3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

PÓŁ ROKU PÓŹNIEJ.

William Yorkish był średniego wzrostu i postury, siwym już mężczyzną. Krótkie włosy, broda i ten błysk w oku sugerowały, że nie warto oceniać go pochopnie, gdyż może się to zakończyć nieprzyjemnościami. Nosił pomiętą żółtą koszulę na guziki, czerwony krawat, ciemnozieloną kamizelkę oraz ciężki prochowiec. Zawsze miał przy sobie manierkę że swoim ulubionym trunkiem - wódką, oraz załadowany pistolet skałkowy i sztylet. Przedmioty te były nader przydatne w jego pracy. Szczególnie manierka.

Dzień był spokojny, ale do czasu. Bo gdy posłaniec zapukał do drzwi, jego życie miało zmienić się o 180 stopni...

- Komisarz Yorkish? Mam list. - powiedział chłopak.

- Od dawna nie jestem komisarzem... Już od... Dawna... Teraz jestem prywatnym detektywem... No, masz tu za fatygę... - William podał chłopakowi kilka monet i odebrał kopertę z woskową pieczęcią. - Ej, czemu tu jest data sprzed sześciu miesięcy?

- Takie było polecenie. Nie moja rzecz, z naczelnikiem poczty gadajcie... Klient tak chciał i tyle... Żegnam, miłego dnia życzę.

- Nawzajem. - burknął Yorkish i zatrzasnął drzwi. Następnie zapalił świecę i w jej blasku odpieczętował tajemniczy list.

Od razu rozpoznał pochyłe pismo swojego zmarłego przyjaciela, Eryka Getwalda.

Drogi Williamie,
Piszę ten list z niepokojem, gdyż nie jestem pewien swojego sukcesu... Ruszam odkryć najmroczniejszą tajemnicę naszego miasta, jednak nie sam. Potrzebuję pomocy kamrata ze złodziejskich lat, Filipa Trega. W wypadku mojej śmierci odnajdziesz go i dokończycie moje dzieło... Pamiętasz, gdy uratowałem ci żonę? Teraz przyszedł czas zapłaty... Ale byś nie czuł się stratny, w kopercie jest tysiąc Świętych Monet. Zrób z nimi co zechcesz. Niech te pieniądze i dług przyjaźni popchną tę sprawę do przodu.

Szczerze oddany, Eryk Getwald.

W kopercie rzeczywiścue znajdowało się nominał opiewający na wpisaną w liście kwotę. To prawda, William był wdzięczny za to, co Eryk zrobił dla jego miłości, mimo tego, że po jej śmierci go za to obwiniał, w głębi duszy był wdzięczny... I teraz nadszedł czas, by odwdzięczyć się tym samym. Do tego pieniądze. Tysiąc przekraczał nawet najwyższe stawki, które pobierał za pomoc w sprawach kryminalnych, jednak ta sprawa była prywatna, osobista. Do tego był na stypie. Przysiągł wtedy, że dorwie tego, kto zabił mu przyjaciela...

Ten cały Filip... Słuch po nim zaginął, rzecz jasna, oficjalnie. Ze swoich źródeł detektyw dostał wiadomość, że niejaki Filip Treg siedzi zamknięty o chlebie i wodzie w celi, w Górnym Mieście.

Yorkish postanowił go odwiedzić. Przygotował na tą okoliczność iście bombowy pomysł...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro