XXXIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Katherine

Z przerażeniem patrzę jak ten pedał podchodzi do nas i wściekłym wzrokiem mierzy Liv. 

-Odpowiedz szmato!- krzyczy łapiąc ją za włosy. Oj będzie miał przesrane. 

-Zostaw ją kretolu!- wrzeszczę rzucając się na niego z pięściami. Niestety z moją masą wychodzi to słabo i kończy się to tym, że osiłek odpycha mnie do tyłu, a ja ląduję na tyłku. Uczniowie stłoczeni dookoła nas patrzą się jak gdyby przed nimi odgrywało się niezłe przedstawienie. Pieprzeni tchórze!

Chłopak popycha moją przyjaciółkę na szafki i sam podchodzi do niej.  Chyba zamierza ją pobić.

-Przeproś!- krzyczy przewracając ją na ziemię- no dalej!- kopie ją w żebra. 

Teraz już wiem, że nie mogę zwlekać. W pośpiechu wyciągam z kieszeni spodni telefon, który dwa dni temu dostałam od ukochanego. Drżącymi dłońmi wybieram numer, słysząc w tle krzyki.

-Katie? Nie powinnaś być w szkole?

-Błagam przyjedź tu teraz, szybko. Jakiś skurwiel bije Liv.

-Gdzie jesteście?- głos Amona nagle robi się poważny i dobitny. 

-W szkole. Pośpiesz się. Spróbuję mu jakoś przeszkodzić. Boję się, że on jej zrobi krzywdę- głos mi się łamie. 

-Spokojnie kochanie, zaraz będę- rozłączył się nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć. 

Przebijam się przez tłum i zerkam na sytuacje pod szafkami. Liv leży na ziemi, podpiera się łokciami i z nienawiścią patrzy na swojego oprawcę. 

-Przeproś szmato, albo cię matka nie pozna!- kopie dziewczynę w brzuch, na co ona wypluwa trochę krwi- głos ci odebrało?!

-Wiesz co? Ja ci współczuję- wychodzę przed szereg gapiów- zaraz przyjedzie tu ktoś spuścić ci wpierdol- uśmiecham się słodko. 

-Nie boję się nikogo!- mówi niskim, nieatrakcyjnie grubym głosem- nikt mi nic nie może zrobić, bo Karina zabije każdego kto mi podskoczy.

-Nie rozśmieszaj mnie- powoli zbliżam się w ich stronę z zamiarem pomocy Liv- wiesz może kim jest ta twoja macocha w hierarchii wampirów? Bo nie tylko ty masz tu z nimi kontakty. Pewnie nie wiesz, ale właśnie skatowałeś narzeczoną- a co mi tam jedno kłamstwo, słowo 'dziewczyna' brzmi słabo, Zack powinien się jej oświadczyć- najbardziej wpływowego wampira na świecie. 

-Nie wierzę ci- chyba wyczerpałam limit jego uwagi, bo ignoruje mnie i wraca do bicia i kopania Livie. 

-Ja pierdole, zostaw ją kurwiu!- rzucam się w jego stronę i z całej siły kopię go w krok.  Zgina się w pół, ale nim zdążę się odsunąć ten zamachuje się i uderza mnie z całej siły pięścią pod okiem. Zataczam się do tyłu. Gdy przestaje mi się kręcić w głowie i orientuję się dzieje dookoła, widzę że ten frajer z powrotem pochyla się nad biedną, zakrwawioną dziewczyną. 

Do głowy wpada mi kolejny pomysł. Z ciężkim sercem spuszczam sytuacje z oczu i zaczynam biec przez siebie wzdłuż korytarza. Jak burza mijam pojedynczych uczniów na schodach i wpadam na drugie piętro zdyszana. Dopadam do drzwi gabinetu dyrektora i bez pukania otwieram je na oścież. Wampir patrzy na mnie zszokowany wściekłym wzrokiem. 

-Pobili Liv! Parter!- krzyczę nim zdąży nawrzeszczeć na mnie za brak szacunku.

 Na dźwięk moich słów dyrektor blednie i wstaje z fotela tak gwałtownie, że ten się przewraca. W wampirzym tempie wybiega z gabinetu. Ruszam za nim i ile sił w nogach zbiegam z powrotem na parter. Od razu widzę, że coś się zmieniło. Na korytarzu nie ma prawie wcale uczniów. Większość pochowała się za rogami i obserwowała sytuacje rozgrywającą się przy szafkach. Livie w ogromnej kałuży krwi leży ze spuchniętą twarzą na ziemi. Jebany osiłek wisi nad ziemią, dusząc się w silnym uścisku Amona. Podbiegam szybko do przyjaciółki. Klękam przed nią i układam jej głowę na swoich kolanach. Sprawdzam puls- żyje. 

-Przydaj się na coś i zanieś to ścierwo do mojego bagażnika- warczy mój mężczyzna rzucając chłopaka pod nogi dyrektora. Słyszę jak ciało uderza o podłogę- czerwone corvette. 

Wampir przerzuca sobie wciąż szamoczącego się frajera przez ramię i wynosi go ze szkoły. 

-Rozchyl jej usta- zwraca się do mnie Amon, pochylając się nad nami. 

Robię co kazał. Wampir gryzie się w nadgarstek po czym przysuwa go do ust mojej nieprzytomnej przyjaciółki. Gęsta, ciemnoczerwona krew spływa do nieruchomych ust dziewczyny. Twarz ma fioletową i spuchniętą, a z boku głowy wielkiego guza. Moje oczy zachodzą łzami. Biedna Livie, przecież ona nie zasłużyła na takie cierpienie. 

-Hej kochanie, nie bądź zazdrosna- uśmiecha się do mnie smutno Amon- musimy ją jakoś dowieźć żywą do szpitala. 

-Co? Nie, ja nie jestem zazdrosna. Po prosu strasznie mi jej szkoda. 

-A tobie co się stało?- wolną ręką podnosi mój podbródek do góry, żeby spojrzeć na wielkiego siniaka pod moim okiem. Nie mogę go zobaczyć, ale to miejsce mnie tak boli, że czuję jak mi puchnie. 

-Ten skurwiel mnie uderzył jak próbowałam bronic Liv. Nic wielkiego- odwzajemniam smutny uśmiech. Rana na nadgarstku wampira już się zasklepiła więc przegryzł ją jeszcze raz.  

-Zabił bym go na miejscu, ale lepiej, żeby potem umierał powoli niż teraz szybko gdyby poniosły mnie emocje. Dobrze, że nie zadzwoniłaś po mojego brata. On by od razu zburzył pół szkoły jakby zobaczył swoją dziewczynę w tym stanie- śmieje się gorzko- chodź, idziemy do samochodu.

Wstaje z podłogi i delikatnie bierze wciąż nieprzytomną dziewczynę na ręce. Ja też się podnoszę i idę obok niego.

Przy samochodzie stoi dyrektor. Mijamy go ignorując jego żarliwe przeprosiny. Amon siada za kierownicą, a ja z tyłu trzymając na kolanach głowę leżącej w poprzek Livie. Droga do szpitala mija nam bardzo szybko. Hah, może dlatego, że prujemy  z zatrważającą prędkością po centrum miasta. 

Amon zadzwonił po drodze do Zacka. W sumie cieszę się, że nie usłyszałam jego reakcji. Musiał się wkurwić.  

~*~ 

-Co z nią?- pytam lekarza po ośmiu godzinach siedzenia w poczekalni. Wcześniej skoczyli zszywać głowę mojej przyjaciółce. Ale ile czasu można zakładać kilka szwów?! 

-Niestety, podczas operacji wykryliśmy niewielką zmianę pod czaszką. Krwiak nie był co prawda duży, ale nieusunięty mógł narobić wiele szkód. Operacja się powiodła i pani koleżanka powinna niedługo się budzić- zbladłam. Livie miała krwiaka pod czaszką. Krwiak. Przecież to nawet brzmi poważnie. 

-Mogę do niej wejść?- pytam z nadzieją. 

- Tak, proszę. Może pani powie temu panu, co nie odchodzi od niej na krok, żeby wyszedł coś zjeść. Facet zaraz padnie z wyczerpania.

-Raczej mnie nie posłucha. Ale dziękuję. 

Wchodzę do sali, a za mną Amon. Łza spływa mi po policzku gdy widzę swoją przyjaciółkę, jedną z niewielu  najważniejszych dla mnie osób,  podłączoną do wielu urządzeń i kroplówek. Głowę ma obwiązaną grubą warstwą bandażu.  Obok jej łóżka na drewnianym krześle siedzi Zack. 

-Biedna Livie. To ja powinnam być na jej miejscu- wzięłam krzesło i usiadłam po drugiej stronie jej łóżka. 

-Nie mów tak. Żadnej z was to nie powinno spotkać- mój chłopak kładzie mi dłonie na barkach. 

-Ale to moja wina, że...

-Cisza- ucina Zack- budzi się- wszyscy spoglądamy na drobną postać na szpitalnym łóżku, której powieki powoli się podnoszą. 

-Liv...- szepczę szczęśliwa i łapię przyjaciółkę za rękę. Kąciki jej ust delikatnie się unoszą.

-Jak się czujesz, maleńka?- pyta Zack drżącym z emocji głosem. To piękna scena. Patrzeć jak bardzo mu na niej zależy. 

Jej wzrok błądzi po całej sali jaki i po wszystkich w niej zebranych. W końcu zatrzymuje się na Zacku. Dziewczyna przechyla nieznacznie głowę w bok a jej oczy otwierają się troszkę szerzej. 

-Kim ty jesteś?- pyta słabym, zachrypniętym, ledwo słyszalnym głosem i czas zatrzymuje się w miejscu. 

~*~

HEJKA ^^

Rozdział dłuższy niż ostatnio. Czaicie ten koniec? :ooo Liv straciła pamięć! :o 

Podobał wam się taki cały rozdział z perspektywy ostrej Kath? X"D

Kurde wczoraj rozdział, dzisiaj rozdział, nie przyzwyczajajcie się XDDDD

Kocham, wasza princessa67577 xx



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro