60

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wyrzuciłem koperty do kominka. Dostawałem ich już za dużo, denerwowały mnie. Minęły trzy miesiące od mojej decyzji porzucenia nauki, ale znajomi chyba ciągle niedowierzali i dopytywali się kiedy wrócę. Na początku cierpliwie wyjaśniałem swoją perspektywę, ale widocznie tego nie rozumieli. Dlatego od jakiegoś czasu wyrzucałem listy od byłych już przyjaciół z Kalifornii. Wydawałem pieniądze na książki o historii, okultystycznych praktykach, o artefaktach chcąc doszukać się korelacji między zapiskami ojca a rzeczywistością. Nie znalazłem nic. 

W panice począłem dzwonić do znajomych ojca z dawnych lat, jednakże ci znali go tylko jako zapracowanego biznesmena, bez tła natury osobistej… Na koniec sprawdziłem tajemnicze akta z jego podziemnej kryjówki. Z tyłu głowy miałem numer telefonu do Williama Burke, szefem tajemniczego projektu "BT-826 PROJEKT KOLORADO". Przeszukałem cały folder i znalazłem jeden, jedyny numer telefonu. Z bijącym sercem i duszą na ramieniu wykręciłem wskazany numer i przyłożyłem słuchawkę do ucha. 

Bip. Bip. Bip. Bip. Bip.

W końcu, gdy już miano mnie poinformować o niedostępnym abonencie usłyszałem trzask i metaliczny głos oznajmił:

-Przełączam na tajną linię, proszę czekać.

Czekałem. Całe osiem minut. 

-Halo? - spytałem nieśmiało w próżnię.

-Witam. Pan Levierhaut? 

-Jego syn. Ojciec zmarł…

-Wiemy. Ale nazwisko ma pan to samo, chyba nic się nie zmieniło. A skoro znalazł pan ten numer, musiał pan znaleźć akta. Może pan o tym nie wiedzieć, ale pański ojciec zarezerwował na ten projekt pół miliarda dolarów, są zamrożone na rządowym koncie, o to proszę się nie martwić. Jeśli pan chce, teraz pan jest patronem projektu z wglądem we wszystkie postępy i aktualną przepustką. Oczywiście, zostanie pan przesłuchany, tak na wszelki wypadek, żeby się nie okazało, że jest pan radzieckim szpiegiem. 

-Ja… ja chcę tylko odkryć, co zamierzał ojciec, który ostatnimi czasy stał się tak tajemniczą personą, że w sumie go nie poznaję. Czytałem jego zapiski, jego nierealne historie… i chcę odkryć jakie miał plany w Kolorado. Poświęciłem dla tego wszystko, a jestem gotowy poświęcić więcej, jeśli będzie trzeba - oznajmiłem twardo. Nasłuchiwałem.

-Dobrze. Proszę pojechać do Kolorado, jest tam dolina. Nazywa się Moulton. Jest tam urokliwe miasteczko z azylem, starym ogrodem botanicznym i lasem. Proszę przyjeżdzać. Będziemy czekać. Tylko… czy na pewno jest pan gotowy na takie poświęcenie? - spytał mężczyzna po drugiej stronie. Zawahałem się. 

-To niebezpieczne?

-Jeszcze jak. Ale te… badania mogą zmienić nasze postrzeganie świata, czasu i przestrzeni. Jeśli się pan nie boi, proszę wsiadać w pociąg. Jeśli jednak… jest pan niepweny, to radzę spalić wszystkie zapiski ojca. Nie możemy się narażać na zdemaskowanie. Jednak wtedy czekają pana konsekwencje. Działamy wspólnie z FBI, mamy agentów i naukowców ze wszystkich dziedzin. Pana ojciec stworzył swego rodzaju imperium. Ale czy młody syn jest gotowy podjąć jego dzieło?

-Tak. Chcę to zrobić. 

-Dobrze więc. Będziemy czekać w Black Abby Manor. Nazywam się William Morrison, ale odrzućmy tajemnice, w końcu będę dla pana pracował, panie Levierhaut. William Burke. Do zobaczenia.

Rozłączył się. Opadłem ciężko na fotel. Czekała mnie podróż życia. Do Moulton w Kolorado.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro