31. Co słychać w domu?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Liam

*****

Wpatrywałem się w ścianę, czekając aż zejdzie mi kroplówka. Nie miałem ochoty włączać telewizora.  Przeczytałem już dwie gazety, które przyniosła mi pielęgniarka, gdy o nie poprosiłem. Wcale nie byłem zdziwiony tym, że ktoś opisał wypadek w którym braliśmy udział. Byliśmy dość znanymi osobami w tym mieście. Na szczęście nie rozpisywali się o tym długo.

Gdy chciałem spróbować zasnąć, usłyszałem pukanie do drzwi. Spojrzałem w tamtą stronę zdziwiony. Pielęgniarki i lekarze od razu wchodzili do środka. Moim gościem okazał się Louis. Zajrzał niepewnie do sali, napotykając moje spojrzenie.  Dopiero gdy zachęciłem go by wszedł, zrobił to.

- Cześć - przywitał się cicho, siadając na taborecie przy łóżku.

- Witaj, Lou - odpowiedziałem, uśmiechając się przy tym. - Cieszę się, że cię widzę. Martwiłem się o ciebie, wiesz? Zayn zapewnił mnie, że nic ci nie jest, ale to i tak...

- Przepraszam - przerwał mi, spuszczając głowę.

Wzrok wbił w swoje palce, którymi się bawił. Nie patrzył już na mnie. Domyśliłem się, jak musiał się czuć. Ale to nie była jego wina. To nie on wsiadł w samochód będąc kompletnie pijanym i to nie on spowodował ten wypadek. Nie mógł przewidzieć, co wydarzy się tamtej nocy. Nie byłem na niego przez to zły.

- Co słychać w domu? - zapytałem, chcąc pociągnąć naszą rozmowę dalej. - Zee nie narzeka za bardzo?

- Nie - odparł. - Staram się mu pomagać, nie jest wymagający i nie chce odpoczywać. Przyjechał Harry z... Matthew.

- Dogadujecie się? - zapytałem ostrożnie wiedząc, że temat wszelkich miłości loczka potrafi wywołać niezłą burzę.

- Staram się go unikać. Wiem, że to dziecinne, ale źle się czuję, kiedy ta dwójka pożera sobie twarze na moich oczach. Obiecuję, że nie będzie żadnych kłótni. Zayn musi odpoczywać i nie wolno mu się denerwować. Poza tym... Harry wraca na uczelnie za tydzień.

- A ty w poniedziałek wracasz do szkoły i dobrze się uczysz, zrozumiano?

- Ale Zayn... - próbował zaprotestować.

- Póki jest Harry, Zayn poradzi sobie bez twojej pomocy. Wiem, że wolałbyś zostać w domu, ale nauka jest ważna.

Wysłuchał cierpliwie mojego kazania  odnośnie ocen. Nie burzył się, ani nie pyskował. Później zaczęliśmy rozmawiać na lekkie tematy. Nie wracaliśmy już do wypadku czy chłopaka Harry'ego. Cieszyłem się, że mogłem swobodnie porozmawiać z Louisem. Naprawdę było mi przykro, gdy przez ostatnie tygodnie uważał wszystkich za swoich wrogów i unikał nas. Często zakładał słuchawki i miał gdzieś nasze słowa. Kiedyś myślałem, że swój nastoletni bunt przechodził w wieku piętnastu lat, jeszcze wtedy nie wiedziałem, jak bardzo się myliłem. Im chłopcy byli starsi, tym więcej problemów z nimi mieliśmy. W zasadzie to z Lou. Kto by pomyślał, że nieśmiały siedmiolatek wyrośnie na takiego rozrabiakę?

Harry z kolei bardzo wydoroślał. Nie kręciły go dzikie imprezy z dużą ilością alkoholu. Zaczął interesować się modą. Często bywał w naszej firmie i przymierzał kostiumy, jakie projektował dla niego Fabio. Louis często śmiał się z jego wyglądu i zapewniał, że nigdy by nie założył tak śmiesznych ubrań. Nigdy nie namawialiśmy chłopców, aby poszli w nasze ślady. Ich przyszłość była ich wyborem. Nie chcieliśmy im niczego narzucać. Byliśmy szczęśliwi, gdy dobrze się uczyli, gdyż wiedzieli, że robią to dla siebie, nie dla nas.

Kochaliśmy obu chłopców tak samo. Nawet wtedy, kiedy przezywali się i ciągle kłócili. Byli po prostu nastolatkami i to rozumieliśmy.

- Będę już się zbierał - powiedział Louis, wstając z taboretu. - Widzę, że jesteś śpiący, musisz odpocząć.

- Nie, zostań jeszcze - poprosiłem, próbując zamaskować zmęczenie, które zapewne było dobrze widoczne.

- Odwiedzę cię jutro - obiecał, nachylając się nade mną, by delikatnie mnie przytulić. - Odpoczywaj, tato.

- Ktoś cię przywiózł?

- Nie, przyszedłem na piechotę. Krótki spacerek dobrze mi zrobi - zapewnił, lekko się uśmiechając. - Wracaj szybko do zdrowia.

Po pożegnaniu się wyszedł z sali. Znów zostałem sam. Mogłem sobie tylko wyobrazić jaka atmosfera panowała w domu. Louis nienawidził Matthew od samego początku. Najlepiej by było, gdyby przyjechał sam Harry. Niestety chłopak często przyprowadzał bruneta, co niezmiernie irytowało Louisa. Miałem nadzieję, że szatyn mówił prawdę, że nie wszczynali kłótni. Zayn wolałby wtedy chyba wrócić do szpitala, niż wysłuchiwać krzyków.

Ułożyłem się wygodniej na poduszce i zamknąłem oczy. Gdy już miałem zasypiać, do mojej sali weszła pielęgniarka. Odłączyła mnie od kroplówki, która podczas wizyty syna zeszła już cała. Poprawiła mi poduszkę, zmierzyła temperaturę i opuściła salę. Dopiero teraz mogłem odpocząć. Ponownie zamknąłem oczy i szybko zasnąłem. Byłem naprawdę zmęczony.

><><

Witajcie, kadeci!

Łapcie dziś jeszcze jeden ^.^

Nawet nie wiecie, jak cieszę się, gdy wymieniacie między sobą spostrzeżenia na temat tego ff, dostrzegacie przyczyny zachowania Louisa.

Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro