5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dolne Miasto było niczym połączenie gospodarki rolnej, hodowlanej, górniczej i rybołówstwa. Nowe pokolenia z ojca na syna przejmują rodzinne obowiązki.

O ile w środkowej części najniższej dzielnicy Mosforu znajdowały się haty, obory, pola uprawne czy sadzone pod wycinkę lasy, tak na wschodzie wielki krater, skąd wydobywano węgiel, żelazo i inne minerały.

Na zachodzie natomiast płynęła rzeka Urk wpadająca do Jeziora Ortolana IV. Tam łowiono ryby oraz piasek. Filip i William przedostali się bez przeszkód do Dolnego Miasta i ruszyli od razu do Krateru.

- Gdzie jest kierownik zmiany, Jakub Krajer? Mamy do pogadania - Yorkish poinformował jednego ze spoconych i ubrudzonych węglem górników, klepiąc się znacząco po kaburze.

-T... Tam... - wyjąkał wystraszony pracownik i wskazał lofcik obok maszynerii opuszczania windy w głąb kopalni. - A... Ale jest zajęty...

- Idź tam, i powiedz, że ma gości. Jeśli nie przyjmie mnie u siebie w ciągu pięciu minut... Lepiej żeby nie było cię w pobliżu, dobry człowieku. - mruknął Will pociągając łyk alkoholu z piersiówki.

Wystraszony mężczyzna pobiegł truchtem do biura przełożonego, skąd rozległy się kobiece i męskie wszaski. Po chwili górnik wypadł za drzwi trzymając się za twarz. Tuż za nim szybkim krokiem wyszła kobieta, opasając się w biegu rozpiętą, lichą sukienką.

Jakub Krajer był niski, miał krótką, czarną bródkę i łysą, jajowatą głowę. Nosił podarte spodnie robocze oraz żółtą od brudu koszulę.
Kiedy ujrzał sylwetkę Williama, zbladł, wycofał się do biura i z pośpiechem zabarykadował drzwi.

Detektyw dał znak Filipowi, by za nim poszedł, a sam z rozmachem kopnął drewniane drzwi, które wypadły z zawiasów i w kawałkach spoczęły przy stole, gdzie stał przerażony kierownik zmiany.

- N... Nie ty! Już mówiłem... Spłaciłem wszystko... - jąkał się.

- Tak, płaciłeś. Tylko nie mi. Ale to nic... Możesz wykupić się za informację. Biały Rycerz. Co wiesz.

- Nic! - jęknął znów Jakub i zaczął gramolić się przez okno. - Zostaw mnie, diable!

- Ech... - mruknął Will, wyciągnął pistolet i strzelił w sufit. Jakub ze strachu przerwał ucieczkę i opadł pod ścianę zrezygnowany. - Następna kula przejdzie przez twoje kolano. Chcesz tego?

- Nie... Ale zrozum, Yorkish, on się dowie...

- Od początku. Kim jest Biały Rycerz, bo wydaje mi się, że jesteś w tym bardziej rozeznany ode mnie.

- N... No, to taki najemnik, jakich wiele... Tyle że nie. Pracuje dla elit, najczęściej z Górnego Miasta... Jednak często przychodzi tu, do Krateru po informacje. A ja mam dość kłopotów i bez zbirów... Więc pokornie przekazujemy mu informacje... Chyba z sześć miesięcy temu tu był ostatnio... Pytał się o podatki, które zbiera Proktus, kiedy i gdzie... Zabawne, bo tuż przed nim był taki jeden, inny, grubasek w kamizelce, nosił monokl. Wygadany...

- Getwald... - mruknął Filip.

- Tak, tak się przedstawił... Dał mi sto Świętych Monet, powiedziałem to samo, co dzień później Rycerzowi... I tyle...

- Czy to wszystko?! Bo zawsze mogę poprosić mojego kolegę, by połamał ci kilka kości... - zagroził detektyw, wskazując na towarzysza.

- Jest jeszcze coś... W nocy, kiedy spłonął dom Proktusa, on przyszedł do mnie... Wiecie, mam kontakty, znam każdego w Dolnym Mieście... Więc teraz potrzebował kogoś, kto zna język Raut, mówią nim w Hrauttengardzie, na południe od Mosforu... Więc jest taki jeden, przy młynie starego Flita, właściciel karczmy Pod Młynem... Podobno zna dobrze ten język przekazują go z pokolenia na pokolenie, taka tradycja. Bo widzicie, Rycerz miał jakąś księgę, dziennik, nie wiem co, jakieś notatki w tym języku...

- Dobra, karczma Pod Młynem... Dzięki, Jakub. W zamian nie powiem twojej żonie, co robisz, kiedy "jesteś zajęty". - Uśmiechnął się Yorkish i wyszedł z biura, a za nim pospieszył Treg.

- Wielkie dzięki... - burknął Krajer, zbierając porozrzucane papiery z podłogi.

Słońce prześwitywało przez warstwę chmur, było ciepło i przyjemnie, jak na codzienny klimat Mosforu. Filip zapytał kelnerkę o właściciela.

- Nie żyje. Od tygodnia. Ciało znaleźliśmy w rzece, obdarte ze skóry... - mówiła kobieta, gdy nagle na zewnątrz wybuchła panika.

- Ludzie! Jakub Krajer nie żyje! Ludzie! Morderstwo! - krzyczał jakiś górnik.

- Cholera... Szybko, trzeba to sprawdzić. - mruknął Treg i pierwszy pognał do Krateru.

- Już lecę... - zasapał się Yorkish, pijąc alkohol z manierki.

Trup leżał w biurze, tam gdzie ostatnio widziano denata. Nikt nie wchodził i nie wychodził. Ciało było obdarte ze skóry.

- Jak karczmarz... Bawi się z nami. Karczmarz był martwy od tygodnia, jednak Jakuba zostawił przy życiu. Chciał, byśmy z nim porozmawiali... I gdy wykonał zadnaie, zabił go - mruknął William. - Co jeszcze dla nas zostawił?

- Klienta Getwalda? - zaryzykował Filip. - Nawet jeśli nie, to warto z nim porozmawiać. I ewentualnie dobić za nasłanie na mnie i Eryka płatnego zabójcy...

- Dobry pomysł. Chyba nawet wiem, gdzie zacząć poszukiwania. W mieszkaniu Eryka, w Górnym Mieście. - oznajmił detektyw i łyknął jeszcze raz z manierki. - Nie ma czasu, wiem, gdzie trzymał klucze do domu... Może zdążymy przed Białym jak Mgła Rycerzem... Byłoby to bardzo pożądane...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro