32.
45 gwiazdek = nowy rozdział!
Przełknęłam gulę w gardle, gdy zaklęcie w końcu dobiegło końca. Poszło szybciej niż myślałam...
-Bonnie. - mruknęłam do słuchawki.
-Jeśli zginiesz, nie wybaczę sobie tego, że Ci w tym pomogłam... - usłyszałam wyprany z emocji głos Bennett. Przymknęłam oczy i policzyłam w myślach do dziesięciu.
-Dziękuję, Bonnie. - wyszeptałam i zakończyłam połączenie. Schowałam telefon do kieszeni i zeszłam na dół. Mikaelsonowie stali ramię w ramię, a bariera z sekundy na sekundę coraz bardziej słabła.
-Lauro, masz broń której szukałaś? - moje rozmyślenia przerwał głos Elijah. Odchrząknęłam i wyciągnęłam ostrze Papy Tunde z wewnętrznej kieszeni skórzanej kurtki.
-Niesetety, mam tylko to. - wzruszyłam ramionami - Ale myślę, że wystarczy, aby przynajmniej na chwilę osłabić Gerarda. - wymusiłam uśmiech.
Kłamanie to wyjątkowo trudna sztuka. Jedni kłamiąc nie mogą patrzeć w oczy, innym pocą się ręce, a kolejnym podnosi się ton głosu. Ja natomiast opanowałam tę umiejętność do perfekcji. Jestem w tym tak dobra, że bez problemu skłamię pierwotnemu prosto w oczy.
-Powinnaś uciekać. - spojrzałam na Klausa, który wyglądał jakby bił się z własnymi myślami. Zapewne tak właśnie było...
-Powinnam. - zaśmiałam się, stając obok niego. Całą uwagę skupiłam na barierze, która miała zniknąć w przeciągu kilku najbliższych selund. - Ale nigdzie się nie wybieram. - zakończyłam wypowiedź.
To był moment. Pole zniknęło, a my byliśmy skazani na walkę. Wzięłam głęboki wdech.
Nie brać jeńców. Po prostu zabijać.
Klaus stanął przede mną i rozłożył ręce, prowokując przeciwników do ataku.
-Zapraszam. - wrzasnął. I choć nie widzę jego twarzy, dam sobie głowę uciąć, że w tym momencie się uśmiecha.
Wampiry Marcela rzuciły się na nas. To nie będzie przyjemny dzień.
Jakiś blondyn i brunetka pojawili się dosłownie przede mną. Nie mogłam pohamować szyderczego uśmiechu, który pchał mi się na usta.
- Naprawdę nie chcecie wejść mi w drogę. - mruknęłam, wydymając dolną wargę - Jeszcze nikt tego nie przeżył. - uśmiechnęłam się i rzuciłam na dwa wampiry.
Momentalnie cisnęłam dziewczyną o ziemię a chłopakowi najzwyczajniej w świecie wyrwałam serce. Puściłam jego ciało i chwyciłam brunetkę za szyję, unosząc ponad ziemię. Wysunęłam kły i przegryzłam jej tętnicę. Sekundę później leżała u moich stóp bez serca.
-To zbyt proste. - prychnęłam pod nosem i ruszyłam w stronę kolejnych krwiopijców, którzy wyraźnie pragnęli śmierci.
Rudowłosa stanęła mi na drodze i szybko tego pożałowała, gdyż kilka krótkich sekund później jej ciało leżało na ziemi, a głowę trzymałam w dłoni za rude kudły. Kolejny sukces.
Rozejrzałam się wokół. Elijah wyrwał dwa serca jednocześnie.
Kol z uśmiechem od ucha do ucha rozwalał głowy wampirów kijem bejbolowym. Ten psychopatyczny maniak kocha ten kij bardziej niż rodzeństwo.
Rebekah rzuciła jakąś małolatą o ścianę.
To byli ostatni z żołnierzy Marcela. Reszta poległa.
Spojrzałam w drugą stronę i ujrzałam Freyę, która za pomocą magii starała się unieszkodliwić Davinę. Co najlepsze, świetnie jej to wychodziło.
Jednak gorzej było z Klausem. Marcel trzymał hybrydę za szyję i wgniatał w ścianę, ukazując oblicze bestii. On zamierzał go ugryźć...
Poczułam jak moje serce przyspiesza. Krew szybciej przepływa przez naczynia krwionośne, a oddech staje się nieregularny.
Nie zastanawiałam się nad tym co robię. Po prostu rzuciłam się na Gerarda, aby odciągnąć go od pierwotnego.
Czarnoskóry uderzył w ścianę i posypał się tynk.
-Wara od moich bliskich, sukinsynu. - wysyczałam. Poczułam jak wokół moich oczu pojawiają się rzędy żyłek, a z ust wysuwają się kły. Choćby to była ostatnia rzecz jaką zrobię, nie pozwolę tknąć żadnego z nich.
-Jeszcze nie rozumiesz? - wściekł się, wstając na nogi - Nie uratujesz ich! Możesz jedynie zginąć razem z nimi! - wrzasnął a na jego twarzy pojawił się zwycięski uśmiech. Wzięłam głęboki wdech.
-A więc i ty zginiesz. - oznajmiłam, jakby to była najoczywistrza rzecz na świecie. Widziałam zmieszanie pojawiające się na jegi twarzy.
-Słucham? - prychnął.
Uśmiechnęłam się pod nosem i sięgnęłam po kawałek szkła, który leżał u moich stóp. Uniosłam głowę wyżej, aby przez cały czas patrzeć Gerardowi w oczy.
-Powiedziałam, że jestem wyjątkowo niebezpiecznym przeciwnikiem, Marcelu. - zaśmiałam się - I mówiłam prawdę. - przejechałam ostrą krawędzią szkła po wewnętrznej części dłoni. W miejscu rany od razu pojawiła się krew. Dokładnie w tym samym miejscu, co na prawej ręce wampira. Zszkowy spojrzał na ranę. - Ja nie kłamię. - warknęłam - Jeśli mówię, że zrobię wszystko aby im pomóc, to zrobię wszystko aby tak się stało. Teraz ty wybierasz. Jeśli zrobisz krok w stronę jednego z nich, przebiję się gałęzią i zginę, a ty wraz ze mną. - na mojej twarzy pojawił się psychopatyczny uśmiech.
-J-jak to zrobiłaś? - wyjąkał przerażony. Obserwowałam go z cholerną satysfakcją.
Na twarzach Mikaelsonów wymalowany był szok. Taak, z pewnością udało mi się zaskoczyć ich wszystkich.
Laura Preston jeden, Marcel Gerard zero.
Emilia Mikaelson
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro