2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Spacerując ulicami Mosforu na pewno rzucił ci się w oczy brak większych cmentarzy. Wyjaśnienie jest proste. Mogiły posiadają bogacze, którzy sobie wcześniej takową wykupili lub odziedziczyli po arystokratycznym rodzicu. Z resztą społeczeństwa władza się nie cacka.

Wyrzucają zwłoki za Mur. Tam wszelakie upiory i inne nienazwane maszkary zajadają się zgniłymi ciałami. To samo dotyczy się Niewolników Mgły. Są to ludzie sprzed czasów Murów, którzy przystosowali się do życia z dala od wielkich miast. Mgła zawładnęła ich umysłami, sprawiając że stali się niezdolni do samodzielnej oceny sytuacji, stali się bezwolni, jak żywe trupy. Do życia popycha ich tylko głód.

Tymczasem Filip wyjrzał przez zakurzone okienko swojej kwatery. Był nią ten sam przybytek, w którym kilka godzin wcześniej rozmawiał z Getwaldem. Po kilkudziesięciu minutach picia, jego towarzysz oznajmił, że musi coś jeszcze załatwić, w wiadomo jakiej sprawie i ulotnił się. Treg jeszcze chwilę pił, lecz znużony wynajął pokój na samej górze i poprosił gospodarza, by poinformował Eryka, gdzie śpi.
Obudził go kac. Zmęczony starł brud z szyby i spojrzał na brukowaną ulicę oświetloną kilkoma lampami, rzucającymi nikłe światło. Uliczka była pusta.

Nagle drzwi pokoiku otworzyły się z trzaskiem i stanął w nich Eryk, ściskał pistolet.

- Ruszamy. Byłem na zwiadach. Nikogo nie ma. Szybko!

Ruszyli po schodach na parter. Zaspany oberżysta jak tylko ujrzał broń i dwóch zdeterminowanych mężczyzn, ulotnił się do piwnicy, ze strachu nie poruszając tematu zapłaty za kwaterę.

Padał lekki śnieg i wiał zimny wiatr. Filip okutał się szczelniej płaszczem, a Getwald zapiął kożuch.

- Tam jest granica z Górnym Miastem. - oznajmił po kilkunastu minutach marszu przez zawieruchę Eryk. - Siedzi tam dwóch strażników, ale nie idziemy bramą, oj nie... Nie mamy przepustek, ale tu, tuż przy murze, od naszej strony jest dom. Jego dach wystaje minimalnie ponad drut kolczasty. Po drugiej stronie, naprzeciwko jest okno gabinetu Proktusa I... Przebijemy się tam, ukradnę to, na co mam zlecenie... Ty będziesz mnie ubezpieczał. Jasne?

- No... A czy rozwalenie okna i strzelanina w środku nocy na pewno pozostaną niezauważone przez stróżów prawa? - zapytał kpiąco Filip.

- Spokojna głowa, Proktus jest... Gdzieś, w Dolnym Mieście, przeprowadza zbiór podatków na kościół, tak jak większość jego ochrony. Robią to po nocy, tak by nikt nie zdołał schować majątku i się nie wykpiwł od płatności... W rezydencji zostali maruderzy, rozwali się ich raz dwa... Po rozbiciu okna będziemy mieli około dziesięciu minut, a to czego szukam znajduje się w gabinecie, kumasz? Obstawisz drzwi, podczas gdy ja będę szukał...

- Ech... No dobra... - uległ Filip. - Ale dostaję połowę zysku.

- Zawsze umiałeś się ustawić, Filip... Stoi, partnerze.

Kamienica przy murze była opuszczona od wielu lat, więc nie było kłopotów z pierwszą częścią planu. Problem było natomiast przejście nad murem i wybicie okna. Między dachem a oknem były ze cztery metry.

- Co teraz? Jak przejdziemy? Ta szyba jest gruba jak... No jak ty, za przeproszeniem.

- Dzięki... Przynieś deskę z niższego piętra, migiem - warknął Eryk przestępując z nogi na nogę.

Filip zrobił, o co prosił jego wspólnik i ustawili deskę tak, że opierała się o dach i gzyms mieszkania Wielkiego Świętego. Tymczasem Getwald wyciągnął z torby pozłacany garłacz i załadował dziwny, zielony śrut.

- Dostałem od znajomka, nie dość, że wytłumia odgłos wystrzału, to jeszcze jest w stanie przebić się przez rzeczy grube jak ja cholerstwo... - Mruknął i balansując na desce przytknął lufę do szklanej tafli. - Gotowy?

Rozległ się cichy trzask i odgłos kruszenia szkła. Po chwili ponad połowa szyby leżała na ulicy w formie zmielonego piasku. Mężczyźni przeszli do ciemnego pomieszczenia najciszej, jak umieli. Słyszeli jakąś krzątaninę na niższych piętrach. Eryk pokazał na migi, by Filip poszedł do drzwi, a on tymczasem zaczął w skupieniu przeszukiwać szuflady biurka i skrzynie.

Treg wyjrzał na korytarz i oślepiła go jasność i stanął oko w oko z jakimś służącym, który z krzykiem zaczął biec w dół schodów, jednak nie dobiegł do kamratów, tylko trafiony kulą w plecy sturlał się z kilku ostatnich stopni.

- Co tam się dzieje, do cholery!?
- syknął Eryk, gorączkowo przeszukując kolejne szuflady, aż znalazł to, czego szukał. - Ha, mam... Pilnuj drzwi, ja sforsuję kłódkę...

Rozległ się huk pistoletu, metaliczny dźwięk i odgłos upadającego ciała.

- Eryk..? - spytał słabym głosem Filip, słysząc tupot nóg na schodach. - Co jest... Halo?!

Odpowiedziała mu cisza. Zbyt długa cisza.

Na podłodze leżał Eryk i szarpał się w konwulsjach, chcąc zatamować cieknącą z szyi krew. Zarzęził.

- Khhy... Znajdź... Go... Jesteś... mi to... winien... żeg... żegnaj...

W skrzyni, którą otworzył chwilę temu leżała kartka oraz dziwny mechanizm, który po otwarciu wieka naciskał spust pistoletu zamocowanego w rogu skrzyni.

Oto co było na niej zapisane:

Wybacz Getwald,

musiałem to zrobić, w końcu chciałeś wszystkich zrobić w konia i zwiać z łupem... Twój pracodawca to podejrzewał i poprosił mnie, by ci ucieczkę uniemożliwić. Huk zwabi straż i twoje ciało zostanie wyrzucone za Mur, jak inne... Żegnaj. Ten list jest pokryty specjalną substancją, która spali nie tylko papier, ale i pokój, tak że nawet to, co pisałem powyżej, z tym ciałem, nie będzie miało racji bytu. Do zobaczenia w piekle.

Biały Rycerz.

Kartka, a z nią skrzynia zapłonęły nagle żywym ogniem, który po chwili zaczął chłonąć leżące papiery i półki z książkami. Treg chciał jeszcze uciec przez okno, którym weszli, jednak deski już nie było...

Filip spojrzał na martwego przyjaciela.

- Z kim zadarłeś, Eryk... Cholera...

W tym momencie do pokoju wbiegł garnizon złożony z okolicznych patroli.

- Mamy tu grabież, morderstwo i podpalenie! - ryknął komendant i wycelował rewolwer w Filipa. - Stój, ręce tak, bym je widział! Nie uciekniesz...

Złodziej kalkulował jeszcze, czy upadek z takiej wysokości go zabije, jednak nie było co do tego wątpliwości... Niestety nie miał możliwości się nad tym zastanawiać, gdyż został ogłuszony przez jednego ze strażników.

Obudził się dopiero w celi. W niesławnym Głównym Posterunku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro