67

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przechodząc na czworakach wiele kilometrów jest ciężko, pewnie nikogo to nie zdziwi. Ale cięższe od tego jest przeciskanie się z plecakiem przez wąskie szczeliny czegoś, co niegdyś było kopalnianym tunelem. Co tam chodzenie, wypróżnianie się było dopiero koszmarem - na leżąco i w niewygodnej pozycji, Mirian poczuła tą niedogodność szczególnie dotkliwie. Grzyby, które dostali w Hrauttengardzie smakowały jak papier, jednak nie dało się im odmówić skondensowanej wartości odżywczych, czy to przez dorastanie w podziemnej jaskini czy przez nawóz, stanowiły nośnik protein i jeden taki grzybek wystarczał na pół dnia wędrówki ciasnym szybem. Przez cały czas nie rozmawiali, za bardzo byli pochłonięci niewygodną podróżą i chcieli zachować jak najwięcej energii na konfrontację w Mosforze, bo że do takowej dojdzie Edrick nie miał wątpliwości.

W pewnym momencie natrafili na dylemat: przejście było zbyt wąskie dla dorosłej kobiety, ale w sam raz dla młodego chłopaka. 

-Co teraz? - spytała Mirian ocierając pot z czoła. Na dłoni miała bandaż przesiąknięty potem, starą krwią i kurzem, rozcięła sobie głęboko rękę o wystający ze ściany drut, przez co podróż była jeszcze mozolniejsza. - Chyba dla mnie to przystanek końcowy.

-Przestań, musi być jakiś sposób… - Edrick znalazł jakiś stary drąg i zaczął ostukiwać zapadły strop tunelu w nadziei, że uda mu się rozszerzyć przejście choć o kilka centymetrów, niestety lity kamienny blok nie ustępował pod naporem drążka, doprowadzając tym samym Edricka do rozpaczy. - Musi być sposób…

-Jest. Weźmiesz trochę jedzenia i się przeciśniesz. Weźmiesz kamyk, by w nic nie uderzyć. Ja wrócę z resztką zapasów do Hrauttengardu, a gdy nabiorę sił, ruszę naokoło do Mosforu, chcę ujrzeć nowego króla na tronie. Jesteś już blisko, masz pierścień, broń, znajdziesz ich od tyłu. Będziesz musiał zdecydować o losie uzurpatorów, Edricku. Co z nimi zrobisz, jak postąpisz jako nowy władca… 

-Możesz… - jęknął Edrick będąc bliski płaczu.

-Nie mogę. To musi być twoja wola i decyzja. Od teraz… będziesz zdany tylko na siebie, chłopcze. Jak każdy król. Doradcy i przyjaciele przychodzą i odchodzą, a król musi być zawsze gotowy. Ruszaj. - Popchnęła go lekko z ciepłym uśmiechem. - Bertram pewnie trzyma za ciebie kciuki, gdzieś tam, w lepszym miejscu.

-Pewnie powiedziałby mi to samo - zaśmiał się cichutko Edrick i odrzucił drąg, otarł łzy i złapał plecak. - Ale… nie umrzyj gdzieś w tych tunelach, dobrze?

-Umiem o siebie zadbać, królu. Weź kamyk, może ci się przydać. Ja… odpocznę chwilę i wracam. Obyśmy spotkali się w lepszych warunkach, bez robaków i grzybków - zachichotała Mirian i na tyle, na ile było to możliwe w ciasnym tuneli i na czworakach, złożyła na jego czole pocałunek. - Teraz ruszaj. Musisz wymierzyć sprawiedliwość.

Edrick przywarł całym ciałem do nierównego podłoża i jak gąsienica zaczął się wić, ocierając się plecami o wystające z zawalonego sufitu części chropowatej skały, rwąc prsy tym koszulę i nieco skóry, ale w końcu wyszedł na drugą stronę.

-Żyjesz?! Udało się? - Usłyszał krzyk Mirian za sobą.

-Tak! Dalej tunel jest prosty i nie widzę żadnych zapaści! - odkrzyknął i wyciągnął przed siebie kamyk, oświetlając kilkanaście metrów bladym światłem. Swoją drogą kamień w jego rękach świecił trochę mocniej niż w dłoni Mirian. -To… powodzenia!

-Tobie też, królu! 

Ruszył dalej, ciągnąc plecak po ziemi, bo o założeniu go, ze względu na przestrzeń i pokaleczone plecy nie było mowy. Nie był w stanie powiedzieć, gdzie jest ano która jest godzina. Nie był też pewien, ile jeszcze drogi mu zostało by osiągnąć zaryglowane wrota tunelu w podziemiach Mosforu. Do tego czasu zdjadł trzy grzyby i wypił pół manierki wody, była to ostatnia racja która mu została. Po jakimś czasie poczuł, że tunel się rozszerza do tego stopnia, że był wstanie stać spokojnie.

Ostatnie kilometry pokonał chyba cudem, bo kiedy oparł się ciężko o żelazną zasuwę wrót niczym w skarbcu, czuł że zaraz wykaszle płuca i że wybuchnie mu serce. Ostatkiem sił odkręcił zasuwę przy pomocy kołowrotu i usłyszał ciężkie stuknięcie, gdy drzwi powoli ruszyły. Zaniepokoił się. Wiedział, że te wrota, podobnie jak te do Veredu, wymagają otwarcia zarówno ze strony tunelu, jak i z zewnątrz. Ojciec mówił mu, że królewski pierścień może posłużyć jako klucz bez względu z której strony się idzie. 

Ale skoro teraz drzwi stały otworem, to oznaczało że ktoś otworzył je od strony Mosforu. Ostrożnie pchnął drzwi i stanął twarzą w twarz z komitetem powitalnym.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro