Prezent od FrozenRoseBerry dla was!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jeszcze raz wszystkiego dobrego kochani! A tutaj mam dla was coś pisane jeszcze minutę temu... Mój prezent dla was z okazji świąt.

  - Zamknięte — Przeczytałaś kolejną tabliczkę na drzwiach sklepu. Rozumiałaś, był już późno, ale żeby żaden sklep z upominkami nie był otwarty? Czemu w XXI w. ludzie nie myślą o tym, że może komuś nie chce się zaraz na początku listopada kupować prezentów. Westchnęłaś cicho, mimo wszystko pozostało jeszcze jedno miejsce, które powinnaś sprawdzić, może ten nowy sklep na końcu ulicy będzie otwarty?

Byłaś zdeterminowana, w końcu musiałaś kupić jakiś prezent I/P Ostatnim razem zapomniałaś o jego urodzinach, a teraz był ostatni dzwonek, aby odkupić swoje winy, z pewnością i on na to liczy! Oczywiście twoja determinacja utrzymywała się jedynie podczas pierwszych kroków, powoli słabnąc wraz z narastającym wiatrem. Mróz szczypiąc cię w twarz, nie miał litości, przez co jedynym, o czym teraz marzyłaś, było znalezienie schronienia w jak najbliższym budynku.
W końcu jednak dotarłaś do szarego budynku. Nie byłaś pewna do końca, co to za sklep, jednak wizja jakiegokolwiek schronienia przed tym cholernym zimnem wydawała się znacznie weselsza niż wparowanie na chama do choćby najbardziej upokarzającego sklepu. Niemal, gdy tylko weszłaś do środka, poczułaś przyjemne ciepełko, na tyle przyjemne, że poprzez znaczącą różnicę temperatur twoje oczy lekko załzawiły, a ty powoli zaczynałaś odczuwać skutki długich poszukiwań otwartego sklepu. Twoje ręce były tak zdrętwiałe, że zanim zajęłaś się dokładnemu przyjrzeniu, co to za miejsce, wolałaś energicznie pocierać dłonie o siebie w celu upewnienia się, czy na pewno nie będzie potrzebna ich amputacja. Gdy jednak do twoich uszu dotarł głośny kaszel sprzedawcy stojącego za ladą, nie mal natychmiast czując się trochę głupio, odpowiedziałaś coś w stylu ''Dobry wieczór''. Stary przyjaźnie wyglądający mężczyzna uśmiechnął się do ciebie, zaś jego z lekka pucołowate policzki nabrały czerwonawego koloru. Gdyby nie niebieska koszula, mogłabyś przysiąc, że stoi przed tobą żywy sobowtór świętego znanego z reklamy Coca-coli.

- Czegoś młoda panienka potrzebuję? - Zapytał swoim ciepłym głosem, drapiąc się po niewielkiej łysinie na głowie.

- Nie... To znaczy tak... Tak właściwie to tylko się rozglądam — Powiedziałaś, czując się trochę zmieszana. Mężczyzna popatrzył na ciebie pocieszająco, jakby dokładnie rozumiejąc, co czujesz.

Rozejrzałaś się do okoła, jedynym co dostrzegłaś, były puste pułki, oraz te, na których znajdowały się jakieś kolorowe broszurki. Nie rozpoznawałaś jednak żadnej z nich, nawet jeśli przez pewien czas wgapiałaś się w jedną z nich, chcąc zrozumieć, do jakiego zakupu ma cię zachęcić. Zaciekawiona w końcu sięgnęłaś dłonią po pierwszą leżącą z boku. Zaczęłaś czytać... Jednak nic nie rozumiałaś, była przepełniona terminami, których znaczenia nie mal w całości nie byłaś pewna. W końcu jednak postanowiłaś zapytać sprzedawcę o najczęściej przewijający się termin.

- Przepraszam, co to znaczy Bitties? - Zapytałaś, odrywając wzrok od kolorowego kawałka papieru.

- Długo by opowiadać, ale mogę za to pani pokazać — Powiedział ''Mikołaj''. Tylko nie tutaj, tu jest zbyt chłodno — Dodał, łapiąc za klamkę za sobą.
Lekko zdziwiona analizowałaś każde ze słów tego miłego pana. Za chłodno? Przecież tu jest naprawdę ciepło, zresztą co do tego miała temperatura?. Byłaś co prawda tak samo zdezorientowana, jak i ciekawa. Jednak końcem końców wygrała ta gorsza część ciebie.

- Dobrze, z przyjemnością zobaczę — Powiedziałaś, podchodząc do sprzedawcy, na co on uśmiechnął się promiennie, puszczając cię przodem w drzwiach. Miał racje, to pomieszczenie było znacznie cieplejsze od przedsionka i wy wydawało się również znacznie jaśniejsze. Jednak To nie to przykuło całą twoją uwagę, bo twój wzrok spoczął na czymś w rodzaju terrariów. Z początku z lekką niepewnością spojrzałaś na sprzedawcę. On jedynie kiwając głową, pokazał ci dłonią, abyś podeszłą. Podeszłaś, byłaś nie tyle co wystraszona, co ciekawa co się w nich znajduje. Wtedy w końcu zobaczyłaś coś, przez co twoje serce zamarło. Były to malutkie stworzonka, nawet nie byłaś pewna, jakich słów użyć, aby je opisać. Były tak różne, jednak większość była czymś w rodzaju drobnych szkieletów w kurtkach. Myślałaś, że zaraz oszalejesz, one były tak urocze! Czułaś się jak małe dziecko, które po raz pierwszy rodzice zabrali ze sobą do sklepu zoologicznego. Tyle że tym razem byłaś już sama a przed sobą zamiast chomików czy myszy, miałaś malutkie potwory. Sprzedawca, widząc twoją ekscytację, zaśmiał się cicho.

- Podobają się pani? - Zapytał, podchodząc do terrarium, przy którym stałaś, nie mogąc oderwać wzroku.

- Nawet bardzo! - Powiedziałaś, prawie piszcząc, jednak w ostatniej chwili ściszyłaś głos, widząc jak jedno ze stworzonek. Ubrane w niebieską bluzę z chmurkami przymierza się do spania.

- To są właśnie Bitties. To takie jakby małe potwory, o naprawdę złotych serduszkach — Powiedział, otwierając górną część terrarium, na co ty przyglądałaś się jak w transie. Jego dłoń delikatnie zabrała jednego z maluchów wyglądającego jak żywy ogień, tylko że w kolorze jasnoniebieskim.

- To Curly, choć wygląda jak ogień, jednak nie jest nim. Śmiało spróbuj go pogłaskać. Powiedział, wyciągając w twoją stronę potwora, który patrzył się na ciebie z zaciekawieniem.

Początkowy strach, aby nie zrobić mu krzywdę, w jednej chwili wyparował, gdy tylko dotknęłaś ''ognika''. Pomimo że nie czułaś zbytnio czegoś materialnego, jego języki z ognia były po prostu ciepłe, i przypominały coś w stylu uczucia dotykania pary wodnej. Sam potwór pod twoim dotykiem zdawał się lekko przytłoczony, jednak widać było, że mimo wszystko sprawiało mu to wielką przyjemność.

- To jest tak bardzo... Wspaniałe — Powiedziałaś, na co sprzedawca, biorąc delikatnie twoją dłoń posadził na niej Curly'ego. Nie wiedziałaś, co robić. Nie czułaś prawie nacisku, jaki wywierał na twoją dłoń, zupełnie jakby prawie wcale go tam nie było. Nie mogłaś się oprzeć pokusie i wystawiłaś w jego stronę palec wskazujący. Potwór z początku lekko wystraszony, jednak z czasem sam chwycił twój palec. Byłaś wniebowzięta. Gdy tylko spoglądałaś na inne terraria. Miałaś jedynie ochotę zabrać je wszystkie ze sobą do domu... Były tak cudowne...
Sam sprzedawca z uśmiechem na twarzy wyjaśniał każde z zagadnień, jak i odpowiadał na twoje pytania dotyczące tych kruchych stworzonek. Dodatkowo cała sytuacja miała miejsca przy terrariach, przez co prawie wszystkie potwory przyglądały ci się z zaciekawieniem. Pomimo dość spontanicznej decyzji o wybraniu jednego z nich, chciałaś dowiedzieć się możliwie wszystkiego, aby twój przyszły towarzysz miał jak najlepsze warunki.
Gdy wraz ze staruszkiem uzgodniłaś wszystkie szczegóły, pozostała najtrudniejsza część. Wybór tego, którego zabierzesz ze sobą.

- Ach, dlaczego nie mogę zabrać ich wszystkich ze sobą! - Pomyślałaś, końcem końców wybierając... (Napisz w komentarzu ^ ^)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro