#19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po wczorajszej udanej nocy czułam się bosko. Jestem w szczęśliwym związku i nic nie jest w stanie zepsuć mi tej harmonii. Czuję, że teraz życie będzie szło tylko w dobrym kierunku.

- Jak się czujesz stara? - udałam się do Niko.

- Bardzo dobrze!Jestem rozpieszczana na wszelkie możliwe sposoby.

- No to nic tylko korzystać!

- Oj tak.. Z małą też wszystko dobrze, bo lekarz wczoraj badał.

- Całe szczęście - bardzo mnie uspokoiła.

- A ty jak tam?

- Cuuudownie! Pogodzeni i po bardzo udanej nocy...

- Eee to wszystko gra i buczy! Oby tak dalej kochani - widać, że jej ulżyło.

- W końcu się kochamy...

Cieszę się, że Niko i mala mają się dobrze i że nasz związek kwitnie. Liczę na to, że nic złego się już nie wydarzy. Ale się przeliczyłam...

Wracałam do pokoju gdy nagle dopadł mnie trener. Był on wręcz przerażony. Nie wiedziałam co się stało. Był zdyszany biegiem tutaj. Nie wiedziałam co mogło się stać... Czułam narastający niepokój. Błagałam w myślach by wreszcie coś z siebie wydusił.

- Bo... - czułam, że nie wie  jak mi to zakomunikować. - Bo Markus..on

- Trenerze proszę...

- Bo on nie czuje nóg...

- A-ale...ale jak to? - zrobiło mi się słabo.

- Upadł, ale nie groźnie...Lekarze go badają.

Poczułam jakby ktoś strzelił mnie z całej siły w twarz... Czułam jak robi mi się ciemno przed oczami. Osunęłam się po ścianie na podłogę i nie mogłam oddychać. Trener zawołał, któregoś z wolnych lekarzy by zaopiekował się mną. Nagle poczułam ciepło koca i komfort swojego łóżka. Myślałam, że to jakiś zły sen,z którego właśnie przyszło mi się obudzić. Ale nie...to nie jest sen. Lekarz poinformował mnie co i jak. Nie wiem co mam dalej zrobić... Mojemu facetowi grozi kalectwo... Nie wiem jak się zachować, co powiedzieć... Totalnie się gubię!

- Mogę do niego iść? - zapytałam cicho ze łzami w oczach.

- Odpocznij może jeszcze trochę - odparł trener.

- A-ale on mnie potrzebuje - wybuchłam płaczem.

- W takim stanie raczej mu nie pomożesz...

Miał rację...Co? Pójdę tam totalnie rozklejona i co... Mam mu pokazać, że nie jestem w stanie nic zrobić, że nie umiem być silna. Powinnam dla niego. Nie mogę teraz oddać się słabości.

- Ma trener rację...

- Odpocznij, przetraw to i dopiero pójdziesz.

- Muszę być silna dla niego... - wycierałam łzy.

- Będzie dobrze - banalne, a jednak lekko daje nadzieję.

Liczę na to, że będę w stanie w końcu do niego iść. Powinnam tam teraz być. Mój facet potrzebuje mnie tak jak jeszcze nigdy dotąd. Mam zamiar wspierać go tyle ile we mnie sił. Mam zamiar być z nim mimo wszystko. Będę z nim nawet jeżeli zostanie kaleką. Po prostu go kocham.

Zadzwonił mi telefon. Nie kto inny jak Nikola. Pewnie wie już o wszystkim, a że powinna leżeć dla dobra maleństwa dzwoni sprawdzić moją kondycję.

- Kochana, jak ty się czujesz? - zaczęła delikatnie.

- Szkoda gadać...

- Widziałaś się już z nim?

- Jeszcze nie, muszę dojść do siebie...zemdlałam jak tylko usłyszałam co i jak.

- Wiem, że się martwisz, ale uważaj na siebie.

- Staram się... Niko, ja nie wiem co teraz...

- Bądź silna dla niego - rzekła sama powstrzymując płacz.

- Nie mogę nawet do niego iść, bo w tym stanie jedynie go zmartwię...

- Weź się w garść stara - choć to trudne. - Pamiętaj o nim, jak Cię potrzebuje.

- Pamiętam i staram się jakoś ogarnąć.

- Wiem, że to słabe, ale będzie dobrze - rzekła z przekonaniem.

- Zawsze to jakaś otucha...

- Lara, jesteś silna babka dasz radę!

- Będę musiała ją dać - rzuciłam.

- Jeszcze będzie biegał jak pojebany - zaśmiała się smutno.

- A co jeśli nie..?

- Nawet tak nie myśl! Będzie tak jak do tej pory. Lekarze już robią co w ich mocy.

- Ta myśl mnie prześladuje...

- No, ale gdyby jednak..choć to bardzo mały procent szans to co z wami wtedy?

- Będę przy nim zawsze, kocham go nad życie...

- Wszystko się ułoży - pocieszała mnie.

Nie zostawię go nigdy w życiu. Miłość polega na tym by być ze sobą na dobre i na złe. By wspierać się zawsze i by iść przez trudności razem. Kocham go i nie pozwolę przechodzić mu tego piekła w samotności. Wyjdzie z tego...


W końcu udałam się do niego. Stałam przed drzwiami jakbym bała się tam wejść. W sumie się boję...Boję się co zobaczę. Boję się konfrontacji i tego co powie. Bałam się jak cholera... W końcu otworzyłam drzwi... Przed oczami stanął mi iście godny żalu obraz. Mój ukochany leżał wpatrując się w ścianę. Cisza była tak niesamowita, że jedyny dźwięk jaki się wydostawał to bicie mojego serca. Czułam tę ciężką atmosferę... Podeszłam do niego i złapałam go za rękę.

- Jestem tu - szepnęłam walcząc ze sobą.

Ale on milczał nie odrywając wzroku od  ściany. Czułam jak cholernie cierpi.Czułam jak boli go świadomość tego co mu grozi. Walczyłam ze sobą by nie uronić łzy.

- Kochanie, będzie dobrze. Przejdziemy przez to razem.

- Lara... - dusiły go napływające łzy.

- Jestem przy Tobie i będę zawsze - chciałam go wesprzeć.

- Nie...Nie mogę Cię tak niszczyć...

- O czym ty mówisz..?

- Życie z kaleką to koszmar... Nie marnuj sobie życia...

- To nie będzie marnowanie życia tylko bycie z kimś kogo kocham nad życie.

- Mała... - też ze sobą walczył.

- Nie mów tak nigdy więcej. Będę obok choćby nie wiem co, a po drugie wszystko będzie dobrze i nie będziesz kaleką.

- Przepraszam - wyszeptał.

- Nie masz za co mnie przepraszać...

- Mam...Za to, że tak mieszam w Twoim życiu od początku.

- Czyli nie masz za co - uśmiechnęłam się. - Mieszasz, ale pozytywnie. Kocham Cię i nie wyobrażam sobie bez Ciebie życia.

- Jak ja się cholernie boję... - pierwszy raz widziałam jak płakał.

- Nie płacz kochany... Jestem tutaj - i mi łza poleciała po policzku. - Razem jesteśmy silniejsi. Proszę, nie płacz już...

Załamał się totalnie...A ja nie wiedziałam co zrobić. Muszę dać mu poczucie bezpieczeństwa i tego jak bardzo go kocham. Piękne jest to, że mimo swojej trudnej sytuacji on ciągle myśli o tym jak ja będę miała i jak ja się czuję. Nie namieszał źle w moim życiu, nie ma mnie za co przepraszać ani czym się martwić. Kocham go i bez niego to dopiero było by mi źle.

- Jadłeś coś w ogóle dzisiaj?

- Tylko śniadanie przed treningiem.

- Co tak słabo? Zaraz zjesz późniejszy obiad.

- Nie mam ochoty...

- Jak to nie masz? Markus, musisz jeść.

- Nic mi przez gardło nie przejdzie...

- No to ja też nie będę jadła... - wiedziałam, że to dobry pomysł.

- Lara, nie ma takiej opcji.

- Albo jemy razem albo wcale...

- Kochanie, jesteś mała i drobna musisz jeść.

- Ty też musisz jeść jako sportowiec. Teraz musisz być silny.

Wiem, że to nie fair go tak szantażować, ale to jedyny sposób by się ugiął i coś zjadł. Puki on nie zje ja też nie. Czuję, że w końcu odpuści. Wiem, że mu trudno, ale jeść musi. Jeszcze problemów z odżywianiem brakuje...Wspieram go bardzo i widać, że on to czuje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro