☽ IV ☾

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


W takim układzie minęły trzy, może cztery miesiące. Eleonora oficjalnie była podawana za żonę lub narzeczoną Lestata, zależnie od okoliczności. Bywało, że na potrzeby sytuacji była też narzeczoną Louisa, jednak ciężej było w takim układzie grać. Stała się ulubienicą ich obu, choć żaden by się do tego nie przyznał. Bo jak to tak? Człowiek owinął sobie wokół palca dwa wampiry? C'est pas vrai!

Całkiem dobrze im się razem mieszkało, ale wyjeżdżało również. Na początku rezerwowali trzy pokoje, a potem wystarczał im już tylko jeden. Eleonora ponownie nosiła się jak lady, Lestat bywał jakby weselszy, a Louis promieniował zdrowiem...

Tworzyli swoiste ménage à trois, jak to lubił określać Lestat, a chociaż Louis i Eleonora nie do końca podzielali jego zamiłowanie do tego określenia, nie mogli mu zaprzeczyć. Pod żadnym względem.

Eleonora siedziała przy stole, pochłonięta ,,Cierpieniami młodego Wertera", kiedy Lestat wbiegł do jadalni. Porwał siedzącą na krześle dziewczynę w ramiona i zaczął z nią tańczyć. Dzieło Goethego wyleciało jej z ręki i sfrunęło na podłogę, kartkami do dołu. 

– Uważaj na moje książki! – zawołała od razu, uwalniając dłoń, by podnieść lekturę w tańcu i odłożyć ją na stół. Całe szczęście pogniotła się tylko trochę. Posłała Lestatowi gniewne spojrzenie. 

– Ty sobie czytasz zakazane książki, a ja i Louis dostaliśmy zaproszenia na bal, ma belle! – zawołał, przechylając ją jak do pocałunku i uśmiechając się wesoło. – Oczywiście z osobami towarzyszącymi.

– Rozumiem, że masz na myśli mnie? – upewniła się, unosząc brwi. 

Już była z nimi na kilkunastu balach. Dla obu wampirów było to dość wygodne. Kiedy Lestat potrzebował zniknąć, zostawała po prostu z Louisem, tańcząc. Wciąż nie wiedziała, skąd wzięła się u niej tak wielka akceptacja dla poczynań blondwłosego wampira, któremu daleko było do miłosierdzia.

– Pójdziemy we trójkę – potwierdził i ponownie wziął ją do tańca, nucąc pod nosem melodię do rytmu quadrille'a*.

– A gdzie jest Louis? – zapytała, dziwiąc się, że nie wrócili razem. 

– Służba coś od niego chciała, powinien zaraz być – wyjaśnił, obracając ją, wciąż myślami zupełnie gdzieś indziej.

– Muszę z nim porozmawiać – powiedziała, a Lestat dopiero teraz zauważył że jest smutna. Przestał tańczyć i objął ją w talii.

– Co się dzieje, ma chérie? – zapytał z troską, przytulając ją do siebie.

– Nic. Po prostu muszę z nim porozmawiać o czymś, o czym z tobą nie mogę i czego ty raczej nie rozumiesz – wyjaśniła delikatnie, nie chcąc by zabrzmiało to niemiło. 

Poczuła się jakoś dziwnie sztywno w jego ramionach, a on równie niezręcznie, trzymając ją.

– W porządku – odpowiedał Lestat trochę chłodnym tonem, dystansując się i odsuwając. Umilkł na chwilę po czym zwrócił wzrok w stronę drzwi. – Louis idzie. 

Drugi z wampirów spojrzał na nich pobieżnie, skinął Eleonorze głową na powitanie, po czym wplótł rękę we włosy i westchnął.

– Marie jest chora, jej matka prosiła mnie o wezwanie lekarza – powiedział od razu, zostawiając im to jako wytłumaczenie dla swojej nieobecności. Zamierzał jechać po lekarza.

– Zajmę się tym – zaoferował Lestat, ułatwiając Eleonorze sprawę.

Louis zmarszczył brwi, zdziwiony jego nagłą chęcią działania i aż obrócił się w ślad za nim. Lestat dostrzegł to i rozłożył ręce w niezrozumieniu.

– Tylko ty możesz się przejmować śmiertelnikami i ich rozumieć? – zapytał retorycznie, z wyraźnym brakiem humoru. – Ja też mogę się czasem przysłużyć. 

Zniknął za drzwiami z cichym trzaśnięciem. Louis spojrzał na Eleonorę, doszukując się w niej odpowiedzi, która wyjaśniłaby mu stan Lestata.

– Chciałam z tobą porozmawiać i powiedziałam, że z nim o tym nie mogę, bo tego nie zrozumie – wyjaśniła Eleonora, opadając na krzesło z westchnieniem. – Ale jak ja mogę rozmawiać z nim o nim samym? 

– Co cię trapi? – zapytał, podchodząc bliżej stołu i opierając się o niego lędźwiami.

– Mój plan chyba zaczyna obracać się przeciwko mnie – przyznała, opierając łokieć na stole, a palcami nakrywając sobie oczy. Oderwała na chwilę dłoń od twarzy, żeby na niego spojrzeć. – Właściwie, to nawet podwójnie, ale ty w tym przypadku nie jesteś problemem.

Louis uniósł kącik ust na tę wiadomość. Zaraz jednak z powrotem spoważniał. 

– Przypuszczałem, że tak będzie – poinformował, splatając ręce na torsie. – W ogóle nie jestem zdziwiony, od samego początku to zmierzało w tym kierunku, choć wy tego nie widzieliście. Zbyt wiele rzeczy was połączyło, żeby móc przez cały czas kompletnie niczego nie poczuć.

– Otóż to – zgodziła się, wzdychając poraz kolejny. Rozdarta wewnętrznie spojrzała na Louisa ponownie, szukając w nim pomocy. – I co ja mam teraz zrobić?

– Nie mam pojęcia – odpowiedział zgodnie z prawdą, ale intensywnie próbując wpaść na jakiś pomysł. – W tym przypadku najkorzystniejsze dla ciebie byłoby rozwiązanie układu.

Spojrzał na nią, właśnie pewien, co usłyszy. Wiedzieli, że to nie wchodzi w grę, nawet jeśli faktycznie by tego chciała.

– Ale... Nie chcę – przyznała, całkowicie chowając twarz w dłoniach i rumieniąc się, głównie z zażenowania. – A jednocześnie nie potrafię... Nic... Nie umiem już. Po prostu już nie potrafię.

Westchnęła z rezygnacją, nie wiedząc nawet, jak wytłumaczyć, co leży jej na sercu. To, że można być zauroczonym dwoma osobami naraz już odkryła. Czy można w takim razie także kochać, tak właściwie, również dwie osoby? Louis był czymś zupełnie innym i cokolwiek do niego czuła, było w porządku. Lestat z kolei... Kochanie go było ostatnim, czego sobie życzyła. A czy to już było kochanie? W każdym razie do tego zmierzało.

– Wiem – odpowiedział, rozumiejąc mętlik w jej głowie. – Dlatego nie mam pojęcia, co ci doradzić.

– Nie sądziłam, że to się tak skończy. – Sięgnęła dłonią do oczu, pospiesznie wycierając łzy.

Louis oderwał się od stołu i kucnął przy niej, biorąc jej dłonie w swoje.

– Nie płacz – poprosił, starając się jakoś podnieść ją na duchu. Sytuacja naprawdę była trudna, bo za mocno przywiązali się do siebie we troje. Wszyscy troje. – Coś wymyślimy, nie wiem... Może gdzieś wyjedziemy, damy ci trochę czasu i przestrzeni?

– Wtedy chyba będę zbyt samotna – uznała, chlipiąc, a Louis spuścił wzrok, wciąż gładząc jej dłonie. – Chociaż... Może faktycznie tak by było lepiej? Wy spędzilibyście czas we dwóch, a ja mogłabym pomyśleć...

Nabrała powietrza i wypuściła je ze świstem, próbując się uspokoić i ścierając kolejne ciężkie łzy.

– Nie płacz, Ellie, spokojnie... – Wstał i po prostu ją przytulił, okazując tak duże wspracie, jak tylko potrafił.

Eleonora wtuliła się w niego bez słowa, ponownie w niezgodzie z własnymi uczuciami. Tak, jak to było jeszcze zanim ich poznała.

Lestat wrócił po paru godzinach, a lekarz pocieszył rodzinę Marie, że to nic poważnego i zlecił podawanie jakichś drogich leków. Louis i Lestat, a teraz także Eleonora, nie byli złymi gospodarzami, w każdym razie zazwyczaj, toteż bez zająknięcia je kupili.

– Jak tam twoje rozmowy z Louisem? – zapytał Lestat, wchodząc do pokoju bez pukania i w dość skromnej ilości odzieży. Nie tak dawno wstał, Ellie zaś nie spała już od kilku godzin. Przez życie u ich boku sama prawie przedstawiła się na nocny tryb życia. Spała mniej więcej do południa, popołudnie spędzała sama ze sobą, a wieczory i pół nocy z nimi. Na różne sposoby.

– W porządku, miło że pytasz – odpowiedziała, zajęta czytaniem Goethego. Była wciąż w koszuli nocnej, wygodnie leżąc na łóżku i machając stopami w powietrzu. Wyglądało na to, że nie ruszyła się z łóżka przez cały dzień.

– A ze mną już nie chcesz porozmawiać? – zapytał, podchodząc trochę bliżej i zatrzymując się ze splecionymi na torsie rękami.

– Mogę – odpowiedziała, wsuwając zakładkę między kartki i obróciła się na plecy.

Koszula nocna była podwinięta, a ona sama wyglądała niczym upadły anioł z ciemnymi lokami rozrzuconymi na poduszkach.

– Nie pytałem, czy możesz, tylko czy chcesz – uściślił, a Eleonora wzruszyła ramionami. Lestat westchnął. – O co chodzi, Ellie?

– Nie mogę ci powiedzieć. – Pokręciła głową, plącząc palce w swoje długie włosy i wbijając wzrok w sufit. 

Sufit został przysłonięty przez Lestata, który zawisł nad nią.

– Dlaczego? – zapytał spokojnie, choć wewnątrz był zirytowany, że Louis wie więcej od niego.

– Bo nie mogę. – Odwróciła twarz na bok i spotła ręce na piersiach.

Lestat westchnął, a ona poczuła wydychane powietrze na twarzy.

– Przecież wiesz, że możesz powiedzieć mi wszystko – zaczął, usiłując odrzucić uczucie niedocenienia. Ucałował jej czoło. – Wiem, że wolisz zwierzać się Louisowi, nie przeszkadza mi to, ale... Mnie też możesz mówić o wszystkim.

– Ale to nie jest coś, co chciałbyś usłyszeć – przyznała, decydując się jednak spojrzeć w szaroniebieskie oczy.

Lestat ponownie westchnął, teraz już nie rozumiejąc kompletnie nic. Najchętniej zajrzałby w jej myśli i sam się dowiedział, ale obiecał, że nie będzie tego robić. Obietnicy tej przestrzegał od samego początku ich układu.

– Chérie, ale czego ja mogę nie chcieć usłyszeć? – zapytał, nadal pochylając się nad nią.

Eleonora czuła, że jej serce bije zdecydowanie szybciej, niż powinno, że oddech łapie się o wiele trudniej, niż powinno i że policzki ma prawdopodobnie czerwieńsze niż powinna. Nic nie było takie, jak powinno. Przede wszystkim jej uczuć być tu nie powinno.

– Proszę cię, skończ pytać. – Zamknęła oczy, bo patrzenie na niego z tak bliska sprawiało, że czuła się jeszcze gorzej.

– Zupełnie niczego już nie rozumiem – przyznał w końcu Lestat, z cieniem irytacji, zchodząc z łóżka i stając na środku pokoju. – Jeśli wolisz mnie wymienić, to droga wolna! Nie będę ci robić wyrzutów.

– Nie o to chodzi... – Usiadła i ukryta twarz w dłoniach. Nie chciała, żeby się denerwował.

– Więc o co? – naciskał. 

Jej zachowanie ostatnio doprowadzało go do szału. Nie wiedział, co ma myśleć, co ona myśli, co czuje. Louis był zbyt dobrym powiernikiem, aby powiedzieć mu cokolwiek, zatem nie wiedział zupełnie nic, a to, że Louis wie, denerwowało go jeszcze bardziej. Tak, był zazdrosny. Ale nie to było w tym najistotniejsze. Bolał fakt, że Eleonora zdawała się już mu nie ufać, a nie zrobił nic, by to zaufanie stracić. 

– Czy ja zrobiłem coś nie tak? – zapytał w końcu, szukając źródła problemu w inny sposób.

Podniosła głowę otuloną ciemnymi puklami włosów. Brązowe oczy były czyste niczym woda w jeziorze. Przytrzymały jego spojrzenie tak długo, by sam mógł się dowiedzieć. Lestat był w stanie przeniknąć przez nie do jej duszy, tak głęboko, by dowiedzieć się wszystkiego bez zaglądania w jej myśli. 

Nie dałaby rady tego powiedzieć.

Oczy były tak czyste, że zobaczył.

– Nie mów, że... – wyszeptał i pokręcił głową, jakby próbując wyrzucić z głowy to, co właśnie zrozumiał. Teraz wszystko było jasne, jaśniejsze od słońca, którego od tyłu dekad nie oglądał.

– Lestat... – powiedziała miękko i żałośnie zarazem. – Ja nie chciałam, ale nie potrafiłam tego powstrzymać...

– Powiedz, że się mylę, błagam, powiedz, że nie mam racji! – zawołał, ale nie chciał czekać na odpowiedź. Chciał zupełnej prawdy, nawet jeśli dostał ją przed chwilą na tacy.

Eleonora poczuła tylko, jak wchodzi w jej myśli i nie potrafiła powstrzymywać już gorzkich łez. Poczuła się zdradzona i obdarta ze wszystkiego, tuż po tym, kiedy zdecydowała się uzewnetrznić. Twarz wampira przybrała wyraz, którego nigdy wcześniej nie widziała. Przerażenie, swego rodzaju zawód, poczucie winy, ból.

– Chciałem... Być pewien... Przepraszam... – powiedział i złapał się dłonią za oparcie krzesła, przygnieciony sytuacją. Nie spodziewał się, że tak się stanie. Wiedział, że nie będzie można tak w nieskończoność, ale... To się stało za szybko.

Nie powinien się tym w ogóle przejąć, a zdruzgotało go to zupełnie. Zdruzgotany Lestat, coś niemożliwego właśnie się stało.

Eleonora obserwowała go w ciszy, świadoma, że nic już nie będzie takie, jak wcześniej. Brązowe oczy szkliły się, ledwo tylko utrzymując pod powiekami krople. Żałowała, że to zrobiła, nawet jeśli nie potrafiła ciągnąć tego dłużej w taki sposób. Nie umiała dłużej udawać, że nic nie czuje i że wszystko jest tylko zabawą i układem, bo przestało być.

– Wybacz mi, ale muszę... – zaczął z drżącymi z emocji ramionami. – Muszę ochłonąć i się przejść.

Ruszył do drzwi, nie przypominając siebie niemal w ogóle. Eleonora zaś patrzyła za nim, gdy opuszczał pokój, nie powstrzymując łez.

___

*quadrille, kadryl - XVIII-wieczny taniec salonowy. Powstał na bazie kontredansa, popularny za czasów Napoleona I. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro