•Under mistletoe•

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[Robię dobrze czy robię źle, ale robię. Jak wiecie osiemnastego grudnia musieliśmy pożegnać wspaniałego artystę i cudownego człowieka. Kim Jonghyun popełnił samobójstwo, a ten oneshot jest swoistym hołdem dla niego, jako mojego pierwszego biasa, jak i moim sposobem poradzenia sobie z sytuacją. Tak więc, jeżeli nie chcecie czytać to nie mogę was zmusić. Wiem, że to bardzo delikatny temat... Tak czy inaczej. You did well, Jonghyun. You were loved, and You sill will be. /Kluska ]

Dwudziestego czwartego grudnia, dokładnie o godzinie 19:23 Kim Jonghyun pierwszy raz od długiego czasu był szczęśliwy i bardzo dobrze pamiętał tamten wieczór. Aż za dobrze...

~•~

W wigilię Bożego Narodzenia Jonghyun siedział na kanapie i przyglądał się swojej rodzinie. Sodam- jego siostra wraz z mamą okręcały drzewko lampkami. Obie wystrojone w piękne sukienki i biżuterię, którą zakładały tylko od święta. Obie z olśniewającym makijażem i idealnie spiętymi włosami. Natomiast na dywanie siedziała jego dziewczyna - ubrana w czerwony sweter i ciemne spodnie pulchna Azjatka. Z nogami na kokardę sprawdzała, czy każda z bombek ma zawieszkę i ciągle uśmiechała się do starszych kobiet przy drzewku. Grzecznie odpowiadała na pytania, a czasem nawet wdawała się z nimi w żywe dyskusje.

Jonghyun przyglądał się swojej dziewczynie, a na jego usta wkradł się delikatny uśmiech. Widział radosną dziewczynę z cudownym uśmiechem, która ucieszyła się jak dziecko, kiedy dowiedziała się, że razem z mamą i siostrą swojego chłopaka będzie ubierać choinkę. Kiedy kobiety zaczęły wieszać bombki, patrzył jak czarnowłosa dziewczyna staje na palcach żeby dosięgnąć wyższych gałęzi. Widział jak jego mama patrzy na nią rozczulona, a starsza siostra chichocze pod nosem. Wszystko wydawało się takie idealne i oderwane od rzeczywistości, że nie mógł robić nic innego jak tylko się uśmiechać.

– Przypomnijcie mi, - zaczęła Sodam przyglądając się prawie ubranemu już drzewku – dlaczego kupiliśmy taką wysoką choinkę?

– Bo ładniej wygląda. - odpowiedziała jej mama, która podziwiała drzewko z rękoma na biodrach

– Została już tylko gwiazda. - stwierdziła dziewczyna Jonghyun'a, trzymając w dłoni złotą gwiazdę – Jonghyun, pakuj się na czubek.

Salon rozbrzmiał szczerym śmiechem wszystkich zebranych. Mama z córką ocierały łzy ze śmiechu, a Jonghyun aż położył się na kanapie, próbując opanować napad śmiechu. Nawet ojciec, który siedział w kuchni, się zaśmiał. A dziewczyna z radosnymi iskierkami w oczach była dumna, że dzięki niej na twarzach zebranych pojawił się uśmiech. Jej serce robiło fikołka gdy widziała śmiejącego się Jonghyun'a, więc zawsze próbowała wywołać u niego chociaż najmniejszy uśmieszek.

– Słyszałeś swoją dziewczynę. - wychrypiała Sodam, powoli uspokajając się – Pakuj się na czubek.

– Jesteś pewna, że czubek mnie utrzyma? - odparował chłopak, nadal chichocząc

– Bardziej bałabym się o to, czy nie oślepniemy od twojego blasku. - zaśmiała się jego dziewczyna, sprawiając, że blade policzki chłopaka zapłonęły – No chodź. Zawiesisz gwiazdę, Oppa.

Chłopakowi nie musiała mówić dwa razy, a szczególnie ona. Bez problemu wstał i podszedł do swojej dziewczyny. Czarnowłosa wyciągnęła gwiazdę w jego kierunku, ale zamiast ozdoby, Jonghyun pochwycił dziewczynę. Jego ręce objęły jej uda i bez problemu uniosły do góry, na tyle wysoko, że bez problemu założyła brokatową gwiazdę na sam czubek drzewka. Wreszcie choinka była w pełni ubrana, a czarnowłosa Azjatka znów stała na ziemi. Przytuliła się do chłopaka, który pocałował ją w czubek głowy.

– My nigdy nie byliśmy tak uroczy. - westchnęła mama, patrząc w stronę kuchni i kręcąc głową – Twój ojciec nie miał i nadal nie ma w sobie ani krzty romantyzmu.

– Nie jestem ojcem. - odpowiedział poważnie chłopak, obejmując swoją dziewczynę

– I dobrze. - zaśmiała się siostra, klepiąc brata po plecach – Teraz już tylko trzeba nakryć do stołu.

– Ja to zrobię. - zaoferowała się pulchna Azjatka, ale mama Kim pokręciła głową

– Nie ma mowy. - stwierdziła – I tak już nam pomogłaś. Z Sodam sobie poradzimy, a we trójkę będzie tam tłok. Ale liczą się chęci.

I tak gdy matka z córką poszły nakrywać stół, Jonghyun wraz ze swoją dziewczyną zostali sami. Chłopak wrócił na okupowane przez siebie wcześniej miejsce na kanapie, a następnie poklepał ręką przestrzeń obok siebie. Dziewczyna zrozumiała i w mgnieniu oka siedzieli na kanapie, wtuleni w siebie i milczeli.

W tamtej chwili jakakolwiek konwersacja popsuła by magiczną atmosferę między nimi. Nie potrzebowali słów, żeby pokazać sobie ile dla siebie znaczą. Po prostu siedzieli. Czarnowłosa po chwili patrzenia w choinkę, jeszcze mocniej wtuliła się w swojego chłopaka, wsunęła nogi pod siebie i przymknęła oczy. Czuła tylko jak uścisk chłopaka się zacieśnia, a następnie jak całuje ją w czubek głowy. Cały ciężar z serca Jonhyuna nagle zniknął, jak za dotknięciem magicznej różdżki. Nagle poczuł się lekki, zmotywowany i zdolny do wielkich rzeczy. Czarnowłosa natomiast utwierdziła się w przekonaniu, że znalazła swoje miejsce na ziemi - w jego ramionach.

Oboje czuli się bezpieczni i co najważniejsze, wreszcie oboje poczuli się naprawdę szczęśliwi.

Nie wiedzieli ile tak siedzieli, ale z letargu wyrwał ich dopiero donośny głos ojca chłopaka, który zapraszał wszystkich do stołu. Dlatego niechętnie wstali z kanapy i udali się do jadalni, jak para nastolatków, trzymając się za dłonie.

Wszyscy już wybrali swoje miejsca. Rodzice na obydwu końcach stołu, Sodam z mężem po lewej stronie, a dwa miejsca po prawej stronie stołu zostały dla nich. Zajęli miejsca przy stole i zaczęła się uczta. Mebel bowiem uginał się od przeróżnych tradycyjnych potraw i ciast. Nawet znalazło się miejsce dla butelki soju.

Wszyscy jedli, pili i rozmawiali o wszystkim. O wszystkim co cię ostatnio wydarzyło. Opowiadali sobie śmieszne sytuacje z pracy czy ze spotkań ze znajomymi. Dzielili się ze sobą planami na przyszłość bliższą i tę dalszą. Byli rodziną z prawdziwego zdarzenia, która pamiętała, że święta Bożego Narodzenia to nie tylko dni wolne, ale czas gdy mogą być wszyscy razem w jednym miejscu i cieszyć się z tego.

– Zapomniałam o czymś ważnym! - nagle Sodam odskoczyła jak oparzona od stołu i pędem pobiegła do salonu.

Wszyscy spojrzeli za nią, zdziwieni. Z salonu dochodziły odgłosy przesuwanego krzesła i ciche słowa dziewczyny, która najwyraźniej mówiła do siebie samej. Wreszcie uśmiechnięta wróciła do jadalni i nawet nie raczyła wrócić do stołu.

– Prezenty czekają! - zapiszczała radośnie i znów zniknęła w salonie

Jonghyun spojrzał na swoją dziewczynę, której oczy znów zaczęły iskrzyć się prawdziwą dziecięcą radością, mimo jej dwudziestu czterech lat. Dziewczyna grzecznie podziękowała za wspaniały posiłek, a następnie odsunęła się od stołu i ciągnąc swojego chłopaka za rękę, ruszyła do salonu. Blondyn nie mógł nic poradzić. Podążał za Azjatką uśmiechając się jak głupi. Kiedy wpadli do salonu, a dziewczyna zobaczyła stosy pudeł pod choinką, mało nie pisnęła. Puściła chłopaka i podbiegła do klęczącej pod choinką starszej dziewczyny, która zdążyła już dobrać się do jednego z prezentów zaadresowanego do niej.

Był to przepiękna paletka cieni do powiek, w kolorach brązu i komplet drogich pędzelków z rączkami z kryształków. Siostra Jonghyuna była w niebo wzięta, ale dobrze wiedziała, że jej brat nigdy nie wpadłby na pomysł sprezentowania jej czegoś takiego. Dlatego spojrzała na uśmiechniętą, od ucha do ucha, czarnowłosą dziewczynę i przytuliła ją mocno.

- Pomagałaś mu prawda? - zaśmiała się, gdy wreszcie odsunęły się od siebie

- Skąd wiedziałaś? - zapytała czarnowłosa

- Mój brat nigdy nie wpadłby na tak genialny pomysł. - zaśmiała się Sodam - Dziękuje.

A następnie wstała i pobiegła prosto do brata i wpadła mu w ramiona. Wycałowała go i wyściskała za wszystkie czasy, dziękując przy tym. Gdy już uspokoiła się pchnęła go w stronę klęczącej przy choince dziewczyny. Nie powiedział nic tylko wyciągnął do niej dłoń, którą chwyciła.

Stali tak naprzeciw siebie, wpatrując się sobie w oczy. W końcu chłopak wyciągnął z kieszeni pudełeczko i podał dziewczynie. Zdziwiona patrzyła na niego wielkimi oczyma i drżącymi dłońmi otwierała pudełeczko. To co w nim było, przerosło jej najśmielsze oczekiwania, ale też sprawiło, że kamień spadł jej z serca. Zamiast pierścionka, którego się trochę bała, ujrzała srebrną bransoletkę z okrągłą blaszką. Kiedy przyjrzała się blaszce zobaczyła wygrawerowane cztery literki. Inicjały jej i Jonghyun'a. Oczy jej się zaszkliły, ale uśmiechnęła się najpiękniej jak mogła i rzuciła się na chłopaka. Uwiesiła się mu na szyi i jak mantrę powtarzała słowo dziękuje. Jonghyun objął ją i znów uniósł. Kiedy dziewczyna wreszcie się od niego oderwała, jakaś tajemnicza siła kazała jej spojrzeć w górę.

Jemioła. Stali pod jemiołą. Czarnowłosa Azjatka, gdy tylko zobaczyła kawałek tej rośliny, zaczerwieniła się a następnie spojrzała na swojego chłopaka. Jego oczy śmiały się do niej i wreszcie widziała w nich te przysłowiowe iskierki, o których wszyscy mówili.

– Oppa, spójrz w górę. - powiedziała cichutko, a gdy chłopak uniósł głowę, stwierdziła najbardziej oczywistą rzecz. – Jemioła.

– Słyszałem, że gdy staniesz pod jemiołą z ukochaną osobą i pocałujesz ją to wróży to szczęście i miłość na wiele lat. - stwierdził blondyn – Przekonamy się?

Czarnowłosa tylko zaśmiała się, a następnie delikatnie musnęła wargi chłopaka. Między ich ciałami utworzyła się energia, przez którą na muśnięciu warg się nie skończyło.
Wplotła dłonie w jego włosy, gdy jego uścisk wokół jej tali stał się mocniejszy. Oddawała pocałunki, odurzona zapachem perfum Jonghyna.

A rodzina przyglądała się scenie jak z najpiękniejszej koreańskiej dramy.

~•~  

Tamtego wieczora wreszcie czuł się zdrowy. Pamiętał uczucie wolności i lekkości, które dodawało mu odwagi. Tamtego wieczora ani razu nie pomyślał o tym jak beznadziejny jest i jak źle się czuje. Dzięki niej i rodzinie cały ciężar, który ciążył mu na sercu zniknął. Pamiętał też tę cholerną jemiołę, która dała mu nadzieje na lepsze jutro.

Niestety. Sam podpisał swój wyrok, odpychając ją od siebie. Odpychając od siebie wszystkich. Myślał, że tak będzie lepiej. Myślał, że poradzi sobie sam i wróci odrodzony.

Niestety. Pomylił się.

Depresja stała się jego katem, a samotność i cisza jego przyjaciółmi.

Ile dałby, żeby móc cofnąć czas. Ile dałby, żeby jeszcze raz dokonać wyborów. Niestety, nawet on nie mógł cofnąć czasu, ale jednej rzeczy w życiu nie żałował. I był to czas spędzony z nią, z rodziną i z członkami z zespołu.

Zamknął oczy, wspominając wszystkie dobre momenty z przeszłości. Z siostrą, z przyjaciółmi, z nią i wreszcie, po tylu latach, był szczęśliwy.



[Proszę Was. Nigdy nie odtrącajcie rodziny i przyjaciół. Przede wszystkim osób, które są dla was jak rodzina, bo nie zawsze ze wszystkim poradzimy sobie sami. Bądźcie zdrowi, bezpieczni i wesołych, spokojnych świąt moje kluseczki. /Kluska]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro