Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Perspektywa Sasuke —

Ferie zaczęły się już kilka dni temu.

Pomogłem Naruto spakować wszystkie potrzebne rzeczy. Było z tym nie mało kłopotu, przez co siedziałem u niego całe pół dnia. W sumie nawet tego nie żałuję. Uwielbiam przebywać blisko niego.

Postanowiłem w między czasie, że zawiozę nas w góry autem. Młotek mógłby się przynajmniej odprężyć, a nie siedzieć skulony i zestresowany w jakimś randomowym autobusie.

Gdy nastał w końcu ranek podróży przyjechałem samochodem pod dom blondynka. Zostawiłem pojazd i poszedłem w stronę budynku. Śnieg chrupał przyjemnie pod moimi butami, a zimny wiatr muskał moją twarzy. Ogólnie, tegoroczna zima była piękna. Wokoło biało i chłodnawo. Tak jak powinno być.

W końcu zadzwoniłem do drzwi. Cisza i bezruch. Stałem tam cierpliwie chyba z cały kwadrans. W końcu zacząłem się na poważnie denerwować. Co jeśli Naruto coś się stało? Albo jeśli zemdlał? Lub przewrócił się, gdy jeszcze na pół pogrążony we śnie, schodził po schodach? A jeśli... Nie, nawet nie będę o tym myśleć. On nie byłby do tego zdolny. Chyba, że nie znam go na tyle ile mi się wydaję. Kurwa.

Nagle zgrzyt drzwi wyrwał mnie z moich porąbanych przemyśleń. Westchnąłem z ulgą. Młody Uzumaki stał w sieni z przymrużonymi oczami. Wpatrywał się we mnie ze zdziwieniem. Czyżby zapomniał o tym, że mieliśmy dzisiaj jechać?

- Sasuke, a co ty robisz tu tak rano? - Zapytał sennym głosem, przecierając oczy. Dopiero teraz  zacząłem zauważać więcej detali. Jak niedopięta koszula nocna, dzięki której widziałem jego klatkę piersiową. Bardzo ładną z resztą. Rozczapirzone włosy, bardziej niż powinny. I drobne rumieńce na jego policzkach, zapewne od chłodu bijącego z zewnątrz. Słodziak.

- Mieliśmy dzisiaj jechać w góry, zapomniałeś? - powiedziałem spokojnie.

- Wyjazd? - Zapytał Uzumaki, patrząc się na mnie wytrzeszczonymi oczami. Nagle coś błysnęło w jego ślepiach. Spuścił głowę w dół. - Och, racja. Przepraszam dattebayo... Zapominałem...

- Nie szkodzi. - Powiedziałem natychmiast. Nie chciałem, aby był znowu smutny i zażenowany tym, że ostatnio miał lekką sklerozę.

- Pomogę ci się zebrać. - Położyłem delikatnie dłonie, na jego ciepłych policzkach i nakierowałem twarz tak, aby patrzył się na mnie. Miał lekko szkliste oczy.

- O nic się nie martw, młotku. Aż tak się nam nie śpieszy.

Chłopak pokiwał wolno głową, choć jego ruchy były nadal niepewne. Uśmiechnąłem się lekko. Chciałem by on też się uśmiechnął. Widzieć jego czyste i radosne spojrzenie. Ale to nie był jeszcze ten czas. Trochę muszę jeszcze poczekać na ten dawny wyszczerz mojego blondynka.

Kochany Uzumaki zaprosił mnie do środka. Zdjąłem mój ciemny płaszczyk, a on oznajmił, że idzie się ubrać. Zastanawiałem się czy nie zaproponować mu w tym pomocy, ale ogarnąłem się w porę. I porządnie skarciłem się za takie myśli. Niebieskooki był na skraju załamania psychicznego i depresji, a ja miałem mu pomagać odbudować dawnego siebie. A zastanawiałem się jak wyglądałby bez portek i reszty. Zapewne fajnie. Kurde.

Po kilku minutach Naruto zszedł na dół. Ubrany był w zielony, drapiący sweterek i czarne spodnie. Oby tylko nie za cienkie, bo będzie mu zimno. Włosy miał bardziej ułożone i nie, aż tak zmierzwione. Pachniał ramenem.

- Draniu, chciałbyś coś zjeść ze mną dattebayo? - Zapytał blondyn, podchodząc do lodówki i otwierając ją na oścież.

- Chętnie, ale rzecz w tym, że już jadłem śniadanie. - Powiedziałem zbliżając się do niego wolnym krokiem.

- Aha - Rzucił tylko i wynalazł sobie miskę, z gotowym ale zimnym ramenem. To była jedna z niewielu rzeczy, która chyba nigdy się w nim nie zmieni bez względu na sytuację. Miłość właśnie do owego ramenu. Naruś przygrzał sobie jedzonko i po chwili zasiadł przy stole. Usiadłem obok niego i podparłem głowę na dłoni. Przyglądałem się jego ruchom. Uspokajało mnie to.

W końcu blondynek skończył jeść i skierował kroki do zlewu. Przekręcił kurki i po chwili w dół zaczęła lać się woda. Chłopak zaczął przecierać rękami naczynie, biorąc w drugą rękę płyn. Zanim zdążył sobie go nalać, złapałem go mocnym ruchem za nadgarstek. Chłopak zadrżał.

- Co jest, draniu? - spytał z iskierką strachu tlącą się w oczach. Cholera jasna. Może zbyt nagle zareagowałem.

- Ja pozmywam. Ty idź się ubieraj. - rozkazałem, puszczając jego rękę. Uzumaki spuścił wzrok i pokiwał głową.

- W porządku.

Zająłem się myciem miseczki, gdy młotek wciągał na nogi swoje futrzane buty.
Po chwili skończyłem, więc przetarłem naczynie jakąś szmatką, która leżała w pobliżu i odłożyłem je do szafki. Oby tylko ta ścierka nie była ręcznikiem.

Skierowałem się do sieni, gdzie stał już blondynek opatulony porządną warstwą ubrań. W tym szaliku naciągniętym, aż pod oczy wyglądał kawaii. Podał mi mój płaszcz, na co skinąłem w podzięce głową. Ubrałem buty i złapałem za uchwyt od torby Naruto. Stała obok. Zostawiliśmy ją tutaj, aby nie trzeba było jej potem szukać i tracić niepotrzebnie czasu. Jak widać opłaciło się.

Uzumaki zamknął porządnie drzwi na klucz, po czym wsunął je do kieszeni. Oboje poszliśmy w stronę mojego wozu. Zapakowałem do bagażnika torbę młotka. W tym czasie Naruto ulokował się na przednim siedzeniu i odwinął się trochę z szalika. Wróciłem do niego i usiadłem na miejscu kierowcy. Silnik zawarczał, na co mój blondynek lekko drgnął.

Uzumaki większość drogi spędził na wpatrywaniu się w przemijający krajobraz za oknem. Widać było tam wpierw szare miasto, dalej zaśnieżone lasy mieszane i iglaste, po jakimś czasie tylko ten drugi rodzaj. Z radia płynęła przyjemna dla uszu muzyka.

Do celu naszej podróży dotarliśmy po jakiś czterech, pięciu godzinach? Nie wiem dokładnie, nie sprawdzałem. Pod koniec Naruto przysnął sobie na chwilę, opierając się o szybę policzkiem. Nie chciałem go budzić więc sam polazłem w stronę hoteliku.

Drzwi rozsunęły się przede mną, a ja wkroczyłem do środka. Ciepło natychmiast owiało moją twarz. Było tu zdecydowanie przyjemniej niż w aucie. Skierowałem moje kroki w stronę lady. Mimo wszystko, nie chciałem zostawiać Naruto samego w samochodzie. Jeśli się obudzi może się zestresować, że został sam.

- Konnichiwa - Powiedziałem do kobiety przy ladzie. - Rezerwacja pokoju na nazwisko Uchiha.

- Już sprawdzam. - Blondynka schyliła się i wystukała coś na klawiaturze. Dopiero teraz zwróciłem uwagę na jej odkryty dekolt. Jak na pracownicę hotelu miała naprawdę duże atuty, zapewne mające przyciągnąć wielkie grono wielbicieli. Aż się cieszę, że nie interesują mnie takie rzeczy.

- Jest. - Powiedziała prostując się i zakładając sobie zabłąkany kosmyk włosów za ucho.

- To będzie pokój 207 na drugim piętrze. Tutaj ma pan klucz. - Dodała jeszcze i podała mi mały i zimny, metalowy przedmiot. Skinąłem głową i wycofałem się do drzwi. Znowu zrobiło się zimno. Zacząłem szukać wzrokiem mojego auta, a gdy wreszcie wyłapałem pojazd, skierowałem się w tamtym kierunku. Po chwili byłem przy masce. Ku mojej wielkiej uldze Naruś nadal spał sobie smacznie.

Otworzyłem drzwiczki i wyłączyłem radio, które zostawiłem włączone z jakiś niewiadomych powodów. Może miałem wrażenie, że Naruto obudzi się gdy muzyka przestanie grać? To już w każdym razie nieważne. Tak czy siak się nie obudził.

Następnie skierowałem się do bagażnika. Udało mi się wywlec z niego oba bagaże, znaczy mój i młotka, w miarę cicho. Na szczęście. Gorzej było gdy chciałem zamknąć samochodowy schowek. Rozległo się wszem i wobec wielkie SKRZYYP. Przekląłem pod nosem auto, drzwiczki i zawiasy. Właśnie odebrały mi możliwość bezkarnego noszenia Narutka na rękach. I patrzenia jak śpi.

- Draniu? - Do moich uszu dobiegł nagle cichy szept. A więc się obudził. Jak przewidywałem.

- O co chodzi? - Mruknąłem zabierając torby i podchodząc do otwartych teraz drzwi blondyna.

- Jesteśmy na miejscu? - Zapytał sennie, przecierając jedną ręką oczy.

- Tak. - Odparłem natychmiast. Chłopak chyba trochę się speszył jak tak nad nim stałem, patrząc jeszcze bardziej z góry niż normalnie. Na jego policzki wstąpiły drobne rumieńce.

- Chodźmy młotku. - Powiedziałem po chwili ciszy, odsuwając się w bok, aby zrobić mu przejście. Uzumaki wolno wyszedł na zewnątrz, nadal z zaspanym wyglądem twarzy. Zamknąłem samochód na klucz. Wziąłem obie torby, mimo że Naruto zapewniał bezgłośnie, że mógłby zabrać swoją. Oboje ruszyliśmy parkingiem w stronę drzwi hotelu. Pilnowałem blondynka wzrokiem, aby nie wpadł pod żadne auto ani przejeżdżające wszędzie czarne motory, zapewne jakiegoś gangu. Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się w budynku pod naszym pokojem. Wynalazłem prędko owy mały, zimny przedmiot, który dała mi wielkooka pani z dołu i wysunąłem go do zamka. Szybko się przekręcił, a po chwili mogliśmy podziwiać cudowne wnętrze.

Pomieszczenie nie było spore, ale nie było też wielkości kantorka ani schowka. Na przeciwległej ścianie, za zasłonami, widniało ogromne okno z widokiem na biały stok. W pobliżu stała niewielka szafa, oraz komoda i telewizor. Mała lodówka też się znalazła. Na mniej więcej środku pokoju postawiono dwa duże łóżka. Dwa. Zanim zarezerwowałem cokolwiek, przez godziny zastanawiałem się czy aby nie wziąć dla nas jednego łóżka. Byłoby wtedy znacznie przyjemniej dla mnie. Bo spałbym razem z młotkiem. Ale po namyśle stwierdziłem, że przecież ten wyjazd miał na celu aby Naruto znowu stał się taki jak dawniej: radosny, pełny energii, pewny siebie, a nie żebym ja, po latach znajomości wreszcie go poderwał. Na to znajdzie się inny czas.

Uzumaki z zaciekawieniem rozglądał się wokół, gdy ja położyłem torby na ziemi, wcześniej zamykając za nami drzwi. Szybko się rozpakowaliśmy, dzieląc według uznania blondynka szafę na pół. Zaniedługo miało się ściemniać. Postanowiłem, że zjemy coś na kolację w restauracji na dole. Wolałem nie kręcić się z moim młotkiem po ciemku po mieście. Byliśmy tu pierwszy raz w dodatku razem i nie chciałem zdecydowanie, żeby Naruś miał z tej wyprawy złe przeżycia. A więc przerwałem blondynkowi czytanie książki i zeszliśmy oboje na dół.

Udało nam się wypatrzyć jakiś niewielki, pusty stolik, więc prędko zajęliśmy miejsca. Lisek usiadł na przeciwko mnie. Z lekkim uśmiechem na twarzy muskał, raz po raz dłonią, przyjemny w dotyku materiału z jakiego składał się prześliczny obrus.

Po chwili podeszła do nas kelnerka. Była schludnie ubrana, jak reszta personelu, a czarne włosy luźno opadały jej na ramiona. Na swoją twarz przybrała miły, firmowy uśmiech.

- Irasshaimase (znaczy to mniej więcej witamy). Tu macie państwo menu. - W tym momencie kobieta położyła na stoliku duże, ozdobne karty. Skinąłem głową i podsunąłem młotkowi jedną, samemu biorąc drugą do ręki.

- Jakby panowie czegoś potrzebowali to proszę śmiało wołać. - Uśmiechnęła się jeszcze i podreptała w stronę kolejnych klientów.

- Możesz zamówić co zechcesz, bez względu na cenę młotku - Mruknąłem znad karty dań, świdrując wzrokiem coraz to kolejne potrawy. W końcu natrafiłem na jakiegoś karpia. W dobrej cenie. Łypnąłem wzrokiem na blondynka, który przypatrywał się uważne literkom w menu. Ciekawe co sobie wypatrzył.

- Masz już coś? - Zagadnąłem, odkładając kartę na stolik. Naruto potwierdził skinięciem głowy, ale nadal trzymał w rękach menu. Pytanie tylko czemu. Nazwa jest długa? A może nie jest do końca pewny?

- Wzywać kelnerkę? - Rzuciłem w jego kierunku. Uzumaki nawet na mnie nie patrząc, ponownie dał mi taki sam znak. Zastanawialem się czy on robi to automatycznie, a naprawdę wcale nie słucha, czy jest pewny stuprocentowo tego czego chcę. Dobra, mniejsza z tym. Jak coś potem będę go ratować.

- Kelner! - Krzyknąłem w głąb pomieszczenia, a chwilę później przy naszym stoliku pojawiła się wcześniejsza czarnowłosa kobieta. Przyjrzałem się uważnie jej twarzy. Wyglądała inaczej. Była szczęśliwsza. W jej czerwonych oczach błyszczały radosne, wcześniej niezauważalne, płomyki, a uśmiech nie był firmowy tylko prawdziwy. Poczułem dziwny skręt w brzuchu i przeniosłem wzrok na mojego młotka. Nadal przyglądał się karcie dań. Do głowy wpadła mi podła myśl. A może to ja po prostu nie potrafię go uszczęśliwić? Czy gdyby spędzał ten czas z kimś innym, chociażby z psychologiem, stałby się taki jak dawniej? Z głowy wyparowały mnie myśli o kelnerce i teraz myślałem tylko o tym jednym w kółko i w kółko. Jak w okręgu. Lub zamkniętej pętli.

- Sasuke! - Z zamyśleń wyrwało mnie szturchnięcke w ramię. Zamrugałem zdziwiony oczami. Uzumaki i kelnerka wpatrywali się we mnie pełnym niepokoju wzrokiem. Już teraz wiedziałem, że nienawidzę zamkniętych pętli.

- Co? - Spytałem wolno. Teraz to Naruto wyglądał na zdezorientowanego. Wspólnie z czarnowłosą.

- Pytaliśmy się co zamawiasz, draniu... - Szepnął cicho młotek, spuszczając wzrok.

- Zamawiam? - Powtórzyłem jak skończony idiota. Po chwili zdałem sobie sprawę jak ta sytuacja musiała żenująco wyglądać. Zazgrzytałem zębami, i poczułem wilgotno na karku.

- Karpia.

Czerwonooka skinęła głową i zapisała coś w swoim notatniku po czym odeszła od stolika. Stukot jej obcasów, poprzez gwar głosów, obijał mi się bez przerwy po głowie. Nie mogłem wymazać z pamięci jej szczęśliwej twarzy i błysku w oczach. Czy ja naprawdę byłem takim nieudacznikiem, że przez ten cały czas nie mogłem doprowadzić Naruto do dawnego stanu istnienia? A może po prostu nie potrafiłem sprawić by się śmiał?

A jeśli tak naprawdę... Dawnego młotka już tu nie ma?

×××

No więc wreszcie jest drugi rozdział. Piszę "wreszcie" bo mam wrażenie, że minęło trochę czasu odkąd wyszedł pierwszy. Nie wiem czy nie za długo się z tym cackałam.

Mam nadzieję (w każdym razie) , że się chociaż trochę podobał i poziom tego czegoś nie spadł w dół.

I to tyle ode mnie :))
Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro