28

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wosk skwierczał, gdy spotykał się z zimnymi kafelkami, którymi wyłożona była mała sala stanowiąca skład odczynników, ziół i przypraw. Ważono z nich eliksiry, maści i narkotyki. Każdy czasem musi zanurzyć się w swoim prywatnym świecie, z dala od trosk i bieżących spraw. To właśnie robił w tej chwili Eryk Getwald, medytował. Robił to od bardzo dawna... lubił transe, czuł wtedy że żyje, doznania były głębsze niż w rzeczywistości, ale równocześnie bezpieczne, na przykład przebita wątroba we śnie boli inaczej niż w realnym świecie. Ale Eryk Getwald nie śnił. Tak naprawdę nie spał od bardzo dawna. Chyba ostatni prawdziwy sen miał gdy zatrzymał się na prośbę przyjaciela na Wyspach Klanu Rayd. U tego samego, który go zdradził i oddał w ręce "lekarzy", którzy mieli uczynić go lepszą wersją człowieka, wbrew jego woli.

Ci samozwańczy naukowcy czerpali z tego jakąś zimną i cyniczną satysfakcję. Gdy eksperyment się skończył... Eryk Getwald przestał być sobą, stał się bardziej wyimaginowaną postacią, noszącą miano Cyrus Flokk. I czasami miał halucynacje, o rodzonym bracie, którego zamordował. Chyba. Czy on wogóle miał brata, rodzinę, żonę, syna? Sam się pogubił. Czemu wszystkich zabił? Czemu... czemu został tym, kim jest? Bo widzi w tym potencjał i cel. Wspaniały cel, który zakorzenił się w jego umyśle dawno temu, gdy Kontynent nie słyszał o Łowcach, a miano Białego Rycerza nie wyszło poza mury półświatka Mosforu. Zanim narodził się Carl Yorkish, zanim William Yorkish został jego partnerem, zanim został bandytą z Filipem Tregiem u boku, tym samym który dokonał tyłu niezwykłych rzeczy... on to wszystko wiedział. Miał cały plan w głowie. Od początku do końca. A na razie wszystko szło zgodnie z jego planem.

-Niech Stary Książę Gardic spoczywa w pokoju, i niech Atlur zlitował się nad tymi, co litości potrzebują. - zaśmiał się Getwald. Opanował się, gdy ktoś wszedł do pokoju.

-Panie... czy możemy przeprowadzić testy? - zapytał szeptem jeden z jego wielu sługusów. Jak większość personelu inteligenckiego się go bała, jego oraz przewagi ludzi uzdolnionych fizycznie, i nie mam na myśli kulturystyki rozrywkowej, tylko tortury i bolesne pobicia.

-Zapalaj! - podniecony pisk wyrwał się z popękanych ust, za którymi kryły się żółte zęby. Eryk lubił swój nowy styl, był przynajmniej chudszy. Mimo że twarz była poraniona, pokryta bliznami, a z miłej dla oka czupryny pozostały tylko cienkie szare pasma na skroniach, to mężczyzna się tym nie przejmował. Jego fizjonomia budziła strach i odrazę, choć ta druga była ukrywana. Bo ci, którzy jej nie ukryli kończyli na stole operacyjnym. Z uciętą głową i wyłupionymi oczami.

Sługa skłonił się i krzyknął coś na korytarz.

-Dzięki jeńcom wojennym z Traidelhallu mamy wystarczająco... baterii.

-Bardzo dobrze. Jestem w łaskach Drynna, nikt nie zadaje pytań. I niech tak zostanie. - szare oczy Eryka rozszerzyły się, gdy zgaszona lampa zaczęła wydzielać światło, a grzejnik ciepło. Wszystko działało jak należy. -Dobrze... zawołaj mi Helmuta Kalkena.

-Służę.

Po minucie naukowiec przyszedł, ubrany był w fartuch i długie skórzane rękawice, co stanowiło przeciwwagę dla ubioru jego przełożonego, który siedział w kręgu świec ubrany jedynie w bieliznę i lekki szal okrywający chude ramiona.

-Coś nie tak? - zapytał.

-Właśnie nie, wszystko w najlepszym porządku! Możemy rozpoczynać fazę drugą. - wyszczerzył się Getwald. - To będzie coś, czego ten świat jeszcze nie widział...

Następnego dnia wszytsko było gotowe, cały sprzęt oraz instrukcje wypłynęły w kilkudniową podróż, ale wszystko było zaplanowane na ostatni guzik, tak więc gdy mała skrzynka dotarła na miejsce przeznaczenia, lody topniały. Dosłownie. Po ogrzaniu ciała, masażu, nakłuwaniu igłami oraz przepuszczaniu prądu Łowca Plugastwa Gerg Kurt się obudził.

I od razu tego pożałował.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro