4.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

35 gwiazdek = nowy rozdział!






Gdy poczułam promienie słońca na twarzy, mimowolnie się uśmiechnęłam. Powoli otworzyłam oczy i rozejrzałam się wkoło. Lubiłam zostawać na noc u Mikaelsonów, ich dom miał świetny klimat. Wystrój zdecydowanie wyróżniał się od innych mieszkań, w których bywałam, to czyniło to miejsce jeszcze bardziej wyjątkowym.

Poczułam jak ręka Elijah mocniej oplata mnie w pasie, spojrzałam na niego kątem oka. Szatyn otworzył oczy, a jego wzrok od razu padł na mnie.

-Jak się spało? - zagaił. Uśmiechnęłam się i mocniej wtuliłam w jego klatkę piersiową. Jego obie dłonie znalazły się na mojej talii. Mój wzrok padł na jego klatkę piersiową. Mam wrażenie, że tylko kiedy śpi nie ma na sobie garnituru. Nie widziałam go jeszcze w dzień bez ukochanej odzieży, ale nie jestem w stanie zrozumieć jak on wytrzymuje w tym cholernym garniaku jak jest lato. Przecież to musi być istny koszmar...

-Bardzo dobrze. - mruknęłam uśmiechnięta. Uwielbiałam poranki takie jak ten. Kochałam zasypiać i budzić się przy Elijah. -Jakieś plany na dziś? - zainteresowałam się.

-Muszę się spotkać z wiedźmami z miejscowego sabatu. - westchnął - Niklaus chce znów przejąć władzę nad Nowym Orleanem, ale póki co narobił sobie tylko wrogów. - mruknął - Jeśli chce zdetronizować Marcela, to będzie potrzebował mojej pomocy. Nigdy nie był zbyt... opanowanym negocjatorem, prędzej czy później używał przemocy. Jeśli mu pomogę obejdzie się bez niepotrzebnego rozlewu krwi. - wyjaśnił.

Skoro chcą odzyskać władzę jak chcą to zrobić? Przecież to oczywiste, że Marcel się nie podda, dopóki będzie żył, będzie też walczył o to miasto. Ma tutaj wielu przyjaciół, Klaus nie ma szans. Marcel miał pod sobą praktycznie wszystkie wampiry z Nowego Orleanu, a Nik miał tylko Elijah i mnie, był praktycznie bez szans.

- Nie jestem pewna czy możliwe jest przejęcie władzy bez wojny. - westchnęłam siadając i opierając się o ścianę - Klaus nie jest tutaj zbyt lubiany, nie wiem czy twoja moralna postawa ma szansę się przebić przez jego uczynki, morderstwa i w ogóle. - wzruszyłam ramionami.

-Niklaus jest porywczy, ale nie głupi. - stwierdził i usiadł obok mnie. Mimowolnie mój wzrok padł na jego nagą klatkę piersiową. Zdecydowanie wolę jego wersję bez garnituru. - Wie czego chce, a skoro ja jestem w stanie mu w tym pomóc, to tak zrobię. - oznajmił.

Klaus ma szczęście, że ma takiego brata. Moja rodzina nigdy za mną nie przepadała. Zawsze mówiłam to co miałam na myśli, zawsze robiłam to na co miałam ochotę. Gdy tylko się urodziłam, rodzice wybrali mi narzeczonego, gdy skończyłam osiemnaście lat uciekłam z domu. Radziłam sobie sama. Gdy miałam dziewiętnaście lat poznałam Tylera, myślałam, że to moja wielka miłość. To on wprowadził mnie w świat nadprzyrodzony i to właśnie on mnie przemienił. Jednak po czterech latach sielanka się skończyła, a my rozstaliśmy się.

-Elijah, nie jestem pewna czy czarowanice będą chciały z Tobą rozmawiać. - mruknęłam niepewnie - Davina stanie po stronie Marcela, a sabat zrobi co ona każe. Nie przekonasz jej.

- To młoda dziewczyna, myślę, że przekonanie jej nie będzie tak trudne jak ci się wydaje. Marcel ostatnio trochę ją zdenerwował, więc targają nią różne emocje, co z łatwością możemy wykorzystać. - stwierdził. Pokiwałam głową z uznaniem.

Kolejny fakt dotyczący Mikaelsonów, są genialnymi strategami. Mam wrażenie, że kiedy plan A i B zawiedzie to oni się nie martwią, bo alfabet ma jeszcze ponad trzydzieści liter, a każda z nich to sposób na zwycięstwo. To jednocześnie przerażające i fascynujące.

-Pomóc w czymś?

-Lepiej się w to nie mieszaj, mnie czy Klausa nie łatwo jest zabić, ale Ciebie tak. Mogą to wykorzystać. - westchnęłam i niechętnie skinęłam głową.

-Dlaczego Marcel nie wyjechał z Rebekah? - zapytałam.

- Od zawsze miał jeden problem. - mruknął - Nie wiedział czy bardziej kocha Rebeke i chce z nią spędzić resztę życia czy zaimponować Niklausowi i pokazać mu, że jest równie dobry jak on. Może nawet lepszy. - wzruszył ramionami. Skinęłam głową. - Każdy kto ma z nami jakiś bliższy kontakt prędzej czy później na tym ucierpi... - mruknął przybity.

-Na szczęście jestem twarda i mogę dużo znieść. - posłałam mu najpiękniejszy uśmiech na jaki było mnie stać - Nigdzie się stąd nie wybieram. Cokolwiek się będzie działo zostaję z Tobą. Z wami. - oznajmiłam i szybko połączyłam nasze usta w pocałunku. Szatyn nie wahał się i szybko odwazemnił pieszczotę. Tak, zdecydowanie kocham takie poranki.

******
Gwiazdki i komentarze mile widziane, do następnego rozdziału kochani! 🖤

Xoxo Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro