalazł sobie kumpla. Tyle lat był, praktycznie sam, zaś teraz może to sobie zrekompensować z nawiązką. Nic tylko skakać ze szczęścia.

Szkoda tylko, że nie kontynuował tematu, zmieniając go niemal od razu.

- W Akademii, pomagała mi Kamila, która zamiast iść spotkać się z każdym nauczycielem, przed lekcjami, wolała zostać ze mną. Przy czym wymyśliła takie ćwiczenia, że ledwo udało mi się stamtąd wrócić. Myślałem, iż umrę w połowie drogi!

- Ale jest lepiej? - spytałam.

- Wiesz co? Tak, zdecydowanie pomogło. Czuję się dwa razy lepiej i umiem dłużej ustać na nogach. Tylko z tego powodu, postanowiłem dalej chodzić na tę torturę.

- Przesadzasz. - Zoye machnęła ręką. - Ja miałam zakwasy na całym ciele i ledwo się poruszałam, ale wiedziałam, że to dla mojego dobra, dlatego też przychodziłam codziennie, bez uskarżania się. A ty od razu jęczysz.

- Ja? A kto narzekał, że musi uczyć się z Gasparem? Kto potem ślinił się do niego, bo zobaczył jego ciało? Jesteś aż tak zapatrzona w czyjś wygląd, iż nie dostrzegasz czyichś zalet. - Parsknął Hangi.

- Zawsze, na początku znajomości, będzie dostrzegać się wygląd zewnętrzny. - Wtrąciła się Amelia. - Właśnie na to będziesz zwracać uwagę, choć przecież dostrzeżesz wady i zalety tego kogoś. Jednakże zaakceptujesz go dopiero, gdy się poznacie. Także nie liczyłabym na to, że coś się tu zmieni. Chociaż to częściej faceci zwracają uwagę na wygląd kobiety, niż odwrotnie. Jasne, nim zgodzisz się z kimś spotykać, najpierw wolisz dokładnie sobie, tego kogoś, obejrzeć, ale... To częściej mężczyźni, później, uskarżają się, że dziewczyny jakie sobie wybrali, są dokładnie takie, jakich nie chcieliby na dłużej.

- Więc co? Wszyscy jesteśmy aż takimi materialistami? - spytał piętnastolatek, wpatrując się w Amelię.

- Tak. Zdarzają się osoby, które wolą "przyglądać się" charakterowi danej osoby, nim zdecydują się na dalszy krok, lecz to jest, raczej, mniejszość populacji.

- To straszne.

- Może i tak - odezwała się Zoye. - Mimo to, chyba każdy lubi ładne rzeczy, które mu się podobają. Brzydkie - zazwyczaj - wolą wyrzucić, by nie psuły im humoru, czy harmonii domu. Mało kto dostrzega piękno tam, gdzie zewnętrze jest przyziemne. Woli dostrzegać to co jest na zewnątrz, niż w środku.

- Otóż to. - Zgodziła się Amelia. - Do tego zmierzałam.

- Trzeba, zwyczajnie, wgłębić się w szczegóły. - Dodałam. - To dzięki nim, dowiesz się, czy warto w to coś brnąć. Jeśli spodoba ci się to jaka jest i kim jest - wygrałeś. - To z kim chcesz być, ma być odzwierciedleniem tego, co chciałbyś widzieć w kumplu.

- Wiecie? To zbyt skomplikowane. - Hangi padł na fotel, przy Amelii i zaczął machać palcami przed rączkami Romy. - Muszę to przemyśleć. I może zrezygnować ze związków. To nie na moje siły.

Roześmiałyśmy się.

Zerknęłam na Romę, która pomimo hałasu, wyciągała rączki w stronę elfa, uśmiechając się z radością. Wyglądała na tak samo zafascynowaną, jak Hangi.

- Ale warto znaleźć sobie kogoś z kim czujesz tę wyjątkową wieź - rzuciłam. - Wtedy spotykają cię same dobre rzeczy.

- Nie wiem czy dobre, skoro Aksel zemdlał, gdy rodziłaś.

- Hangi! - Oburzyła się Zoye. - Nie każdy ma do tego nerwy.

- To ja ich nie mam, do tych wszystkich spraw damsko- męskich!

- Już się poddaje. - Prychnęła Amelia. - To takie w stylu mężczyzn z rodu Woodroków.

I zaczęła się dyskusja...

*******

- Powinniśmy się ochajtać - oznajmił Roch, gdy wróciłam do naszego pokoju.

- Teraz?

- Byle jak najszybciej, byś miała moje nazwisko. No... może nie tak teraz, bo myślę, że Kilian dalej gdzieś się panoszy, ale niedługo? To nie byłby taki zły pomysł, nie?

- Hm. To najdziwniejsze oświadczyny na jakie trafiłam. - Parsknęłam kładąc Romę do kołyski.

- Może i tak. - Roch podrapał się po głowie z niepewną miną. - Nie jestem w tym, zbytnio, wprawiony. Byłem zbyt zajęty sprawami wojskowymi, by zastanawiać się nad randkowaniem.

- Tym lepiej - mruknęłam, przysuwając się do niego. - Dzięki temu, tutaj jesteśmy.

Na twarzy mężczyzny, pojawiła się nadzieja.

- Więc jak?

- Tak, weźmy ślub. - Przytaknęłam. - Chcę być twoją żoną, nosić twoje nazwisko i rodzić twoje dzieci.

Roch wyszczerzył się radośnie.

- Za to ostatnie możemy wziąć się od razu - zaproponował.

- Nie. - Zgasiłam go. - Dopiero co urodziłam, chciałabym odpocząć, przed kolejną ciążą.

- Taaa, ale wiesz, że istnieje coś takiego, jak noc poślubna?

- Jeszcze nie bierzemy ślubu!

- Postaram się o to, by odbył się szybko.

Parsknęłam śmiechem.

- Kocham cię, Akiro.

- Ja ciebie też.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro