XXVII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Oddycham szybko i głęboko. Siedzę skulona na końcu jakiegoś ciemnego korytarza. Światła się tu nie palą, a półmrok zapewnia nikłe światło księżyca wpadające przez duże okno. Od kilku minut chowam się tu pod parapetem i zastanawiam się nad sobą. W głowie wciąż huczą mi oskarżenia wielu głosów. Zmieniłaś się. Zamykam oczy by chociaż minimalnie się uspokoić. Co dalej? Chowam głowę między kolana. Najchętniej znalazłabym się teraz w domu. W moim łóżku, gdzie nie ma żadnych wampirów, gdzie wciąż jestem sobą. I kolejny fakt, ostatnio coraz mniej bywałam w domu. Ale czy to nie tu jest mój dom? W ramionach ukochanego, gdzie czuję się najbezpieczniej? 

Z oczu powoli zaczynają cieknąć mi łzy. Z bezsilności, niemocy. Nie mam pojęcia co robić. Teraz, nie czuję się już dobrze w tym miejscu. Jestem inna, nigdy nie będę taka jak te wszystkie wampiry. I nie chcę być. Przynajmniej kiedyś nie chciałam...  Tak strasznie chcę wrócić do sypialni i znaleźć się z powrotem w stalowym uścisku Zacka. Ale nie mogę tego zrobić, muszę go unikać, dopóki nie wymyślę, jak dalej to wszystko rozegrać. Wiem już, że nie opuszczę go, nie dam rady. Nie zostawię też wszystkiego tak jak jest teraz. Nie mogę żyć w luksusie, bo miałam szczęście, którego nie miały miliony. Co robić...?

Powoli podnoszę się z podłogi i na chwiejnych nogach wychodzę z korytarza. Zupełnie zgubiłam się w wielkim budynku i nie wiem gdzie iść. Znowu czuję się przytłoczona. Przez jakiś czas błądzę po korytarzach, aż natrafiam na znajome schody. Potem już łatwo trafiam do komnaty Zacka. Niepewnie wchodzę do środka. Przechodzę przez salon i trafiam do sypialni.  Siedzi na łóżku, ze spuszczoną głową i wygląda na przybitego. Gdy słyszy moje wejście, podnosi głowę i nasze spojrzenia spotykają się. Przysiadam na łóżku obok niego. 

-Hej, przepraszam, że cię skrzyczałam. Miałam zły sen i musiałam pomyśleć. Z resztą wciąż muszę, dlatego chciałam cię poprosić, żebyś odwiózł mnie do domu...- mówię z bólem. Nie chcę się z nim rozstawać, nawet na chwilę.

-Nie pozwolę ci odejść, Liv- jego głos jest dziwnie zachrypnięty- nie tym razem- patrzy na mnie ze smutkiem. 

-Na Boga, nie chcę odejść!- prędko biorę jego dłoń w swoje dłonie- chcę po prostu wszystko przemyśleć na spokojnie, w domu. Nie zostawię cię, nie mogłabym. 

-Powiedz mi co się stało i pozwól mi sprawić, byś o tym zapomniała- patrzy mi uparcie w oczy i niech mnie szlag, ale przez chwilę jestem pewna, że mu ulegnę. Tak strasznie chcę ulec bez późniejszych wyrzutów sumienia. 

-Chciałabym się zgodzić, ale teraz naprawdę pragnę się znaleźć w domu. 

-Jest środek nocy, jedziemy teraz czy wytrzymasz do rana?

-Wytrzymam- szczęśliwa, że mogę sobie jakoś to usprawiedliwić, wskakuję do łóżka i już po chwili zostaję otulona ramionami Zacka. Przysuwam się do niego najbardziej jak tylko mogę i układam głowę na twardych mięśniach jego piersi. Wdycham cudowny, hipnotyzujący zapach mojego wampira.

-Kocham cię, maleńka.

-Też cię kocham- faktycznie, jego bliskość sprawia, że wszystko przestaje się liczyć. Tak więc na chwilę zapominam o wcześniejszych troskach i zasypiam.

~*~

Wielka jest radość mojej siostry, gdy wracam do domu. Co prawda Zack przekazał im, że odbili mnie z rąk rebeliantów, że jestem już bezpieczna, ale mama z Mią wciąż strasznie się o mnie martwiły. Moja rodzicielka już po pierwszych kilku minutach mojej obecności w małym mieszkaniu, zauważa, że coś jest nie tak. Każe pięciolatce iść do pokoju, a sama bierze mnie na rozmowę do salonu. Potrzebuję czyjejś rady. Koniecznie. Opowiadam jej wszystko. Mój sen, przemyślenia i wyrzuty sumienia. 

-Zmieniłam się, mamo- stwierdzam ze smutkiem. Ona natomiast uśmiecha się tylko pobłażliwie. 

-To źle?- pyta autentycznie zdziwiona.

-Oczywiście. Zdradziłam własną rasę! Zmieniłam się...- patrzę na nią z rozpaczą w oczach, ale mama jest spokojna.

-Liv, kochanie, a nie uważasz, że gdyby nie zmiany, to świat stał by w miejscu? Nikt nie jest stały przez całe życie, ludzie się zmieniają. Jest to naturalna kolei rzeczy i ty też dorastasz. Dojrzewasz do pewnych spraw, uczuć. Gdyby ludzie się nie zmieniali, życie byłoby monotonne i przewidywalne. 

-Ale mam ogromne wyrzuty sumienia...

-To zrozumiałe. Jesteś bardzo empatyczną dziewczynką- uśmiecha się do mnie ciepło- nie możesz znieść cierpienia innych. Właśnie tak cię wychowałam Livie.

-Nie pomaga mi to, mamo. Nie wiem co robić, co mogę na to poradzić.

-Wiesz kochanie, tak między nami, to mam pewien pomysł. Ten wampir jest w tobie szaleńczo zakochany. Widziałam jak na ciebie patrzył- puszcza mi oczko- jestem pewna, że zgodził by się na wszystkie twoje warunki. Nie, nie na warunki. Na prośby. Zwyczajnie poproś go, żeby poprawił standardy życia ludzi, a gwarantuję ci, że on to dla ciebie zrobi. Może, bo ma taką władzę. 

Moje brwi wędrują wysoko na czole. Analizuję dokładnie sens słów wypowiadanych przez moją rodzicielkę. Jasna cholera, ona ma rację!  Czemu ja wcześniej na to nie wpadłam?!

-Jezu mamo, jesteś genialna!- rzucam jej się na szyję. 

-Ano widzisz, czasami opłaca się przychodzić po radę do starej matki- zaśmiała się. 

No, to teraz została mi jeszcze tylko trudna rozmowa z Zackiem.

~*~

Ano witam witam ;D

Przychodzę do was z nowym rozdziałem i informacją, że w następny weekend nie pojawi się raczej nic nowego, bo wyjeżdżam na kilka dni i jeśli uda mi się napisać coś wcześniej to dodam. Jeżeli nie, to nie liczcie na nowy rozdział w weekend, sorki memorki.

Pozdrawiam, wasza princessa67577 <33



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro