Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziłam się po kilku godzinach. Za oknem wciąż było ciemno, więc spojrzałam na zegarek, który wskazywał czwartą nad ranem. Przetarłam dłońmi twarz i stwierdzając, że już i tak nie zasnę wyjęłam ciuchy do ćwiczeń, po czym poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, a następnie ubrałam przygotowane ubrania. Związałam jeszcze włosy w kitkę i wróciłam do pokoju. 

- Jarvis, czy wszyscy śpią? - zapytałam sztucznej inteligencji. 

- Tak, panienko Stark - usłyszałam odpowiedź, której się spodziewałam, ale wolałam się upewnić. 

- Mógłbyś mówić mi po imieniu? - dodałam. Nie lubiłam, kiedy ktoś się do mnie zwracał po nazwisku, bo czułam się wtedy starzej. 

- Oczywiście, Lily - powiedział, na co uśmiechnęłam się i wyszłam na ciemny korytarz. 

Jak najciszej ruszyłam do sali, w której trenowałam z Natashą, nie chcąc nikogo obudzić. Korytarze były zupełnie ciemne, co nie ułatwiało mi zadania, ale na szczęście po paru minutach znalazłam się w odpowiednim pomieszczeniu. Zaczęłam od krótkiej rozgrzewki, którą było rozciąganie. Kiedy poczułam się już wystarczająco rozgrzana, założyłam na ręce rękawiczki i podeszłam do worka treningowego. Musiałam poćwiczyć uderzenia, które wczoraj zaprezentowała mi Natasha. Na początku delikatnie biłam worek, zwracając uwagę na technikę uderzeń, ale za każdym razem zwiększałam ich siłę. Moje myśli zaczęły krążyć wokół rodziny. Jak bardzo chciałam wrócić do domu. Przez to rozmyślanie zaczęłam się robić zła. Moje emocje się kumulowały, a uderzenia były coraz mocniejsze. W końcu zaprzestałam i spojrzałam na swoje ręce. Były całe czerwone oraz opuchnięte. 

Usiadłam na ławce ciężko oddychając. Mój wzrok powędrował na zegarek, który wskazywał szóstą. Do pobudki któregokolwiek z współlokatorów została mi minimum godzina, więc postanowiłam, wyjść pobiegać. 

Wróciłam do pokoju po telefon i słuchawki, po czym skierowałam się do windy. Zdecydowałam, że pójdę w to samo miejsce, gdzie kilka dni temu biegałam ze Steve'em. 

Na miejscu założyłam słuchawki na uszy i włączyłam moją ulubioną playlistę. W moich uszach rozbrzmiał utwór "Believer" zespołu Imagine Dragons, a ja zaczęłam biec po parku. Miejsce było niemal puste, co nie było niczym dziwnym o tej godzinie. Po drodze minęłam kilkoro ludzi z psami lub biegaczy takich jak ja. Chociaż ja biegłam szybciej od nich. Utrzymywałam szybkie tempo przez dłuższy czas, aż muzyka się wyłączyła, a telefon zaczął wibrować. Niechętnie zatrzymałam się i wyjęłam urządzenie z kieszeni. 

- Halo - zaczęłam, nawet nie sprawdzając kto dzwoni. 

- Gdzie jesteś? - usłyszałam zdenerwowany głos Tony'ego. 

- Obudziłam się wcześniej i poszłam pobiegać. Spokojnie zaraz wrócę - oznajmiłam przewracając oczami, mimo że tego nie widział. 

- Aaa dobrze - powiedział widocznie uspokojony. - Do zobaczenia - pożegnał się i rozłączył.

Spojrzałam na godzinę, która wskazywała ósmą trzydzieści. Najwidoczniej biegałam już dość długo. Schowałam telefon oraz słuchawki do kieszeni bluzy i truchtem skierowałam się do Avengers Tower. Przypomniałam sobie o prośbie Bannera i w myślach podziękowałam sobie, że nie zjadłam jeszcze śniadania, co znowu nie było za dobrym pomysłem, patrząc na to ile wysiłku już dzisiaj miałam. Kilkadziesiąt metrów przed budynkiem poczułam, że kręci mi się w głowie, więc przystanęłam, chcąc odzyskać równowagę. Po paru minutach ruszyłam dalej spacerem do wieżowca. 

Wchodząc do windy od razu wybrałam piętro, na którym znajdowało się laboratorium Bannera. 

- Cześć, Bruce! - przywitałam się wchodząc. 

- O, jesteś. Cześć - odpowiedział, kiedy mnie zobaczył. - Usiądź, proszę - powiedział, wskazując na krzesło. 

Od razu wykonałam jego polecenie. Nie bałam się pobierania krwi, bo już kilka razy to robiłam. Banner odkaził mi zgięcie łokcia i założył opaskę uciskową. Po chwili miał w ręce strzykawkę i pobrał mi krew. Nim się obejrzałam było po wszystkim. 

- Dzięki - powiedziałam, kiedy podał mi mały wacik do wytarcia delikatnie wypływającej krwi. Szybko wstałam z krzesła, co wywołało ponowne zawroty głowy. Tym razem jeszcze silniejsze niż poprzednio, co zapewne było spowodowane pobraniem krwi. Zamknęłam oczy i złapałam się szafki, chcąc odzyskać równowagę. 

- Lily, wszystko w porządku? - usłyszałam głos Bruce'a, ale nie odpowiedziałam. Zamiast tego jeszcze mocniej chwyciłam blat szafki i zacisnęłam powieki. - Lily? Lily! - rozległ się jego krzyk, a ja poczułam, że upadłam na ziemię. 

***

Powoli uchyliłam swoje powieki. Obudziłam się w swoim pokoju. Odruchowo spojrzałam na zegarek, stojący na szafce nocnej zauważając, że już południe. Zaczęłam przypominać sobie wydarzenia z rana. Moja głowa wciąż lekko pulsowała, co nie ułatwiało mi wstania z łóżka. W końcu postanowiłam wziąć prysznic i się przebrać. 

Po wykonaniu tych czynności skierowałam się do kuchni, aby w końcu coś zjeść. W pomieszczeniu siedzieli Tony i Steve. 

- Jak się czujesz? - zapytał Stark, jak tylko mnie zobaczył. 

- Dobrze. Tylko muszę coś zjeść - powiedziałam, wzruszając ramionami i zaczęłam sobie robić płatki z mlekiem. 

- Nawet nie próbuj więcej ćwiczyć bez zjedzenia śniadania - zganił mnie Tony, a ja przewróciłam oczami. 

- Ale przecież nie mogłam zjeść śniadania, bo Bruce miał mi pobrać krew - wyjaśniłam, przewracając oczami. Usiadłam naprzeciwko nich, jedząc posiłek. 

- No to w takim razie mogłaś w ogóle nie ćwiczyć przed badaniem - stwierdził. 

- Gdzie jest Natasha? - zapytałam, chcąc zmienić temat. 

- Fury wezwał ją i Clinta na Helicarrier, więc dzisiaj nie masz już żadnego treningu - oznajmił Steve, na co odetchnęłam z ulgą. Naprawdę nie uśmiechało mi się jeszcze teraz ćwiczyć z Natashą. Chociaż żałowałam, że strzelania z broni też się dzisiaj nie nauczę. 

- Jadę na spotkanie, chcesz jechać ze mną? - zapytał Tony. 

- Niby po co? - zdziwiłam się. Nie bardzo uśmiechało mi się siedzenie na korytarzu, kiedy on byłby na spotkaniu. 

- Obok jest centrum handlowe - oznajmił, a na jego ustach błąkał się tajemniczy uśmiech. 

- To zupełnie zmienia postać rzeczy - wyszczerzyłam się. Nie żebym jakoś bardzo lubiła robić zakupy, ale potrzebowałam kupić kilka rzeczy. - Tylko wezmę torebkę - powiedziałam, odkładając miskę do zmywarki. Wbiegłam szybko do swojego pokoju, wzięłam portfel, który wrzuciłam do czarnej torebki i już byłam w kuchni. 

- No tempo to ty masz. Teraz poczekaj aż dokończę kawę - zaśmiał się Tony, wskazując na swój kubek, a ja usiadłam z powrotem na miejscu wzdychając, co znowu spotkało się z głośnym śmiechem Steve'a.

***

- To ile ci tam zajmie? - zapytałam Tony'ego, kiedy tylko zajęliśmy miejsca w jego McLarenie 570S. 

- Jak dobrze pójdzie to jakieś dwie godziny - powiedział, wyjeżdżając z garażu. - Potem możemy skoczyć na jakiś obiad - zaproponował, na co chętnie się zgodziłam. Stark szybko wyjechał na ulicę i z przerażeniem stwierdziłam, że już po paru sekundach prędkościomierz zaczął wskazywać 120 km/h. 

- Nie za szybko? - zapytałam, starając się ukryć przerażenie w głosie. 

- Oj uwierz mi, że i tak jadę wolniej niż zwykle - oznajmił Stark, nabijając się z mojego zdenerwowania. Po niecałych dwudziestu minutach dojechaliśmy na miejsce. 

- Jak skończysz to napisz - powiedziałam, chcąc wysiąść z auta. 

- Jasne, poczekaj chwilę - złapał mnie za rękę. - Trzymaj, na zakupy - wcisnął mi w rękę kilka banknotów.

- Nie, Tony, naprawdę mam swoje pieniądze - oznajmiłam, próbując mu je zwrócić. Głupio mi było przyjąć od niego gotówkę. 

- A ja naprawdę chciałbym abyś je przyjęła - powiedział i wysiadł z samochodu, zostawiając mnie w nim samą. - Wysiadasz, czy nie? - zapytał, otwierając mi drzwi. Szybko schowałam banknoty do portfela i wysiadłam z samochodu. 

- Dziękuję - powiedziałam tylko uśmiechając się. 

- I widzisz? Od razu lepiej - stwierdził, szczerząc się. - Centrum handlowe w tamtą stronę - stwierdził, kiedy zaczęłam iść w przeciwnym kierunku. 

- Przecież wiem - powiedziałam, zawracając. Usłyszałam jeszcze głośny śmiech Tony'ego zza pleców, na co pokazałam mu środkowy palec. 

- Kapitan nie byłby dumny! - krzyknął za mną, na co się zaśmiałam, przypominając sobie przewrażliwienie Steve'a na punkcie szanowania języka ojczystego. 

Po pięciu minutach spaceru w końcu znalazłam się w ogromnym centrum handlowym. I mówiąc ogromne, mam na myśli naprawdę ogromne. Jeszcze nigdy nie widziałam, aby tyle firm było w jednym miejscu. 

Najpierw skierowałam się do pierwszego sklepu sportowego, jaki zauważyłam. Bez przymierzania zdecydowałam się kupić trzy bluzki na treningi i dwie pary czarnych legginsów. 

Następnie zdecydowałam się poszukać jakiegoś sklepu z przyborami plastycznymi, co wcale nie było takie proste. 

Po drodze zauważyłam dużą księgarnie, do której weszłam bez zastanowienia. Żaden zapach nie równał się z zapachem nowej książki. Od razu ruszyłam do działu z książkami fantastycznymi, bo właśnie ten gatunek lubiłam najbardziej. Chodziłam między regałami jakieś piętnaście minut, po czym w końcu zdecydowałam się zakupić książkę pt. "Miasto Kości". 

Po opuszczeniu księgarni dalej szukałam sklepu plastycznego. W końcu znalazłam jedno małe pomieszczenie. Zadowolona, że w końcu tu dotarłam weszłam do środka. Półki były zapełnione rozmaitymi farbami, kredkami, blokami, pędzlami oraz innymi ozdobami. Po chwili zastanowienia zdecydowałam się kupić nowe farby olejne, pędzle oraz małe płótno. 

Szczęśliwa, że kupiłam to co chciałam, postanowiłam przejść się jeszcze po centrum, czekając na wiadomość od Tony'ego. Z rozbawieniem obserwowałam ludzi, których mijałam. Były to zazwyczaj rozchichotane przyjaciółki albo żony z mężami, po których widać było, że woleliby to popołudnie spędzić w domu. Najlepiej przed telewizorem, oglądając powtórkę meczu. 

Przechodząc obok jednej z witryn sklepowych, zauważyłam piękną sukienkę. Zazwyczaj nie jestem osobą, która lubi się stroić, ale ta kreacja wyjątkowo mi się spodobała. Po chwili wewnętrznej walki ze sobą postanowiłam wejść do sklepu.

- Dzień dobry! W czym mogę pomóc? - zapytała mnie ekspedientka, kiedy mnie zobaczyła.

- Dzień dobry! Chciałabym przymierzyć tę sukienkę z wystawy - oznajmiłam, uśmiechając się miło.

- Oczywiście, proszę przejść do przymierzalni, za moment ją przyniosę. Rozmiar 38?

- Tak - przyznałam, kierując się do wskazanego pomieszczenia. Po chwili kobieta podała mi kreację.

- Proszę bardzo - powiedziała, a ja uśmiechnęłam się w ramach podziękowania. Szybko przebrałam się w sukienkę. Kiedy już uporałam się z zapięciem zamka odsłoniłam zasłonę.

- Co pani myśli? - zapytałam ekspedientki, która stała niedaleko.

- Pięknie - powiedziała, odwracając się w moją stronę. - Wygląda jakby była uszyta specjalnie dla pani - stwierdziła, a ja zaczęłam przeglądać się swojemu odbiciu. Nie wiedziałam czy kobieta mówi szczerze, czy tylko próbuje sprzedać towar, ale sama byłam wyjątkowo zauroczona tą sukienką. Kreacja była koronkowa. Cała miała granatowy kolor, a od pasa została rozkloszowana. Ramiona były odkryte, a rękawy - długie.

- Kupuję - oznajmiłam po chwili, na co ekspedientka się uśmiechnęła.

- Buty też do niej dobrać? - zapytała. Zastanowiłam się chwilę. Nie wzięłam ze sobą żadnych eleganckich butów, ale gdybym jednak chciała się gdzieś wybrać w tej sukience to będę jakichś potrzebowała.

- Tak, poproszę - odpowiedziałam.

- Sugeruję klasyczne, czarne szpilki - zaproponowała na co przytaknęłam. Nie chciałam kupować żadnych wyszukanych butów. - Jaki rozmiar?

- 37 - odpowiedziałam, po chwili kobieta przyniosła mi szpilki, które założyłam. W połączeniu z tą sukienką wyglądały pięknie.

- Cudownie - powiedziała ekspedientka, jakby czytając mi w myślach. Szybko wróciłam do przymierzalni, aby się przebrać, po czym oddałam kobiecie sukienkę oraz buty, żeby mogła je zapakować. W międzyczasie sprawdziłam telefon.

Od Tony:
Skończyłem, czas na obiad :)

Od Tony:
Gdzie jesteś?

Od Tony:
Okej, czekam przy wejściu do centrum.

Od Tony:
Jeżeli mi nie odpiszesz, to wracasz taksówką ;)

Parsknęłam śmiechem, widząc jak krótka była jego cierpliwość. A przecież byłam w tym sklepie tylko chwilkę.

Do Tony:
Już idę, zasiedziałam się, sorki :)

Wyłączyłam telefon, mając nadzieję, że jeszcze na mnie czeka. Spojrzałam na ekspedientkę, która już kończyła pakować wszystko do torby.

- Proszę - powiedziałam, płacąc odpowiednią sumą pieniędzy.

- Dziękuję, miłego dnia - odpowiedziała, podając mi torbę z paragonem w środku.

- Wzajemnie - uśmiechnęłam się i ruszyłam do wyjścia z centrum. 

Przy samych drzwiach zobaczyłam, że kilka osób robi sobie z kimś zdjęcie. Kiedy podeszłam bliżej okazało się, iż tą osobą jest Tony. Uśmiechnęłam się, widząc jak Stark wziął małą dziewczynkę na ręce i robił sobie z nią zdjęcie. Na mój widok uśmiechnął się szeroko, po czym podszedł do mnie.

- Co tak długo? - zapytał, kiedy razem skierowaliśmy się na parking.

- Przymierzałam sukienkę - powiedziałam, jakby to miało wszystko wyjaśnić.

- O! I jak? Kupiłaś? - uśmiechnął się.

- A jak myślisz? - zaśmiałam się wskazując na torby, które niosłam.

- Myślę, że niesiesz ciężkie torby i że kiedy powiesz Kapitanowi, że cię nie wyręczyłem to będę musiał słuchać długiego kazania, jak to powinienem ci pomóc i tak dalej, więc daj mi to - powiedział, zabierając mi z rąk pakunki, na co się szczerze zaśmiałam. - To kupiłaś?

- Tak - uśmiechnęłam się.

- To dobrze, bo pojutrze wyprawiamy małe przyjęcie w Avengers Tower - oznajmił.

- Czemu? - zapytałam zdziwiona. Tego się nie spodziewałam.

- A tak jakoś. Bez okazji - Tony wzruszył ramionami. - Będzie paru znajomych.

- Twoich paru, więc mam rozumieć, że tłumy? - zaśmiałam się, a on mi zawtórował.

- Pewnie masz rację - powiedział ze śmiechem. - Wsiadaj, jedziemy na obiad - oznajmił, otwierając mi drzwi auta.

Podróż do restauracji zajęła nam parę minut. Tony oczywiście nie mógł się powstrzymać przed pokazaniem mi jak szybko potrafi jechać. Kiedy wysiadłam z samochodu, z ulgą stwierdziłam, że stoimy przy zwykłym fast foodzie. Nie lubiłam wyszukanych restauracji, bo nie wiedziałam jak się w nich zachować.

- To co zawsze? - zapytał Stark, a ja zmarszczyłam brwi. Ostatnim razem byliśmy razem na obiedzie kilka lat temu. - Tortilla, frytki i cola, prawda? - zaśmiał się widząc moją zdziwioną minę. Pokiwałam powoli głową.

- A może weźmiesz na wynos i usiądziemy w parku? - zaproponowałam, widząc, że restauracja jest zapełniona.

- Spoko, to poczekaj chwilę - powiedział, kierując się do kasy. Po kilku minutach wrócił z naszym zamówieniem, więc poszliśmy do parku naprzeciwko.

- To teraz mów - zaczął Tony. - Ile razy zdarzyło ci się użyć swoich zdolności i jak to wyglądało?

- Nie jestem pewna - odpowiedziałam, popijając colę. Nie za bardzo wiedziałam co mu odpowiedzieć. - Wydaję mi się, że już kilka razy przed tym incydentem, przez który tu przyjechałam, mogłam nieświadomie ją wykorzystać.

- A były sytuacje, w których jesteś pewna, że wykorzystałaś swoje zdolności?

Zamyśliłam się. Nie wiedziałam, czy powinnam mu powiedzieć o wydarzeniu przy wyjmowaniu szklanek z szafki. W końcu podjęłam decyzję.

- Wczoraj, kiedy robiłam obiad, jedna ze szklanek wypadła mi z ręki i tuż przed zderzeniem z podłogą zatrzymałam ją tą błękitną poświatą, ale byłam w takim szoku, że posłałam ją na sufit, gdzie się rozbiła, a wokół mnie powstała tarcza - opowiedziałam w skrócie, na co zmarszczył brwi i spojrzał na mnie uważniej.

- Chyba musimy poczekać na wyniki badań Bannera - stwierdził po chwili, a ja pokiwałam głową zgadzając się.

- Możemy zmienić temat?

- Pewnie, pomożesz mi jutro w pracowni? Jak za starych czasów? - zapytał, a ja ochoczo pokiwałam głową. Siedzieliśmy jeszcze w parku aż się ściemniło, rozmawiając i śmiejąc się. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro