Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Oto twoje nowe królestwo - oznajmił Tony, otwierając przede mną drzwi i gestem ręki wskazał, abym weszła pierwsza. Pierwszym co rzuciło mi się w oczy, było ogromne okno, zastępujące ścianę, przypominające to, które miałam w domu. Tylko widok był inny. Jednak panorama miasta również prezentowała się pięknie. Spojrzałam zdziwiona na wujka, a na mojej twarzy po raz pierwszy od wyjazdu z domu pojawił się delikatny uśmiech. 

- Dziękuję - nie musiałam tłumaczyć za co, Tony od razu się domyślił. Lekko speszony przeniósł wzrok na swoje buty i podrapał się po głowie. Wiedziałam, że nie tylko dla mnie ta sytuacja jest trudna, ale dla niego też. W końcu nie sądzę, żeby wcześniej czuł się za kogoś odpowiedzialny, a zgaduję, że w tej chwili czuje się tak wobec mnie. Mimo wszystko widok zdenerwowanego Tony'ego był nawet zabawny. Zawsze wydaje się taki pewny siebie, ale dzisiaj zachowuje się jak nie on. 

- Rozgość się - powiedział przerywając ciszę. - Jakbyś czegoś potrzebowała to będę w salonie - oznajmił i wyszedł, zostawiając mnie samą ze swoimi myślami. Obejrzałam jeszcze raz pokój. Ściany wyglądały na świeżo pomalowane, gdyż nigdzie nie widziałam nawet jednej plamki. Dwie były jasno błękitne, a jedna siwa. Po lewej stronie stało dwuosobowe łóżko i regał na książki. Po prawej była szafa, obok której znajdowały się drzwi do łazienki. Całość dopełniał biały, puchaty dywan położony na brązowych panelach. Wzięłam głęboki wdech i rzuciłam się na łóżko. Nie ma co, widać, że Tony się przyłożył przy przygotowaniu pokoju. Nie był ani za bardzo wystrojony, ani pusty, za to wyjątkowo przytulny. Leniwie spojrzałam na swoje walizki. Prędzej, czy później będę musiała się rozpakować. Powoli zwlekłam się z łóżka i rozpoczęłam układanie rzeczy w moim nowym lokum.

Skończyłam godzinę później i z zadowoleniem spojrzałam na efekty mojej pracy. Wszystkie przedmioty były starannie poukładane na półkach i w szafie, jednak nawet nie łudzę się, że długo tak pozostanie. Mam duszę artystki, jednak porządku w pokoju długo utrzymać nie potrafię. 

Po chwili poczułam, że burczy mi w brzuchu. Przypomniałam sobie, że dzisiaj jeszcze nic nie jadłam, bo nie mogłam rano nic przełknąć, a za oknem zaczynało się ściemniać. Z niezadowoleniem wyszłam z pokoju i udałam się w stronę kuchni, licząc, że nikogo w niej nie będzie. Moje nadzieje szybko zostały zrujnowane, gdy zobaczyłam w pomieszczeniu dwóch mężczyzn, których nie znałam. Ukryłam się za drzwiami, zastanawiając się czy wejść, czy podarować sobie dzisiaj posiłki. Bardzo denerwowałam się przed spotkaniem reszty Avengersów, tym bardziej tak szybko. Kiedy już chciałam po cichu wrócić do pokoju, mój brzuch znowu dał o sobie znać. Niechętnie odwróciłam się w stronę kuchni. Wzięłam głęboki oddech i przekroczyłam próg pomieszczenia. Od razu poczułam na sobie ich spojrzenia.

- Ty pewnie jesteś Lily? - zapytał blondyn, na co pokiwałam głową. - Steve Rogers - przedstawił się, całując mnie w rękę. Muszę przyznać, że ten gest zawstydził mnie jeszcze bardziej i poczułam jak na moje policzki wkrada się czerwony rumieniec.

- A ja Clint Barton - przypomniał o sobie mężczyzna, siedzący przy stole. 

- Stark dużo o tobie opowiadał - powiedział Steve, próbując nawiązać rozmowę. 

- Na pewno same kłamstwa - odpowiedziałam wywołując śmiech Kapitana i Bartona. Podeszłam do lodówki, wyjmując z niej składniki na kanapkę. 

- Więc jak Ci się podoba nowe lokum? - zapytał Barton, kiedy usiadłam do nich ze zrobioną kanapką. 

- Tak naprawdę to widziałam dopiero garaż, windę, kuchnię, korytarz i mój pokój, ale na razie wszystko super - odpowiedziałam szczerze. - To powiecie mi co Tony zaplanował? - zapytałam z ciekawością, bo tak naprawdę nie wiedziałam co mnie tu czeka, oprócz tego, że mam opanować własne zdolności. Steve zmarszczył brwi na moją wypowiedź. 

- Mówisz do niego po imieniu? - zapytał. 

- Tak, bo zawsze mówi, że czuje się staro, kiedy używam słowa "wujek" - odpowiedziałam, na co mężczyźni pokiwali głowami w zamyśleniu. - To odpowiecie na moje pytanie? - przypomniałam się, widząc, że ich myśli zboczyły z tematu. 

- Nic nie zdradzimy - powiedział Barton z cwanym uśmieszkiem. - Ale nudzić się nie będziesz.
Pokiwałam głową. W to nie wątpiłam. Bo niby jak miałabym się nudzić, mieszkając w jednym wieżowcu z Avengersami? 

- To ja idę do siebie - powiedziałam, odstawiając talerz do zmywarki. - Dobranoc - uśmiechnęłam się do nich na pożegnanie i ruszyłam do siebie.

Steve

Odprowadziłem dziewczynę wzrokiem, kiedy wychodziła z kuchni. Z tego co mówił Stark Lily była radosną i pełną życia osobą, jednak na razie na to nie wyglądało. Pewnie opuszczenie swojej rodziny sprawiło jej ból, zwłaszcza przez okoliczności, przez które była zmuszona to zrobić.

- Co o niej myślisz? - usłyszałem pytanie Bartona. Odwróciłem się w jego stronę.

- Sam nie wiem - zmarszczyłem brwi. - Jest inna, niż mówił Tony. 

- Racja - przytaknął. - Ale niezła z niej laska - powiedział zabawnie poruszając brwiami, a ja lekko popchnąłem go ręką. 

- Nie traktuj kobiet przedmiotowo - powiedziałem, na co przewrócił oczami. 

- Kogo Clint traktuje przedmiotowo? - usłyszeliśmy głos Starka, który wszedł do kuchni ze szklanką whisky w ręku.

- Nikogo - odpowiedzieliśmy w tym samym czasie. Wiedziałem, że Tony jest bardzo opiekuńczy, kiedy chodzi o jego chrześniaczkę i nie chciałem wpakować Bartona w kłopoty przez głupi żart. 

- Okej - powiedział Stark, podejrzliwie nam się przyglądając. - W każdym razie poznaliście Lily? - zapytał po chwili.

- Tak, była tu przed chwilą - oznajmił Barton. 

- Tony, jak masz zamiar jej pomóc zapanować nad jej mocą? - zapytałem, gdyż to pytanie nie dawało mi spokoju. - W ogóle wiesz do czego jest zdolna? - dodałem. Stark potarł czoło w zamyśleniu. 

- Nie mam pojęcia - przyznał, po chwili ciszy. - Ale musiała tu przyjechać, żeby nie narażać rodziny i przyjaciół. Nas nie jest tak łatwo zranić - powiedział, na co pokiwałem głową. - Fury dzwonił - dodał. - Musimy jutro jechać na Helicarrier, żeby zdać raport z ostatniej misji, ale nie chcę zostawiać Lily samej już pierwszego dnia. Zostałbym, ale mam przy okazji sprawdzić ich system ochronny. Są podejrzenia, że ktoś mógł przechwycić jakieś dane.

- Może jechać z nami - zaproponował Barton, ale Tony pokręcił głową. 

- Nie mówiłem mu o Lily. Nie chcę, żeby od razu proponował jej przyłączenie się do nas - wytłumaczył, a ja musiałem przyznać mu rację. 

- Ja zostanę - zaproponowałem, a Stark spojrzał na mnie z wdzięcznością. 

- Jesteś pewien? - dopytywał. 

- I tak chciałem pójść biegać. Wezmę ją ze sobą, na pierwszy trening - rzuciłem, a Tony i Clint poparli mój pomysł. - Tylko Tony, zdajesz sobie sprawę, że ona jest smutna, będąc tak daleko od domu? - zapytałem, przypominając sobie jej lekko napuchnięte oczy. Jedyną odpowiedzią było głośne westchnięcie Starka.

Lily

Po prysznicu usiadłam przy oknie z blokiem kartek i ołówkiem w ręku. Zawsze kiedy byłam smutna rysowanie mnie uspokajało. Tym razem nawet to nie działało. Zaczęłam rysować kontury budynków, znajdujących się za oknem. Moje myśli jednak co chwilę odbiegały do domu. Poczułam jak pod powiekami zbierają mi się łzy, a pierwsza już po chwili opadła na kartkę. Zdenerwowana zwinęłam papier w kulkę i rzuciłam w stronę kosza na śmieci. Z bezsilności schowałam głowę między kolana, zaczynając cicho płakać. Nie chciałam, żeby ktoś mnie usłyszał. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko podniosłam głowę i przetarłam oczy. 

- Proszę - powiedziałam. W drzwiach stanął Tony z dwoma kubkami kakao w rękach. Jeden z nich podał mi, a ja przyjęłam go z wdzięcznością. 

- Jak się czujesz, Dzieciaku? - zapytał z troską w głosie, siadając obok mnie. Mówił tak do mnie odkąd pamiętam. Jestem już dorosła, ale wiem, że dla niego zawsze pozostanę małym dzieciakiem. Nie przeszkadzało mi to, bo przypominało mi o beztroskich czasach dzieciństwa, kiedy ze zniecierpliwieniem czekałam na przyjazd ulubionego wujka. 

- Dobrze - odpowiedziałam, wbijając wzrok w kubek. Nie chciałam go martwić. 

- Kontaktowałaś się z rodzicami? 

- Nie, o tej godzinie już dawno śpią - oznajmiłam, patrząc na zegar, który wskazywał pierwszą w nocy. Tony pokiwał w zrozumieniu głową. 

- Nie martw się, jestem pewny, że będziesz mogła szybko do nich wrócić - mówiąc to objął mnie ramieniem, a ja oparłam się o niego. Miał rację. Im szybciej nauczę się panować nad swoimi zdolnościami, tym szybciej wrócę do rodziny. - Chociaż nie wiem dlaczego miałoby ci się spieszyć opuścić twojego najlepszego, najwspanialszego, a także najcudowniejszego ojca chrzestnego - dodał, na co oboje wybuchnęliśmy śmiechem. 

- Nie zapominajmy o najskromniejszym - przypomniałam. 

- No, a jakże - przyznał, robiąc swoją firmową minę pt. "Jestem najlepszy, a reszta świata może mi skoczyć". - Jutro muszę wyjechać z resztą - powiedział nagle, a ja spojrzałam na niego zdziwiona i smutna. Rozbawienie sprzed chwili odeszło w cień. Nie chciałam zostawać sama w tym wielkim wieżowcu. - Kapitan zaproponował, że z tobą zostanie - oznajmił, widząc moje spojrzenie. Zdziwiłam się słysząc to, ale pokiwałam głową. Przynajmniej nie będę sama. - Wymyślił też, że w ramach pierwszego treningu wyciągnie cię na bieganie, więc lepiej dobrze się wyśpij - powiedział, a na jego ustach błąkał się delikatny uśmiech. 

- Ale chyba nie ma zamiaru mnie wykończyć już pierwszego dnia, prawda? - zapytałam pół żartem, pół serio, na co Tony się szczerze roześmiał. 

- Okaże się jutro - poklepał mnie po plecach, wyjął pusty kubek z moich rąk i skierował się do drzwi. - Dobranoc - uśmiechnął się, wychodząc. 

- Kolorowych. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro