22.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

40 gwiazdek = nowy rozdział!



-Dlaczego to zrobiłaś, wariatko? - wrzasnął Klaus.

Świetnie. Ja chcę im pomóc a w nagrodę dostałam opierdziel.

-Chciałam was ratować! - wyrzuciłam ręce w powietrze - Gdyby ugryzł któregoś z was to byście zginęli! - krzyknęłam, czując jak łzy gromadzą się w kącikach moich oczu - Nie chciałem stracić żadnego z was. - mruknęłam.

Widziałam zdziwienie na jego twarzy, tego się nie spodziewał.

-Lubię wam dokuczać. - dodałam - Ale naprawdę mi na was wszystkich zależy i nie chcę was stracić. - wyjaśniłam.

Zacisnął wargi i pozostawił to bez komenatrza.

-Wracajmy. - mruknął, patrząc na Elijah. Po czym przeniósł wzrok na ciało Marcela. - Co z nim zrobimy? Nie możemy go zostawić z ostrzem Papy Tunde w sercu. W końcu się ocknie i je wyjmie. - stwierdził niechętnie. Pokiwałam głową.

-Masz rację. - dodał Elijah - Jeśli wyjmiemy ostrze to już po nas...

-Jeśli je w nim zostawimy to też po nas... - mruknęłam.

-Freya czegoś nie wymyśli? -zastanawiał się Klaus.

Co miałaby wymyślić? Chociaż w sumie... Mogłaby użyć magii i wyciągnąć je z niego na odległość oraz przenieść z miejsca na miejsce. To dość trudne zaklęcie i przez ponad sto lat życia, poznałam tylko jedną czarownicę, która była w stanie rzucić to zaklęcie. Freya była silna i potężna, więc mogłaby dać radę. I w ten sposób ja, Klaus i Elijah przeżyjemy. Warto spróbować, ewentualnie stracimy ostrze Papy Tunde, mam dużo więcej broni, więc jakoś poradzimy sobie bez tego.

-Po prostu stąd chodźmy. - westchnęłam - Jest zaklęcie, które może zadziałać, ale to teraz nieważne, skupmy się na tym, aby przeżyć. - poprosiłam.

O dziwo, bardzo szybko się ze mną zgodzili. Przechwyciłam pudło, w którym znajdowała się broń z mojego domu i spojrzałam na braci Mikaelson.

-Do domu? - zapytałam.

-Zdecydowanie. - poparł mnie Elijah, a Nik jedynie skinął głową.

Znalazłam się pomiędzy braćmi i razem ruszyliśmy w kierunku ich domu.

-Jest cholernie silny. - jęknął Klaus, masując swój kark. Zaśmiałam się na jego słowa.

-Całkiem fajnie się patrzyło jak tak tobą rzucał niczym szmacianą kukłą. - zakpiłam, za co spojrzał na mnie z mordem w oczach, więc posłałam mu całusa w powietrzu.

-Skoro tak fajnie się na to patrzyło to czemu mu przeszkodziłaś? - zaszydził.

Dupek. W dodatku skubany ma rację. Nie pozwoliłam zrobić mu krzywdy i gdyby sytuacja powtórzyła, zrobiłabym to ponownie bez zastanowienia. Nie dam skrzywdzić żadnego z Mikaelsonów, są dla mnie jak rodzina. Choć nie mam co kryć, że to z chłopakami miałam bliższy kontakt. Rebekah i Freya były mi bliskie, ale dużo więcej czasu spędziłam z Kolem, Klausem czy Elijah. Nie ma się co dziwić, skoro ten ostatni, był moim chłopakiem.

-Bo jeśli ktoś ma robić ci krzywdę to ja chciałabym być tym kimś. - wyszczerzyłam się - Ten przywilej należy do mnie, wilczku. - wytknęłam język.

-Jestem hybrydą a nie jakimś psem. - warknął.

-Raczej w połowie trupem, w połowie psem, ale jak wolisz. - prychnęłam.

-Ty...

-Wystarczy. - warknął Elijah, przerywając naszą wymianę zdań. Zdawał sobie sprawę, że jeszcze kilka słów i znów będziemy drzeć koty. Tak było od zawsze i raczej nigdy się ro nie zmieni. - Za chwilę znów skoczycie sobie do gardeł. - mruknął zażenowany - Naprawdę niepotrzebne nam kolejne afery. - syknął.

-Mówisz o Marcelu i tym całym czary mary czy o tym, że Laura dała ci kosza? - zainteresował się Klaus.

O matko. Mam nadzieję, że nie podsłuchiwał i nie słyszał tego, co powiedziałam Elijah. Jeśli tak, to mam przerąbane, delikatnie mówiąc.

-Panna Preston...

-Kilkadziesiąt minut temu, była dla ciebie Laurą. - prychnął - Teraz panna Preston? Nawet ślepy by zauważył, że nie chciała do ciebie wrócić. - mruknął. Błagam, Nik, zmień temat. Błagam. - Pod wpływem emocji z nią zerwałeś i żałujesz, ale unosisz się honorem i nie przyznasz się do błędu. - skąd on to wszystko wie? On ma wszędzie podsłuch czy jak? - Laura - spojrzał na mnie  - ma swoje zdanie, zerwanie to dla niej cios poniżej pasa i dlatego nie chciała ci wybaczyć. - prychnął, kończąc swoją opowieść - Mam rację? - wyszczerzył się.

-Prawie. - westchnął Elijah - Twoja doskonała dedukcja jest godna podziwu, ale zapomniałeś o dość istotnym szczególe. - był wpatrzony w brata. Elijah, nie. Gdzie się podziała ta opanowana wersja? Bo wyczuwam katastrofę. - Panna Preston, miała więcej niż jeden powód, aby do mnie nie wracać. - warknął. O nie... Nie dobrze. - Drugim, jesteś ty i jej uczucia względem ciebie. - dokończył.

A mogłam pozwolić Marcelowi ich pozabijać...


*******
Ludzie, z każdym dniem was przybywa i nie wiem jak dziękować. Jest was już 485! Dziękuję za każdy follow🖤🖤

Xoxo Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro