Cross x Nightmare

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cross pov.

- Jesteś obrzydliwy. Nie zbliżaj się do mnie! - Wykrzyczał jak gdyby nigdy nic, rzucając swoimi słowami niczym ostrym nożem. W tamtym momencie cały świat się dla mnie załamał, nie wiedząc co robić po prostu miałem

ochotę paść na ziemię. Nie powinienem był tego mówić, to nigdy nie powinno wyjść na światło dzienne, dlaczego byłem takim idiotą?! Jak mogłem w ogóle pomyśleć, że to może się udać!?
Patrzyłem jak on zaczął odchodzić, podczas gdy ja stałem w głębokim szoku próbując na nowo poskładać zarówno swój świat, jak i duszę, która wiła się we mnie powodując przeszywający ból. Tak bardzo bolało mnie odrzucenie, bo choć doskonale wiedziałem, jak jest to mimo wszystko miałem te swoją złudną nadzieję, że wszystko się ułoży i choć teraz miałem prawdę na wyciągnięcie dłoni, zamiast przynieść ukojenie, tylko zadała mi znacznie więcej bólu.

Przez następne dni, coraz ciężej było mi wytrzymać, gdy siedząc sam w jedynym miejscu, które mogłem nazwać domem zadręczałem się tym co stało się już spory kawałek czasu temu. Choć zarówno ludzie, jak i potwory mówią ''Czas leczy ranny'' To dla mnie okazało się to być jedynie głupim kłamstwem, wcale nie czułem się lepiej, wręcz gorzej. Przez chwilę nawet do mojej głowy przechodziła mi przez myśl ponowna rozmowa z nim, jednak co ona mogła zdziałać? Dość jasno wyraził co o mnie myśli, tutaj nie było już co wyjaśniać - Ponownie zmieniłem miejsce na kanapie - Nie chciałem, nie było powodu, aby zostawać w miejscu. Potrzebowałem oderwać się od myśli.

Tak więc spacer wydał mi się jedynym słusznym wyjściem. I gdy już chwilę później stałem naprzeciw drzwi, ostatni raz zawahałem się otwierając je przed sobą. Wbrew moim początkowym oczekiwaniom, dość szybko udało mi się zaaklimatyzować. Był przyjemny słoneczny dzień zaś odgłos śpiewających ptaków nawet na chwile nie milkł. Odetchnąłem wpuszczając do siebie zupełnie nowe, świeże powietrze, prawdę mówiąc brakowało mi tego.
Swoje pierwsze kroki, wbrew pozorom nie skierowałem naprzeciw siebie. Znałem zbyt dobrze to miejsce, lepszym dla mnie rozwiązaniem z pewnością było wybranie się do innego au.
Takim oto sposobem, trafiałem do kolejnych uniwersów czy nawet multiversów, poszukując czegoś co przykuło by moją uwagę na tyle długo, abym po prostu się zrelaksował. Pewnie gdym powiedział to na głos zabrzmiało by to głupio ale, z jakiegoś powodu po prostu czułem, że coś jest nie tak. W każdym z napotkanych przez siebie miejsc nie mogłem znaleźć absolutnie niczego specjalnego. Pomimo że każde au samo w sobie było unikalne i miało wiele niepowtarzalnych
elementów, nie było to tym czego się spodziewałem. Prawdę mówiąc, traciłem już nadzieję.
Wtedy jednak go zobaczyłem nie umyślnie ze strachu wstrzymując oddech. W pierwszej chwili chciałem do niego podejść, ale dość szybko zdałem sobie sprawę jak beznadziejnym pomysłem to było. Zamiast tego po prostu zawróciłem.

Los jednak nie był dla mnie zbyt łaskawy, bo nim zdążyłem dobrze odejść, musiałem na swojej drodze spotkać małą gałązkę, której chrupot, pod moimi stopami natychmiast zaalarmował Nightmare'a, który jak na zawołanie odwrócił się i spojrzał na mnie.

- Nie przeszkadzaj sobie, już i tak wychodzę - Powiedziałem zadziwiająco spokojnie, oddalając się. Cóż, przynajmniej taki miałem zamiar.

- Czekaj - Rzucił szybko, na co ja głupi rzeczywiście się zatrzymałem - Nie ma takiej potrzeby.

Stałem zmieszany, nie wiedząc co zrobić. Pozostać tam? Odejść? A może usiąść obok? Żadna z tych opcji nie wydawała mi się w tamtej chwili właściwa. Tak więc skończyłem stojąc jak skończony kretyn licząc, że zaraz on jakoś mi podpowie co zrobić.

- Jeśli czujesz się skrępowany, po prostu sobie pójdę. Już i tak się tutaj nasiedziałem... - Dopowiedział wstając z miejsca, na co ja automatycznie zareagowałem.

- Nie! - Szybko ugryzłem się w język - Nie ma takiego powodu... - Odmruknąłem ciszej.

Nightmare, nic nie mówiąc, po prostu usiadł w prawie tym samym miejscu. Wtedy też postanowiłem zaryzykować. Nie wiele myśląc usiadłem obok niego na tyle szybko abym sam nie miał czasu na przemyślenia czy ucieczkę, jednak i na ten gest Nightmare zareagował swoją zwykłą obojętnością.

- Przepraszam - Wyszeptałem cicho, tym razem zwracając jego uwagę.

- Za co? - Dopytał, po chwili ciszy między nami.

- Z to, co powiedziałem ci cztery dni temu. Nie myślałem w tedy - Powiedziałem. Prawdę mówiąc, nigdy nie myślałem, że będę musiał przepraszać za wyznanie miłości.

Nightmare spojrzał na mnie kręcąc przy tym głową. Wyglądało na to, że sam najprawdopodobniej zapomniał o tej sytuacji.

- Dlaczego przepraszasz? Powiedziałeś jedynie to co czujesz - Odpowiedział, a mnie aż zamurowało.

- Nie jesteś na mnie za to zły? - Zapytałem, spoglądając w jego stronę. Na co on też po chwili kątem oka spojrzał na mnie.

- Nie mam powodu, aby być złym...

- Ale to, co powiedziałeś wtedy... - Wypaliłem, nie pozwalając mu dokończyć. Na co on westchnął.

- Ehh, dziwisz mi się? - Odwrócił wzrok - Nie masz nawet pojęcia jak mdli mnie od twojej aury. Nie masz pojęcia jak bardzo mnie to wkurzyło... Gdy to powiedziałeś, ehh twoje emocje drastycznie się zmieniły, choć wcześniej nie czułem ich od ciebie. Były zbyt szczęśliwe - Mruknął, po chwili czekając na moją odpowiedź. Na co ja nie wiedziałem jak zareagować... Czyli chodziło mu tylko o moją aurę...? A jeśli tak to czy...

- Teraz też brzydzisz się mojej aury? - Zapytałem, automatycznie wskazując na siebie dłonią.

-Teraz niezbyt... - Powiedział po chwili myślenia - Jest raczej obojętna - Jego słowa sprawiły, że w jednej chwili poczułem nieporównywalnie wielką ulgę, pomimo że tak naprawdę dosłownie nic nie zyskałem. Jednak świadomość, że jest jakiś procent szansy, że znów mogę być, chociaż obok niego, sprawiła, że paradoksalnie poczułem się bliżej niego niż kiedykolwiek wcześniej.

//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////

                                                 I jak wam się podobało? (Krytyka mile widziana)

                                                                                          - Rose

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro