22. Kocham Cię

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziłam się rano naprawdę wypoczęta jednak, gdy tylko wstałam, cały urok prysł. Zrozumiałam, że to dzisiaj jest ten dzień. Ten, na który czekałam tak długo, jednak w tym momencie nie chciałam, aby on nadszedł. Skończenie 18 lat wiązało się z tym, że musiałam zostawić chłopaka i najpewniej już nigdy go nie zobaczyć. Samo myślenie o tym sprawiało mi ból. Tak bardzo chciałam zapomnieć o tym, że to już dziś.

Od razu po wzięciu krótkiego prysznicu i ubraniu się, zeszłam na dół, gdzie chłopak już kończył robić śniadanie. Gdy mnie zobaczył westchnął krótko, jednak uśmiechnął się szeroko.

- Chciałem Ci zrobić śniadanie do łóżka - szepnął podchodząc do mnie po czym objął ramionami. - Najlepszego - uśmiechnął się przy moim uchu po czym odsunął. Pocałował w czoło, a po chwili powrócił do robienia jedzenia.

- Dziękuję - odparłam cicho. Nie byłam przyzwyczajona do jakichkolwiek życzeń i czułam się naprawdę dziwnie, gdy ktoś mi je składał.

Usiadłam przy wyspie wpatrując się w chłopaka tak jak prawie każdego ranka. Wiedziałam, że będę za tym tęsknić.

- Śniadanko - uśmiechnął się szeroko, kładąc obok mnie talerz.

***

- Gotowa? - spytał otwierając drzwi. Przytaknęłam niepewnie. Nie wiedziałam czego się spodziewać. Chłopak już od godziny chodził podekscytowany. Naprawdę bałam się co wymyślił. Gdy ostatnim razem szliśmy razem to zaprowadził mnie do wesołego miasteczka. Fakt, faktem, że było świetnie, ale nie raz się bałam na jakichś kolejkach, do których chłopak mnie wręcz zmuszał. Niby się cieszyłam wtedy, że mam pretekst, aby łapać go za dłoń, jednak wiedziałam, że wolałabym zostać na ziemi.

- Dowiem się gdzie jedziemy? - spytałam wsiadając do auta. Dziwnie się czułam będąc w długim rękawie. Zdążyłam się od tego odzwyczaić.

- Nie - pokręcił głową i wyglądał na naprawdę zadowolonego z siebie. Westchnęłam. Wolałabym się psychicznie przygotować na to co wymyślił.

***

- Żartujesz sobie? - spytałam, gdy zatrzymaliśmy się pod wypożyczalnią rowerów.

- Nie lubisz? - spojrzał na mnie zaskoczony, jednak już po chwili wyglądał na zawiedzionego.

- Nigdy nie jeździłam - przyznałam. Chłopak się uśmiechnął.

- Pora to zmienić - klasnął w dłonie widocznie podekscytowany po czym ruszył do drzwi.

- Nie mam ochoty na rozbite kolana - stwierdziłam idąc obok chłopaka.

- Dopilnuję, aby nic Ci się nie stało - mrugnął oczkiem po czym otworzył mi drzwi. Schowałam twarz we włosach, aby zakryć rumieńce po czym weszłam do pomieszczenia.

***

Dopiero pół godziny później udało mi się pojechać samej i co najważniejsze, chłopak nie pozwolił mi ani razu upaść na ziemię. Naprawdę o mnie dbał i się troszczył. To było naprawdę słodkie. Nie mogłam się przestać przy nim rumienić.

Zjechaliśmy tak cały park i kilka ulic aż w końcu oddaliśmy rowery, a potem chłopak zawiózł nas do domu i poprowadził za dom. Zabrał też ze sobą torebkę, taką co najczęściej się wkłada na prezenty. Jak się okazało niedaleko stawu została postawiona mała ławeczka z jasnego drewna, a zaraz przy niej stało drzewo, które dawało cień na mebel jak i w jego niedalekich obszarach. 

Usiedliśmy na niej, a nasze spojrzenia od razu się skrzyżowały. Jako, że była ona naprawdę małych rozmiarów, siedzieliśmy tak blisko siebie, że nasze uda się stykały.

Chłopak uśmiechnął się niemrawo po czym wyciągnął w moim kierunku prezent. Nie wiedziałam jak zareagować, nie spodziewałam się niczego.

- Chciałbym, abyś go miała - uśmiechnął się, gdy niepewnie chwyciłam za sznurki. Widziałam w jego oczach nadzieję. Wiedziałam, że ucieszę  się z byle czego, w końcu to był pierwszy prezent jaki kiedykolwiek dostałam.

Wsunęłam dłoń do opakowania.

- Nie wierzę - szepnęłam wyciągając aparat. Przyłożyłam dłoń do ust. Oczy mi się szkliły. - J - ja nie m - mogę tego p - przyjąć - spojrzałam na niego poważnie. To było zbyt wiele. Taki aparat z pewnością mało nie kosztował.

- Możesz - uśmiechnął się. - Jeśli kolor Ci się nie podoba to można wymienić jeszcze - przekrzywił głowę.

- Jest cudowny, ale ja na..

- Jest twój - przytuliłam go z całej siły. Nie dość, że dał mi bezpieczeństwo i szczęście to dodatkowo spełnił moje marzenie. Nie mogłam w to uwierzyć. - Cieszę się, że Ci się podoba - pogłaskał mój policzek, gdy się odsunęłam. Zarumieniona zwiesiłam głowę, a on od razu zabrał dłoń.

- Dziękuję za to wszystko - ponownie na niego spojrzałam niepewnie się uśmiechając.

- Nie masz za co. Cieszę się, że mogłem pomóc - potarł dłonie o siebie. Patrzył na mnie niepewnie.

- Powiesz mi w końcu dlaczego to wszystko robisz dla mnie? - spytałam obserwując twarz chłopaka. Wyglądał na naprawdę spiętego i zestresowanego. Chciałam mu dodać otuchy, więc złapałam za jego dłoń i ścisnęłam ją. Widziałam, jak trudno było mu to powiedzieć, ale chciałam znać odpowiedź.

W końcu podniósł na mnie wzrok.

- Kocham Cię - szepnął dotykając dłonią mojego policzka.

- C - co? - zamrugałam kilka razy oczami. Nie mogłam w to uwierzyć.

Kocha mnie. On mnie kocha.

Powoli opuścił głowę, a swój wzrok wbił w moje usta. Dawał mi szansę na sprzeciw. Widziałam to, jednak ja właśnie tego chciałam. Bałam się tego momentu, w końcu nigdy się nie całowałam i bałam się, że coś schrzanię, jednak nie mogłam się powstrzymać, aby chociażby nie spróbować jego ust.

Dotknęłam jego policzka po czym złączyłam nasze usta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro