32

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Bertram potarł zarost na swojej poparzonej twarzy. Wspomnieniem pamiętał jak ogień wyżarł mu tkankę na ciele, a wszystko przez zabicie pewnej osoby w nieodpowiednim miejscu i czasie. Specjalna bomba zapalająca, będąca wizytówką Haruttengardu zrobiła z niego żywą pochodnię. Ciągle to pamiętał, mimo że minęło prawie dwanaście lat, a on nie był pierwszej młodości, dobijał już do siedemdziesiątki, choć specyfiki które od dawna przyjmował skutecznie wydłużają czas pracy jego ciała. Ciała, jednak nie ducha. A Bertram Surio czuł się zmęczony swoimi przygodami i ranami. Ale zawsze wszystko kończył, każde zlecenie prędzej czy później zostało zakończone i przypieczętowane zapłatą. Biały Rycerz był swego czasu ikoną profesjonalizmu wśród zabójców do wynajęcia. A zabójca nie miga się od zlecenia. Teraz ktoś mógłby przywołać przykład Andrew Shone'a. Tak, tu Bertram miał pobudki osobiste, co nie zmienia faktu, że wykonał zlecenie - miał eskortować Andrew do Spopielonej Ziemi, dalej ich umowa nie sięgała. Podróż aż do granicy Berawen z Królestwami Południa była mu  na rękę, bo w międzyczasie dostał nowe zlecenie, jeszcze przed dotarciem do Traidelhallu, przesłane czerwonym krukiem, co oznaczało najwyższą wagę państwową. Król Mosforu prosił go o pomoc, obawiając się buntu w swoim mieście. Biały Rycerz nie mógł wrócić do Mosforu, nie miał czasu, a czystka w klasach rządzących była nieunikniona. Więc gdyby jedyny syn Huberta Balbdura II przeżył krwawy przewrót, Bertram Surio był zobowiązany do zapewnienia mu bezpieczeństwa. Kruk przyniósł mu razem z listem podpisanym przez króla klucz do jednej części podziemnego skarbca w Mosforze. Chcąc nie chcąc musiał dotrzeć do swojego rodzinnego miasta razem z Edrickiem by odebrać nagrodę. Kluczyk spoczywał na jego piersi owinięty na sznurku. Gdy się ocknął, nie poczuł jego ciężaru, bo przecież go oddał przy przeszukaniu w Doverstein. Teraz musiał odzyskać nie tylko Edricka i Serguina, ale i swój klucz do nagrody.

Z tą myślą wstał na kolana. Tłuczone szkło zachrzęściło, a generał Dan Geriho również się obudził.

-Żyjesz… Dobrze, jesteś mi potrzebny. Straciłem wszystkich ludzi, pewnie rebelianci ich dopadli. Cholerne Dzieci Pustyni, niech ich zaraza porwie… Ale nasza misja się nie zmienia. Musimy zakończyć to szaleństwo. Zrobię to, choćbym miał zrównać to miasto z ziemią. A ty mi w tym pomożesz.

-Skąd ta pewność, co?

-Bo nie dostaniesz swoich przyjaciół z powrotem, podobnie kluczyka, który ukryłeś w bieliźnie. Trudno było się do niego dostać… Spoczywa w bezpiecznych rękach wyczekując naszego powrotu z raportem misji. Jasne? Jesteś na mnie skazany. Tylko ja mogę wyciągnąć Serguina de Voy i tego małego zasrańca z obozu pracy.

-Dobra, wyraziłeś się wystarczająco jasno. Po co wam byłem potrzebny, tak w ogóle? - zapytał Bertram podając generałowi manierkę z zapiaszczoną wodą.

-Otworzysz przejście. U nas na południu korzystamy z krasnoludzkiej technologii zasilania miast, szczególnie takiego ważnego jak Yaghul. To miała być perła północnej prowincji Doverstein, postarano się o spory kryształ zasilający. Żebyś ty wiedział co można znaleźć w ziemi… Ludzie oczywiście nigdy nie dościgną krasnoludzkiej techniki i sztuki metalurgii, ale trzeba przyznać że robimy co w naszej mocy by przywrócić stare mechanizmy i by wynaleźć nowe, sprawniejsze. Takim projektem był system ogrzewania i zasilania centrum miasta, klejnot grzewczy potrzebuje chłodzenia, inaczej wybuchnie pociągając za sobą całą sieć połączeń włóknowych…

-Co?

-Ech… Jeśli odłączymy zasilanie głównego generatora, pociągnie za sobą następne, te które są z nim połączone. Będziemy mieli wystarczająco dużo czasu, jakieś dwie godziny…

-Czekasz na moją aprobatę?

-Nie, po prostu tłumaczę, co masz zrobić! Jesteś gorszy niż Pijak, gdziekolwiek się teraz znajduje… Drzwi do generatora to robota najlepszych. Rogivor z Akademii do spółki z Malkartem Vido. Najlepsi ślusarze, na ich zabezpieczenia stać tylko najbogatszych, jak nasz miłościwy cesarz. Zablokowali je na wszelkie możliwe sposoby, posługując się ludzkimi mechanizmami, krasnoludzkimi trybami i elfimi zaklęciami. Drzwi są praktycznie nie do ruszenia. Potrzeba pięciu kluczy które są w rękach Dzieci Pustyni, w każdym razie nie mamy do nich dostępu.

-A ja zdaniem cesarza idealnie nadam się do tej roli?

-Potrzebujemy włamywacza. A ty jesteś jednym z najlepszych. Podobno włamałeś się do apartamentu Proktusa I, zastawiłeś pułapkę i niepostrzeżenie wyszedłeś. Nie wspomnę o innych twoich wyczynach…

-Schlebiasz mi.

-Pewnie. Ale to ukazuje twój wielki talent…

-Dobra, dość gadania, i tak widzę że kipisz uznaniem dla mojej osoby. Mówisz że chcesz wysadzić miasto. A co z cywilami? Myślałeś o nich?

-A ty? Jeśli zaczniesz gadkę o tym chłopcu, to uświadomię cię, że w tej piwnicy było kilkanaście trupów równie naiwnych żołnierzy. Resztka mieszkańców Yaghul już wybrała stronę. Są po przeciwnej stronie barykady, a my przybyliśmy tu zakończyć to szaleństwo. Z rozkazu cesarza i z błogosławieństwem Buguanta. Poza tym, co cię obchodzą ci ludzie?

-Mam przyczynić się do ich zagłady.

-Jesteś zabójcą, więc rób co do ciebie należy, Surio! Ruszamy! - warknął Geriho wyraźnie rozdrażniony.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro