WSTĘP

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


W starym domu niedaleko miasta, które było życiem Szwecji, mieszkała rodzina nie należąca do grupy zamożnych. Cztery lata temu w wyniku pożaru spłonęło ich ówczesne miejsce zamieszkania. Z tego powodu władza miasta zapewniła im bezpieczeństwo oraz pomoc. Zaoferowali opuszczoną chatę na uboczu w której kilkadziesiąt lat temu popełniła samobójstwo dorosła kobieta o imieniu "Sara". Wśród lokalnych mieszkańców snuły się teorie, że prawda była zupełnie inna. Władze obawiając się afery zrobiły wszystko aby uciszyć pogłoski i oficjalnie przyjąć, że sama odebrała sobie życie.
Rodzina Persson składała się z sześciu osób. Eva i Frans doczekali się czwórki dzieci. Najstarszy był chłopiec o imieniu Karl. W dalszej kolejności był Anders. Najmłodszy miał na imię Adam, a pomiędzy nimi była Ulrika. Żyli zwyczajnym życiem, nie posiadali oczekiwań. Byli wdzięczni za dach pod którym mogli spędzać noce oraz za to, że ich rodzina była w komplecie. No prawie... Ojciec był żołnierzem, więc czesto zostawiał ich, ale gdy tylko wracał całą uwagę poświęcał dzieciom oraz żonie. Najlepszy kontakt miał z najstarszym synem, którego traktował jak przyjaciela. Nie mieli zbyt wielu przyjaciół dlatego ważna była dla nich więź rodzinna.

Do najbliższego sklepu dzieliło ich czternaście kilometrów. Często Eva i Ulrika jeździły tam razem na rowerach. Tak było też 22 kwietnia 1985 roku. Obie jadąc na rowerach rozmawiały i śmiały się. Nagle Ulrika zatrzymała się i spojrzała na koło.
- Wszystko gra?
- Tak. Po prostu nie mam powietrza

Eva złapała za ramę roweru córki, a Ulrika pochyliła się nad kołem. Po chwili wyjęła z niego gwoźdź

- Musiałam nie zauważyć i najechać - wyprostowała się i wyrzuciła gwoźdź w krzaki rosnące na poboczu.

- Jesteśmy już kawałek od domu. Nie zatrzymujmy się - oddała rower

- Chcesz iść tyle drogi pieszo?

- Damy radę. Nie martw się - złapała kierownicę swojego roweru i zaczęła iść.

Ulrika zrobiła to samo. Wiedziała, że już i tak jej zdanie nie zostanie uznane. Miała ciężej z powodu "kapcia". Bacznie obserwowała towarzyszkę, która cały czas wydawała się być nie zmęczona. Nawet uśmiechała się. Było to dla niej zaskakujące, ponieważ sama odczuwała kończącą się energię. Po kilku przebytych kilometrach zrezygnowała. Popchnęła rower na ziemię.

- Wybacz, ale wolę zaczekać tu na ciebie. Nie jestem w stanie pójść dalej. Zmęczyłam się

- Ulrika, tutaj są pustkowia. Nie ma nic oprócz lasu. Co jeśli napadnie cię jakaś zwierzyna? Nikt nie zdoła cię uratować

- Jest środek dnia. Wydaje mi się, że zwierzęta częściej atakują nocą, bo właśnie wtedy odczuwają większy niepokój i zagrożenie. Mamo... Zostałam nauczona przez tatę co robić gdy spotkam zwierzę. Poradzę sobie - matka słuchała patrząc z nieufnością - Na pewno wiem, że nie dam rady iść dalej

Odwróciła wzrok, po czym ponownie spojrzała na twarz córki.
- No dobrze. Wrócę jak najszybciej się da, a Ty nie odchodź stąd

Dziewczyna obserwowała mamę, która z każdym krokiem była co raz dalej od niej. Kiedy jej obraz znikł za drzewami, usiadła na zimnej ziemi. Urwała kawałek trawy i zaczęła przeplatać go pomiędzy palcami. Uważnie przyglądała się jak wygina się ten cienki zielony paseczek. Poczuła na głowie mokrą kroplę. Spoglądając w niebo spadły na nią kolejne. Wstała otrzepując się z ziemi. Żaden samochód nie przejeżdżał tamtędy. Była to najmniej ruchliwa jezdnia w całym kraju. Przynajmniej tak to wyglądało. Dłonie zaczęły drżeć z zimna. Twarz zmieniła wyraz. Posmutniała. Nie mogła doczekać się aż rodzicielka wróci z zakupami. Co kilka sekund rozglądała się próbując wykryć prawdopodobne zagrożenie pochodzące z głębi lasu. Jednak nic tam nie było. Ale nawet to nie dawało jej spokoju. Nie posiadając zegarka nie wiedziała, która jest godzina. Deszcz stał się mocniejszy. Krople spadały z chmur co raz częściej i było ich więcej. Ulrika ponownie rozejrzała się wokół siebie. Przyszedł pomysł do jej głowy aby schować się. Podeszła do najbliższego drzewa, którego linia zaczynała las. Oparła się plecami i głęboko oddychała. Zamknęła oczy doceniając chwilę w której nie czuła na skórze takiego zimna jak wcześniej. Liście faktycznie chroniły przed spadającymi kroplami.

W pewnym momencie usłyszała trzask łamiących się gałęzi. Szybko otworzyła oczy. Próbowała zlokalizować miejsce hałasu. Odwróciła się w drugą stronę kierując wzrok na drogę aby zignorować dźwięki. Po chwili poczuła na ramieniu dotyk. W pośpiechu odwróciła się i ujrzała mężczyznę.

- Mam nadzieję, że nie wystraszyłem - jego głos był taki ciepły, przyjemny. Na oko miał około trzydzieści lat. Krótkie włosy delikatnie postawione do góry i te spojrzenie, które było uzależniające. Ulrika od razu skupiła się na jego mocno zielonych oczach przez co straciła kontakt z rzeczywistością. Jednak kolejne słowa sprawiły, że znów wróciła na swoją planetę.

- Em... Przepraszam. Ja po prostu... Nie spodziewałam się, że jeszcze ktoś tu będzie - odparła podróżując spojrzeniem po ziemi.

- Wybrałaś się na spacer?

- Niezupełnie. Rower mi się zepsuł

- Może pomogę? Pokażesz? - ruszył w stronę jezdni. Dziewczyna dołączyła do niego po chwili.

Podniósł rower i zaczął go oglądać.
- niedaleko stąd mam warsztat. To zajmie mi dosłownie moment

- Nie chciałabym robić kłopotu. Poza tym moja mama niedługo wróci ze sklepu. Obiecałam, że zaczekam

- Zdążymy - posłał jej uśmiech.

Prawda wyglądała tak, że bała się iść z nieznajomym. Nigdy wcześniej nie miała kontaktu nawet ze swoimi rówieśnikami, ale gdy popatrzyła na niego zyskała ochotę na kilka dodatkowych minut w jego towarzystwie, więc zgodziła się.
Mężczyzna bez problemu niósł rower przez całą drogę. Wywołało to podziw w jej myślach. Z drugiej strony zrobiło jej się głupio, że zmęczyła się prowadzeniem go i musiała zostawić mamę. Szli tak dwanaście minut, a w trakcie obcy zadawał pytania, na które Ulrika rzucała krótkie odpowiedzi. Interesowało go jej imię, ile ma lat oraz dlaczego stała sama przy drodze. Według niego nie wyglądało to dobrze. Zdradził swoje podejrzenia, że Ulrika była dziewczyną, która szukała kawalera do zrealizowania swoich pragnień erotycznych. Na szczęście zareagowała śmiechem. W tamtym momencie jego wzrok padł na nią i zamilkł pozwalając swoim uszom dokładnie posłuchać tego dźwięku. Był delikatny, wręcz słodki, a przy tym wyjątkowy. Ulrika wstydziła się zadawać pytania. Nie chciała speszyć swojego towarzysza. Wkrótce ukazał im się drewniany dom, ale za to bardzo piękny. Można było zauważyć, że ktoś stara się dbać o niego. Obok znajdował się mały garaż. Facet podszedł do doniczki postawionej przy schodkach do domu, schylił się, a po chwili pokazał klucze dzięki którym otworzył drzwi do garażu. W środku na jednej ze ścian wisiały plakaty zespołów rockowych. Natomiast na drugiej regał w którym leżały poukładane narzędzia.

- Interesujesz się majsterkowaniem? - nieśmiało zapytała.

- Brat mojego taty nauczył mnie wielu rzeczy. Teraz kontynuuję jego pasję i poszerzam wiedzę - zauważył, że jego towarzyszka rozgląda się. Swoją miną dał do zrozumienia, że ma całkowite pozwolenie. Sam zajął się naprawą roweru.

- Myślisz, że zdążymy? Moja mama pewnie już wraca. Będzie zła na mnie

- Nie martw się. Powiedziałem, że zajmie to moment. Zaufaj mi

- Wybacz - powiedziała cicho.

- Nie mam co. Rozumiem, że nie chcesz złamać danego słowa. Ja chcę pomóc Ci, a właściwie twojemu pojazdowi

Ustała za nim i obserwowała co robi. Potrzebowała czasu aby otworzyć się przed nim. Chciała to zrobić, ale nie wiedziała z jakiego powodu. Była świadoma, że dopiero poznała go. W końcu zamknęła oczy, wzięła głęboki wdech i szybko wyrzuciła ze swoich ust propozycję pomocy w naprawie. Na co chłopak pozytywnie zareagował. Ostrożnie podeszła bliżej, ukucnęła obok niego i wykonywała każdą jego prośbę. Po dwudziestu minutach skończyli. Ulrika cieszyła się, że będzie miała jak wrócić do domu, ale czy na pewno chciała?
Mężczyzna odprowadził ją do miejsca w którym spotkali się. Tym razem opowiadał jej o swojej miłości do majsterkowania i kolekcji narzędzi, które odziedziczył po zmarłym ojcu. Opowieści wcale nie nudziły córkę Evy. Wręcz przeciwnie. Czuła się szczęśliwa móc słuchać jego głosu, który tak bardzo spodobał jej się. Gdy doszli, matki jeszcze nie było albo może już wróciła do domu. Ulrika podziękowała za naprawę roweru. Znowu miała okazję ujrzeć jego oczy. Wpatrywała się w nie przez kilka sekund po czym ocknęła się. Na pożegnanie przytulił ją. Zatopił swoją prawą dłoń w jej brązowych włosach. Ten moment mógł trwać dłużej. Czuli się po prostu komfortowo w tej pozycji. Gdy ona zaczęła wycofywać się, mężczyzna spojrzał w jej piwne oczy i przybliżył swoją twarz. Ich usta były tak blisko, a jednak wciąż za daleko od siebie.

- Muszę iść - powiedziała smutnym tonem. Z pewnością żałowała, że przerwała, ale myśli o matce powróciły.
Oddalili się od siebie. Ulrika wsiadła na rower i ruszyła odpychając się lewą nogą od jezdni. Zerknęła na niego sprawdzając jego wyraz twarzy, ale ona pozostawała wciąż w marzeniach. Najwyraźniej jeszcze nie wyrwał się z myśli o pięknej brunetce.

W domu Perssonów panowała harmonia i spokój. Frans wyjechał kilka dni temu. Adam siedział w pokoju na podłodze przy małym drewnianym stoliczku. Kredą rysował na nim domki, chmury, psa, kota i słońce. Karl i Anders grali na dworze w piłkę głośno rozmawiając i śmiejąc się przy tym.

- Nie jesteś w stanie trafić do bramki. Co jest z Tobą? - wołał wyśmiewczo Anders.

- Nie uwierzysz, ale zakochałem się

Anders zatrzymał piłkę stawiając na nią stopę.

- Kim ona jest? Ładna? Mądra?

Brat podszedł bliżej. Położył rękę na jego ramieniu i powiedział, że ta dziewczyna to prawdziwy anioł. Wygląda jak anioł, śmieje się jak anioł, wszystko co robi pochodzi z jej dobrego serca. Anders wtedy zrozumiał, że Karl poczuł coś nadzwyczajnego, ale nie mógł nawet wyobrazić sobie jak to jest być zakochanym w drugim człowieku.
Ich rozmowę przerwała Ulrika. Zostawiła rower przy drzewie, a następnie udała się w kierunku chłopców. Jej policzki były zarumienione, a usta roześmiane.

- Chyba nie tylko Ty znalazłeś anioła - zaśmiał się Anders. Wziął piłkę w ręce i odszedł.

- Co miał na myśli? - spytała Ulrika.

- Nic, nieważne

- Na pewno? Pamiętaj, że możesz mi powiedzieć

- Sto procent. Lepiej powiedz gdzie jest mama

- Jeszcze nie wróciła?

- Nie. Od godziny jestem na dworze i nie zauważyłem jej

Natychmiast pobiegła do domu. Zajrzała do każdego pokoju aż w końcu natknęła się na najmłodszego brata, który był skupiony na rysowaniu. Spojrzała na niego, po czym zamknęła drzwi do tego pomieszczenia. Wyszła z domu łapiąc się za głowę. Wyobrażała sobie najmroczniejsze scenariusze. Podszedł do niej Karl i przytulił. Zapewniał, że nic się nie stało. Cała trójka wróciła do wnętrza domu i oczekiwała na powrót matki. Minęły trzy godziny. Eva wciąż nie przybyła. W tym czasie Anders zajął się Adamem, a Karl i Ulrika siedzieli w kuchni przy stole. Nie odzywali się do siebie. Panowała cisza, którą chcieli aby ktoś przerwał. Właściwie nie ktoś, lecz odgłos otwierających się drzwi.

- To bez sensu. Pojadę sprawdzić - wstał z krzesła.

- Karl, nie wiemy gdzie ona jest. Sklep zostanie zamknięty za godzinę

- A co jeżeli zemdlała w drodze do domu? Tata nie wybaczyłby nam tego. Dobrze wiesz

Karl narzucił na siebie płaszcz i wyszedł. Pożyczył rower siostry, ponieważ swój dał mamie. Jechał najszybciej jak mógł, pedałował nie zważając na to, czy jest już zmęczony. Zmuszał swoje mięśnie do pracy niezważając na ból. Ciemne chmury oznaczające noc zagościły na niebie, a strach przeszyło ciało chłopaka. Gdy dotarł na miejsce nie mógł uwierzyć własnym oczom. Natychmiast zsiadł z roweru i stanął w bezruchu.

Widok płonącego sklepu oraz leżących wokół ciał martwych ludzi, zatrzymał świat. Pogotowie ratownicze i straż pożarna były obecne już na miejscu, ale to wciąż za mało. Z każdą minutą nowy pojazd dojeżdżał aby pomóc. Ratownicy medyczni chodzili między ciałami sprawdzając czy ktoś z nich żyje. Jednak po ich minach można było rozpoznać negatywną odpowiedź. Policja pilnowała aby nikt nie zbliżał się do budynku, który strażacy próbowali ugasić. Karl ruszył powoli przed siebie stąpając podeszwą butów po krwi rozlewającej się po całym podłożu. Wpatrzony w płomień pragnął przekonać się, że jego matki tam nie ma. Wtedy zatrzymał go policjant zakazując mu dalszej drogi. Próbował wytłumaczyć swoje obawy, ale miał wrażenie, że nie słucha go.

- Powiedziałem, że w środku może być moja matka! Czy rozumiesz mnie?!

- Tak, rozumiem

- W takim razie pozwól mi przejść!

Gniew przejął kontrolę nad umysłem Karla i dodał adrenaliny. Popchnął policjanta z całej siły aby ten nie przeszkodził mu w drodze. Kucał nad każdym ciałem, po kolei sprawdzał czy twarz martwego przypomina jego mamę. Skóra była zimna, blada, z ich oczu wypływała krew. Podobnie jak z paznokci, ust i szyi. Cały czas zadawał sobie pytanie "co tu się wydarzyło". Każda ofiara skończyła w ten sam sposób. Obrażenia nie przypominały poparzenia ogniem. Z budynku wyniesiono osobę na noszach. Chłopak podbiegł i odkrył szmatę, którą była przykryta twarz. To ona...

[Śmierć nie kończy katastrofy. Zazwyczaj zbrodnia dopiero zaczyna się. Jedno stracone życie nie przewiduje odebrania kolejnego. Niestety, kiedy ktoś oczekuje zbyt wiele jest w stanie posunąć się do zabicia ukochanej osoby]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro