Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pamiętam po dziś dzień słowa pewnego mężczyzny, który zaczepił mnie w parku, a może to ja zaczepiłam jego? Wydawał mi się naprawdę bardzo przyjazny. Był chyba niskiego wzrostu, a może był wysoki? bo opieranie się o drewnianą laskę sprawiało pozory, iż był niższy. W każdym razie to chyba jego twarz spowodowała, że usiadłam z nim na ławce tamtego wieczoru. Miał szare, radosne tęczówki i delikatne zmarszczki wokół twarzy. Zdziwił mnie jednak fakt, że na swej głowie miał czarny cylinder, a strój składał się z ładnego garnituru, który był w kolorze cylindra. Mimo to usiadłam tuż obok niego, zupełnie nic się nie odzywając.

- Ponury dzień prawda? - zapytał, przez co lekko się wzdrygnęłam. Jak na osobę w takim wieku miał bardzo niski i wciąż płynny głos. Odwróciłam w jego stronę głowę, jednak on wcale nie patrzył na mnie, a na otaczającą nas przyrodę. Cóż, jesień mieliśmy naprawdę piękną.

- Zgadza się - potwierdziłam, również kierując wzrok na kolorowe liście i drzewa, które były pozbawione już zieleni.

- Zazwyczaj lubię takie dni, mają w sobie coś pięknego. Jednak dzisiejszy jest wyjątkowo szary, nie ma w sobie nawet nic ładnego. - Westchnął, a w tym samym momencie odwrócił swe spojrzenie w moją stronę. Widząc jego twarz tak blisko, poczułam coś jeszcze, jakby nie był mi kompletnie nieznajomym. Jakbym już kiedyś widziała te oczy i delikatny uśmiech.

- A co się stało, że stał się aż tak zły? - Przez chwilę miałam ochotę ugryźć się w język, jednak było już za późno. Co ja sobie wtedy myślałam? Że staruszek będzie mi się zwierzał? Właściwie po co? Pamiętam jednak moje zdziwienie, kiedy mi odpowiedział.

- Dziś jest rocznica śmierci mojej... - chwilę się zawahał, jakby zastanawiał się nad właściwą odpowiedzią - Mojej ukochanej - Dopowiedział smętnie, a radość jaka jeszcze przed chwilą tkwiła w jego oczach momentalnie wyparowała. Poczułam ogromną chęć przytulenia tego mężczyzny, jednak się powstrzymałam.

- Chyba Pana w jakimś stopniu rozumiem - powiedziałam, czułam jak ból znów nawracał - właśnie wracam z cmentarza, ponieważ dziś jest rocznica śmierci mojej babci - Może właśnie dlatego rozmawiałam z tym człowiekiem. Przypominał mi moją babcię. Miał łagodną twarz, zupełnie jak ona i biła od niego miłość i ciepło, tak samo jak od niej. Jednak on miał w sobie coś, co również ja posiadałam. Był to ból i smutek, bo oboje straciliśmy kogoś ważnego.

- To również bolesne, a odeszła szczęśliwa? - zapytał, co mnie delikatnie zaskoczyło, ale odpowiedziałam od razu, bo cieszyłam się, że kogoś to interesowało.

- Była, przynajmniej tak powiedziała w szpitalu. Jednak ja wiem, że to nie była prawda - wyjaśniłam, wracając wspomnieniami do leżącej babci w szpitalnym łóżku, gdzie do ostatniego jej oddechu trzymałam ją za rękę - Moim zdaniem szczęśliwym można odejść tylko mając przy swym boku kogoś kogo się szczerze kochało - Tłumaczyłam, czując ogromną potrzebę mówienia o tym.

Tak dawno nikomu o niej nie mówiłam.

- Racja - przytaknął mi kiwając przy tym delikatnie głową - Mnie przy mojej ukochanej nie było, jednak sądzę, że umarła szczęśliwe. Zresztą, zawsze taka była, po prostu szczęśliwa. Ona była słońcem, a ja tylko marnym cieniem, który nie miał nic do zaoferowania.

- To bardzo przykre - Czułam, jak łzy zbierają mi się pod powiekami, gdyż chyba takiego bólu jeszcze nigdy nie widziałam. On cierpiał. Mimo, że był tylko nieznajomym, tak bardzo zapragnęłam zabrać od niego to odczucie. Bo sama wiedziałam, jak to jest cierpieć. Budzić się rano z nadzieją, że demony, które nas nawiedzają w końcu znikną. Zamiast egzystować, po prostu żyć. Zasypiać z nadzieją, że w końcu zazna się spokojnego snu. Doznałam tego wszystkiego, lecz szybko się wyleczyłam. A raczej zrobił to on.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro